poniedziałek, 17 listopada 2014

Rok VII Rozdział XIV Czas ...

Po dniach dwóch zaczęliśmy chodzić w poszukiwaniu horkruksa.
Szłam z tyłu, wzięłam na siebie cały ciężar tachanego obozu. Zresztą dość szybko się przyzwyczaiłam. 

Kiedy oni robili postoje to zostawiałam im klamoty i szłam w przód żeby spraedzić czy coś na nas nie czyha.
Śmierciożercy mieli mnie za zdrajczynię i postanowili urządzić na mnie takie samo polowanie jak na Harry'ego.

Rozbiliśmy obóz gdzieś w szczerym polu i to dosłownie, wokoło było widać tylko zboże. 

Wieczorem dotarł do mnie kruk z listem.  Nawet tu znajdą mnie posłańcy Morringhan jak widać.

Czułam, że od Draco.

" Księżniczko ! 

Gdzie odpowiedź na mój list ?   Rozumiem, że to Twój braciszek od siedmiu boleści nie daje Ci spokoju, ale żeby napisać do narzeczonego choćby kilka zdań znalazłabyś czas. 
Czekam na odwzajemnienie zdjęć. 

Sprawa z Ministerstwem się rozwiązała, ale cała wina spadła na mnie.  Nie martw się, "Prorok Codzienny" nadal ma Cię na pierwszej stronie pod tytułem "kochająca siostra, która chcąc odnaleźć brata porzuciła Hogwart, czy bestia uciekająca od winy ?"    ale spokojnie, to też szybko zniknie. Postaram się o to. 

Niedługo Święta, masz jeszcze trzy tygodnie na sprecyzowanie listy życzeń. 
Nie mogę się doczekać. 

Kopnij ode mnie swojego braciszka za popsucie nam wieczoru po bankiecie. 
Do zobaczenia. 

                                  Twój. "


ech spokojnie znajdę czas dla mojego Księcia, ale ostatnio nie miałam głowy. 

Usiadłam przy stoliku i zaczęłam od przygotowania papieru, musiał mu pachnieć, to oczywiste. 

" Książę ! 

Nie zapomniałam o Tobie, jakbym mogła.     Zdjęcia zrobię w odpowiednim czasie, żeby Ci się jeszcze bardziej podobały. 

Przykro mi, że z Ministerstwem wyszło jak wyszło.    Gdybym mogła cofnąć czas ...      Choć pewnie postąpiłabym tak samo, to jednak wykradłabym kilka minut więcej dla nas, żeby Cię odpowiednio pożegnać.   Mówię tu o pysznym pocałunku, dewiancie.  

Hmmm ... trzy tygodnie ...   wystarczająco dużo, żeby móc się z Tobą szampańsko bawić na Świętach.       Też nie mogę się tego doczekać, nie jesteś tu sam.  Ale nie zapomnij, że przyjeżdżam dzień wcześniej, żeby móc z Tobą poświntuszyć o naszej nocy. Mrru, nie mogę się doczekać, liczę dni, uwierz mi. Tęsknię do Ciebie i do tego co mi dałeś ostatnio jako prezent. Mhmm ... marzenia, które osładzają mi czas. 
Ale nie będę wredna i więcej Ci nie powiem.

U Harry'ego wszystko normalnie, nasi zorganizowali sobie na mnie polowanie, bo myślą, że ocipiałam i zmieniłam stronę.  Słowo się rzekło, a szlamy się wybije. 

Do zobaczenia, całuję.    


                                                           Ignis"



Specjalnie w nocy deportowałam się do Londynu. Oni smacznie spali, obóz był bezpieczny, więc mogłam sobie pozwolić na wypad.

Mieszkanie na Camden.  Otworzyłam drzwi, postanowiłam mu dosłać z tym listem zdjęcia. Weszłam do siebie, gitara Slasha, zdjęłam ją z namaszczeniem ze ściany.  Zdjęcie kiedy leżałam obok gryfu i go głaskałam wygięta lekko w stronę łóżka, bo na nim leżałam.    Jedno z pięciu.
Drugie,  kiedy leżałam na materacu z rozwiązanym z przodu gorsetem,   robiłam je od góry w taki sposób, żeby było widać całą moją sylwetkę.

Trzecie postanowiłam zrobić w jego salonie. 
Akurat nie było we Dworze żywej duszy, oprócz Zgredka.

Usiadłam w kucki przed kanapą w salonie, na podłodze ubrania zmieniłam na wystrój mikołajowy, na bok głowy tak, że jedno z kocich uszu było widoczne. Czapeczka zasłaniała stroną z pomponem jedno z oczu, wyciągałam łapki ku kulce z pluszu a za nogą miałam ogon. Na plecach do kompletu skrzydła.     Patrzyłam w obiektyw jakbym widziała Draco.     

Zebrałam rzeczy do siebie z powrotem.
Teraz pora usiąść na rogu stołu bilardowego. Niechlujnie jakby zdjęcie zostało robione podczas partyjki.  Oczywiście zmieniłam strój, spodnie skórzane, gorset i kapelusz w artystycznym nieładzie na głowie.

Jeszcze jedno, wzięłam parasol czarny prosty gorset od Gaultiera, te same skórzane spodnie.  Oparłam ręce o rączkę parasolki i wychyliłam się do przodu jak dawne dziewczyny z kabaretu. I rozchyliłam lekko pomalowane czerwoną szminką wargi.
Zdjęcie zrobione jakbym patrzyła na Draco.

Wszystkie wywołały się natychmiast i to od razu w kolorze i ruchome. Teraz jeszcze podpisy.

 Do tego z gitarą napis    " naucz się grać a będę tańczyć do Twoich melodii "  .   Potem już było prościej " odmówiłbyś gdybym taka Cię przywitała ? " ; " pobawmy się w Święta. Proszę. "  ;  " zagrajmy. "    no i finalnie  " nie zapomnij, że czekam. "

 Poukładałam ten zlepek niespójnych zdjęć od zdjęcia z góry na początku, po to w stroju Mikołaja na końcu.
Wróciłam do obozu, oni nadal smacznie spali nawet nie zauważyli mojego braku.
Dołączyłam do koperty zdjęcia, które mógł widzieć tylko Draco i podałam je, nadal potulnie czekającemu, krukowi by wysłał je w świat.

A ja położyłam się na łóżku i chciałam obserwować jego reakcję na prezent.

* Draco * 

Było już późno, a ja nie mogłem spać. Czemu Ignis nie odpisała od razu jak to zwykle robiła tylko trzyma list trochę ponad dwa tygodnie ?

Wpadł do mnie kruk.  Koperta pachniała na milę.
 Rozerwałem papier, od razu rozczytałem jej krótką odpowiedź. "przyjadę dzień wcześniej" żeby dzień, a nie dzień i noc.  Mi też jej brakowało, nadal przypominałem sobie nie tak dawne zabawy z nią i jej jęki.
Ignis ...   może być pewna, że ją rozpieszczę.  I tym razem nie oddam jej bratu tak szybko.

Zdjęcia rozsypały się po łóżku.
Eksponowała swoje zalety,   to z gitarą było dobre, ale mogłem ją poprosić o takie zawsze.  Bilard ? - proszę, zagramy, ale o dominację, inna stawka nie wchodziła w grę.
To z gorsetem przypomniało mi ją pode mną, kiedy to ja przewodniczyłem jej w rozkoszach. Jej jęki tłumione pocałunkami, jej spazmy, Merlinie nie było nic lepszego od niej chcącej zabaw, choćby pocałunku czy malinek.    Parasol, był idealny, ale jednak to pokazywało całą naturę Ignis, niby cierpliwą, a zawsze chcącą pocałunku od zaraz.        Ostatnie mnie zaskoczyło, robiła je w    moim    domu,   ale kiedy ?   Jeśli odpisywała dzisiaj, perfumy były świeże, to i zdjęcia robiła dzisiaj.
Kot-Mikołaj, proszący słodko o zabawę. Czego chcieć więcej oprócz pozbycia się okrycia tej kici ?

Opadłem na poduszkę i patrzyłem tempo w sufit, Ignis umiała sprawić, żebym jej zapragnął w najmniej odpowiednim i  najmniej oczekiwanym momencie.
Poczułem w nogach łóżka węża.

- Ignis - podpełzła pod moją szyję w sekundę. zmieniła się, leżała na mnie w zbyt ładnej piżamie jak na wyprawę do brata a raczej w koszuli nocnej dla mnie. - chodź do mnie, Pokój Życzeń nas przywita.
Zaśmiała się cicho. - nie dewiancie teraz znasz moje uczucia kiedy widziałam twoje zdjęcia. - pocałowała mnie w czoło, ale złapałem ją za biodra. - co to za ekscesy ?
- chodź. - szeptałem jej na ucho, całowałem jej szyję. - chodź.
- bardzo ładnie prosisz, ale nie. - odpowiedziała. Ponowiłem starania. - nie Draco.
- ale mnie chcesz, a ja chcę ciebie. - położyła dłonie na mojej klacie próbując się podnieść. - możesz wziąć kontrolę, jeśli chcesz.
- kusząca oferta, ale nie. - ponowiła odpowiedź. - pocałuj mnie.
Zrobiłem co chciała, ale jeśli ona nie chce być na górze, ja to zrobię. Przewróciłem ją na łóżko. Ignis mnie uspokajała pieszczotami, lekko drapała mnie po plecach, i odsunęła się kiedy już całe podniecenie zeszło.
- śpij słonko. - pocałowała mnie w czoło. - śpij.

* Ignis * 

Chciałam go fakt, ale do Świąt jeszcze sporo czasu. Poczeka, a wtedy będzie nam obojgu jeszcze rozkoszniej.

Po pocałunku upewniłam się, że już śpi.  Obejmował mnie ciasno, ale wiedział, że muszę iść.  Zmieniłam się w węża i łatwiej było mi się wydostać z jego ramion.
Spojrzałam na niego jak już stałam boso na podłodze.
- śpij dobrze.    - pożegnałam się i deportowałam.  zaczynało świtać, więc pora wracać bo niedługo pobudka.  Wróciłam do łóżka na kilka minut, potem poszłam pod prysznic i zmieniłam rzeczy,  by po pół godzinie budzić ich do życia i robić im śniadanie. - co dzisiaj robimy ? spytałam bez życia, jak zawsze.  A teraz odrobinę bardziej smutno, bo wyszłam od śpiącego słodko Draco.

- idziemy dalej. Pewnie nas śledzą, a my nadal musimy znaleźć sposób na zniszczenie tego horkruksa.
 Znowu próbowali mi wcisnąć posiłek, ale odmówiłam. Przygotowywałam rzeczy. - wszystko co trzeba jest, ogniska ani śladu. Wszystko wygląda na nigdy nie zamieszkane. - zameldowałam. - a Harry, wczoraj dotarł do mnie list od Draco.

* Harry * 


- no i co w związku z tym ? spytałem spokojnie.
- no i ... - spuściła wzrok. - on zaprasza mnie do siebie na Święta, od dnia przed Gwiazdką tak do rana pierwszego albo drugiego dnia, nie pamiętam dokładnie. - Ignis naprawdę cieszyła się z jego zaproszenia.  - no proszęęę ...  - spojrzała na mnie i lekko balansowała na nogach. Nigdy tak nie robiła, ale to potwierdzało jak to dla niej ważne. - zgódź się. Nie będę robić nic głupiego.
- jeśli tknie wino jak jego ojczulek na zeszłym bankiecie wracasz natychmiast.
Ignis zapiszczała i rzuciła mi się na szyję. - dzięki braciszku. - spojrzała na mnie z uśmiechem. - dzięki.
Dawno nie widzieliśmy jej uśmiechniętej.  Ale trudno, jakoś przeżyję ze świadomością, że Ignis pomieszka te dwa dni u niego.  Nie popierałem tego i nie chciałem, ale to w końcu moja siostra.

- no to co ? pora ruszać, tak ? - spojrzała na nas żywo już gotowa do drogi. - no co ? to szczere pole, jeśli wpadną tutaj będzie rzeź.
- w sumie racja. - Hermiona też się zebrała i wyszliśmy dalej w drogę. Ignis wyjątkowo szła przed nami i to dość sporo a nie za nami. -  czemu jej na to pozwoliłeś ?
- widzisz jak się teraz cieszy. A my bez niej przeżyjemy kilka dni.
- nie domyślasz się czego może chcieć Malfoy ?
Myśli, że chciałby się przespać z Ignis a potem ją zostawić miałem od początku. - domyślam się, ale za specjalnie mnie to nie dziwi. Zresztą on przy jego dystyngowanej rodzinie wątpię, żeby zrobił to podczas ich obecności w swoim domu.
- skąd wiesz ?
- bo jęczałby tak, że byłoby go słychać na dziesięć mil jak tylko Ignis zaczęłaby się rozbierać.
Hermiona zaśmiała się krótko, ale szybko zarejestrowała brak Ignis. - co jest ?
Siostra wróciła do nas w kilka sekund.
- cholera, wywęszyłam ich z przodu. Albo zawracamy albo w las.
- w las.   odpowiedzieliśmy zgodnie i zaczęliśmy, prowadzeni przez Ignis, biec po cichu między drzewami.

- szt - uniosła rękę i palec do ust. - na razie cisza, jeszcze ich nie ma. A las ma jakieś pół mili długości, więc może i nadłożymy potem drogi, ale im zwie - usłyszeliśmy łamiącą się gałązkę. To Hemiona źle stąpnęła. - cholera. - Ignis odepchnęła nas na ziemię. Potoczyliśmy się odrobinę w dół zbocza, a siostra zawyła. wpadło na Śmierciojadów stado wilków. Ignis ich odstraszyła kilkoma ranami. Wyglądała jak zjawa starego zabójczy, czy szaleńca, który zapuścił się w ten las w nocy i został zjedzony przez wilki.  Cofnęli się z przestrachem i wręcz zaczęli uciekać.  Ignis szybko wróciła do normalnej postaci i pogłaskała wilka. - dziękuję przyjacielu. Twój brat byłby z ciebie dumny.  - dzikie zwierzę polizało ją w policzek i wilki odbiegły stadem. - na szczęście sporo ich tu.

- czemu "twój brat"a nie "twoja siostra" ? - spytała Hermiona. - czytałam gdzieś, że jeśli jest animag i przyzywa do pomocy stworzenia z gatunku powiedzmy "swojego" mówi o sobie.
- och, zapomniałam wam wspomnieć. - zacisnęła oczy. - Draco ma postać wilka, dostał ją nie aż tak dawno od mojej Siostry.
- a nie fretki ?
- nie. - zaśmiała się Ignis. - dostał wilka, dlatego powiedziałam do tamtego lupusa "twój brat".
- czemu ?  spytała Hermiona zaskoczona.
- słyszeliście o masakrze w Siedmiogrodzie ? - pokiwaliśmy twierdząco głowami. Kto by nie słyszał. - to ta krwawa łaźnia była na początku moim udziałem, ale kiedy najmniej spodziewałam się pomocy to Draco się tam aportował jako bestia i ich wybił w pień zanim zdążyłam mrugnąć.

- czyli to MALFOY ich tam zabił !?
- yhym. Zrobił to w mojej obronie, dobrze wyczuł moment no i po góra dwóch minutach nie było z kim walczyć. Bywa. - zaśmiała się Ignis. - ale, mniejsza. Zrobił to w mojej obronie, przyzwałam wilki też można powiedzieć "dla siebie" dlatego powiedziałam do przewodnika tamtego stada "twój brat" i koniec tematu. Mamy poślizg.   znowu wybiegła naprzód.

 * Ignis * 

Zdziwili się faktem, że to Draco wybił tamtych. A ja nie. Ale ja to ja, oni to oni.

Przeszłam do przodu, na szczęście zmienienie formy mnie nie kosztowało wiele, bo wszystko wróciło do mnie z ich strachem, ale jednak ta zapłata  wymagała jeszcze wzmocnienia.

Króliki. Znowu, króliki. Trudno słonka, przeżyjecie. Może. 

Harry i Hermiona patrzyli na moje picie krwi króliczków z zaskoczeniem wymieszanym ze wstrętem.
- co ? - spojrzałam na nich. - musiałam odnowić krew, bo ta zmiana jednak trochę ze mnie wyciągnęła. - podniosłam się z kucek i puściłam stworzonka wolno. - chodźmy.

Przeszliśmy dalej.  Hermiona zostawiła szalik na drzewie.
- czemu to robisz ?
- bo jak ciebie jeszcze nie było, to tamci szmalcownicy wyczuli moje perfumy. Żeby przestali nas gonić. - odeszła od drzewa. - proste.
- wątpię, ale na jakiś czas to zadziała. odpowiedziałam i znowu maszerowaliśmy w milczeniu.

Zatrzymaliśmy się wieczorem pod jakąś rzeką. Witała nas połowa jesieni, jeszcze nic nie zapowiadało zimy.

- Ignis - zaczął Harry widząc, że oddalam się od obozu w pelerynie Rady. - uważaj na siebie.
- nie dam się zabić.

Weszłam do lasku i od razu uderzył mnie zapach szlam.
Odwróciłam się i widziałam za sobą Śmierciożerców.
- no, widzimy, że dezerterujesz własnego ojca.
- kiwnij choć palcem a podniosę krzyk.
- podnieś, twój braciszek ci nie pomoże, złapiemy go. - rzucił we mnie zatrutym nożem. Cofnęłam się o krok. - no i gdzie ten krzyk ? - dostałam jeszcze jednym nożem w prezencie. Bolało, ale jad był do opanowania. - co ? mam ci podciąć gardło ?
Podszedł bliżej i połamał mi ręce.
Krzyknęłam w nadziei że rumor obudzi tego, kogo miał obudzić.



Po minucie nadal nie było odzewu. - no i gdzie twoja odsiecz ? Złamał i wykruszył kości w mojej nodze.
Zacisnęłam oczy przed okazaniem zwykłego odruchu łez.
 Jedna spadła na ściółkę. 

* Draco * 

Wyrwał mnie ze snu jej krzyk i ból.
Ubrałem się i deportowałem.

Ignis stała przyszpilona przez jakiegoś idiotę do drzewa.
- no i co ? może wytniemy ci te oczy ?

spojrzała mu w twarz i na niego splunęła. - poczekaj, aż ojciec się o tym dowie.
- nie dowie się. - zaśmiał się. - nie obchodzi go zdradziecka szmata jak ty.

Zmieniłem się, jak on mógł jej ubliżać.

* Ignis * 

- może Jego nie, ale masz problem. - spojrzałam w stronę  wzniesienia. - obawiałabym się teraz czego innego.
Jad powoli mnie gryzł, a kiedy dotarł do mamby, która zaczęła go neutralizować wyzwalał jeszcze większy kurewski ból.

- niby czego ?  twojego wrzasku ?
- nie. Na twoim miejscu obawiałabym się bestii.
- jakiej be ...  urwał kiedy usłyszał to wręcz demoniczne wycie Draco i widział jak jego koledzy są rozszarpywani w drobny mak.
- tej bestii, mojej bestii. - spojrzałam na niego dumna i szczęśliwa. Śmierć zebrała swoje żniwo z jego rąk, po powolnej przemianie Draco malował się w poszarpanych i zakrwawionych ciuchach. - słonko, mamba zwalcza pierwszy jad. - wyjęłam z siebie nożyki i potraktowałam jako swoje. Zrobiłam kilka kroków, jednak zatoczyłam się lekko. Aryjczyk podtrzymał mnie w ramionach - zanieś mnie do obozu.  wziął mnie na ręce i mogłam z czystym sumieniem zasnąć.

* Draco * 

Ignis albo zemdlała, albo zasnęła w moich ramionach. Wiedziałem którędy szła z obozu.

Potter wyszedł na spotkanie. Niezbyt się ucieszył na mój widok, ale kiedy zobaczył Ignis zbladł.
- co z nią ?
- przeżyje, trucizna z ostrza tamtego idioty nie jest tak silna jak to co przeżywała przy bazyliszku czy dementorach.
- a ty co tu robisz ?

- uratowałem ją. - zasugerowałem mu. Móżdżek Pottera widocznie był jeszcze mniejszy niż się tego spodziewałem. - gdzie ma łóżko ? - zresztą po co pytałem. spała na poduszce pod którą miała moją koszulę i aksamit. Nie trudno było je znaleźć, Pieczęć dla mnie nieszkodliwa i położyłem ją pod kołdrą. Uderzyło mnie to, że wszędzie miała moje zdjęcia. - widzę, że tęsknisz. - zostawiłem ją tam a sam pozbywałem się strzępków, które były do wyrzucenia. Szlama i Potter patrzyli na mnie okrągłymi oczami. - co ?

- po cholerę się rozbierasz ?  spytał Potter.
- to i tak nic mi nie da. - prychnąłem i spaliłem ubranie. - może to do ciebie Potter nie dociera, albo i nie chce dotrzeć teraz, ale zostanę z Ignis dopóki się nie wybudzi.
- popierdoliło cię. Masz stąd iść.  Odpowiedziała mi kujonka.

- a wiesz jak ją leczyć ? to proszę - wskazałem jej łóżko Ignis. - nie wiesz. Ja wiem. Zostaję czy wam to pasuje czy nie.
   
- pewnie sam zorganizowałeś ten atak, żeby zgrać bohatera.   prychnęła szlama.
Szczęknęły kły. - nie zrobiłbym jej nic złego szlamo. Miarkuj słowa.
- nie boję się ciebie.
- doprawdy ? Ignis wspominała o masakrze ?
- mówiła, no i co ? pewnie podnosi ci ego mówiąc, że to ty, kiedy to ona ratowała ci tyłek.

Wkurwiłem się, ta szmata nie zna granic.   Zmieniłem się błyskawicznie.   Cofnęła się z krzykiem łapiąc jakiś byle jaki nożyk, a Potter sięgał po różdżkę.      Na szczęście bielizna się nie darła, dopóki nie napotkała Ignis.

Szybko wróciłem do normalnej postaci, bo usłyszałem urywany oddech Księżniczki.
Wszedłem pod jej kołdrę.

- no już - dotknąłem jej czoła. - to tylko prosta trutka, dasz radę sama.
- zimno. - cały Ogień jaki w niej był nagle musiał wygasnąć. Ale jakim cudem !? - zimno.
przytuliłem ją do siebie i ogrzewałem.  W miarę się uspokoiła.  Jedno jest pewne, będzie potrzeba więcej czasu niż kilku godzin czy dni.

* Harry *

Martwiłem się o Ignis.
Ale nigdy nie wspominała, że Malfoy chowa w sobie tak cholerną bestię.
  Widok jego ukrywanej, a na pewno adekwatnej do usposobienia, natury wzbudzał strach i wstręt.

Wszedł do łóżka Ignis jakby nigdy nic. I to w bieliźnie.

Najchętniej bym go stamtąd wywlekł, ale siostra przełożyła na swój kawałek podłogi pieczęci nie do przejścia dla mnie.


- hmm ... Draco - siostra przesunęła się po łóżku. - zimno mi.
- wiem. - odpowiedział jej. - jak na razie musisz odzyskać moc.
- co ?
- możliwe, a raczej pewne,  że straciłaś dużo Energii, dlatego jest ci zimno, bo nie grzeje cię już twój Ogień.
- to zrób kilka ogników.
- wolę nie ryzykować, bo możliwe, że w ogóle go już w tobie nie ma.
- co ?!
- szz - Malfoy ją musiał przytulić. - to tylko najgorsza z wersji, nie musi tak być.
- ale ... - Ignis była wyraźnie przerażona. - ja bez Ognia to nie ja ...
- dla mnie i tak zostaniesz gorąca. - zapewnił ją gorliwie. - przypomnij sobie wszystko to od czego skakała ci temperatura.
- i tak mi zimno, myślisz, że nie było skoków kiedy widziałam cię po treningach ?
- bardziej rozbierać się nie będę.  ściął.   Zaraz ... CO !? on uciął dobieranie się do niej !?

Merlinie, świat się kończy.

- Draco ... - Ignis mówiła cicho, jakby i ten poziom sprawiał jej trudności. - obiecaj mi, że tu zostaniesz dopóki to się nie skończy.
- obiecuję. - usłyszałem cmoknięcie. - idź spać.

* Draco * 

Znowu ją coś wzięło.  Szlag by to trafił. Czy Ignis już nie umie nie wpierdolić się w kłopoty ?
Ech trudno, w sumie po to mnie ma, żebym jej pomagał, ale ona mogła z tego nie wyjść tak silna jak przedtem. Albo równie dobrze mogła się jeszcze bardziej wzmocnić.

Do namiotu wtargnęło zimno. Jej Siostra.
Ubrałem się i wyszedłem Śmierci na spotkanie.

- Mori, co z nią będzie ?
- witaj Draconie. - odpowiedziała chłodno. Wyglądała jak istny posąg, ale jednak posągi były zimne. Tak jak obyczaje Mori. - Ignis z tego wyjdzie, spokojnie. Musi jedynie przejść tą próbę pomyślnie.
- jeśli nie ?
- to zginie. - obwieściła lodowatym wyprutym z emocji tonem. - choć nie powinna umrzeć, to jednak są nikłe szanse.
I zniknęła.

Zostawiła kulę, moją przepowiednię, albo Ignis.  Dotknąłem jej, była moja.
Poznałem ją od razu, zarówno dobrą wersję jak i tą złą. I prosiłem Ignis żeby się nie poddała teraz, bo oznaczałoby to koniec jej planu.


O świcie Ignis obudziła się, o ciut wyższej temperaturze ciała niż ją zabrałem z lasku. To dobrze, ale nadal była słaba. Wybrałem się między drzewa, było tu wystarczająco dużo ziół, które mogły jej pomóc.
Igni po moim powrocie z gotową śmierdzącą mieszanką i obwieszczeniem, że ma to wypić zaczęła grymasić jak dziecko.  Ale kiedy już wmusiłem w nią jedną dawkę a ona powstrzymała odruch wymiotny spokojnie położyła się spać.

Zacząłem myśleć co się z nią stało.  Im nie oddała swojej siły, to pewne inaczej byliby ciężsi do rozdarcia w mak, więc gdzie powędrowała jej Energia ? do mamby, żeby szybciej zabiła jad ? nie, inaczej już by się jej to zwróciło i byłaby zdrowa. Więc gdzie do cholery poszła tak potężna moc !?

Kiedy zacząłem oddawać jej z tym wywarem odrobiny Ognia, żeby się w niej osiedlił mnie olśniło. Musiała pójść na mnie.  W końcu po pierwszej kontrolowanej przemianie byłem wrakiem człowieka, po masakrze było ciut lepiej bo się to zwróciło w krwi, a teraz zmieniałem się dwukrotnie i nie czułem żadnych skutków ubocznych.

- Ignis, jeśli to co zrobiłaś poszło dla mnie to obiecuję ci, że odwdzięczę się podwójnie. wymamrotałem jej na ucho.
- zimno.
- pora na leki. - podniosłem ją do siedzenia. Sam ledwo poznawałem w niej dawną Igni, kipiącą życiem i ochotą na kłopoty i psoty. Teraz była wyzuta z życia i radości. Poddawała się jak marionetka, było jej wszystko jedno byleby miała ciepło i dobry sen.  Znowu przy świeżym wywarze ją odrzuciło, ale posłusznie wypiła wszystko. - lepiej ci ?
- a czy Snape tańczy mi hula w źrenicy ? - spojrzała na mnie wzrokiem typu "jeszcze się pytasz? nie widzisz?"  - zakładam, że nie.
- pytam, bo kończą mi się pomysły co z tobą zrobić.
- odpowiedź jest banalna, cofnij czas i daj mnie zabić.
Klepnąłem ją lekko po policzku uważając, by nie wzięła tego za cios. - nie marudź, powiesiłbym się.
- nie udałoby ci się. - odpowiedziała ciętym humorem. - daj mi spać.
- a co ci dolega teraz ?
- wszystko. - wysyczała. - jeśli pan doktor skończył wywiad to ja idę spać.

Zmieniła się na opryskliwą i złośliwą. To musiało być albo skutkiem ubocznym kuracji, albo tego, że mamba walczy z jadem.

Następnego dnia szlama zarządziła, że idziemy. Musiałem wziąć na siebie Ignis i jej humorki. Chociaż w podróży raczej spała wtulona we mnie jak koala.
Tak też się zachowywała, jeśli nie prawiła złośliwości.
Była ospała, jak miała coś do zrobienia robiła to powoli i ociężale.   Nie poznawałem jej.

Mijała kolejna noc. Dla mnie bezsenna, bo Ignis miała kolejną gorączkę. Zioła jej nie pomagały a wąż dalej wił się pod jej skórą w cierpieniu towarzysząc swojej pani.
Olśniło mnie, a może właśnie mamba była przyczyną przewlekłej choroby Ignis.

Obudziłem ją pocałowaniem w ucho, ale dostałem po głowie senną ręką jakby uciszała budzik.
- ej. - upomniałem ją. otworzyła ciężko oczy. - otwórz skrzydła.
- po cholerę ? spytała senna.
- otwórz skrzydła, albo wyciągnę z ciebie węża chirurgicznie.
- dobra. - Ignis odsunęła się i z widocznym bólem rozłożyła skrzydła. Były w wylince, ale najwyraźniej nie strata piór ją tak bolała. Mamba wyleciała z jej pleców i zwijała się w agonii na deskach by w końcu zacząć samą siebie kąsać i pożerać. Ignis zwróciła ziółka w postaci praktycznie takiej samej w jakiej je jej podawałem.  Doszła chwiejnie do łóżka. - trochę lepiej, ale nadal ZIMNO!
- chodź - odsunąłem się i Ignis już spokojniejsza wtuliła we mnie głowę. - dobranoc.
- dobranoc.   ziewnęła i zasnęła.

Rano przed wymarszem było z nią lepiej. Szła wolno, ostrożnie i na boso bo stwierdziła "glany to za dużo, sorki buty radzę sobie bez was"  Dotrzymywałem jej towarzystwa żeby nie czuła się wyobcowana.
Przy postojach przytulała się do mnie twierdząc, że jej to pomaga. A ja czułem, że ulatuje ze mnie odrobina Energii, oraz, że Ignis nie przekazała jej wtedy mnie tylko mambie. A wąż schorowany oddając ją Księżniczce zwracał i zarazę.

W kilka kolejnych dni w pustym polu Ignis wydobrzała nadal posłusznie łykając zioła.
Stałem się więc zbędny.

Rano deportowałem się od niej cicho pozwalając jej jeszcze spać.
Sam padłem na twarde łóżko w Hogwarcie. Lepsze to od bezsenności.

* Ignis * 

Draco znał się cholera na Uzdrowicielstwie. Fakt, mogłam nieświadomie oddać Energię mambie, która przejęła trutkę zamiast mnie.  A to poskutkowało tą cholerną chorobą. Mamba zdechła, przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy nie poczułam ukłucia na plecach. Nie zdusiłam krzyku, ale to wąż wpadł w moje plecy. Zdrowy, i gotowy do życia. Nadal była to czarna mamba, ale tym razem chyba "nowa" przysłana przez Spade'a.

Po minucie bólu wąż usadowił się w moich plecach i zasnął. A mistrz igły stał obok mojego łóżka z tlącym się jeszcze papierosem w ustach.
- tym razem jest jako rysunek młoda. Żeby nie było potem takich nieprzyjemności. Przepraszam. - pogładził mnie po karku i odszedł na krok. - dobrej nocy.
- chyba dobrego dnia.  wymamrotałam rozbawiona  swego rodzaju melancholią i roztargnieniem kapelusznika.

Po śniadaniu, które zjadłam z nimi po raz pierwszy od tygodnia poszliśmy w drogę. Nadal szłam wolniej niż na początku, ale tym razem już się tak nie wlekłam, byłam za Harrym o jakieś półtorej metra, nie więcej.
Nadal jednak to mój braciszek tachał toboły obozu.

Wieczorem rozbiliśmy obóz znowu w jakimś lasku.
- Ignis, musimy iść do Ksenofiliusa Lovegooda.
- po co ? - spytałam pożerając mięso. - wyjaśnicie mi co mnie ominęło ?
- kiedy był tu Mal.. Dracon - Hermiona wyraźnie musiała się przemóc żeby użyć jego imienia. - woleliśmy z tobą nie rozmawiać, bo jeszcze by coś wygadał. Ale teraz możemy ci powiedzieć, że w książce, którą dał mi Dumbledore był symbol Insygniów Śmierci, a pan Lovegood miał go na szyi na weselu.
- po co mamy do niego iść ?
- bo On chce je zdobyć na własność.
-  chcecie wiedzieć czy istnieją i jakie są ?
- tak.
- istnieją, to wam mogę zagwarantować. Mori mi o nich wspominała, stwierdziła, że Czarna Różdżka jest w teorii mi zapisana, jako jedyna która mnie posłucha. Ale ona gada różne rzeczy szczególnie po winie wypitym z Cirispinem. - wzruszyłam ramionami. A ich zmroziło. - tak, Cirispin został przez nią wskrzeszony i ma w nim pupilka na smyczy, oraz swego rodzaju opiekuna dla mnie na czas ostateczny. Spotkałam go jakoś ostatnio w Hogwarcie, a wcześniej to w zeszłym roku, może dwa lata temu. Dobrze się trzyma, u Mori ma dobry wikt i opierunek.
- czemu mówisz nam o tym dopiero teraz ?
- wypadło mi z głowy. - uśmiechnęłam się. Draco zostawił mi ostatnią porcję ziółek. Wypiłam je i się skrzywiłam. - ale grunt, że pomagają. - popiłam je wodą. - dobranoc, ja idę na stróżówkę.

Posiedziałam w nocy przy ognisku i poczekałam tak do rana.

Od świtu zebraliśmy się szybciej niż zwykle i Hermiona deportowała nas przed dom Lovegoodów.
Osobliwa posiadłość. Wykrzywiona w kształt spiralnej pozwijanej wieży z wieloma malutkimi oknami. Na spiczastym dachu  obok komina były dwa latawce wskazujące kierunek wiatru.
Drzwi były zakończone łagodnym łukiem, w kolorze ochry. Po ich obydwu stronach były okrągłe okienka.
Wokół ścian, niby koronka, rosło jakieś zielsko, którego owoce latały. Na furtce był napis "uważać na sterowalne śliwki"  creewaii, nie ma co. Creewaii pełną gębą.

Zapukaliśmy do drzwi.
Jesień w tej części kraju była doprawdy ciepła i urokliwa.

- kto tam ? - Ksenofilius otworzył górną połowę drzwi. - o co chodzi ?
- to ja panie Lovegood, Harry Potter. Widzieliśmy się na weselu u państwa Weasley. - stary blondyn jakby sobie przypominał. - miał pan wtedy taki dziwny naszyjnik ...
- mówisz o tym chłopcze ? - pokazał srebrny łańcuszek na którym wisiał symbol Insygniów. - twoja siostra też taki nosi. - wskazał dłonią na moją szyję. Ano rzeczywiście, wystawał spod peleryny, bo zdarzały mi się jeszcze ataki chłodu. - wejdźcie.  - otworzył nam drzwi i nas wpuścił. Po czym zamknął odrzwia. - coś do picia ? mam domowej roboty herbatę, bardzo zdrowa.
- poprosimy.

Ksenofilius pokrzątał się po zagraconej kuchni.
Usiedliśmy tam gdzie było miejsce.
- a gdzie jest Luna panie Lovegood ?
- Luna ... - staruszek chwilowo stracił kontakt. - Luna, Luna jest na górze. Zaraz powinna zejść.

Dalej robił herbatę, która wyglądała gorzej niż moje ziółka.
- o co chodzi ?
- czy mógłby nam pan opowiedzieć o Insygniach coś więcej ?
- to Ignis ty nic o nich nie wiesz ?
- przykro mi panie Lovegood, wiem jedynie, że istnieją.

- no dobrze. Masz widzę książkę. Otwórz ją i przeczytaj tą historię.
Hermiona spojrzała na niego.
- Baśnie Barda Beedle'a. Nie słyszeliście ? Włochate Serce, Fontanna Młodości, Czara Mara i jej Gdaczący Pieniek ... - Hermiona parsknęła na krótko śmiechem. - co ? nie ? nic ?
- wychowaliśmy się na innych rzeczach Ron.
- Ignis a ty ?
- nope. Wiesz, jakoś dziwnym trafem Draco nie czyta mi bajek.
Na imię mojego chłopaka Ksenofilius lekko zbladł, ale szybko wrócił do normy.  - no więc przeczytaj.
 Hermiona wyczytała historię, a pan Lovegood poszedł szukać kartki i czegoś do pisania.

- to jest ohydne.
- nie piłeś moich ziółek. - rzuciłam i z większym smakiem wypiłam od razu herbatę od tego pokręconego i zdezorganizowanego starca. - to jest o niebo od nich lepsze.

Usiadł przy nas i na tym skończyła się rozmowa.
- Peleryna Niewidka - nakreślił trójkąt. - Kamień Wskrzeszenia - koło. - i Czarna Różdżka - kreska. - to są atrybuty potrzebne do zawładnięcia Śmiercią.
- a gdzie Luna ? Harry zadał pytanie rozglądając się uważnie po salonie.
- Luna ... - staruszek nerwowo się uśmiechnął. - może jeszcze herbaty ?
- nie, nie trzeba. W sumie wiemy to co powinniśmy wiedzieć więc ...  Hermiona podnosiła się, ale ojciec Luny zastąpił nam drzwi.
- nie. Nie wyjdziecie.
- czemu ?
 - On ją ma. Ma moją Lunę, moje słoneczko. - zaczął płakać. - nie mogę was wypuścić. Jesteście jedyną nadzieją, żebym ją odzyskał.
- ale panie Lovegood ...
- siadać - warknął, jednak szybko złagodniał. - On ją ma ... mają moją Lunę ...
- kto ją ma ?
Zadrżały mu wargi. Nie nie wypowiadaj imienia mojego ojca, będę mieć jeszcze więcej Śmierciożerców  na głowie !     - Voldemort.
No i masz babo placek ! Psiakrew.
Zlecieli się od razu, zaczęli niszczyć okna, wszystko wokół jego posiadłości.

Lovegood wyleciał na zewnątrz. - on tu jest, oddajcie mi ją ! dopełniłem słowa. Oddajcie mi ją !
- tak kurwa zagrzewaj ich dalej. - warknęłam cicho. - zabierajmy się z tego wariatkowa.
- dobry pomysł.

Zebraliśmy się do lasu, ale szybko nas znaleźli.
Hermiona widziała za sobą oznaczone drzewo, a ja zaczęłam ich poganiać, by biegli w dół.

Była ich jakaś piątka, wilkołak, cztery szlamy. Zajebiście kurwa, po prostu zajebiście.

Oni biegli pierwsi odpowiadali im zaklęciami a ja mamiłam im drogę, póki się głupia nie przewróciłam o konar i nie zaczęłam turlać się w dół jak piłka. Otoczyła mnie dwójka.
- no chodźcie. - wysunęłam kły jak u piranii i błyskawicznie rozwaliłam im gardła. - ciepła krew, tego mi było trzeba. - oblizałam palce. Poleciałam na skrzydłach na dół pomóc im w dolince. Nadal biegali, ale tym razem goniła ich trójka. Hermiona strzeliła w Harry'ego Zaklęciem Żądlącym tak, ze Harry wyglądał jak piłka, spierdoliły mu się okulary a blizna nie była widoczna.

Ron był aktualnie bity przez jednego z nich, a wilkołak trzymał Hermionę.
Wpadłam jako ostatnia, ale od razu mnie spętali kolczastym drutem ze srebra, więc lepiej było się nie ruszać.
- no kogo my tu mamy - rozpoznałam byłego arystokratę z zebrania. - o nią nawet nie trzeba pytać, widać, że to Ignis. Nieładnie uciekać ze szkoły - skarcił mnie. Wziął oddech. - dla mnie twoje perfumy są za ciężkie, więc to nie twoja chustka - podszedł do Hermiony. - imię i nazwisko słodka.
- Penelopa Clearwater, półkrwi.
- sprawdzimy. - rzucił wygórowanie. - a jak pachnie Greyback ?
- półkrwią, albo szlamem.
- no dobrze. - podszedł do uderzonego Rona. - a ty ?
- Weadley.  wypluł krew, zebrało się we mnie odrobinę głodu.
- a wyraźniej ? nacisnął mu butem na stopę.
- Weasley.
- ach, to też oczywiste, widać. - prychnął. - a ty ?
- Dudley, Vernon Dudley.
- dom ?
- Slytherin.
- udowodnij, bo tyle razy słyszeliśmy "Slytherin" że mamy dosyć. Proste pytanie : gdzie jest  pokój wspólny ?
- pod jeziorem, niedaleko Lochów. Światło jest zielone bo woda jest nad sufitem.
- no brawo, mamy chyba jedynego prawdziwego Ślizgona - spojrzał na tego, który bił Rona. - jest na liście ?
- nie, ale w Ministerstwie powinien być jakiś Dudley, zobaczymy czy mówisz prawdę.
- ich zabrałbym gdzie indziej ze względu na tą pijawkę.
- odgryzę ci ten łeb zobaczysz. byłam bliska rozszarpania sobie nadgarstków.
- zobaczymy. - rzucił do kolegów. - Greyback załóż jej kaganiec, może suka przestanie szczekać.
- ta jest.  - założyli mi upokarzający kaganiec, ale trudno. Jeśli kwatera zakonu ma miejsce tam gdzie zawsze, już niedługo wam się oberwie. - i co teraz ?
- ciesz się, że nienawidzę krwi wilkołaków.  warknęłam przytłumiona srebrnym kagańcem.


Zabrali nas przed Malfoy Manor.
Zmieniłam ubranie po kryjomu na długą i czerwoną suknię z bankietu i opery. Nie musieli wiedzieć.

Od bram przywitał nas głos Bellatrix, która minutę potem pojawiła się przy bramie, nie rozpoznała mnie w kagańcu na całą twarz ale wpuściła interesantów.

W fotelu w salonie siedział Lucjusz z odrobiną wina.
- Cyziu mamy gości.
- widzę. Kto to jest ? wskazała na mnie.
- mamy podejrzenie, że złapaliśmy Pottera.
- Draco - wezwała syna. A Harry'ego wyrzucili naprzód. mnie nadal kurczowo trzymał Greyback. - spójrz dobrze, czy to Potter ?
- kto to jest ? - spojrzał na mnie, nie rozpoznajesz narzeczonej ? - zdejmijcie jej, jemu ten kaganiec.
Oswobodzili mi twarz, ale rzuciłam się od razu z kłami do Scabiora, a Greyback szarpnął łańcuchem. - idioci - Bellatrix odciągnęła wilkołaka. - to Ignis. Jej należy się specjalne traktowanie.

- Draco zdejmiesz ze mnie to cholerstwo czy oprócz niedawnej choroby mam też pozbyć się znacznej ilości krwi ?
- już skarbie - wymruczał czule i zdjął ze mnie pęta. - wszystko dobrze, nie ma nawrotów ?
- tak, spokojnie, jedyne co to od czasu do czasu ustępujące ataki zimna. - zaczęłam drżeć, ale mnie przytulił więc przestałam się trząść. - widzisz.
- no to skoro tu cię mam ... - pogłaskał mnie po policzku. - wina ?
- mrru jeśli musisz.
- już idę. - pocałował mnie w policzek i po sekundzie podał mi wino. wskazał mi kanapę, a ja skrzyżowałam nogi na jego udach. - na co moja kochana narzeczona ma ochotę ?

- kto !?  warknął Harry.

- och Ignis wam nie wspominała ? - zdziwił się. - nieładnie kiciu. - skarcił mnie. - twoja siostra Potter jest moją narzeczoną. - pocałował mnie w dłoń. - myślałem, że pierwsze co to pochwalisz się pierścionkiem.
^ zatłukę cię. ^
^ wyszłoby prędzej czy później, lepiej teraz ^
- och no ... wiesz ... nie chciałam tak od razu ... chciałam zaczekać na odpowiedni moment ...

- Ignis ! - Harry miotnął się w pętach. - nie jesteś moją siostrą ! Może jeszcze się z nim przespałaś !?
Zadrżały mi usta, na to pytanie zdziwił się Lucjusz i Narcyza.
- jest pełnoletnia Potter. - warknął do niego. - nie musi ci się spowiadać.
- Ignis odpowiedz.
- ja ... - Draco pogłaskał mnie po boku. - tak, kochaliśmy się. W noc zaręczyn. - spojrzałam na Dracona zakochana. - był cudowny. Tak czuły, tak kochany, tak delikatny, tak nieśmiały ... ale wystarczyło mu kilka rozkoszy żeby się ośmielił - podniecenie uderzyło mi do głowy - był idealny.

- Draco !? Narcyza usiadła na kanapie.
- to prawda mamo. - potwierdził Aryjczyk. - ale my się naprawdę kochamy. To wyszło naturalnie.
- Czarny Pan cię zabije !
- nie zrobi tego Narcyzo, spokojnie - odpowiedziałam miękko. - musiałby najpierw mnie zabić.
 Draco się uśmiechnął.  ^jak już wszystkie sekrety im ujawniasz to może i ten ?^
^ potem się wytłumaczę ^ zapewniłam go.
- nie zrobi tego własnej córce. - Ślizgon objął mnie czule. - Ignis tego też im odmówiłaś ? nieładnie.

Harry tam schodził na kurwico-rozpacz, Hermiona mdlała z przerażenia, a Ron klęczał jak na ścięcie.

- nie było okazji kotku - pogłaskałam go po klacie. - nalejesz mi jeszcze odrobinkę wina ?
- siadaj. - ponownie ulokował mnie na swoich nogach. - zakłady ?
- o co ?
- miód tu i teraz.
- w co chcesz zagrać ?
- kto pierwszy pójdzie na przesłuchanie.
- Ron. odpowiedziałam spokojnie.
- szlama.

- ona - Bellatrix spojrzała na Hermionę. - pogadam z nią jak dziewczyna z dziewczyną. A potem ty zdrajco krwi - splunęła Ronowi w twarz, ten próbując jej oddać sam siebie wkopał. znowu został kopnięty i wypluł krew. - a ty słodziutki na samym końcu, żeby On zdążył na twoje męki. - spojrzała na swojego chrześniaka, który głaskał mnie po kolanie i szeptał mi na ucho czułości. - Draco, sprowadź naszych gości na dół.

Niechętnie się podniósł i mnie zostawił.

* Draco * 

Wstałem i zabrałem ich za sznury.  Wrzuciłem ich na dół, zabrałem różdżki.
Drzwi na górze były zamknięte i wyciszone.
Ciotka powoli zaczynała przesłuchanie, słyszałem, że prosiła Ignis o pomoc w tych przygotowaniach.

- Ignis was stąd wyciągnie. - wymamrotałem. - ona wszystko robi, żeby uratować wam tyłki.
- nawet te piekielne zaręczyny z tobą !?
- to zrobiła z miłości - pomachałem mu pierścieniem przed oczami. - sama też mi się wtedy oświadczyła. - postanowiłem go dobić, ale widziałem, że Potter stracił wiarę w całą ludzkość. - daj jej czas, a zobaczysz, że wszystko robi dla ciebie kapuściany łbie. - powtórzyłem ale się uśmiechnąłem. - tymczasem ty sobie pocierpisz, a ja pozwolę jej dać upust jej pragnień.

Zamknąłem za sobą lochy.
Na dół szedł Petegrew.

Po kilku słowach i rewizji usłyszałem jak się dławi. Musiał sam siebie udusić.

- Draco. - Ignis przywołała mnie niecierpliwie. - no co tak długo ?
- dałem twojemu braciszkowi nadzieję, że nie wszystko złoto co się świeci.

* Ignis * 
 
Zdziwiła mnie ta dobrotliwość Draco, ale trudno.
Na razie był mój.

- Ignis ... - zaczął cicho. - może pozwolisz się rozpieścić ?
- odrobinę. - odpowiedziałam. - jestem ci winna miód.
- jestem twój.    - rozpiął koszulę i się jej pozbył by potem rozłożyć ramiona. Miód, kochany miodek. Tak dawno go nie było ...  zaczęłam go całować i pozbywać się miodu. - kiciu wiem, że stać cię na więcej. - podgryzłam jego pierś, prawie by warknął gdyby nie opamiętał się w porę. - dobrze skarbie, tak.
Och nakręcaj mnie jeszcze bardziej. Oczywiście chcesz mnie sprowadzić do sypialni, ale nie dzisiaj i nie przy twoich rodzicach.

Hermiona miała w sakiewce coś co przyciągało uwagę Bellatrix, ale była to bynajmniej podróba horkruksa.
I o co tyle krzyku to tylko falsyfikat!

Ale nie miałam zamiaru uświadamiać Belli, która powoli przymierzała się do Cruciatusa.

- ciociu nie zamykaj ran - uprzedziłam ją. - zrobiłam się głodna.
- ja też Ignis. - upomniał się Draco. - a to jest mój dom.
- sam powiedziałeś, że i mój. - przypomniałam mu i pocałowałam go w policzek. - ale gospodarz ma pierwszeństwo.  odsunęłam się dając mu się napić.

- zrobiłaś z niego potwora jeszcze większego niż jego ciotka ! wrzasnęła z łzami Hermiona.
Draco wymierzył jej policzek i wytarł ze wstrętem rękę z jej łez. - to moja narzeczona, nie masz prawda jej oskarżać w moim domu.  warknął.
- szz spokojnie kocie - pocałowałam go w ucho. - no już, daj mi się napić.
- proszę. - odsunął się i usiadł za mną gładząc mnie po boku. otarł mi usta. - chodź na górę. Draco głaskał mnie po ręce. 
- no dobrze na drobne pieszczotki. 

Otworzył mi sypialnię i jak na początku roku zaczął dziko całować mi szyję mając mnie pod ścianą. Podniósł mnie i posadził na swoich kolanach by mieć łatwiej. 
Zaczął już normalny pocałunek. Za to jaki ! Merlinie on naprawdę chciał kilku rozkoszy. 
Ale nie dzisiaj, do Świąt wytrzyma na kilku pocałunkach. 
Draco jednak nie chciał mnie wypuścić w pełni zadowolonej z buziaka. Nie. Chciał dać mi aż nadto i zostawić niedosyt. 
 Oderwałam na sekundę od niego usta. - na Święta, nie dzisiaj. 
- Ignis. 
- nie, dobrze wiesz, że im dłużej się czeka tym wino jest słodsze. 
Draco w odpowiedzi ponownie zabrał ode mnie usta, zastępując je coraz bardziej gorącym powietrzem. 


Przesłuchanie Hermiony dobiegało końca, a nasz buziak zakończył się wśród zgiełku na dole. Niechętnie mnie od siebie puścił i ocenił sytuację by wmieszać się finalnie w krótką potyczkę. 

Harry i jego przyjaciele zabierali wszystkich "gości" Dworu. Zgredek rozbił żyrandol i zaczął ich zbierać przy kominku. Chwilowo niezdecydowana stałam u boku blondyna. 
- do zobaczenia Książę. pożegnałam Dracona urywkowo i znowu przygnębiona wskoczyłam do kominka rozpalonego przez Zgredka. 

Znowu przychodzi mi czekać. 

Słyszałam za sobą świst noża, ale mikrosekundę przed trafieniem mnie w udo Zgredek przyjął cięcie na siebie. 
- to tylko chwilowy ból Ignis. - zaczął cicho - to piękne miejsce na spotkanie z przyjaciółmi.   Zgredek odszedł, a malutki koralik wytoczył się z jego ucha i trafił do mojej specjalnej skarbonki. 

- a ty co tu robisz ? Ron był wściekły. 
- dajcie mi czas a wam to wytłumaczę. odpowiedziałam ze szlochem. 

Znowu czas chce mnie dobić oczekiwaniem i czyjąś niewinną śmiercią. 

Ale to tylko czas mógł wszystko naprawić. 

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz