ojciec przed początkiem roku, czytaj w kilka dni po bankiecie, chciał zrobić generalne zebranie żeby wiedzieć na czym stoi. konkretniej - gadanina.
lekko ziewnęłam, Draco delikatnie pogładził mnie po dłoni, a ja odpowiedziałam mu lekko zaspanym uśmiechem. niby nie musiałam spać, ale skoro nie ma mnie na przesuniętych na dzisiaj urodzinach Kastiela, również z powodu zebrania, a obok siebie miałam Ślizgona i jego perfumy oraz fakt, że ojciec mówił dość monotonnie to moje zaśnięcie gotowe.
- Ignis. - wezwał mnie. ocknęłam się. - dzisiaj twoja kolej. - wskazał na stół, lub może raczej sufit nad stołem. - Charity Burbidge, wasza była nauczycielka mugoloznawstwa. śmiało. - kobieta patrzyła na mnie błagalnie. wolała moje kły, niż ojca. dobrze wiedzieć. - i zrób nam tą przyjemność i nie zabieraj jej do Lochów, żeby ugryźć. ojciec się uśmiechnął.
cóż, Draco nie raz widział i jak zabijam, i jak się pożywiam. niesmaku mu to raczej nie powinno zrobić. a ja byłam głodna. i to jak cholera.
- z wielką przyjemnością ojcze. - podniosłam się z miejsca, delikatnie podleciałam do góry i zabrałam kobietę jednym szarpnięciem na dół. leżała na stole, oparta o moje ramię. - przykro mi ojcze, że nie zrobię wam wszystkim widowiska, ale - skręciłam jej kark. - jestem głodna. - wgryzłam się w jej szyję. krwi najlepszej i najczystszej to nie miała. bardzo dużo mugoli w rodzinie. - dziękuję. - otarłam kulturalnie usta o serwetkę i odsunęłam się. - Nagini, słoneczko wykończ posiłek. wezwałam węża. ona posłusznie wpełzła na stół, też pewnie głodna, pożarła ciało i wpełzła na rękę ojca. ja zajęłam swoje miejsce. Draco, starał się tak żeby mnie nie urazić, podał mi jednak pastylkę miętową.
uśmiechnęłam się, a ojciec nadal perorował.
- spokojnie Draco, moje zęby jakby to powiedzieć, wchłaniają wszystko co zostało z posiłku do wewnątrz. nie ma ani śladu krwi w moich ustach. ale - okradłam go z kolejnego cukierka. - miętą nie pogardzę.
uśmiechnął się, że nie odebrałam tego jako nic złego.
zebranie, NO NARESZCIE SALAZARZE!, się skończyło.
Draco porwał mnie na chwilę na górę.
- Igni, - pogładził mnie po szyi. - nie ma za wiele czasu. skoro jutro ty lecisz z braciszkiem do Weasley'ów, bo jest tam jakieś wesele z tego co mi mówiłaś. głaskał dalej. a ja słuchałam go uważnie.
- zostaw malinki i mnie puść. - skróciłam jego męki. lekko się uśmiechnął, ale najpierw położył mnie delikatnie na łóżku, pocałował mnie zachłannie, oj uwierz słonko mi też nie chce się u nich siedzieć, dopiero po buziaku zostawił malinki. po swojemu, oczywiście nie odpuścił podgryzienia dwóch, akurat tak że były na odległość kłów zrobione. - dobranoc Książę. wstałam i pocałowałam go w policzek.
- dobranoc Księżniczko. odpowiedział mi tak samo i poszedł spać.
zeszłam na dół. w salonie nadal palił się kominek a Narcyza i Lucjusz zaklęciami ustawiali meble.
- do widzenia. dobrej nocy. pożegnałam ich i nie czekając na ich odpowiedź deportowałam się za pomocą Ognia do domu przy Privet Drive 4. do mojego pokoju na stryszku.
pogładziłam kark, nadal czułam ciepło ust Draco na malinkach.
- dobranoc bracie. rzuciłam pół do Harry'ego pół do Kastiela, który teraz pewnie balował w najlepsze.
położyłam się spać. o tym, że wuj napisał mi wszystko co wiedział z Zakonu Feniksa o przenosinach, bo nie jest bezpiecznie, nawet zapomniałam. wiedziałam jedynie, że jutro wieczorem wylatujemy, wedle tego co wychwycił ode mnie Draco, do Nory.
no to ładne porównanie standardów. nie miałam oczywiście nic do rodziny Weasley, ale fakt faktem, nie grzeszyli oni bogactwem i dużą ilością metrów kwadratowych na jedną osobę.
dla przykrego porównania, ród Malfoy stawiał bardzo wysokie standardy, a że miałam przyjemność trochę u nich gościć, to mogłam się przyzwyczaić do marmuru i przepychu. bądź też faktu, że Draco mnie usypiał. ale miałam ze dwie, trzy jego koszule jako poduszki. nie zapowiadało się aż tak źle.
przynajmniej chwilowo.
lekko ziewnęłam, Draco delikatnie pogładził mnie po dłoni, a ja odpowiedziałam mu lekko zaspanym uśmiechem. niby nie musiałam spać, ale skoro nie ma mnie na przesuniętych na dzisiaj urodzinach Kastiela, również z powodu zebrania, a obok siebie miałam Ślizgona i jego perfumy oraz fakt, że ojciec mówił dość monotonnie to moje zaśnięcie gotowe.
- Ignis. - wezwał mnie. ocknęłam się. - dzisiaj twoja kolej. - wskazał na stół, lub może raczej sufit nad stołem. - Charity Burbidge, wasza była nauczycielka mugoloznawstwa. śmiało. - kobieta patrzyła na mnie błagalnie. wolała moje kły, niż ojca. dobrze wiedzieć. - i zrób nam tą przyjemność i nie zabieraj jej do Lochów, żeby ugryźć. ojciec się uśmiechnął.
cóż, Draco nie raz widział i jak zabijam, i jak się pożywiam. niesmaku mu to raczej nie powinno zrobić. a ja byłam głodna. i to jak cholera.
- z wielką przyjemnością ojcze. - podniosłam się z miejsca, delikatnie podleciałam do góry i zabrałam kobietę jednym szarpnięciem na dół. leżała na stole, oparta o moje ramię. - przykro mi ojcze, że nie zrobię wam wszystkim widowiska, ale - skręciłam jej kark. - jestem głodna. - wgryzłam się w jej szyję. krwi najlepszej i najczystszej to nie miała. bardzo dużo mugoli w rodzinie. - dziękuję. - otarłam kulturalnie usta o serwetkę i odsunęłam się. - Nagini, słoneczko wykończ posiłek. wezwałam węża. ona posłusznie wpełzła na stół, też pewnie głodna, pożarła ciało i wpełzła na rękę ojca. ja zajęłam swoje miejsce. Draco, starał się tak żeby mnie nie urazić, podał mi jednak pastylkę miętową.
uśmiechnęłam się, a ojciec nadal perorował.
- spokojnie Draco, moje zęby jakby to powiedzieć, wchłaniają wszystko co zostało z posiłku do wewnątrz. nie ma ani śladu krwi w moich ustach. ale - okradłam go z kolejnego cukierka. - miętą nie pogardzę.
uśmiechnął się, że nie odebrałam tego jako nic złego.
zebranie, NO NARESZCIE SALAZARZE!, się skończyło.
Draco porwał mnie na chwilę na górę.
- Igni, - pogładził mnie po szyi. - nie ma za wiele czasu. skoro jutro ty lecisz z braciszkiem do Weasley'ów, bo jest tam jakieś wesele z tego co mi mówiłaś. głaskał dalej. a ja słuchałam go uważnie.
- zostaw malinki i mnie puść. - skróciłam jego męki. lekko się uśmiechnął, ale najpierw położył mnie delikatnie na łóżku, pocałował mnie zachłannie, oj uwierz słonko mi też nie chce się u nich siedzieć, dopiero po buziaku zostawił malinki. po swojemu, oczywiście nie odpuścił podgryzienia dwóch, akurat tak że były na odległość kłów zrobione. - dobranoc Książę. wstałam i pocałowałam go w policzek.
- dobranoc Księżniczko. odpowiedział mi tak samo i poszedł spać.
zeszłam na dół. w salonie nadal palił się kominek a Narcyza i Lucjusz zaklęciami ustawiali meble.
- do widzenia. dobrej nocy. pożegnałam ich i nie czekając na ich odpowiedź deportowałam się za pomocą Ognia do domu przy Privet Drive 4. do mojego pokoju na stryszku.
pogładziłam kark, nadal czułam ciepło ust Draco na malinkach.
- dobranoc bracie. rzuciłam pół do Harry'ego pół do Kastiela, który teraz pewnie balował w najlepsze.
położyłam się spać. o tym, że wuj napisał mi wszystko co wiedział z Zakonu Feniksa o przenosinach, bo nie jest bezpiecznie, nawet zapomniałam. wiedziałam jedynie, że jutro wieczorem wylatujemy, wedle tego co wychwycił ode mnie Draco, do Nory.
no to ładne porównanie standardów. nie miałam oczywiście nic do rodziny Weasley, ale fakt faktem, nie grzeszyli oni bogactwem i dużą ilością metrów kwadratowych na jedną osobę.
dla przykrego porównania, ród Malfoy stawiał bardzo wysokie standardy, a że miałam przyjemność trochę u nich gościć, to mogłam się przyzwyczaić do marmuru i przepychu. bądź też faktu, że Draco mnie usypiał. ale miałam ze dwie, trzy jego koszule jako poduszki. nie zapowiadało się aż tak źle.
przynajmniej chwilowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz