wtorek, 5 sierpnia 2014

Rok VII Prolog i Rozdział Pierwszy Wesołe Wesele u Weasley'ów

obudziłam się rano, na poduszce obok mnie była róża.  Draco ... mówiłam, zero kwiatów przez miesiąc. uśmiechnęłam się. czy jemu zrozumienie słów "NIE chcę kwiatów" kiedykolwiek się uda w pełni poprawnie ?

wstałam z łóżka, podeszłam do lustra. malinki. masa malinek.  no tak, bo jak inaczej dręczyć Harry'ego na odległość ?

wzięłam szybki gorący prysznic i się przebrałam w lżejsze rzeczy. oczywiście podoczepiałam do siebie broń. bo jeszcze mi z głowy wypadnie i zabranie noży na wieczór.
zeszłam na dół, z tacy na owoce porwałam zielone jabłko.

Harry od razu nie był zadowolony moim wyglądem. malinki.
- Ignis, czemu jedziesz ze mną do Weasley'ów, a nie zostałaś u niego ? spytał z wyrzutem.
- braciszku ty się nigdy nie zmienisz. - pal sześć, że do jabłka dorzuciłam kilka kropelek ukradzionej Draconowi Euforii w płynie. - czemu wiecznie musisz mieć wyrzuty o to, że mnie do siebie zaprosi na wakacje ? wiesz co się stało na bankiecie, musiałam zostać, albo może raczej on poleciałby ze mną gdybym wróciła. - zaśmiałam się. - a to już by ci się NIE spodobało.
- wolałbym już chyba mieć was na oku.
- Harry jeśli ciśnie ci się na usta pytanie to je zadaj a nie rób podchody.
- dobierał się do ciebie ?
- nie. - ucięłam patrząc mu w oczy. twarz Harry'ego miałam w dłoniach. - braciszku, zaufaj ty mi choć w tej kwestii, że wiem gdzie jest granica między pysznym pocałunkiem czy malinkami, a podtekstami.
- dla NIEGO wszystko to jeden wielki podtekst.
- och przestań, nie rozmawiasz z nim, nie przebywasz z nim, nie mieszkałeś z nim i go nie znasz.
- nie chciałbym u niego mieszkać. prychnął.
uśmiechnęłam się. - mówisz tak, bo nigdy nie widziałeś jego domu. ba rezydencji. - westchnęłam. - ale nie kłóćmy się tu o Draco, bo znam go lepiej. - pacnęłam Harry'ego w nos. - było coś do mnie ? poczta, cokolwiek ?
- nie. nic. jedyne co był Spade jakąś godzinę temu, powiedział, że wieczorem mają wpaść do ciebie, bo coś tam.   rzucił brat.
- dziękuję. uśmiechnęłam się i wróciłam na górę.

spakowałam wszystko.   na dno kufra opieczętowane na nietracenie zapachu wszystkie koszule Draco, oraz, nie wiedział o nich, kilka jego zdjęć.  żebym miała do czego tęsknić.
reszta rzeczy, czyli te które nie drażniły brata, na wierzchu, ułożone w do zniesienia kompozycji.  Draci, ciesz się, jest lepiej niż było z moim bajzlem w kufrze.

usiadłam na łóżku, tyle lat, co ?

Dursley'e się wyprowadzali, w sumie nie robiło mi to różnicy, ja zawsze zimowałam z nosem w swoim świecie. popatrzyłam w szybę, powoli, może za sprawą Siostry, bądź ojca, się ściemniało. wieczór nastał szybciej niż zwykle.
albo może mi się tylko tak wydaje ? bo w końcu dla mnie to niewiele.

podniosłam się, zabrałam dwie katany na plecy i wyszłam na dwór. nikogo nie było.
wróciłam więc na dół, do brata.    ktoś zapukał do drzwi, Moody i reszta osób z Zakonu. weszli, rzucili rzeczy.
jeden z rudzielcy podszedł do mnie i potrząsnął moją ręką. - Bill Weasley, czytałem o twoim wypadku ze smokiem. - spojrzał na mnie. - naprawdę przykra sprawa. ale nikt, nawet nasz Charlie, by nie pomyślał, ze można dosiąść smoka i nie zostać przy tym zwęglonym.
- gdzie o tym czytałeś ? - zainteresowałam się. - smok ocalił mi skórę, fakt. szkoda mi go, mogli rzucić się na mnie, nie wyszliby z tego cało.
- czytałem o tym w japońskiej prasie, wydanie dla Anglików. nadmienił i przeszedł do mojego brata.   Harry oczywiście energicznie ich wszystkich powitał, ja byłam ze świata kompletnie innego. byłam w stanie wymienić każdy zapach każdego Śmierciożercy, ale nie członków Zakonu Feniksa.

- no dobra, bo nam go zabiją. - Moody zatrzasnął drzwi. - lecimy parami. - przydzielił nas. zostałam sama. - Ignis, lecisz z każdym po kolei, żeby nie mieli pojęcia, który Potter to prawdziwy Potter.
- co ? - Harry obruszył się. ja z kilometra wyczułam niepełny Eliksir Wielosokowy. - nie. nie będziecie dla mnie ryzykować.
- każdy wie na co idzie Potter, każdy jest bez Namiaru w przeciwieństwie do ciebie i Ignis.  dlatego lecimy tak, że nikt nie wyczuje, że zniknąłeś. podejrzewam, a nawet jestem PEWIEN, że Śmierciojady wiedzą o twoim przeniesieniu. dlatego lećmy jak najszybciej.

przerwał mu moje zwrócenie uwagi na drzwi. Kingsley zwrócił głowę w moją stronę.
- zaraz wrócę. mam kogoś do pożegnania - wyszłam, a za mną bliźniacy i Moody. podjechała do mnie czereda. każdy na swoim Harley'u. cały zespół.  no może nie cały, Dean i Micheal mieli motor na spółę, za to Kastiel, Spade i Lysander z Amber na siodełku mieli własne maszyny.  - słychać was z drugiego końca ulicy - przytuliłam się do każdego. - co jest ?
- wiemy, że wyjeżdżasz. my też, zespół poszybował. pierwsza trasa po UK. - wyściskał mnie Spade, potem para, Kastiel a na koniec Lysander też mnie przytulił. - tak więc, chcemy życzyć ci powodzenia.
- to ja WAM życzę powodzenia. - przytuliłam czerwonowłosego i Spade'a. - kurde, a pomyśleć, że nie tak dawno śpiewałam z wami na próbach garażowych. - spojrzałam na metala i kapelusznika.  nie chciałam ryczeć, ale cóż, poszło. Kastiel mnie przytulił, reszta się odsunęła o krok do tyłu. - powodzenia braciszku. mam coś - zawiesiłam mu na szyi nieśmiertelnik, nie był to typowy nieśmiertelnik, data, miejsce, grawer, no i prośba, żeby o mnie pamiętał i mnie od czasu do czasu odwiedził, bo był tam i adres mojego mieszkania. - pasuje.
- zamknij oczy. - zasłonił mi je jedną dłonią. drugą zapiął na mnie łańcuszek.  gitara, konkretniej robiona na wzór jego pomalowanej przeze mnie, z tyłu napis "dla Iskierki."  rozpłakałam się jeszcze bardziej, on tylko cierpliwie mnie w siebie wtulił. - podoba ci się. - stwierdził i pocałował mnie krótko, długi buziak nie pasowałby ani jemu ani Draco. - do zobaczenia.
- do zobaczenia. przytuliłam go po raz ostatni i puściłam z zespołem dalej.

- no to Malfoy chyba niezbyt szczęśliwy, że całujesz się z innymi. chociaż rozumiemy, że może cię odpychać. - rzucił Fred. - prawda George ? jego brat bliźniak zrobił udawany odruch wymiotny, kiedy Fred zacmokał.
- pieprzcie się. - warknęłam i wróciłam na Privet Drive. - Moody, potrzebujemy tych dwóch wesołków ?
- nie denerwuj się Ignis. - ukrócił. - wszystko jasne, to lecimy. na trzy. - Harry siedział w przyczepie motoru po Syriuszu, sterował Hagrid. - jeden, dwa. - rozłożyłam skrzydła. - TRZY !

nie przelecieliśmy mili, a już dostaliśmy się w chmury i gąszcz zaklęć. wrzeszczeli zarówno nasi jak i ci z Zakonu.  nie było w tłumie żadnego czystokrwistego, przynajmniej chwilowo. skręciłam kark jednemu, który atakował Kinglsey'a, za pozwoleniem ojca, i pal sześć że piłam krew wczoraj.
w końcu wyłonił się ktoś pachnący czystą krwią. szczególnie mi pachniał.
Draco.
zaparł się na Hagrida. a ja uparłam się, by wybronić i tego Harry'ego.

wyjął nóż ode mnie.
- ślicznotka a walczy. rozczytałam z ruchu jego warg.
- bo zerwę ci tą maskę. - wysyczałam i wyjęłam ostrze. Hagrid leciał i kierował. - jest mój. - zastawiłam mu drogę. - pokaż co potrafisz. - rozciął rękaw mojego płaszcza. nie lubiłam go,  nie miałam wyrzutów, że zleciał na dół. - wkurzyłeś mnie. - wysyczałam, wyprowadziłam cios, uniknął go. walki nie mogłam przeciągnąć, musiałam pilnować Harry'ego. - do zobaczenia.
szłam o zakład że cmoknął. - do zobaczenia.
- do pociągu granat skarbie. wyrzuciłam ostatie słowa i wyleciałam.

Harry słaniał się na nogach, a Hagrid zemdlał. mój braciszek kierował.
a za nim pojawił się ojciec.
musiałam mu przeszkodzić i wiedział o tym.
^ nie teraz ojcze. mam plan. ^ zapewniłam go i się zatrzymał.    ale po minucie doleciał do nas, a prawie zemdlony Harry wyciągnął nadgarstek. różdżka którą miał ojciec w ręce się rozprysła na dwie części. zatrzymał się i zawrócił.

wylądowaliśmy w bagnie.
- pięknie, gorset do śmieci. - wymamrotałam pod nosem.  przeszliśmy przez, dla mnie, słabą barierę, trafiliśmy do Nory, jak meldował mi Draco.  - Harry. brat podniósł się razem z gajowym, przeszli do domu. dopiero tam brat uściskał mnie i powiadomił o stracie Hedwigi.  współczułam mu, ale moi pupile cali i zdrowi.

Molly ugościła mnie na górze, tak jak Harry'ego, odesłałam tam nasze rzeczy, a niedługo po nas wpadł Kingsley i Lupin.
- jakie jest postanowienie Dumbledore'a ? - warknął murzyn do wilkołaka. - odpowiedz.
- Harry to nasza największa nadzieja, zaufajcie mu. - odpowiedział spokojnie. za to wzięli sobie mnie i Harry'ego  na tapetę. - pierwsza zasada Łowcy.
- chronić uczniów od pazurów, kłów macek i innych wrogich części bestii nawet kosztem życia. - wyrecytowałam. - a po co to ?
- to na wypadek podmianki ze strony Śmierciożerców.

poszli na dwór przepytywać innych, a ja usiadłam na podłodze.
poprosiłam Molly o herbatę.

potem wpadł George i jego ojciec.  wniósł go na kanapę,  rana w głowie. konkretniej dziura po uchu.
- Molly. - zawołał żonę. zaczęła lamentować, głaskać syna po rudych włosach, chwyciła za różdżkę i go uleczała. ja się tu nie mieszałam. nigdy nie dostał dawki mojej krwi, nie wiadomo jakby zareagował.  oczywiście on po przepytaniu wszystkich jak i na odwrót chyba wszyscy już wrócili. - mam wam coś do powiedzenia. - zwiesił głos. - Moody nie żyje. Fletcher się deportował jak tylko zobaczył Voldemorta, zaklęcie prosto w plecy. ciało spadło do Tamizy.
podniósł się Lupin. - trzeba je znaleźć ! wyszedł.

Arthur Weasley podniósł Ognistą Whiskey i podał każdemu z nas po kieliszku. ja z uprzejmości wzięłam alkohol.
- za Moddy'ego. kto jak kto ale on nie powinien płacić tej ceny. podniósł toast ojciec Rona.
wypiłam.   alkohol palił w gardle i drażnił, ale odciągał uwagę od straty.
Hagrid pił z wanny, no tak, to jest DLA NIEGO kieliszek.
zaczął chcieć się podnieść, ale cóż, półolbrzym niezbyt miał możliwość ruchu.  tak więc klapnął na podłodze.
- proszę pani, mogę go wyprowadzić. - zaoferowałam się.  Molly przystała na propozycję i po minucie Hagrid leżał w ogrodzie. - ja mogę spać na ze ...
- nie ma mowy Ignis. - kobieta uśmiechnęła się życzliwie. - mamy wystarczającą ilość łóżek. nie musisz nikomu ustępować.
- skoro pani nalega.  odpowiedziałam życzliwie.
- ach, Ignis, zapomniałabym ci powiedzieć, jutro planujemy urządzić wesele Billa i Fleur. oczywiście jesteś zaproszona, a myślę, że u ciebie problemu ze stosowną kreacją nie będzie.
- to żaden problem proszę pani.  dobranoc.  pożegnałam się i poszłam na górę.

nie mi decydować o sprawach Zakonu Feniksa, niech się sami tam naradzają.

przy drzwiach do pokoju, gdzie miałam mieszkać razem z Ginny i Hermioną, ruda stała nad moim kufrem i na wyciągniętej ręce trzymała w palcach białą koszulę Draco, tą z Balu.
zauważyła mnie a ja zamknęłam drzwi.
stałam jak wryta.
- co ty robisz ?  spytałam.
- myślałam, że może masz jakieś zdjęcia Harry'ego - zobaczyłam wyjęte fotografie Draco. - ale natknęłam się na to.
wtrynili się bliźniacy. - co to za zebranie za zamkniętymi drzwiami ? - spojrzeli na koszulę. - nie za mała na ciebie ? - wyrwali ją siostrze. - śmierdzi Malfoy'em.
- nie śmierdzi, a pachnie matoły - odebrałam własność, ale szybko przechwycił ją drugi z rudzielców. - oddajcie mi ją.
- nie no, męska solidarność każe nam poinformować Harry'ego, o tym, że masz w kufrze koszu - zerknęli. znaleźli jeszcze dwie. jedna granatowa, druga czarna. - koszule Malfoy'a. jak one się tam znalazły, co ?
- oddajcie je. - chcieli rozszarpać jedną z nich na części. - nie mogę dostać prezentu po wypaleniu, żebym w podróży miała jak sypiać ?
- pewnie nie było co oglądać, co ? - zażartował ten, który stał po mojej prawej. - mamy powiedzieć Harry'emu, że go rozbierasz ?
- pieprzcie się.

brat pojawił się przy drzwiach. - kogo Ignis niby rozbiera ? spytał lekko wkurzony.
pomachali mu koszulą. - Ginny znalazła to w kufrze twojej siostry, nie trzeba być geniuszem by domyślić się, że to fanty Malfoy'a, nawet nim śmierdzą.
Harry się wkurwił. - Ignis ...
- moje sprawy kogo pozbawiam koszuli. - warknęłam do braci Weasley i wrzuciłam rzeczy pod pieczęci ochronne i do kufra. - a wam nic do tego. syknęłam w stronę drzwi w których zniknęła cała czwórka. razem z Ginny poszli sobie.

^ Draco, Moody nie żyje.^
^ wiem, słyszałem od twojego ojca. poinformował nas o tym krótko. ^  odpowiedział mi myślą.
^ to fajnie. a do pociągu mogę liczyć na granat, prawda ? ^
^ zabrałaś mi go. ^  przypomniał lekko rozbawiony ale i udawał obrażenie.
^ oj no nie mogłam się powstrzymać. ^ musiał wyczuć moje usta na swoim policzku.
pogładził mnie po szyi, przewróciłam się na skórze.  ^ Ignis, czemu ty zawsze musisz mi coś podkraść ? ^
uśmiechnęłam się. ^ bo lubię twoje rzeczy. ^  odpowiedziałam.

znowu otworzyły się drzwi, tym razem weszła Ginny i Hermiona.  po krótkim "cześć" zaczęły się u siebie krzątać. zabierały rzeczy do kąpieli.

ja usiadłam na skórze, starałam się skupić. wolałabym pomedytować, przyuważyłam na tym senseia Tsenga. oczywiście on robił to na swój sposób, a ja bym zrobiła to po swojemu.
zeszłam na deski, usiadłam po turecku i wyprostowana. złączyłam ze sobą opuszki palców.  czekałam, aż wyczuję w nich przepływ Energii by zamknąć oczy i się skupić.   nie musiałam długo oczekiwać pojawienia się przeskoku i przepływu.
zamknęłam oczy, wyłączyłam się.   nie słyszałam nic. dopiero to, że Hermiona i Ginny zaczęły mną trząść wyciągnęło mnie ze stanu podobnego do śpiączki.
- Ignis, kolacja.
- o, przepraszam. ale się trochę wyłączyłam. - uśmiechnęłam się do nich, podniosłam się bez problemu i zeszłam z nimi na dół. - przepraszam, jeśli musieliście na mnie długo czekać. po prostu musiałam odpocząć i chwilowo się wyłączyć.

nikt nie patrzył na mnie oskarżycielsko, każdy miał zrozumienie. 
Molly chyba chciała coś powiedzieć ale się wyraźnie powstrzymała. 
chyba wolała coś sobie zachować. 

kolacji praktycznie nie zjadłam, poszłam zrobić obchód na polu. jednak ktoś mnie zatrzymał, tym kimś był Lucjusz z palcem na ustach. 
- Ignis, Dracon zabiera cię do szkoły, twój ojciec stwierdził, że wysłanie cię od razu do Pottera na pomoc byłoby powodem plotek wśród Ślizgonów.  wytłumaczył krótko i zniknął. 


wróciłam do Nory, poszłam spać w łóżku i tam też zasnęłam. 
nie miałam szczególnego snu, po prostu leżałam na trawie i podziwiałam niebo. 

  * Draco * 

ojciec przeteleportował mnie pod tą zapyziałą Norę, miałem wbić się na wesele a razem z Ignis pojechać do szkoły. 

z rudery wyszedł Weasley i spojrzał na mojego ojca. - Lucjuszu, co ty tu robisz ? zgubiłeś drogę ? 
- nie Arthurze, mam do ciebie prośbę. ta przysługa ci się bardzo opłaci. 
- o jakiej przysłudze mówisz ? 
- otóż, jedziemy na zjazd rodzinny, a Dracon dopóki nie skończy osiemnastego roku życia, traktowany jest jak dziecko, nie dziwię mu się, że nie chce jechać z nami. - ojciec doskonale grał wyuczoną rolę. - tak więc pomyśleliśmy, że może znalazłbyś, oczywiście za opłatą bo będę rad wam pomóc, jakiś kąt w swoim przytulnym domu. ojciec kłamał jak z nut. nienawidził wydawania pieniędzy, w tak bzdurny sposób. 
- ale tato mówiłem, że mogłem zostać w domu ze Zgredkiem i nie byłoby problemu. zaoponowałem. 
- wiesz jaki on jest, raz wszystko powyrzuca z szuflad a potem sam siebie ukaże i posprząta, nie chciałbym by coś ci się stało. 

jedyne co mogłoby mi się stać w pustym domu to odwiedziny i pobyt Ignis, wykorzystałaby każdą chwilę na pocałunek, była, prawie że, uzależniona od nich. uwielbiała je, szczególnie te, w których balansowała na granicy nerwów, to było dla niej najbardziej ekscytującym bodźcem. ja. 

usłyszałem kroki rodzicielki tego rudego ścierwa. - Arthurze, myślę, że możemy go przyjąć, zostało jedno wolne łóżko, niestety, w pokoju dziewcząt. 

Weasley nie miała pojęcia o tym, że jestem z Ignis. 

- nie jestem podglądaczem, proszę pani, mam jedną ukochaną i nie zmieni się to. zapewniłem patetycznie. 
- Arthurze cała decyzja należy do ciebie. 
- tak więc - ojciec przejął pałeczkę - ile byś proponował za gościnę ? 
- galeona. 
ojciec, tak jak przewidywałem, lekko się uśmiechnął. galeon za cały pobyt. 
- proszę, do końca wakacji zostało czternaście dni, oto - wcisnął zaskoczonemu rudzielcowi do ręki czternaście monet - a to - dodatkowe dziesięć - za ewentualne wydatki na niego. jeśli źle by się sprawował napisz do mnie sowę.
- to ... to za wiele Lucjuszu. 
- będę szczęśliwy mogąc wam pomóc. skłamał ponownie ojciec i zniknął. 

Weasley puknęła się w głowę - Arthurze, na śmierć zapomniałam. Ignis zajmuje to rzekomo wolne łóżko, znalazłam ją rano leżącą na jej skórze. 
- zapewniam, że nie zrobię im żadnych nieprzyzwoitości. ponownie musiałem się wkupić. 
- no skoro tak ... Ignis i tak nie reflektowała na to łóżko. - wzruszyła ramionami - ach Draconie, niedługo, bo za dwa dni wieczorem jest u nas wesele, ale myślę, że znalezienie odpowiedniego stroju nie będzie dla ciebie problemem. 

zniknęła. na mnie coś wypadło z piskiem, rzuciło się na mnie w pełnym biegu, dziękuję Anonimowcowi za AŻ TAKI rygor, złapałem to coś i dostałem pocałunek. 
Ignis, tylko ona z tych wszystkich dziewczyn by rzuciła się na mnie szczęśliwa. 
postanowiłem jej nie przerywać, chciałem się delektować jej ustami. 
- Draco - przytuliła się do mnie - co ty tu robisz ? 
- jestem. twój ojciec chciał bym dopilnował tego, że trafisz do Hogwartu. 
- chodź słonko. - zabrała mnie za nadgarstek. jednak w połowie ogrodu spochmurniała, zaczęła panikować jak kiedyś przy domku Bonesa. - Harry wyjął koszulę, chce ją spalić. poinformowała mnie drżącym głosem. 
- nie no... - dotarło do mnie, że mówi o mojej BYŁEJ własności. - która ? 
- ta z Balu, biała. 
- nie spali jej. - zapewniłem ją, objąłem i przyprowadziłem do salonu, dosłownie, nory. Potter zrobił wielkie oczy jak mnie TU zobaczył. - oddaj siostrze co jest jej. 
- chyba raczej było. - warknął a Igni zapobiegawczo złapała mnie za nadgarstek. - to śmierdzi tobą, Malfoy. wyrzucili cię z domu, że tu jesteś ? 
Igni wyczuła moją reakcję, sięgnąłem, z przyzwyczajenia, do kieszeni po różdżkę, celowałem Potterowi czysto między oczy. 
- Harry. - upomniała go siostra. - przestańcie. pamiętasz słowa twojego ojca. a poza tym Draci jeszcze mnie nie przywitałeś. 
lekko się uśmiechnąłem. - chyba nie mam cię witać teraz ? 
- Harry, oddaj mi koszulę. - teraz to ona się włączyła. nieugięty i zimny ton. - Harry nie rób tego. 
- czego ? - spytał, widział jej wzrok na koszulę - teeegoo ? - wrzucił ją w kominek - jeśli tak dobrze manipulujesz Ogniem to ... 
urwał, materiał odświeżony, odnowiony oraz mocniej pachnący i złożony w kostkę Ignis miała na rękach. 

- koniec. - wymamrotała - jeśli tak bardzo lubisz wpieprzać się nie tylko w moje życie ale też do mojego kufra, to nie radzę ci tego robić Potter.- bliznowaty zdębiał. - tak, dobrze słyszałeś. pakuję, podpisuję i wysyłam formuły by nazwisko zostało mi rodowe. - spojrzała na mnie czule - jeśli twój ojciec przekaże te papiery sprawa rozwiąże się natychmiast.
- ale ... jesteś pewna ? - pokiwała głową - wiem, ale zdajesz sobie sprawę iż mój ojciec nie ignorowałby takiego listu z twojej strony. zapewniłem ja. 
- jestem pewna Draco, papiery potrzebne ku tej zmianie mam na górze. - zabrała mnie za nadgarstek na piętro. oczywiście to z papierami to był tylko kit, w oficjalnych papierach ojciec za prośbą samego Czarnego Pana i za zgodą Ignis zmienił jej nazwisko na Riddle, ewentualnie Riddle-Potter.  wysyłała po prostu list do ojca, powielony w egzemplarzach.  - a teraz - pokazała mi łóżko. - przywitaj mnie. 

pociągnąłem ją delikatnie ku sobie, była blisko, ale jeszcze niewystarczająco do pocałunku.  zaczęła gnieść mi koszulę. - tej ci nie dam. uprzedziłem. 
- nawet jeśli poproszę ? - zrobiła krok w moją stronę. - nawet wtedy mi jej nie dasz ? 
pocałowałem ją.  
przerwałoby nam wejście do pokoju, gdyby nie to, że zatrzymałem przy sobie Ignis.  
ktoś kto wszedł, stanął na środku pokoju, odwróciłem na sekundę głowę i spojrzałem na osobę, wiewióra. 
- śniadanie. poinformowała lekko sugerując. 
Ignis pogładziła mnie po podniebieniu. delikatnie łaskotało, ale było to przyjemne. 
oderwałem się od niej, albo może raczej, musiałem ją oderwać. 
- przeżyjemy bez. - rzuciła Igni, patrząc na mnie. - prawda Książę ? 
- jeśli mnie nie ugryziesz to tak. - zażartowałem ale pacnęła mnie w brzuch. - no dobra, przepraszam. 
- nic się nie stało, ale uważaj bo będę kąsać ten twój złośliwy język. - pogładziłem ją po boku. - ale wiesz, ja bym jednak wolała powitanie niż śniadanie. 
wiewióra wzruszyła ramionami zrezygnowana i poszła na dół.

Ignis położyła się na materacu. nie zdziwiło mnie, że był twardy jak deska. 
- spokojnie, przecież dasz radę go sobie zmiękczyć. - zapewniła mnie ze śmiechem. - nadal nie rozumiem po co tu jesteś, ale jest dobrze. 


* Ignis * 

Draco pojawił się nagle w Norze, ale to i lepiej. mam z kim pogadać, do kogo się przytulić i komu wyżalić.
te dni przed szkołą tak bardzo diametralnie zaczęły być dla mnie lepsze, bo w końcu mam obok siebie Dracona.  

- może po to, żebyś pogodziła się z bratem ? spytał sugerując. 
- nie. nie będę do niego latać z prośbą o zgodę, nie ma mowy. - odpowiedziałam podnosząc się z łóżka. - on tylko na to czeka. nie, nie przekonasz mnie do zejścia na dół i gadania z nim. 

dobrym nośnikiem wiadomości byłaby Ginny, ale ona na pewno nie będzie chciała mi pomóc. 
a mi się samej nie śpieszyło spełnić oczekiwań brata i iść do niego by prosić o zgodę. nie ma mowy. 

Draco zaczął gładzić mnie po plecach. na uspokojenie moich nerwów. 
- Ignis ... zaczął. 
- hmm ? - odwróciłam głowę. poczułam jak mnie przytula. - Draco. chciałeś coś powiedzieć. 
- co by było gdybym cię z nim pogodził ? spytał cicho. 
- ty chyba - spojrzałam mu w oczy zła i lekko spanikowana. wiedziałam co miał na myśli. nie, nie chciałam powtórki z rozrywki. - nie ! nie. 
Ślizgon zaskakująco uległ. - dobrze skarbie. - pocałował mnie w policzek. - ale robię się głodny. 
- chodźmy na śniadanie, wypadałoby jeszcze pomóc w przygotowaniach do wesela ... 
- nie mam zamiaru i tobie też nie dam. zaparł się Draco. 
- jak sobie chcesz arystokrato. - stwierdziłam i oparłam się o niego. - Draci, mógłbyś podać mi sakiewkę ? wiesz przecież jak pachniesz.  - wyjął z niej od razu fiolkę. - dzięki.  odsunęłam się i wypiłam ją całą.  
- nie ma za co. 
- śpię na skórze. zastrzegłam. 

od drzwi usłyszeliśmy śmiech. 
- lepszy efekt płaskości uzyskałabyś kładąc ją na Malfoy'u. zero wypiętrzeń. zażartował jeden z rudzielców. 
auć, ranienie dumy Draco to zły pomysł na początek dnia. 
- jestem dobrze zbudowany w przeciwieństwie do was. warknął. 
- wiedziałam, że tak będzie. westchnęłam pod nosem.  
- ile niby podniesiesz ? prychnął drugi bliźniak.  
Draco spojrzał na mnie dość krytycznie. - a o co zakład że więcej niż wy ? 
- o to, że Ignis pocałuje każdego z nas w szyję. a jak wygrasz, w co wątpimy, to zostawimy was w spokoju. odparli chóralnie Fred i George. 
- wchodzę.  - przyjął zakład  ot,tak. - ile podnosicie ?
- ze trzydzieści. 
- jedna czy dwie ? wypytywał się.  oj, ważę sporo więcej niż 30kg.
- dwie. - przegraliście z kretesem. - a ty ?
- Ignis. wskazał lekko wzrokiem na drzwi. 
- ale jak nie zrobisz tego na weselu, to będę się gniewać. - odsunęłam się pod drzwi, wzięłam rozbieg i wyskoczyłam. złapał mnie, od razu przełożył na jedną rękę. - dobra ? numer zostaw na wesele. 
- jak sobie życzysz. - odpowiedział. - Ignis, ile ważysz ?
- a bo ja wiem ... ze wszystkim co na sobie mam tak z pięćdziesiąt dwa kilo na pewno. 
to zamknęło bliźniakom usta, wyszli cicho ale zostawili drzwi otwarte. 

Draco posadził mnie na swoich kolanach. wystarczyło mi siedzenie przytuloną do niego.  wtrynił się Harry. 
- Ignis czekamy na ciebie na dole od dobrej godziny. - powiadomił mnie. - na twoją pomoc Malfoy nawet nie liczymy, ale mógłbyś chociaż zwlec dupę na dół. 
- Draco ... - blondyn zacieśnił odrobinę uścisk jednym ramieniem, drugim sięgnął po różdżkę. - wiesz przecież o warunku dla którego tu jesteś.  skarciłam go. 
Harry złapał trop. - spokojnie, postaram się o list do twojego ojczulka. - zapewnił go, a on wstał.- jeśli tylko to cię odrywa od mojej siostry to wiedz, że jesteś najgorszego gatunku tlenionym idiotą i pudrowym lalusiem. 
Aryjczyk uodpornił się na jego uwagi, chciał już odpowiedzieć stosownie do obelgi ale weszłam między nich.
- myślisz, że czemu kurwa zmieniłam nazwisko ? bo mi się tak uśmiechało ? nie.mam tylko papierową robotę. - warknęłam do brata. - myślałam, że wielki Harry Potter ruszy dupę bo zauważy, że coś zrobił nie tak. ale widzę, że się przeliczyłam. czemu wiecznie musicie się kłócić ? - usiadłam na podłodze w kucki. nerwy wzięły nade mną górę. - chcę tylko żebyście się kurwa pogodzili. tolerowali.
Draco spojrzał na Harry'ego z pogardą, usiadł obok mnie. - Ignis - podniósł mi głowę. - chcesz zgody ? - pokiwałam głową.  wiedziałam, że Ślizgona da się przekonać, szczególnie, że wiedział jak mocno mi na niej zależało. zdawał sobie sprawę, że mnie uspokoi, dostanie nagrodę.   spojrzał z lekkim obrzydzeniem na Pottera. - skoro mamy się znosić, to może choć to zrobisz dla siostry.  -  nie wierzyłam w to co widzę, wyciągnął do niego rękę.  - ze względu na Igni. - drugą dłonią pogładził mnie po policzku. - no więc Potter.

- odwołasz papiery ? - brat spojrzał na mnie. pokiwałam głową twierdząco.  niechętnie przyjął dłoń arystokraty. - zgoda Malfoy, ale tylko ze względu na Ignis.  - wytarł rękę w podłogę. - ruszycie się na dół ?
- może. odpowiedział za mnie Draco.

brat nie chciał się obecnie użerać,  zszedł na dół i wyszedł do ogrodu.
- ja się pójdę wymyć. - pocałowałam Draco w policzek. - sen na skórze nie jest za dobry.
- leć. nie zużyj całej ciepłej wody, jeśli taka tu występuje. odpowiedział dość złośliwie i mnie pożegnał.

prysznic działał w pełni poprawnie, ciepła woda była samoistnie, tego luksusu nawet Weasley'owie sobie widocznie nie odmawiali, więc po kwadransie zakręciłam kurki i wyszłam.
Draco odczekał kilka minut aż zapach wywietrzeje i wszedł do łazienki.

poczekałam na niego i zeszliśmy na dół.
a tam piękny widok, Harry liżący się w najlepsze z Ginny.
a mi nie pozwala, jednak Draco miał mniej taktu niż ja.
- co, na nas krzywo patrzysz a sam sobie umilasz życie Potter ?
Harry odskoczył od wiewióry.
- Ignis ... - dziewczyna zawstydziła się, ale i była zła. - jak długo tu jesteś ? spytał.
- na tyle długo by widzieć, że jednak układa się wam. - prychnęłam. - ale MI wytykasz rok różnicy z Draco, i to nawet nie cały, kilka miesięcy. a ty masz dziewczynę o RÓWNY rok młodszą.
- za to Ginny ma zalety. odpowiedział mi.
- stąpasz po cienkim lodzie - wysyczałam, ale poczułam palce na szyi. - nie ma wad.
- nie ? a kto pozbył się Dumbledore'a !? - warknął przywołując tamtą sprawę. zadrżały mi wargi, musiał myśleć, że wymazałam to wspomnienie.  - i co, nagle twój kolega staje się zły !?
- nie wspominaj o tym. - odpowiedziałam bliska rozłamu. naprawdę nie chciałam wracać myślami do tamtego wieczoru. - nie w mojej obecności. - Draci mnie objął, w nim też odezwało się, nawet i gorsze od mojego, poczucie winy. - idę na spacer.
- wykluczone moja droga, poza Norą mogą cię złapać Śmierciożercy. upomniała mnie życzliwie Molly.
- tym bardziej pójdę. - uparłam się. - im mniej tego ścierwa tym lepiej.
- oo, czyli Malfoy'a też w najbliższym czasie zlikwidujesz ? dopytywał się Harry.
- PRZESTAŃ ! - wrzasnęłam mu w twarz. - nie chcę pamiętać tamtej nocy, mogłam go ostrzec, ale spartoliłam. i nie mieszaj się do czegoś co nie jest twoją sprawą. bracie. - zmierzyłam go wkurzonym wzrokiem i odetchnęłam. - ja idę. wrócę za jakiś czas. na pewno przed kolacją.

wyszłam za bariery Nory, za mną jak ten głupek wyszedł Draco.
- Ignis ...  zaczął karcącym tonem.
- nie dzisiaj. - odgoniłam go.  wyskoczyłam w górę i rozłożyłam skrzydła. - będę przed kolacją. posłałam mu całusa i wyleciałam jak z procy w stronę Londynu.

doleciałam do połowy drogi, tam wsiadłam do pociągu.
jechałam bez biletu, po co mi on.
konduktor szedł i sprawdzał je, ode mnie dostał hipnozę zielonym okiem i poszedł dalej.
ech, niektóre talenty są zajebiste. westchnęłam, rozsiadłam się na swoim miejscu, poczekałam do stacji King's Cross, stamtąd poszłam na metro i dojechałam na Camden.

przeszłam do swojego mieszkania, padłam na sofę.
miałam tak paskudny humor ...  cóż, oczyścimy Londyn z jednego chłopaka ulicy ?  nom. nudziło mi się.

przeszłam się na uliczki bliżej klubów. rozpoznałam jednego z posiadaczy odpowiedniego dla mnie interesu.
- nowa w dzielnicy ? - spojrzał na mnie krytycznie - co, pracy chcesz ?
- wal się. - odpowiedziałam ostro. - szukam towarzystwa. ufam, że masz u siebie jakiś innych chłopaków.
- czego szukasz ? uśmiechnął się.
- znajdź mi czarnowłosego. - zniknął za rogiem. przeprowadził jakiegoś posłusznie tuptającego za nim kolegę. czarne włosy, ciemne oczy, typ koreańskiej urody. żal zabijać, ale słodka krew oraz mój humor ... hmm ... trudno, poświęcisz się dla dobra ogółu. - można go od ciebie wykupić ?
mężczyźnie zaparło dech. - chcesz go wykupić ? na własność ?
- owszem. - potwierdziłam hardo.  mugolska kasa mi niezbyt była potrzebna, większa część moich interesów była na Nokturnie i Pokątnej. - ile ? kasa nie gra dla mnie roli.
- dziesięć kół i jest twój.
- masz - rzuciłam niedbale sakiewkę z kasą. - odliczone dziesięć patoli. a kolega - pokiwałam na Azjatę palcem, podszedł do mnie. - idzie ze mną.
- mów mi Michigo. rzucił kiedy doszliśmy już do mojej kamienicy.   weszłam po schodach miękko, on zaraz za mną.
- Ignis. - odpowiedziałam i wskazałam mu na kanapę. - rozgość się. na razie pozbądź się tylko koszuli. - zrobił to.  kilka tatuaży. udanych tatuaży, nie powiem.   spojrzałam na niego z góry, rozgościł się na sofie. - usiądź, będzie mi łatwiej na początek. - podniósł się, posadził mnie na swoich kolanach. wbiłam się w jego szyję. zacisnął uścisk, szykował na mnie srebro. - nie polecam ci tego. - szepnęłam mu na ucho. - tylko pogorszysz swoją śmierć. chcę cię zabić humanitarnie.
- nienawidzę wampirów. - wyrwał się, rzucił mi nożem w brzuch. - zabijam je.
- a ja zabijam tych którzy chcą mnie zabić. - warknęłam . chciał poprawić cel, ale byłam szybsza. pojawiłam się tuż za nim w chmurze niby-piasku i dokończyłam dzieła rozszarpując mu zębami gardło. - i tak to się skończyło.
spojrzałam w lustro, miałam całą twarz w krwi, zebrałam ją do ust, wyczyściłam też swój salon a zwłoki spaliłam.

spokojniejsza wróciłam do Nory, tym razem teleportując się w Ogniu do ich kominka. akurat jedli kolację, albo raczej zaczynali.
- mówiłam, że będę przed kolacją. - zażartowałam. widziałam, że Draco zniknął. - coś się stało ?
- wyszedł cię szukać, poza tym odebrał go jego ojciec twierdząc, że muszą coś załatwić na Pokątnej. obwieścił mi Arthur Weasley.
- szlag. - zaklęłam pod nosem. jednak Molly z pomocą Hermiony i Ginny wyciągnęła mnie siłą z kominka. - czemu ?
- nie będziesz się plątać po Pokątnej wystawiając Mu jak na talerzu.
- prędzej On by się wystawił. - uśmiechnęłam się. - umiem o siebie zadbać ...
- w to nie wątpię Ignis, ale zostajesz tutaj. Draco ma trochę oleju w głowie, znajdzie się. poza tym wyszedł z ojcem.
- proszę mi wierzyć - wiewióra przytrzymała mnie za ramiona na krześle. - nie jestem głodna - odmówiłam podobnie do grymaszącego dziecka, ale taka prawda. - żywiłam się po swojemu.
- skoro tak uważasz.- Molly wzruszyła ramionami. do pokoju aportował się Draco, w Wodzie. przytuliłam go. - no, wróciłeś kochaneczku. Ignis się o ciebie zaczynała martwić.
uśmiechnął się, posadził mnie obok siebie i zaczął jeść. mi też podał odrobinę mięsa, zjadłam ze smakiem.
Weasley'e byli zaskoczeni, ale nic nie mówili. w końcu, nie wypadało.

po kolacji poszłam na górę, Draco oczywiście razem ze mną.
dziewczyny patrzyły do pokoju przez uchylone drzwi, ale nie obchodziły mnie.

- mam dość. - rzucił arystokrata ściągając koszulę. oczywiście pozwolił mi się nacieszyć. - nie wiem co gorsze, Hogwart czy siedzenie tu.
- nie dramatyzuj. - oddaliłam jego niechęć. ale miałam powód. - nie będzie aż tak źle.
zasłonił się. - nie mam zamiaru tu siedzieć. gdyby nie gadanie ojca, zaprosiłbym cię do siebie.
- a myślisz, że Lucjusz wpuściłby mnie ot tak do pustego Dworu ? zaśmiałam się.
- owszem. - odparł szczerze, no tak, wpuściłby mnie. ale pod żelaznym regulaminem. - znasz mojego ojca.
- to nie znaczy, że by się zgodził. - Draco zgromił mnie wzrokiem. - wiem, wiem. przekonałbyś go, namówiłbyś, a dodatkowo Lucjusz sam by się zgodził.
Ślizgon spojrzał na mnie, widział jak idiotycznie postrzegam prowizoryczną zasłonę torsu. - nie jesteś dzieckiem, od lat widzę cię w szatni i jakoś tam nie masz oporów.
- tu jestem, psiakrew, gościem. - pogłaskał mnie po policzku. - nie chciałbym stąd wyjść, bo dostałbym niezły ochrzan od ojca.
^twojego czy mojego?^ spytałam.
^obydwu^  ukrócił.
- przesadzasz. - odsłoniłam sobie jego brzuch. - wstawiłabym się. - uśmiechnął się, nawet krótko zaśmiał, przygarnął mnie do siebie. - jesteś kochany.

usłyszałam udawany odruch wymiotny i śmiech.
Harry i bliźniacy.
Merlinie za co !?

nie zwróciłam na nich uwagi, miałam zajęcie. patrzenie na Draco.
- Ignis - rzucił okiem na drzwi - może - przywołał mój aparat. położył się, zrobił sobie zdjęcie. papier sam wyszedł z maszyny, od razu gotowy do podpisu.  i to też zrobił, podpisał zdjęcie. - zrobisz mi ten prezent ?
- owszem - wstał z łóżka, a ja położyłam się i zrobiłam sobie zdjęcie. wyszło z aparatu, podpisałam je dla Draco i podałam mu. - proszę.
Ślizgon bez słowa zabrał się z rzeczami do łazienki.
- to nie fair. on powinien iść jako ostatni. - zaczęła Ginny. - zasmrodzi całą łazienkę.
westchnęłam. - zaręczam, że nie "zasmrodzi", zna umiar. ale skoro to wam przeszkadza to mogę iść zaraz po nim, jeśli robi to wam problem. - pokiwały głowami. - a teraz, sorki ale muszę ogarnąć kufer. wolałabym nie chwalić się przed wami ilością broni.  wyszły, zamknęły drzwi.
a ja zaklajstrowałam zamki uniemożliwiając podglądanie i podsłuchiwanie.
przebrałam się do piżamy, miałam chwilowo dosyć moich ciuchów.
pod piżamą, oczywiście, starym zwyczajem bielizna.

poza tym korciło mnie by spojrzeć na Draco, w końcu ... Ignis idiotko, chcesz to idź a nie rozmyślaj. pogoniłam samą siebie i podeszłam cicho do drzwi.  widziałam jego ładne plecy, trochę blizn po zaklęciu Sectumsempra na nim zostało. usiadłam nisko pod drzwiami, ale spokojnie, nie mógł zobaczyć zniknięcia w ciągu ułamka sekundy.   wyrównałam oddech, ale myliłam się. coś zabrało mnie ddelikatnie za nadgarstki do łazienki.
- nieładnie podglądać. skarcił mnie.
- doprawdy ? - podniosłam się. miałam asa w rękawie, cholernie mocnego. - jakoś słyszałam jak mnie wołasz myśląc, że nikt tego nie słyszy. - zrobił wielkie oczy. - owszem, słyszy. ja to słyszę. - ciągnęłam lekko. sam mnie zmusiłeś skarbie. - nie powiem, że mam ci to za złe. to dla mnie tylko oznaka, że mnie bardzo lubisz - zbliżyłam się. - a ja spojrzałam na ciebie tylko raz.
- nie wiem ile razy sobie tak patrzysz, ale ten raz cię złapałem. - rzucił złośliwie. moje słowa go uspokoiły, wrócił mu ten cholerny humorek. - a należy się kara.
- chyba mnie nie uderzysz, co ? spytałam niepewnie.
pogładził mnie po policzku. - nigdy bym na ciebie nie podniósł ręki. - wymamrotał mi na ucho. - ale, skoro lubisz patrzeć. - cofnął się pod prysznic.  Merlinie niech on nie robi tego co myślę. zrobił. puścił wodę. trudno, niech myśli sobie co chce, ja chcę buziaka. - Ignis ...
- szt. - uciszyłam go krótko. - ja chcę tylko pocałunek. nic więcej i nic mniej.
- a magiczne słowo ?  dobrze się bawisz Draco ?
- niedługo będzie to "Imperio". - wymamrotałam pod nosem, ale on tylko się lekko uśmiechnął i pocałował. oczywiście dla lepszej zabawy woda stała się lodowata. czego efektem było moje przytulenie się do niego bardziej. - dziękuję. a teraz - wyszłam spod prysznica i wysuszyłam sobie ubrania. - tobie radzę zrobić to samo. a ja idę spać.
chciał coś powiedzieć, ale w końcu prysznic sam mi zafundował.

położył się na łóżku, oczywiście zmiękczył sobie materac. wygodniś jeden.
- a ty ? spojrzał jak kładę się na skórze.
- sprawdza pokoje, po kontroli do ciebie wskoczę. zapewniłam go, Draco położył się i starał zasnąć.

do sypialni weszły Ginny i Hermiona.  nie pytały o nic, nie rozmawiały, po prostu spojrzały na nas, na łazienkę, zebrały się.     najpierw jedna potem druga poszła spać.
godzinę po nich weszła do nas "cicho" Molly Weasley sprawdzić czy wszyscy śpią na swoich miejscach.

rozejrzałam się, one śpią jak zabite, bądź dobrze udawały.
wstałam, wtryniłam się do Draco.
- no i ? a magiczne słowo ?
- co ty się taki porobiłeś, co ? - położyłam się przy nim. - mogę spać na skórze skoro nie jestem proszona.
widziałam jego uśmieszek. - nie wyganiam. - przykrył nas kołdrą. - dobranox.
- dobranox.   odpowiedziałam i zasnęłam.

obudziłam się w środku nocy, zlana potem.  dotknęłam policzków, łzy popłynęły same z siebie.  wyrwał mnie ze snu koszmar.   najgorszy w swoim sorcie.
- Ignis ... - Draco patrzył na mnie czujnym i czułym wzrokiem. - co jest ? czemu płaczesz ?
- zły sen. - chciałam go oddalić, ale nie. - naprawdę, nic takiego.
spojrzał na mnie z politowaniem. - a twój ojciec był Gryffonem. - prychnął. - o co chodzi.
- koszmar. - zaczęłam. - twój pocałunek z Harrym. to jak chciałam skoczyć, ale pojawiłeś się z nim. stał na początku wejścia do Wieży, patrzył na mnie, spojrzał na ciebie. podszedł, objął cię i ... i kiedy skoczyłam to cię pocałował.   wtuliłam się w niego.  czułam jak Draco głaszcze mnie po plecach, karku.
lekko mnie podniósł - powtórzę - spojrzał mi w oczy - nienawidzę Pottera. tamto było błędem i nic nie znaczyło. czy twojemu zakichanemu braciszkowi pozwoliłbym się wciągnąć w Pakt Trojga ? - ciągnął zdenerwowany. jego niechęć do Harry'ego wychodziła. - czy twojego cholernego braciszka bym tak traktował ?
- odpowiedz mi na jedno pytanie. - skinął głową nieznacznie. wiedział pewnie o co chcę spytać. - czy ... czy pomożesz mi go chronić pomimo twojej jawnej nienawiści do niego ?
- raczej go nie wsypię. - stwierdził i znowu mnie przytulił. - Ignis ...
- nie. - ucięłam. czułam, że koronkowe ozdoby stanika się przebijają przez materiał piżamy. ale cóż, nie moja wina, że leżę płasko. - Draco ... - zaczęłam cicho, jeszcze ciszej niż poprzednio. - odpowiesz mi szczerze ? - skinął głową. - czy o mnie myślisz ?
zbiło go to pytanie z tropu.  - tak.
och mogę być wredna ? - wyczuwam - pogładziłam go po brzuchu i spojrzałam mu w oczy. - spokojnie skarbie, nie jesteś jedyny. też o tobie myślę. - lekko się uśmiechnął. ale biło mu o czaszkę pytanie "czemu mi to mówisz? do urodzin masz dużo czasu." - mogę mieć prośbę ? oczywiście odwzajemnioną. - zapewniłam szybko. - jeśli nie chcesz zrozumiem. - był kompletnie zaskoczony. och wy wszyscy, sami brudno myślący. - czy mógłbyś przesyłać mi raz na jakiś czas swoje zdjęcie ?
- mógłbym ale czemu ? spojrzał na mnie jakby wcale nie myślał przed sekundą o czymś kompletnie innym.
- bo widzisz ... podejrzewam, że list z prośbą o moje pojawienie się u brata nie dotrze do mnie długo przed urodzinami lub trafi zaraz po nich. więc niecałe dwa i pół miesiąca. owszem, wspomnienia zostaną, ale w podróży ... no ... miło byłoby spojrzeć na znajomy uśmiech, znaną twarz, ulubiony tors.
uśmiechnął się, przewrócił mnie tuż obok swojego boku. - odwzajemnisz to ?
- dotrzymuję słowa. - pocałowałam go w policzek. - no więc ...
- prześlę ci je raz na jakiś czas.  zapewnił mnie.
uśmiechnęłam się, przerzuciłam z powrotem do leżenia na nim i pocałowałam Ślizgona. on, dość zaskoczony, oddał mi przyjemność. po chwili jednak mnie cofnął.   - o świcie wracam do siebie. zaczęłam
- dobranoc. uciął dyskusje.
- dobranoc. odpowiedziałam i przytulona zasnęłam.

oczywiście o świcie ciężko mi było iść na miejsce, tuż obok by się wydawało, przy łóżku na skórze.
- dobranoc kiciu. położył na mnie koc, który miał pod poduszką.
otuliłam się zapachem. - widać, albo może raczej, czuć, że na nim spałeś. 
- czemu ? 
- zapach jabłek i wanilii. jakże ładne połączenie jako szampon. 
zdziwił się, ale krótko. - mogę ci go zabrać. 
- nie - przykryłam się szczelnie. - śpij dobrze Draco. 
- dobranoc Ignis.  pożegnał mnie. 

rano, obudziły mnie głosy Ginny i Hermiony. 
- no dzisiaj dzień wesela, a on nic nie pomógł. Ignis pomijam, bo ona zawsze robi co chce. 
- Ignis zagoniłaby go do roboty, ale zabrał go ojczulek Malfoy kiedy dowiedział się, że jego syn ma parać sobie ręce pracą. poza tym ona nie miała wczoraj humoru. 
- nie broń jej. ja jakoś też nie przepadam za Fleur a jakoś pomogłam w weselu. gdyby oni się wczoraj ruszyli dzisiaj nie bylibyśmy jeszcze w proszku. 
- ciszej Ginny, bo ją obudzisz. 
- bardzo dobrze, może ocknie się i Malfoy. - ciągnęła ruda. - jak w domu śpi do południa to jego problem ale tu na ósmą jest śniadanie. jakoś w Hogwarcie wstaje, to czemu tu się ten księciunio nie ruszy. 

do pokoju weszła też Molly. - a to co ? Dracon jeszcze śpi ? no cóż, dziewczynki idźcie na dół, ja go obudzę. - kobieta zobaczyła, że ja weszłam sobie spokojnie do łazienki. - Draco, słońce wstało ty też możesz. 
wymamrotał coś niezrozumiałego. wyglądał słodko, ale od razu wiedziałam, że udaje. 
wyszłam ogarnięta z łazienki,   po krótkim prysznicu wszystko wydaje się lepsze. 
- może ja się nim zajmę proszę pani. - wciągnęłam powietrze. - coś się zacznie przypalać. 
- biszkopt ! - odwróciła głowę matka Rona. - jesteś pewna, że go obudzisz ? 
- spokojnie proszę pani, proszę zająć się ciastem. 

- Draco. - nic. podeszłam o krok bliżej łóżka. - Draco. - dupa. tak pogrywasz ? nie, nie będę wredna i nie zmienię się w węża.  kolejny krok, nachylałam się nad nim. - Draco słońce. - przerzucił mnie na swoje łóżko.- a teraz to nie śpisz. - zażartowałam, ale zaczął mnie łaskotać.  oczywiście ja rzucałam się po materacu, a on mnie trzymał i łaskotał. patowa sytuacja. - no puść mnie cholero jedna. 

do drzwi zajrzał Harry, widząc moje "wyrywanie się" Draconowi. - puść ją Malfoy. widzisz, że cię nie chce. nie dziwię się. 
- twoja siostra ma mnie przeprosić. - spojrzał na mnie - prawda skarbie?
opanowałam na chwilę śmiech. - no puść mnie. 
- nie, to nie, - ponowił ataki. - i tak dostanę to czego chcę. 
- dobra, puść mnie - wyrwałam się na sekundę. - przepraszam kochanie. 
Draco się uśmiechnął i pocałował mnie w policzek. - wszystko jasne. a teraz znikaj Potter. 
- będziemy na dole za kwadrans nie więcej. zapewniłam brata. 

gapie znikli.  przynajmniej miałam takie wrażenie. 
Draco przewrócił mnie pod siebie. 
- chyba sobie kpisz. 
- kwadrans. - odpowiedział mi. pocałował mnie. nie lubiłam pośpiechu, ale niestety. - idziemy ? wyszedł z pościeli ubrany. 
- ech, jesteś niemożliwy. - zażartowałam i zeszłam na dół. usiadłam przy stole, pusto.  - ech - wyjrzałam za okno, stawiali namiot za pomocą magii. posłałam im odpowiedni wiatr, namiot ustawił się od razu. - ile jeszcze im to zajmie ?
- ojciec uchylił mi rąbka tajemnicy - zaczął cicho, ale byliśmy kompletnie sami. - na weselu pojawi się niespodzianka, chcą wypłoszyć Pottera. będzie zabawnie i nie mówię tu o konkursie na "idiotę wieczoru".
- skąd TY to wiesz a JA NIE ?
- nie zawsze twój ojciec mówi ci swoje plany co do Pottera. akurat tego nie miał okazji ci przekazać, poprosił mnie, swojego zaufanego sługę i jednocześnie twojego chłopaka, o przekazanie ich do ciebie.
- och na temat korespondencji porozmawiam z nim innym razem. - poklepałam się po kieszeni, przy pasku miałam sakiewkę, a w niej wszystkie swoje rzeczy. obecny na górze kufer został spakowany. - mógł napisać.
- wolał nie ryzykować.
westchnęłam, wypiłam herbatę i wstałam. - chodź. przydajmy się na coś.
- nie mam zamia - urwał, zabrałam go tam za nadgarstek. - Ignis.
- masz różdżkę ? masz, nie udawaj głupiego. - pstryknęłam palcami, reszta konstrukcji się postawiła.  było już koło południa. - zrób coś dobrego.
wymamrotał kilka przekleństw.

- o, Malfoy. widzę, że wstałeś łaskawie. przydaj się na coś i nam nie przeszkadzaj.
- odpieprz się Potter. - warknął, jednak wyczuł, że wplotłam dłoń pod jego zgięte w łokciu ramię. miał zamiar wyjąć z kieszeni  różdżkę. - nie mam zamiaru skarbie. zapewnił mnie.
- jasne, a mi w źrenicy tańczy kankana Snape. - zażartowałam. - Harry, jest coś w czym moglibyśmy się przydać ?
- nie, na razie nie. wygonił nas brat.

och jak miło. Draco zabrał mnie na górę, posadził na łóżku.
zmienił się, wyczułam, że coś jest nie tak.
- Draco, muszę zapytać. - zaczęłam. - czy Lucjusz ...
- nie. - zaprzeczył gwałtownie. - ojciec jest zdrowy.
- czemu jesteś zdenerwowany ?
- to cholerne wesele. skrócił.
przytuliłam się do niego. - spokojnie, to rutynowe. przeżyłam wasz "nalot" to i to będzie pestką. - pogładziłam go po policzku. - zobaczysz, będzie dobrze.
- skoro tak twierdzi moja Księżniczka. - zabrał mnie na dół, z powrotem. nikogo nie było. - Ignis ... - zaczął. przykląkł. - wiem, że nieoficjalnie, bo jeszcze nie masz pierścionka, ale - stałam jak wryta. to niemożliwe, przecież ...  to sen.  Draco gładził moją dłoń. - chciałabyś ze mną zostać już do końca ?
- ty ... po tym wszystkim ? po miesiącach milczenia, po tych wszystkich akcjach. ty ... ty nadal ... - nie wierzyłam w to co słyszę, nasza relacja nie należała do spokojnych, a wręcz przeciwnie. - ty ... ty chcesz ... mnie jako ... jako żonę ? - widziałam w jego oczach niepewność, nie wiedział czy się zgodzę czy nie. wszystko przecież postawił na jedną kartę. - pocałuj mnie. bo nie uwierzę, że to nie jest sen.
uśmiechnął się nieznacznie, kamień musiał spaść mu z serca, ale zamiast wstać, to mnie pociągnął na dół i pocałował. - jak tylko znajdę coś odpowiedniego zrobię to oficjalnie. zapewnił mnie.
- nie potrzebuję powtórzenia. - tym razem to ja zatopiłam w nim usta. Draco, oczywiście bardzo życzliwie, położył się na podłodze a ja leżałam sobie na nim. - po tym wszystkim ?
- oczywiście. - zbliżył się do mojego ucha. - Księżniczko.
- kocham cię. przytuliłam się do niego.
- ja ciebie też.  pocałował mnie w policzek.

- jak macie się migdalić to na górze. - rzucił Ron. nie wyczułam jego obecności, albo może raczej KTOŚ sprawił, że nie wyczułam rudzielca. - nie chcemy was oglądać.
- nie można już pocałować Ignis ? spytał opryskliwie Draco.
- napiszę do twojego ojca, zobaczymy kto się będzie śmiać.
- chcesz mnie wyrzucić ? - spytał wprost blondyn. Weasley pokiwał głową. - dobra. wracam do siebie, a Ignis pójdzie ze mną.
oboje spojrzeli na mnie. - owszem. jeśli oczywiście jestem zaproszona.
- jesteś.
pstryknęłam palcami. - Ron my możemy iść. we Dworze będzie bardziej przestrzennie, a choć pusto to spokojniej. i cały dom wolny. - Draco uśmiechnął się do mnie. - prawda ?
- Zgredek bardzo cię lubi, nie będzie nam przeszkadzał.
- wybieraj Ron. mi to nie robi różnicy. 
- nie migdalcie się w salonie. ostrzegł i zniknął na dworze.

Draco zrobił grymas twarzy, a ja zaczęłam się śmiać.
- nie migdalcie się w salonie - rzucił przedrzeźniając rudzielca. - będę całował Ignis w każdym pokoju tego zapchlonego mieszkania. - rzucił ciszej. - Księżniczko.
- obiecanki cacanki a małpie karabin. - wymamrotałam pod nosem. usiadłam na kanapie. - mam ochotę na dobrą kawę.
- zabiorę cię w Hogsmade. obiecał mi.
- ale ja chcę kawę teraz.
- droga wolna. kuchnia otwarta. zaprosił mnie zgryźliwie. o jaki fart, że na kanapie były poduszki. dostał nią po głowie.
- skoroś taki mądry to idź. z mlekiem.
- z kim ja chcę spędzić życie. wymamrotał żartem.
- ze mną. - uśmiechnęłam się szeroko. - też cię kocham.
Draco westchnął i zrobił kawę, nie zapomniał oczywiście o sobie. podał mi napój. - proszę.
- dziękuję. - pocałowałam go w policzek. - która to jest godzina ... - spojrzałam na zegar. dochodziła pierwsza po południu. JUŻ ? - za godzinę podadzą obiad.
nie odpowiedział mi.  wypiliśmy napój w ciągu pół godziny, on poszedł na dwór, ale wrócił po minucie. znak, że nadal nie chcą naszej pomocy.  albo może raczej, nie chcą Draco, a wiedzieli, że pójdziemy razem.

coś koło piętnastej podali obiad.
wyczułam, jak i Ślizgon, zapach posiłku. ale nie chciało nam się iść na dół.
Harry przyszedł do pokoju i widział, że gram z Draco w karty. tak, nauczyłam go jedynej gry którą umiałam i graliśmy.  karty trafiały do kapelusza.
- bardzo pasjonujące zajęcie, ale obiad.
- dobra. i tak bym przegrała. - zaśmiałam się i podniosłam z ziemi. Draco też wstał. - przepraszam za zwłokę.
- nic się nie stało Ignis.

widziałam, że nasza obecność przerwała im jakąś rozmowę.  ale trudno.  usiadłam, miejsce przypadło mi między Ginny a Hermioną.  Draco, miał gorzej, siedział między bliźniakami Weasley.
ech, pech. ale trudno, przeżyje.
- ej, Malfoy. jak to jest migdalić się z Ignis ? ma długi język ? spytał prześmiewczo ten, który siedział po jego prawej.
dobra, poprawka. Draci przeżyje, oni niekoniecznie. ale blondyn tylko lekko się uśmiechnął.
- Ignis całuje wybornie. odpowiedział im miękko.
^chcesz chyba skrócić sobie włosy^ wymamrotałam w myślach pod adresem Aryjczyka.
^ a powinienem ?^
dobra, pogadamy potem.
zaczęłam patrzeć na pusty talerz.  eech, czemu nie mogę polecieć do Londynu po krew ? nie miałam apetytu na jedzenie normalne w formie.  ale trudno, przegłodzę się a wieczorem do "Ukąszenia" po papu.

- Ignis, coś się stało ? - spytała troskliwie Molly. - czemu nic nie jesz ?
- nie jestem głodna proszę pani. po prostu ... mój organizm magazynuje, można powiedzieć, jedzenie. nie potrzebuję jeść tak często jak kiedyś.
- o, to nawet lepiej dla ciebie. jest coraz mniej czasu do wesela, możesz iść się przebrać.
- dziękuję proszę pani.   wstałam od stołu miękko, zaniosłam swoją zastawę do kuchni i poszłam na górę.
a ty się tam męcz słonko.

najpierw wolałam się ubrać. sukienka niezbyt wyszukana. ta z treningów, jednak ściemniony kolor, oraz wydłużony do kolan dół.  pod to, oczywiście, krótkie spodnie i pasy z kilkoma nożami.  oraz czymś co przysłała mi niedawno mama.  bat, tyle że zamiast skórzanych rzemieni, elektryczność. w moim przypadku Energia.

ubrałam się, zostało jeszcze tylko wiązanie gorsetu z tyłu. Draco wszedł do pokoju, spojrzał na mnie zaskoczony.
- proszę. - zgodził się, szybko zacisnął na mnie to cacko. - dziękuję Książę. - ja jemu w mig zawiązałam krawat.  - nadal nie rozumiem czemu gorset to dla ciebie żaden problem ale te dwa końce już tak. ale dobra. - spojrzałam na niego. wyjrzałam na dwór. - wyglądasz dobrze, ale jeszcze - zmaterializowałam szmaragdową różę. - pod kolor.
- oczywiście. - wymamrotał i przyjął kwiat. - a ty ? coś czarno-białego ?
- buty. - wskazałam mu na botki. - przerobione. w obcasie ostrze, do tego oczywiście wzmacniane delikatnie blachą, a no i oczywiście - pokazałam mu spodnie pod spódnicą sukienki. - na wszelki wypadek.
- Ignis to tylko płotkowa akcja po co ci tyle żelastwa ?
- mam złe przeczucia Draco. zaufaj mi, wolę mieć więcej broni niż potrzebne.
- dobrze. - podał mi rękę. - oby twoja intuicja się myliła.

wyszliśmy na dwór. szybko się ściemniało, ale jeszcze było trochę jasności na dworze.
przeszliśmy do namiotu weselnego.

wypatrzyłam w tłumie Kruma, który podszedł do mnie i Draco.
- Iskra, nie sądziłem, że na ciebie wpadnę. zaczął całując mnie w dłoń.
- Wiktor, zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem tu z chłopakiem. poza tym co cię tu sprowadza ?
- zostałem tu zaproszony, tak jak ty. - podał mi dłoń. - jeden taniec. nie odbiorę ci jej, spokojnie.
- dobra, ale resztę wesela tańczysz tylko ze mną. - Draco pocałował mnie w policzek. - Księżniczko.

Krum zabrał mnie do tańca.
wpadła jednak kula światła.
" Ministerstwo padło. On nadchodzi, uciekajcie. ONI nadchodzą."  nadawca już nie żył. byłam tego pewna.
no i wpadli.
kule z ognia wtoczyły się do namiotu.

tłum wpadł w panikę.
- jak ja miałam dobre przeczucie. - sięgnęłam po noże, same szlamy, nic tylko zabijać te pionki. - wiedziałam, że - przebiłam jednego. - tak będzie. trudno, moje buty się ubrudzą. - spódnica, chwalmy Salazara, odczepiana od góry gorsetowej. to też zrobiłam. - który pierwszy ?
 ściągnęłam na siebie jakąś piątkę, Dracona widziałam kątem oka, walczył w pojedynkach. wygrywał.

jeden zastąpił mi drogę. zabił jednym ruchem Kruma, podciął mu gardło.
- no, twój chłoptaś będzie następny - kolega, wystraszony ześwirowaniem towarzysza broni, przyciągnął temu zdrajcy Draco. - no więc.
- nie pożyjesz za długo. Draco - blondyn wystawił dłoń, wyrósł schodek z Ziemi. weszłam na niego i szybko przebiłam skroń oprawcy obcasem. - dziękuję. - odkopałam ciało na trawę. - posłuchaj, zbierz się stąd do domu. - pocałowałam go krótko. - leć.

- IGNIS ! Harry wyciągał rękę, przyjęłam ją w ostatniej sekundzie, ale ktoś złapał moją dłoń.

wylądowaliśmy przy Picadilly Circus.
obok mnie stał Draco.
- nie puszczę cię samej, mam cię odstawić do szkoły. - rzuciłam mu się na szyję. - no już.
- cholera, but cię drasnął. - widziałam ranę ciętą w poprzek jego klaty. - mogłam bardziej uważać.
- nic mi nie będzie. - oblał się Wodą. rany zniknęły.  no tak, przekazałam mu "wrodzone" Mistrzostwo w Wodzie. - widzisz ? zapomniałaś już ?

- co ty tu robisz Malfoy !? spytał Harry.
- odprowadzam Ignis do szkoły. - rzucił chłodno blondyn. - masz wybór. dość prosty.
- śmiesz stawiać mi warunki ?
lekko się uśmiechnął. - Ignis ci nie powiedziała ? ma mieszkanie na Camden, mogę się zaszyć u twojej siostry, albo tam gdzie WY idziecie. proste, prawda ?
- nie dramatyzuj skarbie. kilka nocy pocałunków. to chyba niska cena za mieszkanie ?
- nie mogę uwierzyć, że to mówię, ale idziesz z nami Malfoy.

i tak oto zakończyło się wesołe wesele u rodziny Weasley.
mam nadzieję, że więcej nie zaproszą mnie na tak "fajne" wakacje.

zabito Kruma. wbrew pozorom był to mój prawie-przyjaciel.
Draco wiedział o tym doskonale, dlatego teraz objął mnie szczelnie i szliśmy za moim bratem w milczeniu.





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz