niedziela, 9 listopada 2014

Rok VII Rozdział XIII Wielka Niespodzianka (?)

***
Hejo ! Mam do Was dwie sprawy : 
1) znajdziecie mnie jako adminkę na kilku stronach  potterowskich  -> informacje o tym znajdziecie tu, może będę tu wrzucać nowe rozdziały.     Proszę o wsparcie w postaci kilku łapek ( jak największej ilości )  pomimo faktu, że aktualnie mam "urlop" od adminowania.

A druga to fakt, że JEDYNYM powodem dla którego ten fragment był na warsztacie tak długo jest fakt, że jest to (chyba) długi rozdział. 
A motorem do wrzucenia był mój przyjaciel i trujdupa w jednym czyli Kaze.         
Powoli wątek rozdziału i mnie zaczął gryźć, a że tak jak chciałabym go wstawić, czyt. 20listopada, mnie nie ma, tak więc taraa! prezent urodzinowy ode mnie dla Was, choć to ja powinnam dostać prezent xD.     ( choć mam urodziny 12 to i tak się tym cieszcie xD )

Wracając do treści.
Okej tekst jest na stronie, ale  jest to rozdział zawierający sceny nieprzeznaczone dla osób o słabych nerwach, nie w tym wieku, czy też dla osób które nie lubią takich spaczeń czytać. Tak więc by wszystkim dogodzić, oraz zapewnić Wam komfort, pierwsza litera pierwszego akapitu oraz ostatnia litera ostatniego z nich oznaczona neonowym  kolorem  jest dla Was znakiem że ten fragment możecie spokojnie czytać wszyscy, te zaś oznaczone ciemniejszym kolorem ( jak w przypadku powyżej ) są dla osób chcących sobie poczytać bardziej nieodpowiednie teksty zapraszam do lektury także tej drugiej grupy akapitów.
Po części koloru ciemnego, fragment zaczynający się neonem pisany dalej na czarno, również jest dla wszystkich. 
Za ewentualne urazy psychiczne nie biorę odpowiedzialności.
Tak więc po tym przydługim wstępie - Miłej lektury.
Pozdrowienia od panienki Riddle !
***



Siedziałam w salonie Dworu obok Draco, ojciec perorował o moich osiągnięciach w ciągu tych kilku lat.  
Zapowiadało się, że skończy grubo po drugiej a to i tak nie było wiadome, bo było już niedaleko do północy.
Oparłam głowę o ramię Dracona, zasypiałam tu powoli.
Ojciec wymieniał listę nazwisk osób zabitych z mojej ręki, czy z mojej komendy, oraz oczywiście listę zleceniodawców.

Draco siedział podenerwowany na tym krześle, ale pewnie znał cel i się go obawiał. Pogładził mnie po czaszce.
- nie śpij skarbie.

Na dwunaste bicie zegara oznaczające północ Ślizgon wstał. A ja podniosłam się za nim.
On jedynie przeprowadził mnie przed stół w jego salonie.
Cholera, ja myślałam, że oficjalne zaręczyny złoży mi po Biwie !!!

* Draco *

Ignis była chyba zaskoczona, ale i wzruszona. Nie spodziewała się tego. A przynajmniej nie teraz, a przecież obiecałem jej coś specjalnego na oficjalne zaręczyny, chciałem tego dotrzymać jeśli je przyjmie.

- Ignis – spojrzałem na nią. Byłem zdenerwowany. Mogła mnie albo przyjąć, albo odrzucić, czy stwierdzić „jest dobrze jak jest, po co nam ślub?”  stała przede mną zaskoczona. – dla ciebie to chyba nie nowość, że mówię ci ile dla mnie znaczysz, ale dla twojego i mojego ojca już raczej tak. – powtarzałem to sobie przez cały dzień, żeby wyszło perfekcyjnie, po prostu spytam. – Ignis – ukląkłem przed nią. W jej oczach błyszczały łzy, ale na ustach miała uśmiech.  Wyciągnąłem pudełko z pierścionkiem. Prosty, ale ozdobny. Podobny do pierścieni mojej mamy, cyrkonie w kolorze srebra wokół szmaragdu z grawerunkiem węża. – chcesz zostać panną Malfoy ?
- widzisz słonko. – odpowiedziała mi takim samym gestem. Teraz to ja zdębiałem. – skoro tak długo czekałam na to pytanie, postanowiłam ci je zadać. – pokazała mi sygnet z wzorem bazyliszka połykającego własny ogon. – czy chcesz wiązać przyszłość z morderczynią ?
Uśmiechnąłem się, cała Ignis. – oczywiście.  – przyjąłem od niej pierścień.  – a ty ?
- zawsze i wszędzie Draco. – pocałowała mnie. Wszyscy się deportowali, nawet Czarny Pan dał sobie spokój i zniknął. – no słonko …     Ignis miała w ręce wino i dwa kieliszki. Zapowiada się wypalenie godnie Księżniczki.

* Ignis *

Stałam z winem i kieliszkami w ręce, umknęłam Draconowi w jego drodze do sypialni.
Zdążyłam się wygodnie umościć na jego łóżku teraz przykrytym cienkim materiałem aksamitu w kolorze trunku, a napój odłożyłam na jego szafkę nocną. Na razie nie będziemy pili.

- mój Draco … - imię wyrwało mi się z westchnieniem. Patrzył na mnie przez sekundę, po tej chwili był na łóżku i mnie pocałował. W tym zajebiście drapieżnym i dzikim buziaku już tradycyjnie pozbył się mojego czarnego gorsetu, a ja jego koszuli. – och a co dopiero będzie jak już będziesz pełnym wampirem skarbie.  – rozmarzyłam się. Ponowił na chwilę pocałunek. – wiesz skarbie, mam ochotę na coś więcej niż buziaki.  – pocałował mnie w ramię. – ale …      
 postanowiłam sobie przez część przedstawienia grać cnotkę.  Tak jakby ojciec chciał się czegoś czepić, to mu powiem, że byłam grzeczna.
- ale co ?  ponaglił mnie arystokrata.
- nie wiem czy ci się spodobam.  odeszłam z łóżka na kilka kroków. Draco tylko złapał mnie w talii i zaczął kołysać mną na boki.
- chcesz grać, graj. Ale ja mam na ciebie ochotę.
Zamruczałam. To chciałam usłyszeć. – a co z ubraniami ? co ?
- panie mają pierwszeństwo. – wymamrotał mi na ucho. Cholerny dżentelmen. Próbowałam złapać go rękami wygiętymi do tyłu, ale je odtrącił. – najpierw ty, potem ja. 
Miałam na sobie spodnie,  jednak dla Draco to nie była przeszkoda, transfigurował je w wysoko wiązaną, co z tym idzie i krótką, spódnicę, którą zaczął rozplątywać.    Oto komplet, kupiony pod jego niewiedzą, szmaragdowy i specjalnie dla niego wiązany. Żeby nie musiał go niszczyć.
- pytanie, chcesz sobie na to popatrzeć, czy wolisz sam się tego pozbyć ?
Kolejny uśmieszek wstąpił na wargi Draco. Obudził się w nim arystokrata w stylu bardziej przypominający Aleksandra, choć Aryjczykowi to dodawało uroku.
- popatrzę. Pewnie coś dla mnie wymyśliłaś.
- w takim razie … - Dracon usiadł na łóżku, wziął kieliszek wina. Czemu on musiał wyglądać tak świetnie ?!. odetchnęłam dla dodania sobie odwagi, w końcu ten raz pomoc Raula wyszła mi na dobre. Kolumienki jego łóżka znajdą zastosowanie. – naciesz oczy. – pstryknęłam i byłam w szpilkach, ten raz się przydają. Puściłam sobie Slasha.   Rock n roll baby.        Potańczyłam do muzyki, kolumienka wsparła mnie pod kolanem kiedy się odchyliłam i podniosłam. – wiesz co … - pozbyłam się jednego ramiączka nadal nie wypadając z rytmu. – uwolniłeś mnie od przedstawienia. – szeptałam. W tle było słychać powoli kończącą się jedną część solówki Slasha. No i oddech Draco. Och spokojnie słonko, uspokój się, ja się rozkręcam, a prowadzi mnie muzyka.     Tak dobrze mieć nie będziesz, zrzucę cię z tego materaca cholero zobaczysz.    ”close the door, turn the key, do you like, what you see?”   – choć nie powiem, żeby mi przeszkadzało – drugi pasek materiału.  " kill the ligths, ooh come to me, set it off tonight, babe we're just like fire and gasoline" No i zapięcie, wisienka na torcie. – sam się o to prosiłeś. – uśmiechnęłam się lekko złośliwie. Na najmocniejszą partię pozbyłam się i guzika. Tak, guzika z przodu biustonosza. W tym jednym mugole byli dobrzy, bielizna na każdą fanaberię. Zrzuciłam szpilki, przeszłam do niego po materacu i usiadłam mu na kolanach tak by równo z ostatnim brzmieniem perkusji być już na jego nogach.  – mrru, no i co teraz, co ?
Widziałam jego zaskoczenie, jego pragnienie. 
– to – przewrócił mnie pod siebie. Zaczął od głaskania mnie po szyi, zręcznie zszedł na obojczyk, a na brzuchu rozpuszczał sobie kostkę lodu. Dłoń przeniósł na biodro, a tam pozbył się sznurka. – nie mam zamiaru bawić się przez materiał. Kiciu. – ostatnie słowo zaakcentował. Przewróciłam go, pozbyłam się tego co Draco miał jeszcze na sobie. Merlinie, ja wiedziałam, że na pewno został ładnie obdarzony, ale nie że aż tak. – zadowolona ?
- wiesz skarbie, nie marzyłam aż tak. – Aryjczyk uznał to za komplement, zaczął mnie obcałowywać, podgryzać. – mhmm Draco … - gładziłam go po karku, plątałam się w jego włosach. – no słonko, wino czeka.
- już nie. – pocałował mnie krótko. Poczułam na sobie rozlewający się trunek. Och, co za marnotrawstwo wina.   Zaczął je ze mnie spijać, albo może raczej zlizywać. Na szczęście cały pokój był wyciszony a pusty Dwór tylko upewniał mnie w tym, że mogę sobie pokrzyczeć.  – pozostanę staroświecki. – rozparł się nade mną. Westchnęłam, no chodź do mnie Draco. Chodź. – bardzo chcesz.
- masz cholernego farta, że nie mam sumienia cię przewracać. – wycedziłam. Pocałował mnie, dziko już dawno zostawiając zasady w tyle.  Nie miał serca żałować mi przyjemności, wszedł we mnie.  Od razu zaczął się wiercić. Słyszałam jak powarkuje. – mhmm … - czułam jego ruchy, leżał na mnie prawie płasko, ocierał się o mnie. A ja wiłam się w jego objęciach, co skutkowało jego jeszcze większymi staraniami.   Robiło się gorąco, nawet bardzo. A z ciepłem szła rozkosz, nie kontrolowałam żadnego z odruchów, oczy pod powiekami lśniły tak, że gdybym nie miała ich zamkniętych oświetliłabym cały Londyn, kły już dawno drapały jego język, teraz wydłużony i bardziej wilczy,  a dłonie szukały sobie miejsca na jego plecach i karku.    Poczułam rozlewającą się we mnie ekstazę, sekundę przed szczytem Draco pozwolił sobie ozdobić mój brzuch sobą. Wyrwałam się i wygięłam, było mi rozkosznie. – Draco.  – spięcie trwało mniej niż sekundę, opadłam na poduszki. – Draco …
Słyszałam jego oddech,  bicie jego serca, nadal nad sobą. Och nie idź, bo cię złapię i nie puszczę.  Poczułam jego kolejny pocałunek. – to tylko początek skarbie.  Zapewnił mnie cicho.
Coś we mnie pękło, otworzyłam oczy, spojrzałam na niego. Ooo Kupidzie czemu wybrałeś mi jego za cel !    ale trudno, wybrałeś mi go, a on się zgodził. I jest mój.
Przewróciłam Dracona na plecy, był na dole. – słonko – spojrzałam mu w oczy. – nie dam ci spać. – po tej groźbie pozwoliłam sobie na ponowienie kontaktu. – mhmm … no wilczku zobaczysz jak to jest być na dole. – zaczęłam się na nim poruszać, jego ręce błądziły po moich biodrach, talii, nogach. – ooch Draco … - otarłam się o niego. – mhm nie mów, że nie jest ci przyjemnie. Bo ci nie uwierzę.
- Ignis – pocałowałam go. Ten raz postanowił nie odbierać swojej kochanej dominacji,  chciał spróbować uległości. Z każdym ruchem było mi i jemu przyjemniej. Zwiększyłam tempo w ciągu sekundy, chciałam go,  miał poznać też moje nerwy, a po jego reakcji widziałam, że mu się podoba, że od czasu do czasu mi się podda.  Zeszłam z niego z kolejnym spazmem. – Ignis … gdzie jest ta uczennica ?
- nie ma i nie będzie. – odpowiedziałam mu, rozlałam na nim wino.  – skoro to już wiemy, pokaż no swój smak. – zaczęłam je z niego spijać, no dobra, scałowywać. Pozwoliłam sobie go skosztować. Usłyszałam jego oddech, nie spodziewał się chyba tego, że pozwolę sobie na spaczenia. Ale był z tego zadowolony, gładził aksamit.  Czułam jak ta przyjemność na niego działa, ale po co mam go zostawić bez przyjemności, niech ma wspomnienia.  Doszedł do rozkoszy, nie narzekał na to, że go posmakowałam. – nawet arterie masz słodkie.  stwierdziłam krótko. Wypiłam wino, żeby go nie odrzucało od pocałunku, chciałam jego ust równie mocno co ciała, w końcu  to one blokowały mnie przed rozpierdoleniem już resztek pieczęci.
Draco, czując się wygrany, oparł mnie o ścianę.  
- powiedz jak będziesz gotowa.
- chodź do mnie, nie pierdol głupot. – Ślizgon zaśmiał się cicho,  a mi się przypomniała piosenka koreańska. O wilkołaku zakochanym w swej ofierze, „just bite her, then shake her so she’ll  losts her consciousness”   miałam właśnie takie wrażenie, że to robi Draco. Chce żebym mu zemdlała od rozkoszy.  Podgryzał mnie, tego nie mogłam mu odmówić, całował skórę, smakował. Starałam się mu odpłacać, ale ja gładziłam jego kark i plecy, delikatnie je drapałam, ale mój wilczek tylko mi powarkiwał, co znaczyło że mu przyjemnie.    Ściana z boazerią powoli zdzierała ze mnie skórę. Ale dobrze, że dzieło Spade’a jest trochę pod skórą i aktywuje się tylko przy rozłożeniu skrzydeł.         Robiło się coraz bardziej gorąco i rozkosznie. – Dra … Draco …  - odgięłam się od ściany, ja swoją ekstazę dostałam, a Draco ?, Dracon jak zawsze mnie ozdobił. – jeszcze. Wyskamlałam.   Ale on położył mnie z powrotem na aksamit. Chociaż … na innym łóżku, na MOIM łóżku.
- dostaniesz swoje Księżniczko. – zapewnił mnie i zaczął jeszcze raz mnie rozpieszczać. Tym razem nie odmówił sobie wina.   Po kolejnej idealnej rozkoszy byłam praktycznie bezsilna, ale chciałam jeszcze. – chyba ci starczy panno Malfoy. Wymamrotał mi na ucho blondyn i przykrył nas kołdrą, aksamit chowając tylko dla siebie.




Obudziłam się rano, po wypaleniu.  Ale miałam sen, że tym razem Draco mi się oddał. I że był cudowny. 
Spojrzałam w stronę blondyna. Leżałam na jego łóżku, obok niego.  Na jego brzuchu malowało się kilka kresek po zadrapaniach z nocy.  Czyli to prawda !!!!     o Merlinie ! co to za okazja, że mnie tak obdarowujesz !

Oparłam głowę o poduszki, tym razem spotkało mnie kochające, czujne spojrzenie pary błękitnych tęczówek.
- na pobudkę można liczyć na powtórkę z nocy, panno Malfoy ? spytał przewracając mnie pod siebie.
- ale co jak twoi rodzice tu wejdą, co ? to nie pocałunek.
- mieliby wyganiać z mojego łóżka, MOJĄ narzeczoną ?
- Draco …
- nie graj cnotki. – uciął. – wczoraj nie miałaś oporów.
To, że chciałam jeszcze raz przypomnieć sobie rozkoszność jaką mnie darzył, tą jego wbrew pozorom czułość, tą dzikość mojego nocnego kochanka, oraz fakt, że sam Draco się o to prosił, postawiły mnie z góry na przegranej pozycji.
- mrr … to chodź. - Poczuł się wygrany i zaczął całować mnie po szyi, ale na zewnątrz pojawiały się idące w stronę Dworu kroki. Draco niechętnie oderwał się ode mnie kończąc malinkę. – no i po zabawie.
- dewiantka.
- prowokator. – odgryzłam się, ale wstałam błyskawicznie z jego łóżka i poszłam się ubrać. Po minucie leżałam obok niego z powrotem. Narcyza szła po schodach żeby nas obudzić. – dzień dobry Draco. pocałowałam chłopaka w policzek.
- witaj Igni. - odpowiedział mi szczęśliwy. - mamo. 
- o, dzień dobry proszę pani. 

Narcyza uśmiechnęła się życzliwie. - nie mów mi per"pani" Ignis. Możesz zwracać się do mnie "ciociu". 
- dobrze ciociu. - uśmiechnęłam się - mogę zjeść z wami śniadanie ? - spojrzałam na Dracona prosząco. - jestem zaproszona skarbie ? 
- zawsze. - odpowiedział. - to po części twój dom. Wpadaj kiedy będziesz mieć ochotę. 
- dobrze słonko, dziękuję za tą propozycję. - wstałam z pościeli i zaczęłam się ubierać. - za pięć minut będziemy na dole, spokojnie. - zapewniłam Narcyzę, która wyszła z pokoju. - Draco - rzuciłam się na szyję blondyna i go pocałowałam - nadal nie wierzę, w to że jestem twoją narzeczoną.
- to nie sen. - Draco mówił twierdząco, ale brzmiał raczej jakby pytał. - Księżniczko. 
- mrru. - przytuliłam się do niego. - ja nadal nie wierzę. - ubrałam się kompletnie a Draci specjalnie ubrał białą koszulę. - ooch, nie musiałeś ubierać wystawnej koszuli.
- ale chciałem. - odpowiedział mi - chodź. Panno Malfoy. 

- Riddle-Malfoy jeśli to nie będzie problem. 
- dobrze. 
- choć nie powiem że twoje nazwisko mnie nie kusi. Papiery podpisywane "Ignis Morringhan Malfoy". Brzmi dumnie, prawda ? 
- nie musisz zmieniać nazwiska jeśli nie chcesz. 
- pomyślimy o tym potem Książę. 

- chodź na śniadanie. Draco zabrał mnie na dół. 

Narcyza i Lucjusz siedzieli obok Bellatrix i Rudolpha. 
Pojawił się jeszcze wujek Snape, jednak on jedynie złożył gratulacje i wrócił do Hogwartu. 

- Ignis - zaczął Lucjusz. - skoro nie było na to czasu wczoraj. - pstryknął palcami i Zgredek podał mu do dłoni drobne pudełko. Choć na pokaleczone, oparzone i filigranowe łapki skrzata było ono wielkie.  Otworzył je i pokazał mi zawartość. Pierścień Draco, ale on swój nosił, idealna kopia. - przyjmij ten drobny gest jako przyjęcie cię do rodziny i życzenia wam szczęścia. - nasunął mi go pod sygnet od ojca, który był prostym,  srebrnym, z kwadratowym lekko zaokrąglonym oczkiem bez grawerunku. Ojciec wolał nie dawać mi klejnotów rodowych, bo od razu rozpoznano by moje relacje z Czarnym Panem, dlatego postawił na prostą ozdobę.  W przeciwieństwie do Lucjusza kochającego przepych, ozdobność i chwalenie się bogactwem. - witamy w rodzinie. 
- dziękuję wuju, to dla mnie wielkie zaskoczenie. 
Lucjusz jedynie podniósł kieliszek z odrobinką wina. Na alkohol musiał uważać, jednak wyszedł z nałogu. 
- wszystkiego najlepszego Ignis. 

Draco objął mnie i tak minęło nam śniadanie. 
Rozmowy, żarty, przyjemna rodzinna atmosfera.  Na chwilę pojawił się ojciec i Aollicep. Jednak i oni życzyli mi szczęścia a mama żartowała, że mam nie dostać syna w wieku dwudziestu paru lat. Ale jak zapewniłam ją, że nie chcę to poszli sobie z dobrymi życzeniami. 

Draco obejmował mnie czule, a posiłek powoli się kończył. 
Coś zastukało w okno, jednak było wietrznie, mógł to być liść czy cokolwiek innego. 
Jednak coś zastukało ponownie z większą natarczywością. Odkryłam, że to sowa. 

Nie, nie, nie. NIE, nie TERAZ. 
To niemożliwe, to musi być cokolwiek innego, ale nie sowa. 
Moje wyliczenia muszą się mylić. 


- precz. Draco próbował przegonić natarczywe zwierzę. 
- o co chodzi ? wmieszał się Lucjusz. 
- przepraszam - podniosłam się z miejsca - to posłaniec Rady - wytłumaczyłam się. Oni nie musieli wiedzieć o moich i Dracona działaniach. - miał mi przypomnieć o moich obowiązkach wobec Korony. Zatem do widzenia ciociu, wujku. - podeszłam do Ślizgona - pocałuj mnie na do widzenia Książę. 
- nie pójdziesz - posadził mnie zaborczo na swoich kolanach - nie dam ci. 
- pocałuj mnie na do-widzenia. 
Draco spełnił moje prośby, dał mi perfekcyjnego buziaka. 
- do zobaczenia Igni. puścił mnie niechętnie w ręce brata.
- do zobaczenia słonko. pocałowałam go w policzek po raz ostatni i wyszłam spokojnie z Dworu. 

Szłam spokojnie do bramy. 
Wiedziałam, że Draco mnie obserwuje, spojrzenie w jedno z okien i w jego oczy by bolało bardziej. Wolałam iść stonowanie a potem biec i płakać. 

Tak też zrobiłam, jak zniknęłam z oczu Draco zaczęłam biec, płakałam i na końcu miasteczka deportowałam się do brata. 

Miałam dosyć. 

Spieprzył mi śniadanie tuż po zaręczynach, po tak rozkosznej nocy. 

Pojawiłam się w lasku na zadupiu w Ogniu. Byłam lekko mówiąc wkurwiona.
- nie odzywajcie się do mnie, nie przechodźcie przez linię wokół mojego łóżka bo się poranicie, jak coś do mnie to wołać. Posiłki mogę odstawić, jak jesteśmy w jednym miejscu śpię w dzień, jeśli idziemy mogę nie spać. Amen. - wyminęłam Rona i Hermionę z bratem na czele. - jak nie masz pomysłów spierdol rok siostrze. - wymamrotałam rozkładając meble z sakiewki. Jednak moje łóżko już tu stało. Czułam na pościeli dla nich niewyczuwalny zapach skóry Draco, naszych rozkoszy. Oddał mi aksamit. Salazarze, jakiż on kochany. Wykorzystałam to jako obicie do poduszki, na której miałam spać. Resztę materiału zmieniłam w figurkę kota ze skrzydłami kruka, którą odesłałam Draconowi. Na ramie łóżka zrobiłam coś w rodzaju dachu z materiału wyrobionego z Powietrza, a potem oblepiłam sobie ów "sufit" i "ściany" zdjęciami Dracona, które posiadałam mniej lub bardziej za jego wiedzą. Położyłam się w swoim ukryciu, potarłam policzkiem o poduszkę a obok siebie miałam maskotkę wilka od Draco. - dobranoc.  - Chciałam iść spać, jednak wpadła do mnie z wrzaskiem sowa, chyba sowa. - wypierdalaj jeśli życie ci miłe. - wymamrotałam. Jednak z sowy powstał Kaze. Ten sam, który poszedł do Tsenga. - tak czy siak, wypierdalaj.
- nie groź neko. - siedział sobie wesoło na brzegu MOJEGO łóżka. - czyżby blondyn cię opuścił ?
- idź sobie. - położyłam się twarzą na poduszce, ale to poskutkowało tylko brakiem powietrza, oraz zapachem. - nie chcę cię tu widzieć.
- chcesz. - ściął krótko. - no już. Podnieś się i opowiedz co się stało.
- wal się.
- neko. - zaczął mnie łaskotać a jak na złość celnie udawało mu się unikać glanów. wyciągnął mnie do świata. - gadaj.
- po pierwsze, jak przeszedłeś pieczęci, po drugie wypierdalaj, chcę być sama.
- wystarczy być obiektem twojej tęsknoty mniejszej czy większej, żeby przez nie przejść. Nie pomyślałaś, że ktoś inny mógłby przez nie przejść a nie twój kochany Draco ?
- wal się. - chciałam wyjść w las, ale i tak zatarasował mi drogę. - czego tu szukasz ?
- miałem ci pomagać, więc jestem.
- pomógłbyś mi, gdybyś odesłał mnie do Dworu Malfoy'ów a mojego brata naprowadził tam gdzie tylko ja mogę. 
- nie narzekaj. - znowu odpowiedź dla niego typowa. - przytul się to ci się polepszy humor.
- nic mi go nie polepszy. - odburknęłam wkurzona - idź sobie. - jednak zostałam przytulona, choć wbrew mojej woli to jednak było miło. - no dobra, zostań. 
- no - uśmiechnął się - powiedz co cię gryzie - rozejrzał się. - on ? Czy stało się coś o czym powinienem wiedzieć ?
- idź sobie. 
- ekhem nadal mnie przytulasz. 
- bo mogę. - odpowiedziałam wchodząc pod jego ramiona - to pomaga. 
- czy ty z nim ...
- jak dam ci zostać będziesz trzymał gębę na kłódkę ? - pokiwał głową. - tak. 
- ja pierdolę ...
- to zostaje między nami, Harry ma nie wiedzieć. 
- ale jak ?
- jeśli zadasz jeszcze jedno pytanie to się oparzysz - ostrzegłam. Jednak Kaze nie chciał testować moich nerwów. - zostań tak. 
- postaram się. - odparł z uśmieszkiem. - jak to jest pójść do łóżka z arystokratą ? 
- nic do ciebie nie dociera - pacnęłam go w brzuch - to moja słodka tajemnica. 
- eh neko ... - poczochrał mnie - oczekuję uzasadnienia. 
- bo to moja sprawa, a ty obiecałeś nie pytać. 
- dobra - przytulił mnie mocniej. - ale chyba kiedyś mi opowiesz. 
- wal się. - odetchnęłam jego perfumami - chodź, powiadommy mojego braciszka, że jest jeszcze jedna gęba do wykarmienia.
- nie trzeba. Wiatr przynosi różne ciekawe skarby.
- a znalazłbyś koszulę Draco ? 
Kaze tylko pstryknął i przy mojej głowie pojawił się materiał. - proszę bardzo, ludzi nie przenoszę. Ja nie linia lotnicza.
- Kaze-air. - zaśmiałam się i przytuliłam się do materiału - mhmm ... nadal nim pachnie. - schowałam materiał do aksamitu na poduszce. - nasza tajemnica. - ścięłam pytania Japończyka co do nocy, oraz losu ubrań, a jednocześnie oznajmiłam mu, że o poczcie powietrznej wiemy tylko my. - okej?
- okej, okej. Nie chcesz nie mów. Najwyżej jego spytam. - za ten żart dostał po głowie miękką wyczarowaną naprędce poduszką. - żartowałem. 
- wiem. - klepnęłam go po czaszce raz jeszcze - ale kogoś muszę męczyć, padło na ciebie. 
- świetnie. - wymamrotał i zabrał mnie przed twarz mojego brata. - jestem do pomocy, z ewentualnymi pytaniami o szczegóły mojej oferty zgłaszaj się do Ignis. 
Harry nic nie zdążył odpowiedzieć, bo Kaze zdążył deportować nas na herbatę. 

Tam wszystko się wyjaśniło. 
Ludzie patrzyli na mnie jak na UFO. To dlatego, że czarny rynek musiał podnieść cenę za moją głowę, a Śmierciożercy, którzy nie darzyli mnie sympatią chcieli tą kasę zgarnąć. No trudno, każda władzama zwolenników jak i przeciwników, ja nie byłam wyjątkiem. 
Kaze zaczął mnie tulić i pocieszać jak to niby czas mi szybko zleci, mylił się. Czas miał mi płynąć wolno i boleśnie. 
Bez Draco to jak bez ręki. 

Ludzie w Hogsmade patrzyli na mnie z przestrachem, szacunkiem, ale też i takim wyrazem "powiemy komu trzeba to mamy kasę". A ja miałam już przyzwyczajenie do takiego wzroku. Lata ignorowania cudzej śmierci i nieszczęścia robiły swoje. 

Może to też zasługa obecności przy mnie Kaze.  Tak, towarzystwo Japończyka mi odpowiadało. Choć z początku niechciane, to jednak pomocne. 
Azjata mnie tulił, i o dziwo, pocieszał. Myślałam, że powie raczej coś w stylu "cierp" ale nie, był zaskakująco miły. Gdyby nie to, że wyjechałam byłby złośliwo-miły. 
Ale tym razem był najmilszą przytulanką pod słońcem. I jedną z bardziej milutko pachnących. 

Po herbacie i chwilowym uśmierzeniu mojego bólu pomieszanego z wkurwem, poszliśmy z powrotem do obozu i do trójki Gryffonów. 


Harry nie był o to zły, jakby jego osobę już uważał za mojego kolejnego chłopaka.  A Kaze z tego korzystał. Przytulał mnie przez praktycznie cały dzień, mówił do mnie per"neko" na co nikt nie reagował negatywnie, a jeszcze Azjata uznał, że skoro jest tu z mojego powodu, to jest moim gościem, a co za tym idzie brak kolejnego łóżka muszę mu zrekompensować udostępniając jego osobie połowę mojego posłania.
Musiałam pożegnać aksamit i koszulę Draco, bo w rekompensacie Kaze oferował siebie jako poduszkę. 
Zgodziłam się bo wiedziałam, że Japończyk i tak by mnie przygarnął pod swoje, całkiem ładne, ramię. 
Tak więc wszystkie kwestie organizacyjne z głowy. 

Siedziałam na konarze przed obozem, Japończyk gdzieś wybył chwilowo. Nie wnikałam w jego sprawy aż tak mocno jak on chciał wglądać w moje. Może to lepiej, ale skoro on mógł to czemu ja nie ? Nie, nie będę chamska. 

Wzięłam na kolana maskotkę wilka. - no słonko, widzisz. Ten raz wolałabym nie mieć racji. pogładziłam go za uchem. Draco pewnie siedzi na Wielkiej Sali i ma posiłek. Zaraz, to moment idealny, żeby przetestować mój nabytek. Skupiłam się i wezwałam swoją czarną mambę. wyszła boleśnie dla mnie, ale była dobrym pomysłem. teleportowałam ją do szkoły.


* Draco * 

Na Wielkiej Sali była cisza, Ślizgoni mieli dość ponury nastrój pomimo wygranego meczu z Gryffonami. Zresztą cała szkoła jakby opustoszała.
Alceto i Amycus gnębili młodszych z wszystkich innych domów oprócz SLytherinu, najczęściej posyłali ich do Zabiniego, Crabbe'a czy Goyle'a. Mi przypadali rzadko, ale ja ich najczęściej podłączałem do kroplówek gdzie oddawali krew, a potem szli wolno.

Poczułem coś przy nodze. Wąż.  W pierwszym odruchu chciałem odskoczyć, ale mamba wpełzła po moim udzie wprost na moje kolana. Jakby wężowi było mało, oplótł mnie jak boa chcący połamać mi żebra.
Z wężami niestety musiałem umieć się obchodzić, zachowywałem spokój.
^ no co ? Muszę mieć na ciebie oko. ^ usłyszałem telepatyczną wiadomość od Igni, ale to  w ą ż  patrzył mi w oczy.  ^ pozwolisz, że będę cię tak odwiedzać. ^
- no dobra. - podniosłem się, wąż posłusznie przeszedł na moje ramiona rozkładając ciężar. - ale nosić cię nie zamierzam. - mamba pogładziła mnie pyskiem po szyi. ^ no nie bądź taki, a to, że musiałeś mnie na siebie opuścić ledwie wczorajszej nocy ? ^ - to co innego. - podrapałem wewnętrzną stronę szyi gada. Gada, albo Ignis. Sam nie wiedziałem jak ustosunkować się do tego tworu. Z jednej strony był to wąż, czyli zwierzę, które omijałbym szerokim łukiem, a z drugiej była to Ignis. - nie zmieniaj się w człowieka, bo pomyślę, że zostaniesz. - położyłem owo coś na poduszce łóżka. - jasne? - ^ co ty taki przywódczy ? przyszłam cię poobserwować, ale jeśli nie chcesz to wrócę do brata. Ktoś inny mnie przytuli ^ - nie mów mi, że pójdziesz do braciszka. - prychnąłem.   ^ nie, na twojego pecha Kaze spakował manele i mnie odwiedził. Ma zostać dopóki nie stwierdzi, że może iść. ^   - co !? Japończyk !? - ^ zazdrosny ? ^ - wiesz doskonale, że nie chcę żeby przy tobie się kręcił. - ^ to musisz przegryźć się z myślą, że będzie obok mnie spał. ^ - CO !? - zaczęło się we mnie gotować. ON obok MOJEJ Ignis ? - o nie, nie pozwolę mu na to.  - ^ niestety też nie mam na to wpływu. Nie denerwuj się. To będzie raptem kilka nocy ^  - kilka !? - wąż podpełzł do mnie i znowu wszedł na moje ramiona. Imitacja dotyku, którym darzyła mnie Ignis. - ma się wynieść teraz zaraz. - ^ nie pójdzie. Ale z drugiej strony to dobrze, nie będę aż tak sobie truć myśli, że mam ciebie tak daleko ^ - zmień się. - warknąłem. Do pokoju wszedł Zabini z jakąś koleżanką z innego domu. Obydwoje byli nabici. - czego ?
- spokojnie Malfoy bo ci żyłka pęknie. - rzucił nonszalancko Blaise. - myślałem, że boisz się węży.
Jego koleżanka zachichotała.
- wal się. Idźcie spać gdzie indziej.   co mnie samego zaskoczyło parka posłusznie wyszła.

^ no juuż.^ kolejny splot tym razem przy szyi. ^ spokojnie, bo się zmienisz. Nie masz o co się rzucać. Posiedzi tydzień i zniknie. ^
- to za dużo. - Ignis spłynęła z moich ramion i zmieniła się w swoją normalną, ludzką postać. - nie ma siedzieć u ciebie tygodnia.
- zazdrosny, ale nadal tak cholernie kochany - przytuliła się. Drżała. Pocałowała mnie w szyję. - przepraszam, że tak wyszłam. Ale wiesz doskonale, że musiałam. - patrzyła na mnie oczami pełnymi łez. - obiecuję, że będę tu wpadać tak często jak na to pozwoli mi czas, ale nie bądź zazdrosny. - gładziła mnie przez materiał. - proszę. Naprawdę nie masz o co. On choć ładny mi ciebie nie zastąpi. - pocałowała mnie w ucho. - nie złość się.
- czemu ? to tylko tydzień kiedy śpi obok ciebie ten Azjata !
- jak się denerwujesz może z ciebie wyjść bestia. - głaskała mnie. - nie powiem, że mnie taki nie kręcisz, ale wtedy u mojej matki odrobinę się ciebie bałam. - ona mnie się bała !? jakim cudem !? - proszę. - już miała rozchylone usta, zaczynała zbliżać je do mnie. Miałem ochotę ją przygarnąć i rozpieścić, ale przerwały nam otwierane przez Snape'a drzwi. Ignis nadal lekko drżąc odsunęła się. - przepraszam słonko. Powinnam już iść. - odwróciła się. Widziałem na jej plecach szramę. - nie gniewaj się za koszulę. - cmoknęła w moją stronę. - do zobaczenia.     Zniknęła.

Snape wyszedł, a ja walnąłem ręką w ścianę.
Odebrać mi i Ignis pocałunek.

Zaskoczyło mnie, że wtedy miała przede mną odrobinę strachu. Ale nadal ją pociągałem.
Cała Ignis.

* Ignis * 

Wróciłam do obozu niezbyt chętnie. Ale sama obecność Snape'a mnie wygoniła, mówiła jedynie "nie powinno cię tu być. Pożegnaj się."  jednak nie musiał mi przypominać o obowiązkach.

Nad sobą widziałam pochyloną gromadkę Gryffonów i Kaze.
- o co chodzi ?
- krwawią ci plecy. Nie reagowałaś na nic.  Myśleliśmy, że coś cię zaatakowało. wyjaśniła Hermiona.
Skontrolowałam pierścienie, ten od Lucjusza był niewidoczny.
- to nic. - wstałam i rozprostowałam kości. - to po prostu ślad. - przeszłam krok w stronę Kaze - martwiłeś się ? - uśmiechnęłam się do niego - ja idę spać, spróbujcie mnie obudzić to będzie źle. 

Zwinęłam się w kłębek i zasnęłam. 
Draco, tak, mój Draco. 

* Kaze * 

Widziałem, że neko słodko śpi. Wróciłem później, a ona już spała. Prześliznąłem się do jej pokoju, gdzie zostawiła mi matę od senseia a obok było proste, dość miękkie łóżko. 
Wybrałem łóżko.

W nocy wystawiłem głowę przez klapę prowadzącą w górę, chciałem iść po wodę, bo wolałem jej nie przywoływać żeby nie obudzić mojej gospodyni.

Ignis spała tuląc do siebie tą, ciut idiotyczną moim zdaniem, maskotkę. 
Leżała na poduszce i wzdychała. Jednak po sekundzie jej oddech przyśpieszył, zaczęła się miotać, pocić. 

Pyknięcie aportacji, obok niej stał ten tleniony arystokrata. 
Pocałował ją w czoło, podał jej poduszkę, której nadał kształt własnego ciała. Albo zaczarował ją tak jak chciał wyglądać.

Zobaczył mnie, ale nie zareagował słownie. Rzucił mi tylko pogardliwe spojrzenie. 
Malfoy uśpił Ignis i zniknął. 

Położyłem się za jej plecami, przytuliłem ją do siebie. A neko tuliło głowę do poduszki i do tego pluszaka. 

* Ignis * 

Z koszmaru uspokoił mnie Draco zmieniając cały sen na przyjemny. Ale pewnie to nie on, a Kaze swoim przytuleniem odmienił ten sam cholerny koszmar. 

Rano obudziłam się tulona przez Japończyka. Odwróciłam ku niemu głowę. 
- to ty mnie uspokoiłeś w nocy ? dziękuję. - podnosiłam się z pościeli. - miło się spało ale się skończyło.

Wyszłam się ogarnąć, umyć i obudzić.
Kaze podesłał mi kawę na pół z mlekiem i oczywiście z cukrem. 
Wypiłam ją duszkiem i przypomniała mi się banicja u Kastiela. 
On też podał mi kawę z rana. 

Uśmiechnęłam się nad kubkiem i wróciłam do świata. 
- jakie plany ? podeszłam do stołu gdzie biesiadowali Gryffoni. 
- tu nic nie znajdziemy. Proponuję wrócić na Grimmauld Place. zaczęła Hermiona. 
- i co dać się pokroić ? Malfoy pewnie tylko czeka na nasz powrót do Londynu, żeby napuścić na nas pogoń.
- nie mam zamiaru słuchać jak go oczerniacie.
- on ma Znak. - nacisnął Harry. - inaczej poleciałby za nami.
- mam dosyć. - zabrałam płaszcz. - jestem tu żeby ci pomóc, uszanuj to, albo spadam. Nie jest fajnie siedzieć i słuchać twoich bluzgów. On mnie ocalił od pewnej śmierci, ty zrobiłbyś to samo dla Ginny, więc nie pluj. - warknęłam. - idę stąd. Napisz jak rzeczywiście będziesz chciał pomocy.

wyszłam z namiotu. Miałam ochotę się stąd deportować, ale ktoś w osobie Kaze złapał mnie za ramię.
- neko co ty wyrabiasz ?
- jak to co ? spadam. To nie mój grajdołek. - prychnęłam. - a mogłam zostać z Draco, mieszkać w jego domu, mieć od jego gadania święty spokój.
- zostajesz. - przytulił mnie do siebie. - wiem, że je lubisz. - odetchnęłam. Moje nerwy w miarę się uspokoiły. - a teraz pójdź na obchód do lasu.
- najchętniej poszłabym mile stąd.
- niemożliwe. Jestem do pomocy, nie pozwolę ci iść. - odpowiedział mi kategorycznie. - chodź. - deportował nas daleko, w głuszę. - to te same góry, w których miałaś szkolenie. - poinformował. - musisz wybrać sobie ponownie smoka. Innej drogi nie ma, żebyś w kręgu Smocich.
- super. - zdjęłam całą broń. Mój wybór padł na smoka czarnego jak smoła, z wielkimi, wężowymi, trawiasto zielonymi  ślepiami.  - chyba mam typ. - rozbiegłam się i wskoczyłam na wielki grzbiet smoka niesiona sprzyjającym wiatrem pod skrzydła od Kaze. - chodź.
Bestia zareagowała natychmiast, wyrwała do przodu chcąc mnie najpierw zdezorientować, a potem zrzucić. Ale nie ze mną te numery. Zaparłam się na tym smoku, nie dałam się rozproszyć. Stworzenie próbowało skoku prosto w dół kanionu, żeby się mnie pozbyć, ale nie wyszło to. Wróciłam na ziemię po krótkim, szarpanym locie, ale smok był już mój. Kaze patrzył na to z uznaniem, ale miałam podejście do zwierząt.

Po tym znaczącym wydarzeniu wróciliśmy do obozu.
Nie było dla mnie niespodzianką, że Harry nie przejął się tym, że wracam późno razem z Kaze. 
Trudno, Draco pewnie ma mi to za złe. 

Wzięłam wilka w łapki, zaczęłam tulić pluszaka. Żeby mi się arystokrata nie denerwował. 

Położyłam się przed ogniskiem. Dzisiaj miałam dosyć wrażeń.
Żywioł sobie skakał, tańczył w nocy, rozweselał mnie odrobinę. Na razie nie tęskniłam aż tak do Draco, choć to może dziwne, ale Kaze odganiał ode mnie wszelkie smęcenie a wrzucał swój humor i upierdliwość. 
I to było jego mistrzostwem. 


Dni mi się zlewały. Kawa i ogarnianie się rano, obchód, posiedzenie i zbieranie pomysłów z Kaze i resztą, potem prowizoryczny obiad, znowu wyprawa w lasek, odnowa zaklęć, wezwanie smoka, trening lotu pod okiem Kaze, prysznic, tulenie miśka/koszuli/poduszki od Draco, hug od Kaze i spanko. 

Nie zauważyłam nawet różnicy dnia kiedy mieliśmy wylatywać z powrotem szukać poszlak u Blacków. A przecież minął jakiś tydzień.


Hermiona nas deportowała.
A ja na miejscu dostałam drobną złotą kopertę, rozpoznałam odór Scrimgeoura. Zaproszenie na bankiet, za jakieś dwa tygodnie. Z dopiskiem, że rodzina Malfoy również zadeklarowała przylot.
Wielka niespodzianka, Lucjusz musi być na bankiecie, a jego rodzina żyła na tyle wystawnie, że nie było to dla nich nic nowego.    
A ja nie miałam za różowych wspomnień z ostatniej imprezy, ale widziałam, że ojciec Draco już wziął się za siebie, bo już nie tyle dziewczynę swojego syna, a jego oficjalną narzeczoną i córkę Czarnego Pana by ranił. A to pewna śmierć i nawet moja ingerencja by taty nie powstrzymała.

Ech ... Harry patrzył mi przez ramię.

- zbierzmy co się da do tego czasu. - rzucił. - bo pewnie Malfoy umrze z tęsknoty za tobą przez dwa tygodnie.
Trudno, brata mam jednego, ale miałam już go powyżej lotek. Spoliczkowałam go. - przestaniesz !? Żyły wypruwam, żeby ci nie dogryzać, nic nie mówię o Ginny, a mogłeś wybrać lepiej. - prychnęłam. - jedno słowo obrażające Draco, czy takie które można tak odczytać, a pakuję manele i wracam do Hogwartu. Nie po to sobie ścinam edukację, żebyś mi tu bluzgał. WY nic nie zdziałaliście, to dajcie MNIE coś zrobić. - warknęłam i poszłam pod drzwi wejściowe - Kaze, odpiszesz panu Ministrowi, że pojawię się również w twoim towarzystwie i innej opcji nie zakładam ? - cisza. - idę na Londyn. Zjem na mieście.    - wyszłam i dosiadłam motoru. - cholerny z ciebie brat. - rzuciłam na koniec. Potem moje myśli zagłuszył silnik i zapach palonej benzyny.

Dotarłam pod drzwi "Ukąszenia", na Nokturnie pomniejszyłam motor i schowałam go do sakiewki. - Raul ! - drzwi odskoczyły w sekundę. - 0Rh-, pięćset mililitrów.  zarządziłam.
- a dzień dobry co słychać ?
- wal się jeśli chcesz żeby to jeszcze stało. - wysyczałam, wampir mnie wpuścił, zamknął wszystkie drzwi. - krew.
Rozlał ją na dwa. - co jest ? Pokłóciłaś się z Malfoy'ami ?
- nie twój interes. - wypiłam krew duszkiem. - mam wkurwiającego starszego brata.
- ten czerwonowłosy ?
- nie. On jest zajebisty. - podsunęłam mu puste naczynie, napełnił je ponownie. - mój braciszek Wybraniec.
- ooo ... poszło wam o twojego przyjaciela blondyna ?
- nie wtryniaj się w nie swoje sprawy. - skróciłam. - znajdź mi w światku jakiegoś chłopaka z manią na punkcie wampirzyc. Może być stereotypowiec, byleby dał się pogryźć. Oczywiście słodko krwisty.
- się zrobi. Na kiedy ?
- w przeciągu dwóch, trzech dni.
- dobra. Coś jeszcze ?
- nic. Dzięki. - wyszłam z lokalu. - pora na Camden. -     pojechałam w stronę dzielnicy subkultur. - no i do domu - otworzyłam sobie drzwi. A tu niespodziewanka ! Cały zespół "Music Machines" u mnie w domu z przewodnictwem Kastiela. - co wy !?

- wszystkiego najlepszego ! - przytulili mnie - spóźniliśmy się, ale nie mieliśmy czasu w trasie.  wyjaśnił Kastiel. 
- jesteście kochani - odsunęli się i widziałam jedno pudełko. - co to ? 
- otwórz. Zrzuciliśmy się na coś ekstra. 
Zdjęłam papier. Les Paul z zamaszystym autografem. Slash !!!
Zaczęłam piszczeć i rzuciłam się na szyję każdemu z nich. - to kosztowało was majątek ! 
- nie tak sporo, kiedy powiedzieliśmy mu kto ma to dostać. On nadal cię pamięta. 

- jeny jesteście najlepsi ! - spojrzałam na Kastiela, którego bardzo dyskretnie wystawił mi Spade. - i to twój pomysł cholero - rzuciłam do niego oskarżycielsko, a metal popatrzył na kolegę. - Kastiel ... - utuliłam go jeszcze mocniej - jesteś zajebiście niemożliwie kochany. 
On tylko się zaśmiał i mnie przytulił do siebie mocniej. - wszystkiego najlepszego Iskierko. 
Pocałowałam go w policzek. - imprezy nie robicie, gości mam dosyć, a wy pewnie macie mało czasu. 
- dla ciebie go znajdziemy. - Spade przejął pałeczkę z zapewnieniem mnie. - masz tu balkon nie ? 
- tak. - otworzyłam mu tarasik - tylko go nie zasmrodź. 
- spokojnie młoda. - Spade wyciągnął mnie na zewnątrz. - zrób coś dla całego zespołu i weź Kastiela gdzieś na kolację. Albo raczej daj się mu zabrać. 
- czemu ? 
- młoda, on do ciebie ciągnie. Mniej niż dawniej ale jednak. 
- ale wie, że kocham go jak brata. 
- wie, ale mu mało. Nie spędzasz z nami czasu bo nie możesz. Wiemy, że dla dobra brata, ale on się dołuje.

- Spade wiesz, że ja już jestem zaręczona. - rzuciłam miękko, na co palacz wypuścił z zębów fajkę, na podłogę tarasu spadł mu kapelusz i okulary. - nie wiedziałeś ?
- nie. - wykrztusił zaskoczony. - twoja Siostra nic nie wspominała a Cirispin też milczał, więc albo wiedział, albo nie miał pojęcia.
- super. No to teraz już wiesz.
- z tym tlenionym blondynem ?
- ON NIE JEST TLENIONY. wycedziłam.
- dobra, dobra, spokojnie. - palacz uniósł dłonie. - ale ty ... ty serio z NIM ?
- puk, puk jest tam kto ? - pokazałam mu pierścionek zaręczynowy - gratuluję za ogar.
- nasza młoda wyjdzie przed ołtarz przed nami ! Co się dzieje ?
- miłość.
- ale ty chyba z nim nie poszłaś w taa - spojrzał mi w oczy. - NIE ! NIE ! Nie wierzę ! Przespałaś się z nim !?
- szz - uspokoiłam palacza. - owszem, był seks. - Spade prawie wypadł przez barierkę. - mhmm ... i pomyśleć, że my się kiedyś nienawidziliśmy.
- kiedy !?
- przy oficjalnych zaręczynach. - spojrzałam na Londyn. - i tyle powinieneś wiedzieć.
- kiedy on ci się oświadczył !?
uśmiechnęłam się. - tydzień i trzy dni temu. - westchnęłam. - hmm ... niby tak niewiele, a jednak tak długo.
- a co z tym, że ciało wampira się zrasta ?
Zaśmiałam się. - nie w tym wypadku Spade. - odpowiedziałam mu. - no skończ palić, a ja pójdę. - weszłam do środka. Z braku oporów zespół usiadł na kanapie jakby byli u siebie, część zaczęła grać w snookera, a Kastiel popijał Daniel'sa.  - no chłopaki, to co robimy ?
Czerwonowłosy zobaczył nową błyskotkę na moim palcu. - co to ? Nigdy nie nosiłaś takich ozdóbek. - nie wiedziałam jak mu to powiedzieć, dlatego otworzyłam i zamknęłam usta. - ty ... ty jesteś zaręczona ? - podniósł mi delikatnie głowę. - z NIM ?
- tak. - potwierdziłam cicho. - wiem, mogłam ci wcześniej powiedzieć, ale nie miałam za bardzo jak, a ... a wiedziałam, że możesz mocno na to zareagować no i ...
- jesteś z nim szczęśliwa ? spytał po prostu Kastiel.
- tak. - spojrzałam mu w oczy. - nie chcesz mi tego odradzać ?
- nie. - słyszałam, że chowa fakt, że go to trochę zabolało. - życzę wam szczęścia.   po tym zdaniu wyszedł.

- ej Kastiel gdzie ty idziesz !? wołali za nim koledzy.


Poszłam za metalem. - Kastiel ! - złapałam go za ramię. - o co ci chodzi ?
- o to, że on nie jest dobry dla ciebie.
- proszę cię, nie bądź jak Harry. Zawsze miałam w tobie oparcie większe niż w moim bracie, czemu w tej jednej kwestii też taki jesteś ?
- bo ten twój narzeczony to arystokrata. Już jeden cię zostawił.
- Kastiel - przytuliłam metala. - wiem, że wtedy cię zraniłam. I że nadal to pamiętasz i będziesz mi to wypominał, ale Draco to kompletnie inny charakter.
- tak, to potulny kundel. - warknął. - duża różnica.
- Kastiel. - złapałam go za koszulkę, chciał iść, ale został. - wiesz doskonale, że cię kocham. Naszych pierwszych pocałunków i malinek nie zapomnę nigdy, ja nadal cię kocham tak samo mocno, ale inaczej. Zresztą moje słowo, że jeśli mnie zostawi czy zrani to wrócę do ciebie, jeśli nadal będziesz chciał, żebym z tobą była,  zostało. Naprawdę. - płakałam i go przytuliłam jeszcze mocniej. - wiesz, że jesteś dla mnie ważny zaraz, jak nie na równi z nim. - Kastiel pogładził mnie po głowie dając mi się wypłakać i nawdychać się jego perfum, nadal tak samo słodkawych i miłych dla nosa jak kiedyś. - nie idź. Proszę.
- mogę go nie akceptować?
- możesz. Tylko jeśli go spotkasz zachowaj się chłodno. - spojrzałam mu w oczy. - ja cię nadal kocham. Naprawdę.
- nadal ?
- nadal i dopóki jakiś geniusz nie wymyśli jak mnie sprzątnąć. - pocałowałam go krótko. Nie chciałam, żeby myślał, że puszczam słowa na wiatr. Poczułam się przy nim jak kiedyś. Ale to nie było dla mnie niespodzianką. - całujesz tak jak kiedyś. - lekko się uśmiechnęłam. - chodź. Wróć do mieszkania swojej młodszej durnej siostry. - zabrałam go za rękaw skórzanej kurtki.

* Kastiel * 

Nie sądziłem, że Ignis zaręczy się przede mną. I to jeszcze z nim. A jeszcze nie tak dawno ją uderzył.
Ale miłość jest ślepa, sam to przetestowałem.

Nie spodziewałem się, że Igni mnie pocałuje. " całujesz tak jak kiedyś " z jej uśmiechem. Wróciło mi to wszystkie nasze wspomnienia, ona też wróciła stylem do dawnych lat.
Kocha mnie i nie chce mojego odejścia. To jak i zapewnienie, że kiedyś jeszcze do mnie może wrócić było dla mnie najważniejsze.

Dałem się jej zaprowadzić z powrotem do chłopaków, ale przed drzwiami do mieszkania stanęła przede mną.
- nic mi nie powiesz ?
Pocałowałem ją w czoło. - masz rację, jesteś moją durną młodszą siostrą.
zaśmiała się i mnie przytuliła. - jeśli chcesz możemy gdzieś wyjść wieczorem, popołudniu ...
- niestety ... mam wolny czas.
- wredoto - pacnęła mnie w brzuch. - "Ukąszenie" ?
- a twój kolega nie będzie się denerwował ?
- przeżyje, jesteś jedynym ewentualnym zamiennikiem na jego brak, który od biedy zaakceptuje. - widziałem jej uśmiech i iskierki w oczach. Nie mogłem jej odmówić, wyglądała jak mała Iskierka kiedy mnie widziała.    

* Ignis * 
 - no to ?
- dobra, ale "Beautiful Dangerous" dla mnie.  postawił warunek.
- mhmm ... a "World On Fire" dla tłumu ?
- stoi.

Otworzyłam drzwi i słyszałam że podłączali gitary, rozkładały się nawet bębny.
- no co ? gości nie chcesz, ale musi być muzyka. - rzucił Spade. - Kastiel pośpiewaj młodej. Ma urodziny.
No właśnie, brakowało mi tu Lysandra. - a co z kolegą kamiennym ?
- Lysander  oficjalnie wymówił, a nieoficjalnie dostał bólu dupy bo wytwórnia chciała zmienić jego wygląd na rockowy.
- i kto robi wokal ?
Spade wskazał na Kastiela. - kolega z gitarą.
- i nic mi nie powiedziałeś !? - dostał poduszką po głowie. Tak, moja sympatia jest ciężka do zniesienia. - jak mogłeś !?
- śpiewam od kilku koncertów. I mam z 10krotnie więcej fanek.
- e te pff ... i tak idziesz ze mną.
- zazdrosna ? - sprawdził stan wszystkiego. - co ?
- nie, ale wolę cię mieć obok, bo inaczej porwie cię tłum dziewczyn i nic z ciebie nie zostanie.
- z niego czy na nim ? zapytał przekornie Spade.
- wiesz kapitanie kapelusz, jeśli wolisz chłopców to twój fetysz. - uniosłam dłonie, dostałam dwoma poduszkami, bo od Kastiela i od perkusisty. - co ?
- nic. - wycedził palacz. - gramy czy nie ?

Zaczęli coverować. A ja bawiłam się do spółki z nimi, niby nie dbali o detale, ale i tak nie mogli ich odpuścić. Darłam się z Kastielem do spółki, bawiłam się między Deanem a Michealem. Po prostu mogłam sobie poszaleć z nimi. I dobrze, to mi pomogło.
- no młoda. - zaczął Kastiel po już ostatniej z ostatnich piosenek. Grali u mnie cały dzień. Byli zmęczeni, ale chyba szczęśliwi. - zbieramy się.
- pa chłopaki. - każdego przytuliłam kiedy wychodzili ze sprzętem i kablami. Kastiel też chciał iść. - a ty gdzie ?
- odniosę gitarę i będę z powrotem. Spokojnie, nie ucieknę ci.  zapewnił mnie żartem.

Pięć minut potem byłam w drodze do "Ukąszenia" razem z Kastielem.
Weszliśmy bez problemu, a Draco wiedział o tym wyjściu. Jedynym warunkiem było nie dać mu się całować. Cały Ślizgon.

Kastiel po naszych dwóch piosenkach i kilku innych coverach zabrał mnie na parkiet. Nie znałam go od tej strony za dobrze. Tańczył świetnie. Tulił mnie do siebie, ale nie tak jak Draco, który chciał mnie mieć tylko dla siebie i zamknąć mnie w swoich ramionach na zawsze. Kastiel chciał mieć mnie blisko, ale po przyjacielsku można by powiedzieć, po prostu ze mną tańczył. Nic dodać nic ująć.

Oczywiście faneczki były i traciły na jego widok nerwy, bo mój braciszek postanowił iść w takim kroju koszulki, który pokazywał jego całe ramiona i kilka tatuaży. Wśród nich widziałam kota, z napisem " piękna i bestia w jednym "   nie mówił o wzorze, ale wiedziałam, że jest to idealny wygląd mnie jako kota a napis mówił sam za siebie.

Gitarzysta po około chyba i pierwszej zabrał mnie na zewnątrz. Muzykę z klubu było słychać na pół mili, a wychodząc leciał K-Pop, więc mogłam się jeszcze pokiwać.

- no malutka, to już chyba wszystkiego najlepszego. - pocałował mnie krótko i bez żadnego ozdobnika. - dobranoc.
- śpij dobrze Kastiel. - podeszłam do płachty i pokazałam mu motor. - podwieźć cię ?
- to twój !? Fat Bob - zaczął głaskać maszynę. - znam dobrego lakiernika, mógłby ci na nim wyrysować wszystko.
- Spade ? - spojrzałam na niego. - taa ... znam tego mistrza igły - pokazałam mu tatuaż czarnej mamby. - to też jego dziełko.
Kastiel zagwizdał. - mówił, że coś tam ci machnął, ale że niby nic wielkiego.
- nie, tylko wcielił mi węża, w którego postaci mogę się teleportować wszędzie gdzie będę chciała. Naprawdę nic wielkiego.  - zaśmiałam się razem z nim. - to co ? podrzucić cię ? albo może raczej czy chcesz sam siebie odwieźć, a potem ja już sobie pojadę.
- dobra. Ale podwiozę cię do końca, a sam wskoczę w metro.
- jak chcesz. - usiadł i odpalił silnik. Ja się w niego wtuliłam. Bardzo szybko znaleźliśmy się na Grimmauld Place. - dzięki. - zsiadając oddał mi jeszcze swoją kurtkę. - nie, to twoja skóra. Nie mogę. - oddał mi jedną z cenniejszych, poza motorem, glanami i oczywistą gitarą, swoich rzeczy. - Kastiel.
- zwrócisz mi na koncercie. - poczochrał mnie. - do zobaczenia Iskierko.
- do zobaczenia.  westchnęłam i poszłam do domu.


Weszłam przez drzwi. Czekał na mnie Kaze, chodził zdenerwowany po salonie jako jedyny.
- gdzie ty byłaś !?
- chłopacy z "Music Machines" mnie odwiedzili.
- ci ? z tych "Music Machines" ?
- byłam przez kilka lat ich wokalistką jak jeszcze trenowali w garażach (?). - odpowiedziałam sugerując. - czemu pytasz ?
- bo dobrze grają, a nie podejrzewałem, że moje neko ma takie znajomości.
- trafiło się jeszcze kiedyś kilka wokali u boku legendy.
- z kim śpiewałaś ?
- ze Slashem.
Kaze opadła szczęka. - ty z nim śpiewałaś !?
- dwa lata temu. - odpowiedziałam. - cholera ! mój prezent ! Accio ! - przyleciała posłusznie. Japończyk był kompletnie zaskoczony gitarą z podpisem jednego z dwóch najlepszych gitarzystów świata. - dali mi ją na urodziny. - zaczęłam tulić instrument. - czuć na niej nikotynę, tak, bez wątpienia ją podpisywał Slash. - w tak pięknym osłupieniu zostawiłam Azjatę na dole, a sama poszłam pod prysznic.  Gitarę odesłałam do mieszkania na Camden pod gablotą i pieczęciami. Żeby nic się jej nie stało. - eh ... szkoda, że do bankietu tyle czasu.

Wyszłam z łazienki i natknęłam się po drodze na Rona.
- kiedy wróciłaś ?
- godzinę temu. - odpowiedziałam. - a co ? nie mogę iść do klubu ?
- nie no możesz, ale jest trzecia. Myśleliśmy, że wrócisz nad ranem ...
- jest nad ranem geniuszu. - skróciłam. - ja idę spać. dobranoc.  - zamknęłam drzwi do swojego, Regulusa, pokoju.  - ty pewnie śpisz, a jeśli nie śpisz to myślisz. - pogłądziłam wilka po pysku. - tobie też dobranoc skarbie.   położyłam się i tuliłam maskotkę.

Kolejne dni minęły mi tak samo jak te w obozie, Harry i Hermiona swoje planowali i szukali informacji.

 Oczywiście przy kolacji, której ja nie jadałam, wyrzekali, że miałam im pomagać, a tego nie robię.
Gdybyście wiedzieli, że wyciągnęliście mnie z ramion świeżo upieczonego narzeczonego, to byście tak na mnie nie pluli. Ale niestety nie możecie o tym wiedzieć, bo to by zjebało cały mój misternie tkany przez te lata plan.
Nie może się to zjebać, nie ma prawa.
I ja tego dopilnuję, jeśli chodziłoby nawet o wysłanie Kaze z powrotem do Japonii.

Siedziałam w swoim pokoju, dotarła do mnie pierwsza koperta.
Dość gruba.
Perfumy Draco ...
 " Księżniczko ! 
Żyjesz jakoś ze swoim wielce miłym bratem ?  
Mam nadzieję, że masz trochę czasu na czytanie tego listu w prywatności. 
   Nie ma tu nic nieprzyzwoitego, bo zakładam, że moja "cnotka" zdążyła sobie pomyśleć.  

Do Hogwartu nie masz po co wracać,  kończyłaś edukację, a Snape myśli czy to ujawnić, czy też nie. Poza tym jest tu pusto i nudno.  Wygrywamy wszystkie mecze jakie gramy, jakby Cię to interesowało pani kapitan.  
Nie piszę, żeby narzekać, choć nie jest tu ciekawie.  Obiecane zdjęcia są w kopercie, liczę, że Ci się spodobają kotku.     

Niedługo bankiet, liczę, że mnie przywitasz. Ojciec mówił, że zabierasz ze sobą przyzwoitkę w osobie tego Japońca. Jeśli nie będzie chciał nam przerywać obiecuję się go nie czepiać. 

Twój braciszek już sobie poszedł ? 
 Świetnie, bo chyba Cię interesują Święta.    Zapraszam do mojej sypialni panno Malfoy. Mamy błogosławieństwo i prywatność, bo rodzina wyjeżdża do rezydencji ciotki. A my mamy cały Dwór dla siebie.  
Święta to chyba powód do świętowania, prawda ? " 


Cały Draco, już knuje jak mnie zaprosić do siebie. Ale miał rację,  Święta należy uczcić. Przyjadę, jak mogłabym mu odmówić tych kilku rozkosznych godzin ?



" Nie odmówisz chyba swojemu narzeczonemu, panno Malfoy.     Wiem, że chcesz do mnie przylecieć, choćby na parę godzin.  I tu zostawię Ci pole do rozmyślań, marzeń i fantazji.  Nie wmówisz mi, że na urodzinach Ci się nie podobało."                 


Draco, wino, drobna kolacja, prywatność w całym Dworze, jego rodzina jakieś sto kilometrów dalej. ....  mrru, ten dewiant chce mi dać kolejną rozkoszną noc jako prezent.  I ma wzajemność.                   Cholera, zaczęłam o nim marzyć.  O tym jego słodkim ciele, o tym głosie, o jego wzroku, dotyku, o ustach błądzących po moim ciele ...     Draco ...     westchnęłam,  cholera, nie mogę sobie robić na niego ochoty w środku dnia. W nocy owszem, w nocy oni śpią, mają mnie gdzieś, niczego nie zauważą.


  " Moja dewiantka zaczęła już się nakręcać ? Świetnie, bo tym razem chciałbym Cię bardziej rozpieścić.   Przyjedź dzień wcześniej, opowiesz mi wszystkie marzenia, jedno spełnię, masz moje słowo.    "             


 Zabiję go, jak quidditcha kocham zabiję tą cholerę. Ale po Świętach, jak mam go zabić, niech będzie szczęśliwy.
Hmmm ... marzenia na potem, na razie mam co robić.


   "  Pomyśl do Świąt czego chcesz spróbować.   
Od pisania sam zacząłem o Tobie myśleć. Bo ja już mam listę ewentualnych prezentów od Ciebie. Jestem pewien, że połączymy nasze fantazje.  Dewiantko. 

Już Ci wystarczy, nie będę sadystą żeby Cię dręczyć kolejnymi powodami do rozmyślań, bo sam zaczynam fantazjować.  Ty przynajmniej możesz sobie na to pozwolić, ja mam gorzej.   Tak wiem, twój wielce kochany i pomocny braciszek.  Przeżyjesz. 

Zdjęcia mają drobne notki, niektóre zdania mają Cię po prostu nakręcić panno Malfoy, żebyś pamiętała, że do Świąt niewiele czasu. I żebyś miała jak najdłuższą listę życzeń. Na pewno już masz kilka, a może i kilkanaście typów. 

Ech ... Snape łazi, do zobaczenia Księżniczko. 

Twój. " 


Draco ...  szybko zaczęłam przerzucać zdjęcia. 
Był ich spory plik. 
Ściągana koszula na ruchomym zdjęciu, ech zabiję.   Na kolejnym jego ciało sperlone kroplami wody z prysznica w szatni, z dopiskiem  " nawet nie wiesz, ile nerwów kosztowało mnie robienie tego zdjęcia, więc liczę, że Ci się spodoba "   Och oczywiście że mi się podoba baka ! 

Kolejne zdjęcia były oddzielone drobną notką " nie dla twojego brata "       
 Te ciut pikantniejsze, te tylko dla mnie.   
          Leżał na łóżku z winem w ręce  " coś ci to przypomina skarbie ? "  owszem przypomina i nie powinnam ich oglądać teraz.  Ale ciekawość była silniejsza,  na następnym eksponował ładnie wszystkie blizny, a te na szyi czymś podkreślił. " ugryź mnie. "          
jedno z wielu przedstawiało go na łóżku, od pasa w dół przykrytego czerwonym aksamitem, patrzył w obiektyw, jakby mnie tam widział. Czyli cholernie chętnie, z wielkim pożądaniem, jakby mówił   " no chodź do mnie kiciu, jestem cały twój. "                jeszcze inne w podobnej scenerii, tyle że Draco był tylko w bieliźnie, na swoim łóżku,  z rękoma, które miał delikatnie oplecione jego własnym krawatem, który miał w zębach, jakby próbował albo samego siebie przytrzymać, albo uwolnić.  Ramiona były ciut za głową, co go lekko rozciągało i wzmacniało obraz mięśni. Podpis " wiem, że chcesz. Pobaw się. "  

To ostatnie. Tak, to ostatnie zostaje moim marzeniem na Święta, jego uległość, jego słodka uległość. Sam tego chciał, skoro wysłał mi taki kadr na siebie.  Musiał chcieć mi ulec, inaczej by tego nie robił. Hmmm ... uległy, może i lekko uciekający od pieszczotek Draco, który i tak musi mnie znosić i jeszcze udaje, że jest inaczej. Taaak, ja mam swój wymarzony prezencik na Święta, oddaj się pod moją kontrolę na jakiś czas. 

Pogłaskałam wilka. - ja już mam marzenie, nawet jeśli będziesz się zapierał, to mam dowód, że go chciałeś. - wymamrotałam maskotce na ucho. Wiedziałam, że Draco je słyszy. - dziękuję za zdjęcia, mam na co popatrzeć. I do czego tęsknić. 

^ cieszę się, że ci się podobają. Które lubisz najbardziej ? ^
^ to z krawatem. Kto ci robił te wszystkie zdjęcia ? ^
^ ja sam. Oprócz tego, z dopiskiem o nerwach. To jedno robił mi ktoś inny, potem musiałem się nagimnastykować, żeby je odzyskać.^ 
^ jeśli zatrudniłeś Pansy do tego jednego zdjęcia ... ^ 
^ to co ? ^ 
^ to szykuj się, że na Święta nie będę milutka. ^ 
^ nie umiesz. Na urodzinach też brałaś kontrolę, nie umiałaś mnie poniżyć. ^ 
^ urodziny to inna sprawa. A Święta to druga. I obiecuję ci, że jeśli szczurzyca nadal pamięta ... ^ 
^ wymazałem jej pamięć, jak tylko odebrałem zdjęcie. ^ zapewnił mnie Draco przymilając się. Znaczy, na pewno by się przymilił, jakby był obok. 
^ mrr grzeczny chłopiec. Ech no dobrze, ja idę. Wypij krew przed moją wizytą, na głodzie chcę cię widzieć kiedy indziej. ^ 
^ już planujesz Walentynki ? nieładnie kiciu. ^ 
^ znikaj, bo zaraz Snape się do ciebie czepi. A ja muszę iść po lukrecję. ^ 
^ czyżby moja kicia się napaliła ? ^ zadrwił. 
^ tobą zawsze. ^   odpowiedziałam i zaczęłam jeść cztery drażetki ziołowe. Od razu lepiej. Marzenia muszę zostawiać na noce.
^ cieszę się, że cię tak pociągam. Fantazjuj, masz jeszcze trochę czasu, do przedstawienia mi listy. ^ 
^ grr znikaj. ^    ścięłam i położyłam się na łóżku. 

Myśli o nim dały mi na krótko spokój. 
Na szczęście przed ich nawrotem uchronił mnie wchodzący do mojego pokoju Kaze. 
- co to ? - widział rozsypane wokół mnie zdjęcia. Zagwizdał. - twój przyjaciel musi cię nieźle chcieć. 
- bo chce. - odpowiedziałam. - ale to nie twój interes. - pozbierałam fotografie myślą wprost do koperty. - o co chodzi ?
- jest plan na bankiet. 
- świetnie. A coś poza tym ?
- chcą cię widzieć na dole. 
- super. Prowadź. - zeszłam po schodach do salonu. - o co chodzi ?
- mamy wiedzę. - zaczęła Hermiona. - prawdziwy medalion ma Umbridge. - tak prawdziwy, że mam go przy sobie. - pracuje w Ministerstwie, podobno się zresocjalizowała.
Tato, chcesz żebym ją wykończyła na dobre ? - co !?
- no tak. - ciągnęła Hermiona. - pracuje w Ministerstwie, nie wysoko, ale jednak. Musimy się tam dostać, pomyśleliśmy, że bankiet to dobra okazja ...
- i że mam was tam wprowadzić ? - spytałam retorycznie. Och przepraszam Draco, idę z więcej niż jedną przyzwoitką. - a wiecie gdzie jej szukać ?
- ma gabinet gdzieś na piętrze, znajdziemy.
- mam go wam wskazać czy szukacie sami ?
- oznacz jakoś wcześniej drzwi.
- dobra. - westchnęłam. - bankiet pewnie potrwa do pierwszej, może drugiej. Ale wy macie czas jakoś do 10 bo potem zaczną tańczyć, wchodzić na balkony i ktoś może was zobaczyć.
- okej. przytaknął Ron.
- wszystko jasne ? - spojrzałam na nich. - fajnie. To ja wracam na górę.

Nie byłam w nastroju na rozmowę. Miałam ochotę zakopać się w poduszkach, wejść pod kołdrę i tulić wszystkie koszule Draco jakie miałam łącznie ze zdjęciami i pluszakiem. A potem zasnąć tam i obudzić się już na Święta, dzień przed Gwiazdką, żebym poszła do Draco i opowiedziała mu listę życzeń. A konkretniej jedno życzenie, czyli tyle ile obiecał spełnić.

Ale ktoś utrudniał mi zamknięcie się w świecie marzeń. Tym upierdliwym wrzodem na czterech literach aktualnie był Kaze.
Nie zrażał się nawet kiedy rzucałam w niego poduszkami i kiedy go dźgałam w brzuch.
Niestety, nie mogłam samej siebie okłamać, że to co ma pod koszulą ten Japończyk było słabe, bo było całkiem ładne.

Co jeszcze dziwniejsze, upór tegoż Azjaty potęgowały moje wywalania go z pokoju, moje bicie go poduszką i dźganie między żebra, oraz moje udawane groźby, że go stąd wyślę w pizdu daleko.
Przychodził do mnie tym częściej, im bardziej chciałam go wygonić.

Przestałam jeść, to on podawał mi pod nos sushi, ryglowałam drzwi, on wchodził oknem i rozpierdalał mi łóżko żeby mnie przytulić, jak nie mówiłam nic do nikogo, on zaczynał ze mną rozmowę, a kiedy teoretycznie powinna skończyć się fiaskiem, on i tak dalej ją ciągnął.
Nie miałam ochoty na towarzystwo nikogo innego prócz marzeń, ale Kaze i tak stwierdził, że trzeba to zmienić.
I powoli, powoli przekonywał mnie, że powinnam dopuszczać go do siebie. I tak też się stało.
Minęły dni do bankietu, a ja w miarę wróciłam do życia.
Ostatni dzień, tuż przed wielkim skokiem na Ministerstwo. Oni znaleźli pracowników, zdobyli włosy a ja poszłam tam w odwiedziny do urzędu, żeby "oficjalnie" zmienić papiery.
Mignął mi Lucjusz, który dość normalnie do mnie podszedł. - Ignis jestem winny ci przeprosiny. Naprawdę mogłem wszystko stracić.
- cieszę się wuju, że dotarło to do ciebie. Lepiej późno niż wcale. - uśmiechnęłam się do Śmierciożercy. - a jak na terapii czy już skończyłeś leczenie ?

* Harry * 

Byliśmy pod Peleryną Niewidką, żeby znaleźć drzwi potem jak przyjdziemy tam jutro.

Ignis rozmawiała z Malfoy'em.  Mówiła do niego per"wuju" czemu do cholery !?

I z czego Malfoy miał się leczyć ? z próżności ?

- skończyłem leczenie, o zapomniałbym - podał jej pudełko. - Draco prosił o przekazanie. - siostra westchnęła. - cieszymy się, że wam się układa.
- widzisz Lucjuszu ... mam do ciebie pewną sprawę. - Ignis schowała paczkę. Czemu mówi do niego raz "wuju" a raz do nigo po imieniu ? i jakim cudem on się o to nie rzuca ? - potrzebuję zmienić kilka spraw ...
- nie ma problemu. O co ci konkretnie chodzi ?
- o nic wielkiego tylko kilka cyfr w dokumentach ...  - dała nam znak, że mamy iść za nią. - a konkretniej o liczbę zgonów w okolicach Camden. Wiemy doskonale, że część wysuszonych ciał a raczej wszystkie to moja robota. Nie chcę, żeby Rada wykryła, że pożywiam się nadprogramowo. Oczywiście odwdzięczę się za tą przysługę.
- liczba zgonów mówisz ... to nie moja piecza, kontakt z władzami stworzeń magicznych i istot ma ktoś inny.
- kto ? - Ignis wyraźnie się zdziwiła. - ostatnio to podlegało pod twój Departament.
- i nadal podlega, ale nie ja sprawuję nad tą informacją pieczę.
- mógłbyś wskazać mi tą osobę, albo jeszcze lepiej jej gabinet ?
- myślę, że pójdę z tobą. Nie mam za wiele pracy, a wolałbym, żeby w Ministerstwie panował ład. - podał jej ramię, siostra, z grzeczności raczej, je przyjęła. Prowadził ją a z tym i nas. - to tu. - pod siostrą ugięły się nogi. Różowe drzwi, a w nich oko Moody'ego. - liczba zgonów jest pod pieczą Dolores Umbridge.
- ona zabiła mojego przyjaciela. I teraz mam do niej iść i prosić o obniżenie liczby. - Ignis chciała się rzucić na drzwi i wydrapać jej oczy, ale obok Malfoy'a pojawiła się jego jeszcze mniej udana kontynuacja. Jaki ojciec taki syn. Malfoy Junior złapał ją w talii. - mrr Draco. Co ty tu robisz ? powinieneś być w szkole.
- tak jak i ty. - powiedział jej na ucho. - mam z tobą tam wejść, żebyś jej nie zabiła ?
- Draco, Ignis ma rację. Powinieneś być w szkole.
- i tak jutro bankiet. - pogładził Ignis po szyi. - chyba jeden dzień nic mi nie zrobi.
- zrobi. - nacisnął Malfoy Senior i jego synalek się deportował. - przepraszam cię za niego. Odkąd wyjechałaś  do Rady ma tylko kłopoty w głowie.
- och rozumiem go. Sama gdyby nie obowiązki korzystałabym z każdej chwili, żeby się z nim zobaczyć. To dosyć naturalne, że nie możemy bez siebie wytrzymać.
- no dobrze, chodźmy więc. - otworzył jej drzwi i Ignis weszła do pokoju tej szmaty zostawiając zapach konwalii na drzwiach.  Po kilku minutach rozmów, kilku upomnieniach oraz po przesuwaniu mebli Ignis wyszła otrzepując spodnie z niewidzialnego pyłku. Oblizała usta dosyć dyskretnie. - do widzenia Ignis.
- do widzenia wuju. - pożegnała go i wyszła z pokoju zostawiając uchylone drzwi. Umbridge szybko się otrząsnęła i zamknęła drzwi. Wyszliśmy z budynku. - wszystko pięknie. Pokój oznaczony, nie będzie ani szeptu słychać w całym gmachu jeśli zacznie wrzeszczeć. Medalion ma na szyi, zdjęłam czar za szybko żeby go jej wyrwać, więc dokończycie potem. - zrzuciliśmy Pelerynę. - pytania ?
- czemu do Malfoy'a mówiłaś "wuju" i co za odwyk ?
- traktuje mnie jak rodzinę, odkąd jestem z Draco.  I nie będę wam niczego więcej mówić. Jutro mace robotę. A ja idę na Pokątną. W cyfrach zostało miejsce akurat na jeszcze jednego trupa, żebym wyrobiła normę. Cześć ! wsiadła na motor i pojechała.

Ignis stawała się coraz bardziej odległa, a jeszcze bardziej widziałem, że jest tylko przyszywaną siostrą. I widziałem, że źle wybrała sobie Malfoy'a na chłopaka.

* Ignis *

Zadzwonił do mnie Raul.
- znalazłem ci przekąskę.
- jadę. - odpowiedziałam krótko. W kilka minut byłam na Nokturnie, zmniejszyłam motor i schowałam do sakiewki. Poprawiłam usta na czerwono, wypuściłam odrobinę kły. - no i co ?
- twój kolega. - wskazał na chłopaka na końcu uliczki. Trochę goth, brunet w długich lekko kręconych włosach i błękitnych oczach. Ładny, ubrany staroświecko, na pewno wierzył w stereotypowe wampirzyce. - co dostanę w zamian ?
- to, że "Ukąszenie" jeszcze będzie stało.
Widać zależało mu na klubie, spasował. - jest twój.

Podeszłam do chłopaka. - no hej.
Popatrzył na mnie. - wampirzyca. - raczej stwierdził, niż zapytał. - wiele takich jak ty mnie wypożyczało.
- w takim razie przejdźmy do oddania krwi.
Odsłonił kołnierz i widziałam dokładnie gdzie mam się wkuć. I dobrze. Wgryzłam się. Chłopak się wzdrygnął. - najlepszy moment. Jak ci na imię ?
Odsunęłam na chwilę od niego usta. - Ignis.
Zdziwił się ale tym bardziej wygiął szyję, jeszcze rany były otwarte. - przepraszam, ale nie masz zwyczaju korzystania z publicznych lodówek, nie rozpoznałem cię.
- daj mi się spokojnie napić, potem będzie czas na uprzejmości.
- możesz zrobić nowe. - drugą stronę szyi miał nietkniętą. - zwykle nie chcą pić z drugiej tętnicy, bo ciężko ją nakłuć. - pokiwałam na niego palcem, podszedł posłusznie. Znowu się wkułam w jego szyję, czego tamte chciały, szło jak po maśle, ale może po prostu mam mocniejsze kły. Wzdrygnął się ponownie, jakby sprawiało mu to przyjemność. - jestem dzieckiem z Nokturnu, szybko się nauczyłem jak zachęcić wampirzyce do picia. - opowiadał spokojnie. A ja piłam. - potem jak miałem kłopoty przypominały sobie o mnie i mnie broniły.  - chciałam wysunąć już zęby, ale delikatnie przytrzymał mój kark. - ale dla słynnej Riddle oddam litr. - głaskał moją skórę. Skończyłam pić, więcej niż litr wolałam z niego nie ściągać. - mój numer. - podał mi kartkę. - zadzwoń jak będziesz głodna, znam tu całe miasto.
- cieszę się. Zobaczymy jak to się potoczy.  - przyjęłam papier. - jeśli chcesz mojego spotkania nie głaszcz mnie po karku. Ta kotka ma już właściciela, jeśli pojmujesz o czym mówię.
- były plotki, że jesteś zaręczona. Są prawdziwe ?
- owszem. - odpowiedziałam i wsiadłam na motor. - powiedz to kolegom w światku. Ja spadam. - odjechałam sobie po Pokątnej. Wywołało to kontrowersje wśród czarodziei, ale nikt nie zwrócił mi uwagi. Z pełną prędkością dojechałam pod Grimmauld Place. - jestem.  

Kaze oczywiście dostał lekkiej kurwicy, ale po przytuleniu go i zapewnieniu, że jestem cała i zdrowa jakoś to przełknął.


Położyłam się w pokoju, obok maskotki od Draco, a za plecami miałam Kaze, który na upartego wpierdolił mi się do pokoju i nie chciał wyjść. Tak więc drogą "nic mi nie zrobisz neko" został w pokoju i mnie tulił.

Do rana spałam spokojnie, cały dzień tym razem Kaze pozwolił mi posiedzieć w pokoju i nie wyściubiać nosa poza drzwi. Próbował niby podkładać mi lukrecje pod drzwi, ale kończyło się to tak, że lukrecja wracała do mnie po kilku minutach robienia słodkich oczek i tuleniu go.


Przed siódmą zaczęłam mierzyć sukienkę, którą oddał mi Draco przy okazji wyjścia do opery. Uwidoczniłam pierścionek, to tylko symbol, o który nikt mnie raczej nie spyta.
Narzuciłam na to futro z kretów, które zmieniłam w etolę na ramiona.
Odrobinka czerwieni na usta i byłam gotowa do wyjścia.
Wysokie, wiązane gotyckie buty dopełniały całości sukienki. 
Spojrzałam na Kaze, wyglądał oficjalnie, ale, jak to zawsze on, musiał się wpasować i w ten kanon. Wyglądał ładnie, ale to Draco i tak lepiej prezentuje się w garniturze.

- ładnie wyglądasz neko.
- ty też prezentujesz się na poziomie. - podałam mu rękę. - oni już są gotowi ?
- czekają.

- pysznie. - zeszliśmy na dół i deportowałam nas wszystkich. - wy się pobawcie na swoim grajdołku, ja mam tu oficjalne zaproszenie. - wymamrotałam. Kaze od razu po teleportacji mnie puścił.               Od samego progu przyszedł po mnie Draco. - cześć słonko - pocałowałam go, ale oczywiście Ślizgon musiał przedłużyć odrobinę pocałunek. - wyglądasz świetnie.
- muszę przyznać, że wyglądasz pysznie. - odpowiedział komplementem i mnie objął. - cześć. wymamrotał niezadowolony do Kaze.
- ta. Cześć. - odparł Japończyk tak samo. - to ja was gołąbeczki zostawiam, ale jeden taniec z Ignis mi się należy.
- chyba śnisz.
- Draco ... - spojrzałam w oczy blondyna. - jeden taniec, z tobą i tak pójdę na parkiet na cały wieczór.
Aryjczyk musiał sobie chyba przypomnieć jak to wyglądało przy zaręczynach. - a co z nocą ?
- ma wrócić nietknięta do brata. wtrynił się Kaze.
- masz odpowiedź słonko - pogładziłam blondyna smutno po koszuli - i tak wyjdę wcześniej z bankietu.
- co przyzwoitka idzie wtedy spać ?
- uważaj.  ostrzegł go Kaze.
- chłopcy. - ścięłam to. - proszę was.
- no dobrze Ignis - Draco pogładził mnie po boku. - idziemy.

Bankiet zapowiadał się w miarę przyjemnie. Dochodziła powoli ósma a jeszcze nie wszyscy goście byli. Wśród tłumiku widziałam kręcącą się Umbrige.

Na Znaku poczułam mrowienie, a w głowie usłyszałam wiadomość  " możesz ją zabić z czystym sumieniem ".   Dziękuję, ale jej śmierć nie zabrudzi mi duszy a tylko ją wyczyści.

- Draacoo - potarłam policzkiem o bok blondyna. - mogę zabić źródło umbrydżycy.
- widzę, że się cieszysz.
- mhmm ...
- pomóc ci ? - pogłaskał mnie po karku. - też mam jej dosyć.
- mrr z chęcią. - pocałowałam go w policzek. - no chodź. Potańczmy.
- nosi cię. O co chodzi ? - objął mnie już na parkiecie. - co ?
- mrru nie mogę się cieszyć, że cię widzę ? - obrót, byliśmy jedną z początkowych par, a ja zamierzałam tańczyć dopóki nie zrobi się tłok. - co ?
Draco się uśmiechnął. - możesz. Ale dziwi mnie to.
- oj, nie widzieliśmy się trochę. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe ...
- zamknięty temat. - odpowiedział jasno. - już mnie przepraszałaś. A gdzie odpowiedź na list ?
- och no napisałabym od razu ale ... - westchnęłam kiedy mnie przechylił. - ale nie miałam serca siadać do pióra.
- marzyłaś nad zdjęciami.
- raczej chciałam, ale Kaze mi to uniemożliwiał. Jednak i tak kilka godzin po obejrzeniu zdjęć ... mrru nadal miałam o tobie myśli.
- aż tak mnie pragniesz ? - przyciągnął mnie do siebie - może wyjdziemy szybciej z bankietu ...
- nie. - zaprzeczyłam stanowczo. - na okazje, na święta i na powody do fetowania.
Aryjczyk znowu uśmiechnął się złośliwie. - oddam cię teraz w ręce Japońca, choć go chyba tu na sali nie ma. - spojrzał na balkonik po prawej. W górze stał sobie Azjata z winem otoczony dwoma dziewczynami z którymi rozmawiał. - albo raczej nie będzie.
Zaśmiałam się. - a może pójdziemy po wino ? robi się tłoczno.

Poszliśmy do stołu i wzięliśmy kieliszki z winem. Draco zaprowadził mnie na galeryjkę, z której widać było całą salę.
- Ignis o co chodzi ?
- w Ministerstwie grasują szczury. - odpowiedziałam mu nie wprost. Draco i tak wiedział o co chodzi. - będę musiała przez nie iść wcześniej.
- nie. - postawił wino na barierce i mnie przytulił. - nie mów mi, że zrobiłaś to co myślę.
- zrobiłam, jest tu Harry.
- po co ?
          - szukają falsyfikatu. - widziałam idącą ku wyjściu Umbridge. - nie. - serce zabiło mi mocniej. - chodź. - zabrałam go za mankiet ku wyjściu. Za naszymi plecami wyrósł Kaze. - szlag by tą kurwę trafił. - wymamrotałam. - gdzie oni są ? spytałam Japończyka.  

- w jej gabinecie, nadal szukają. A ona idzie prosto na nich.
- cholera. Draco słoneczko zostań.
- nie zostanę, nie po to mnie w to wciągałaś.
- chodź, albo zostań to twoja decyzja. - ustąpiłam mu. - daleko ma do nich ?
- coraz bliżej.
- zabierz nas przed jej nos. - deportował nas wprost na Umbridge. - ile czasu ?
- niewiele.
- kominki są niedaleko, damy radę. - wyrwałam praktycznie z zawiasów drzwi gabinetu tej szmaty. - słabo, wykryła coś. Macie medalion ?
- tak.

- wiejemy. - zabrałam ich za ramiona ale było za późno. Szmata weszła na piętro. - szlag. - podnosiła alarm zaklęciem. - wiejcie dam radę - wepchnęłam ich do kominka. - już.
- bez ciebie nie idziemy.
- Kaze - Azjata wszedł do środka transportu. Wolał mnie nie drażnić. - nie to nie. - odrzuciłam etolę na ziemię. Zlatywali się Aurorzy - mięsko armatnie. Jeszcze lepiej. - zaczęłam ich ranić. Byłam w szewskiej pasji, ale i odrobinę w panice o brata. Musiałam zyskać mu ten czas. - zostałaś sama Dolores. - zaczynali zlatywać się nowi, ale widzieli jak rozrywam ciało tej różowej landryny gołymi rękoma. - dobranoc, smaż się w piekle. - warknęłam wściekle.           

Aurorzy pomimo szkoleń, byli przerażeni.  Ja wykorzystując ich osłupienie deportowałam brata i jego kolegów, a na koniec zostałam tam delikatnie wepchnięta. Ostatnim widokiem był Draco, który jakby puszczał za mną całusa.  Wylądowaliśmy najpierw w domu Blacków, ale nie na długo. Po sekundzie pojawił się jakiś podstawiony Śmierciojad i zaczął szarpać się z Ronem. Skaleczył go w ramię, a że nadal nasza drużyna trzymała się w kupie to Hermiona miotnęła nami na pustkowie. Znowu w to samo miejsce.

- koniec, nigdy więcej nie będę mogła pokazać się w Ministerstwie. stwierdziłam krótko.
- to nie niespodzianka, rozszarpałaś Umbridge na wiórki a najlepiej wyszkolonych Aurorów rozbroiłaś i wystraszyłaś.  Stwierdził mój brat.

A Ron leżał na ściółce z rozpierdolonym ramieniem.
- sakiewka Harry. - Hermiona próbowała go składać. - daj mi ją bo się wykrwawi !    Gryffonka polała jego rany jakimś wywarem, szramy zaczęły się zrastać a jej rudy kolega usnął.

- gdzie Kaze !?  teraz dopiero dotarło do mnie, że został. Zaczęłam się obawiać.            Poczułam na ramionach wiatr, głaskał mnie jak dłonie w skórzanych cienkich rękawiczkach a w głowie słyszałam głos Japończyka   " nic mi nie jest neko, spokojnie. Zostałem, żebyście mogli prysnąć, a sprawę Ministerstwa rozwiążę na twoją korzyść. Nie musisz się martwić, wszystko się ułoży. "   
- dziękuję Kaze, jesteś kochany. A ja nie zdążyłam nawet z tobą zatańczyć.
" tańcz z Wiatrem " 
- zwariowałeś.
" tak jak ty mówiąc do powietrza, schizofreniczko "   odgryzł mi się.
Pomimo "obelgi"  krótko zatańczyłam z Wiatrem. Po tym dotyk rękawiczek minął, a ja widziałam brata i jego przyjaciół gapiących się na mnie.
- co ?
- twoja noga.
Spojrzałam na nią. Poszarpana suknia, kilka zadrapań. Pff .. nic szczególnego.
- to nie powinno was zaskoczyć. Musiał czepić się mnie, żeby za nami polecieć. Proszę, to się zaras zrośnie.
- ale ...
- ech znowu jesteśmy w tym samym szczerym polu. - westchnęłam i zebrałam rzeczy. Przebrałam się. - i znowu żyj marzeniami.

Podniosłam obóz, rozpierdoliłam się na łóżku.
Znowu tutaj ... czemu mnie to już nie dziwi ?
Ech ... jeszcze kilka tygodni temu nie powiedziałabym, że czeka mnie w tak krótkim czasie tyle niespodzianek. Z czego dwie co najmniej były wielkie.

Poczekamy zobaczymy. Ale to nie duże zaskoczenie, że czekanie będzie najgorsze.

Rano pobudka bez kawy od Kaze, ani bez buziaka od Draco. Ech no żyć nie umierać, wypoczęłam w cholerę.
Podniosłam się z łóżka i wzięłam prysznic.
Śniadania im odmówiłam, miałam przy sobie cały zapas krwi Umbridge. Ot, takie wynagrodzenie. Litr miał Draco, reszta moja.

Zaczęli snuć plany co dalej, a ja poszłam robić obchód.
Wyglądało na to, że jeszcze sobie posiedzimy w tym jednym, chujowo monotonnym i dobijającym miejscu.
Wielkie zaskoczenie, że mój braciszek nic nie ogarnia.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz