* Ignis *
( tak Wizzy wracamy do normalnej narracji - pewnie się cieszycie )usiadłam wściekła w fotelu. Harry nie ma prawa decydować o tym czy będę z Draco czy nie. to moja sprawa tak samo jak jego bycie z Ginny.
tak nadąsaną zobaczył mnie mój "posłaniec" z fioleczką krwi.
- wkurzył cię ?
- jak zawsze kiedy mi wpiera coś czego nie wie. - potwierdziłam i wlałam sobie krew do herbaty owocowej. - ale nie mam zamiaru nad tym płakać. - odgarnęłam włosy za ucho. - za kilka dni zebranie słonko.
- wiem. - usiadł naprzeciwko mnie. - wytrzymasz jako jego zwierzak czy mam cię na powrót przygarnąć ?
- mrru miło by było ale przeżyję u brata. - uprzedziłam jego radość. - ale oczywiście kiedyś zrobisz mi ten trening, prawda ?
- na koniec roku.
- ale to już tuż, tuż Draco. - wskazałam mu stary kalendarz. - jeszcze 2 miesiące i koniec roku.
- za dwa tygodnie.
- tuż przed meczem ? zdziwiłam się. on tylko pokiwał głową.
- późno już. - wstawał. - idź lepiej do brata bo znowu zrobi jeszcze gorszą awanturę.
- dobranoc. pocałowałam go w policzek i zmieniłam się w psa.
Draco nie zdążył mi odpowiedzieć bo bardzo szybko się ulotniłam.
Harry w dormitorium przyjął psa ale był obrażony.
ale o co ? o to że byłam szczera ?
Ron popatrzył na mnie i na niego, i wyciągnął do mnie rękę żeby mnie pogłaskać.
przesunęłam głowę w jego stronę i poczułam palce na czaszce.
Ron wydawał się mówić "wszystko się ułoży" a ja spojrzałam mu w oczy.
on jednak zabrał dłoń wyraźnie speszony czy spłoszony.
Weasley spojrzał na mojego brata i odsunął się.
Harry popatrzył na mnie i poklepał łóżko obok siebie.
położyłam się i szturchnęłam go nosem w dłoń z wzrokiem "i tak wiemy że z nim zostanę, pora się z tym pogodzić" brat zrozumiał i też mnie pogłaskał po głowie.
oparłam się o jego drugą dłoń i zasnęłam.
Harry zabrał w końcu rękę i położył mnie obok siebie.
zasnęłam, co dziwne, bez problemu.
zabawne, ale brat miał wyczucie do zapachów, teraz to zauważyłam, kiedy nie spędzałam z nim całych dni.
miałam okazję żeby ten czas nadrobić, chociaż tyle.
Ron po nocy przywitał mnie jabłkiem i cukierkami.
położyłam się i szturchnęłam go nosem w dłoń z wzrokiem "i tak wiemy że z nim zostanę, pora się z tym pogodzić" brat zrozumiał i też mnie pogłaskał po głowie.
oparłam się o jego drugą dłoń i zasnęłam.
Harry zabrał w końcu rękę i położył mnie obok siebie.
zasnęłam, co dziwne, bez problemu.
zabawne, ale brat miał wyczucie do zapachów, teraz to zauważyłam, kiedy nie spędzałam z nim całych dni.
miałam okazję żeby ten czas nadrobić, chociaż tyle.
Ron po nocy przywitał mnie jabłkiem i cukierkami.
- jak noc ? spytał spokojnie podając mi jedzenie.
przyjęłam je i dopiero teraz zauważyłam karteczkę przy ogonku jabłka. zielinego jabłka. " dzień dobry Ignis. " pismo Draco.
ha i nadgryzione delikatnie w jednym miejscu.
wbiłam się w miąższ dokładnie tam gdzie Draco je zaczął.
Ron patrzył na mnie i widział jak sok lekko mi uciekał z owocu. przyjaciel nie wiedział jak się zachować więc po prostu obserwował jak kula znika i zostaje ogryzkiem.
- Ignis - zaczął Weasley - wszystko w porządku ?
- tak. - potwierdziłam lekko zdziwiona patrząc na rudzielca. - czemu pytasz ?
- no bo ... bo spałaś z Harrym.
- kolejny ze skojarzeniami - wymruczałam pod nosem - to mój brat i nic więcej.
- a jesteś pewna ?
spojrzałam na Rona - na 1000%. - powiedziałam twardo. - w ogóle to ja jestem z Draco !
- Ignis - zaczął Weasley - wszystko w porządku ?
- tak. - potwierdziłam lekko zdziwiona patrząc na rudzielca. - czemu pytasz ?
- no bo ... bo spałaś z Harrym.
- kolejny ze skojarzeniami - wymruczałam pod nosem - to mój brat i nic więcej.
- a jesteś pewna ?
spojrzałam na Rona - na 1000%. - powiedziałam twardo. - w ogóle to ja jestem z Draco !
właśnie przydałoby się go odwiedzić.
- wieMY - nacisnął na "my" - ale wiesz ... Harry zaczął cię trochę inaczej postrzegać odkąd wyleciałaś.
- kontynuuj. - spojrzałam na Rona zaciekawiona. - ale nie wierzę by cokolwiek się zmieniło.
- wszyscy wiedzą że jesteś ładna. i idziesz spać do łóżka swojego brata. - zaczął rudzielec. - już nie byłoby problemu jakbyś sypiała w Komnacie, gabinecie Slytherina, czy nawet u Malfoy'a wśród Ślizgonów. a Harry zaczął na ciebie inaczej trochę patrzeć.
- o czym ty mówisz ?
- o tym, że kocha cię jak siostrę ale może patrzeć na ciebie jak na zwykłą dziewczynę.
- czy ty sugerujesz, że mój własny brat się za mną ogląda ? - spojrzałam mu w oczy licząc że żartuje, ale nie. był zdenerwowany ale pewny. - nie wierzę i nie będę wierzyć.
- w zeszłym roku całował cię w policzek. wypomniał to Ron.
- wtedy była Czara, nie było pewności czy po danym zadaniu wrócimy cali.
- kilka miesięcy temu to samo.
- straciliśmy chrzestnego. - upomniałam Rona. - to był cios, chciał mi udowodnić że zawsze będzie chciał mnie wspierać, a ja jego.
- jesteś zbyt uparta żeby to widzieć. - wyrzucił w końcu z siebie. - popatrz na niego. odkąd wróciłaś i zostałaś mu "podarowana" przez Malfoy'a, co mnie nadal dziwi, to jest o wiele żywszy. jak byłaś u Malfoy'a czy poza Hogwartem był struty.
- to na pewno nie umknie tej suce - wymamrotałam pod nosem. - musi znowu zostać ponurakiem. - usiadłam na łóżku Harry'ego. - może i Harry jest odrobinę weselszy ale jestem pewna że to tylko i wyłącznie ze względu na mój powrót.
- jak chcesz. - Ron zrezygnował. - my mamy niedługo lekcję z Malfoy'em. masz coś do przekazania ? spytał luźno.
- od kiedy to chcesz mi pomóc ?
- odkąd Harry wkurzył się o wasze lizanie. - wymamrotał pod nosem ale i tak to usłyszałam. - jest coś ?
nabazgroliłam na karteczce "Lochy słonko, dzisiaj wieczorem. Snape cię wpuści spokojnie. aha : kiedy trening ?" - tylko to mu daj. - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku. - dooobraaanoooc. przeciągnęłam się i zmieniłam w psa.
nie lubiłem Malfoy'a podobnie jak Harry i na jego miejscu też wkurwiłbym się o akcję z mizianiem.
ale Ignis też miała swoje racje, może czasem nawet bardziej przekonujące niż moje.
wszedłem do klasy spóźniony i podchodząc do tablicy ogłoszeń na początku klasy rzuciłem kartkę na ławkę Malfoy'a.
- nowy kurier widzę. - wymruczał pod nosem z wyższością i odebrał kartkę. - możesz sobie iść. odgonił mnie jak psa.
- nie odpowiesz jej ?
- mam na Ignis inne sposoby.
odwróciłem się gwałtownie. - tylko coś jej zrób ...
Malfoy siedział rozparty na krześle z lekkim ironicznym uśmieszkiem. musiał czekać na moją reakcję. - co ?
odszedłem do swojej ławki.
mogłem to przewidzieć.
po lekcji Fred, George i Harry zabrali mnie na Trzecie Piętro.
- słuchaj słyszałeś ? spytał mnie brat.
- co słyszałem ?
- głos w głowie. - zaczął George. - wiadomość.
- jaką wiadomość ? nie rozumiałem nic.
Harry popatrzył na mnie. - Ignis jest półwampirem, ma pewne zdolności parapsychiczne. - wyjaśnił szybko. - wiadomość brzmiała " zbierać proch strzelniczy, wasze wszelakie wyroby i szczęście. bunt niedługo. ja, Fred i George idziemy w frontalnym ataku na Imbryk, reszta niech podburza uczniów. jakby co wszystko spadnie na mnie"
zrozumiałem. - jakim ataku ?
- frontalnym. - wtrącił Harry. - bezpośrednim.
- aha. - skróciłem i mogłem się tego domyślić. - a ... a kiedy to ma się stać ?
- niedługo. - kontynuował brat Ślizgonki. - znając Ignis i jej zapędy tak za 3 dni góra tydzień.
- super. mamy pełne ręce nielegalnej roboty George. potwierdził Fred.
wiadomość dotarła, świetnie.
położyłam się w glanach na łóżku Harry'ego i wyjadałam winogrona.
niezbyt je lubiłam, ale zawsze lepszy rydz niż nic.
pestki spalałam.
leżałam i odpoczywałam.
- wieMY - nacisnął na "my" - ale wiesz ... Harry zaczął cię trochę inaczej postrzegać odkąd wyleciałaś.
- kontynuuj. - spojrzałam na Rona zaciekawiona. - ale nie wierzę by cokolwiek się zmieniło.
- wszyscy wiedzą że jesteś ładna. i idziesz spać do łóżka swojego brata. - zaczął rudzielec. - już nie byłoby problemu jakbyś sypiała w Komnacie, gabinecie Slytherina, czy nawet u Malfoy'a wśród Ślizgonów. a Harry zaczął na ciebie inaczej trochę patrzeć.
- o czym ty mówisz ?
- o tym, że kocha cię jak siostrę ale może patrzeć na ciebie jak na zwykłą dziewczynę.
- czy ty sugerujesz, że mój własny brat się za mną ogląda ? - spojrzałam mu w oczy licząc że żartuje, ale nie. był zdenerwowany ale pewny. - nie wierzę i nie będę wierzyć.
- w zeszłym roku całował cię w policzek. wypomniał to Ron.
- wtedy była Czara, nie było pewności czy po danym zadaniu wrócimy cali.
- kilka miesięcy temu to samo.
- straciliśmy chrzestnego. - upomniałam Rona. - to był cios, chciał mi udowodnić że zawsze będzie chciał mnie wspierać, a ja jego.
- jesteś zbyt uparta żeby to widzieć. - wyrzucił w końcu z siebie. - popatrz na niego. odkąd wróciłaś i zostałaś mu "podarowana" przez Malfoy'a, co mnie nadal dziwi, to jest o wiele żywszy. jak byłaś u Malfoy'a czy poza Hogwartem był struty.
- to na pewno nie umknie tej suce - wymamrotałam pod nosem. - musi znowu zostać ponurakiem. - usiadłam na łóżku Harry'ego. - może i Harry jest odrobinę weselszy ale jestem pewna że to tylko i wyłącznie ze względu na mój powrót.
- jak chcesz. - Ron zrezygnował. - my mamy niedługo lekcję z Malfoy'em. masz coś do przekazania ? spytał luźno.
- od kiedy to chcesz mi pomóc ?
- odkąd Harry wkurzył się o wasze lizanie. - wymamrotał pod nosem ale i tak to usłyszałam. - jest coś ?
nabazgroliłam na karteczce "Lochy słonko, dzisiaj wieczorem. Snape cię wpuści spokojnie. aha : kiedy trening ?" - tylko to mu daj. - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku. - dooobraaanoooc. przeciągnęłam się i zmieniłam w psa.
* Ron *
nie lubiłem Malfoy'a podobnie jak Harry i na jego miejscu też wkurwiłbym się o akcję z mizianiem.
ale Ignis też miała swoje racje, może czasem nawet bardziej przekonujące niż moje.
wszedłem do klasy spóźniony i podchodząc do tablicy ogłoszeń na początku klasy rzuciłem kartkę na ławkę Malfoy'a.
- nowy kurier widzę. - wymruczał pod nosem z wyższością i odebrał kartkę. - możesz sobie iść. odgonił mnie jak psa.
- nie odpowiesz jej ?
- mam na Ignis inne sposoby.
odwróciłem się gwałtownie. - tylko coś jej zrób ...
Malfoy siedział rozparty na krześle z lekkim ironicznym uśmieszkiem. musiał czekać na moją reakcję. - co ?
odszedłem do swojej ławki.
mogłem to przewidzieć.
po lekcji Fred, George i Harry zabrali mnie na Trzecie Piętro.
- słuchaj słyszałeś ? spytał mnie brat.
- co słyszałem ?
- głos w głowie. - zaczął George. - wiadomość.
- jaką wiadomość ? nie rozumiałem nic.
Harry popatrzył na mnie. - Ignis jest półwampirem, ma pewne zdolności parapsychiczne. - wyjaśnił szybko. - wiadomość brzmiała " zbierać proch strzelniczy, wasze wszelakie wyroby i szczęście. bunt niedługo. ja, Fred i George idziemy w frontalnym ataku na Imbryk, reszta niech podburza uczniów. jakby co wszystko spadnie na mnie"
zrozumiałem. - jakim ataku ?
- frontalnym. - wtrącił Harry. - bezpośrednim.
- aha. - skróciłem i mogłem się tego domyślić. - a ... a kiedy to ma się stać ?
- niedługo. - kontynuował brat Ślizgonki. - znając Ignis i jej zapędy tak za 3 dni góra tydzień.
- super. mamy pełne ręce nielegalnej roboty George. potwierdził Fred.
* Ignis *
wiadomość dotarła, świetnie.
położyłam się w glanach na łóżku Harry'ego i wyjadałam winogrona.
niezbyt je lubiłam, ale zawsze lepszy rydz niż nic.
pestki spalałam.
leżałam i odpoczywałam.
nie zostało mi nic innego jak wszystko nadzorować ale nie lubiłam tylko rozkazywać - uwielbiałam działać.
Fred i George wrócili wcześniej z lekcji i wyłożyli mi na podłodze swoje wynalazki.
było tego dużo fakt, ale niewielki odsetek mógł się przydać.
- zostają race, fajerwerki, wybuchające liczi i lizkozapałki.
bliźniacy pokiwali głowami i schowali wymienione przeze mnie rzeczy w ruchomej desce w podłodze.
- świetnie. przydałoby się jeszcze was podszkolić.
- nas ? - bliźniacy wzięli to za żart - nas w obsłudze naszymi produktami ?
- w walce geniusze - przerwałam spokojna - każdy z was jutro wieczorem przychodzi na błonie i zobaczymy co umiecie. frontalny atak to nie taka łatwa sprawa.
Fred i George z jednej wiedzieli że to nie przelewki, a z drugiej wiedzieli że ich produkty i propaganda na pewno dadzą rezultaty.
wieczorem miałam swoje umówione spotkanie.
Snape otworzył i udostępnił mi Lochy.
po półgodzinie stawił się Draco.
- o co chodzi ? podszedł do biurka gdzie siedział jeszcze wuj.
Severus tylko wskazał ręką na blat stołu i rzucił mi klucze - ma tu być porządek i przed północą chcę was tu nie widzieć.
- dobrze wujku. potwierdziłam łapiąc pęk. Snape wyszedł z Lochów.
Draco spojrzał na mnie, sprawy rodzinne będzie chciał potem wyjaśnić, zbliżył się i usiadł naprzeciwko mnie.
- o co chodzi Ignis ?
- o ciebie - uśmiechnęłam się i go przytuliłam - daj się wyprzytulać.
Draco lekko i cicho zaśmiał się.
- czy zabraniam się przytulać ?
- nie - objął mnie - ale chciałabym dzisiaj akurat z tobą porozmawiać.
- o czym ? Dracon spojrzał na mnie zaskoczony.
- o wszystkim i o niczym - wskazałam na dwa krzesła - po prostu ... potrzebuję rady, rozmowy.
Draco popatrzył na mnie lekko zaskoczony - chcesz rady ?
pokiwałam głową. - tak.
- Ignis chce rady. pora zapisać w kalendarzu. - wymrczał żartem za co dostał dźgnięcie palcem między żebra. - ej. - unieruchomił mi ręce i sam mnie połaskotał. - nieładnie jest bić swojego chłopaka.
- nieładnie jest łaskotać własną kotkę. - odpowiedziałam mu. - a teraz jeżeli nie masz nic przeciwko - oparłam się o niego. - powiedz mi.
- kocham cię.
- oo ja ciebie też. - pocałowałam go w policzek. - ale nie to. - spojrzałam na niego. - czy zauważyłeś coś dziwnego w zachowaniu Harry'ego ?
- no tylko tyle że jest zbyt wesoły. - po namyśle mi odpowiedział. - a czemu pytasz ?
- nieważne. - uspokoiłam go i przytuliłam się do jego boku. - możesz mnie przytulić ?
- a co ja robię ? - zdziwił się, ale po chwili otulił mnie szczelniej. - pachniesz ... jak Potter !
sopjrzałam na siebie zdziwiona. mogłam przejść odrobiną zapachu perfum brata. - o co ci chodzi ?
- czy - Draco spojrzał mi w oczy i złapał mnie za ramiona. - czy on cokolwiek ci robi ?
- co ? Harry ? - patrzyłam na niego zaskoczona. - on mi nic nie robi.
- ale jakoś musiałaś przejść jego zapachem. - zaczął miotać się Draco. - nie mów mi że ty i Potter ... w jednym łóżku ...
- no ... zasypiam obok niego. - przyznałam cicho. on był już w furii. - ale to tylko sen. zapewniłam go.
- skąd mogę mieć pewność że Potter nie ma na ciebie oka jak reszta Hogwartu ?
- bo to mój brat (?) - zasugerowałam mu. - posłuchaj Draco jakbym miała u kogoś spać, to oczywiste ze wybrałabym ciebie. ale jest to za niebezpieczne, poza tym już mnie oddałeś.
- i nie robiłbym tego ponownie. - wymamrotał pod nosem. - masz z nim nie spać.
- ale jako pies sobie leżę i zasypiam. w dzień jedynie sypiam jako człowiek. - nie wiedziałam czy przyjmie kłamstwo ale tak. uspokoił się odrobinę. - kocham cię. - przytuliłam się do niego. - nic tego nie zmieni, rozumiesz ? nic. w szczególności Harry. - patrzyłam mu w oczy pewna. - nic i nikt.
po tym Draco już kompletnie zostawił nerwy. - naprawdę ?
- naprawdę. - potwierdziłam. - nawet jakby mój ojciec chciał nas rozdzielić.
- naprawdę byś mu się postawiła ? zdziwił się.
- są dwie rzeczy które są pewne. moja miłość i moja nienawiść. obie są stałe.
- mam nadzieję że mnie nie znienawidzisz. zażartował sobie Ślizgon.
- ech idź już lepiej. - odgryzłam się ale zapomniałam że nadal siedzę mu w ramionach. - do zobaczenia Książę. wyszłam z jego uścisku i go wypuściłam do siebie.
wróciłam do postaci psa i wróciłam do pokoju Gryffonów.
Harry spojrzał na mnie i poklepał łóżko.
zmieniłam się w człowieka. - nie dzisiaj Harry. - odpowiedziałam mu życzliwie i zabrałam rzeczy. - idę spać do Komnaty.
- jak chcesz siostra. odparł i zaczął rozmawiać z Ronem.
weszłam do Pokoju Dziedzica i od razu zrobiłam sobie cholernie długą i gorącą kąpiel żeby zmyć z siebie zapach.
oczywiście nie mogłam nie myśleć i zbierałam myśli na temat zachowania Harry'ego.
może i było odrobinę racji, że może zacząć się oglądać, ale takie uczucia mogłam zdusić w zarodku.
- Ignis chce rady. pora zapisać w kalendarzu. - wymrczał żartem za co dostał dźgnięcie palcem między żebra. - ej. - unieruchomił mi ręce i sam mnie połaskotał. - nieładnie jest bić swojego chłopaka.
- nieładnie jest łaskotać własną kotkę. - odpowiedziałam mu. - a teraz jeżeli nie masz nic przeciwko - oparłam się o niego. - powiedz mi.
- kocham cię.
- oo ja ciebie też. - pocałowałam go w policzek. - ale nie to. - spojrzałam na niego. - czy zauważyłeś coś dziwnego w zachowaniu Harry'ego ?
- no tylko tyle że jest zbyt wesoły. - po namyśle mi odpowiedział. - a czemu pytasz ?
- nieważne. - uspokoiłam go i przytuliłam się do jego boku. - możesz mnie przytulić ?
- a co ja robię ? - zdziwił się, ale po chwili otulił mnie szczelniej. - pachniesz ... jak Potter !
sopjrzałam na siebie zdziwiona. mogłam przejść odrobiną zapachu perfum brata. - o co ci chodzi ?
- czy - Draco spojrzał mi w oczy i złapał mnie za ramiona. - czy on cokolwiek ci robi ?
- co ? Harry ? - patrzyłam na niego zaskoczona. - on mi nic nie robi.
- ale jakoś musiałaś przejść jego zapachem. - zaczął miotać się Draco. - nie mów mi że ty i Potter ... w jednym łóżku ...
- no ... zasypiam obok niego. - przyznałam cicho. on był już w furii. - ale to tylko sen. zapewniłam go.
- skąd mogę mieć pewność że Potter nie ma na ciebie oka jak reszta Hogwartu ?
- bo to mój brat (?) - zasugerowałam mu. - posłuchaj Draco jakbym miała u kogoś spać, to oczywiste ze wybrałabym ciebie. ale jest to za niebezpieczne, poza tym już mnie oddałeś.
- i nie robiłbym tego ponownie. - wymamrotał pod nosem. - masz z nim nie spać.
- ale jako pies sobie leżę i zasypiam. w dzień jedynie sypiam jako człowiek. - nie wiedziałam czy przyjmie kłamstwo ale tak. uspokoił się odrobinę. - kocham cię. - przytuliłam się do niego. - nic tego nie zmieni, rozumiesz ? nic. w szczególności Harry. - patrzyłam mu w oczy pewna. - nic i nikt.
po tym Draco już kompletnie zostawił nerwy. - naprawdę ?
- naprawdę. - potwierdziłam. - nawet jakby mój ojciec chciał nas rozdzielić.
- naprawdę byś mu się postawiła ? zdziwił się.
- są dwie rzeczy które są pewne. moja miłość i moja nienawiść. obie są stałe.
- mam nadzieję że mnie nie znienawidzisz. zażartował sobie Ślizgon.
- ech idź już lepiej. - odgryzłam się ale zapomniałam że nadal siedzę mu w ramionach. - do zobaczenia Książę. wyszłam z jego uścisku i go wypuściłam do siebie.
wróciłam do postaci psa i wróciłam do pokoju Gryffonów.
Harry spojrzał na mnie i poklepał łóżko.
zmieniłam się w człowieka. - nie dzisiaj Harry. - odpowiedziałam mu życzliwie i zabrałam rzeczy. - idę spać do Komnaty.
- jak chcesz siostra. odparł i zaczął rozmawiać z Ronem.
weszłam do Pokoju Dziedzica i od razu zrobiłam sobie cholernie długą i gorącą kąpiel żeby zmyć z siebie zapach.
oczywiście nie mogłam nie myśleć i zbierałam myśli na temat zachowania Harry'ego.
może i było odrobinę racji, że może zacząć się oglądać, ale takie uczucia mogłam zdusić w zarodku.
Ślizgon ... och Draco, żebyś ty mnie przytulił.
właśnie, mam pomysł jak cię zaskoczyć. zatarłam łapki i usiadłam na szezlongu w Komnacie.
spojrzałam w stronę Harley'a. pora by nauczyć się jeździć, jeśli chcesz z niego korzystać w przyszłości.
usiadłam na siodełku i wręcz odruchowo zapaliłam silnik.
stary, ale jary jak to mówią. dźwięk włączonego motoru spłoszył bazyliszka z jego posłania i spojrzał na swoją panią.
- spokojnie. - wysyczałam w mowie węży - to tylko próba.
nabrałam prędkości robiąc koło po kaflach. tak, smród benzyny i spalin w połaczeniu z dźwiękami motoru były dość mocno uzależniające. a teraz dodaj do tego wiatr, pęd i adrenalinę w jeżdżeniu na wariata bez papierów.
tak, motor jest dla mnie.
wyjrzałam za okno i odstawiłam Harley'a pod pled.
- dobranoc skarbie. pożegnałam maszynę i położyłam się na szezlong i zasnęłam.
rano obudziłam się i wyszłam do Harry'ego.
brat zdziwił się moim przybyciem ale zabrał mnie na śniadanie i podał mi ryby.
tak, pies je ryby i jabłka.
dostałam potem spacer na błonie, pod grób Cirispina.
w Lesie usłyszałam jednak ludzki głos.
- kim jest Łowca w tym Lesie ? spytał ktoś spokojnie, miękko i lekko. był to na pewno chłopak, na ucho w moim wieku.
- to ona paniczu - Centaur wskazał na granicę Lasu z błoniami. - mi tam wejść nie wolno, jednak ty masz prawo do przejścia.
zza drzew wyszedł elf. białowłosy, wysoki, szarooki elf. ćwierć elf, w roli ścisłości.
- jestem bratem Laurilela. - przywitał się życzliwie. - mów mi Tellus.
rozpoznałam w nim Magię Ziemi. - Ignis, Łowczyni w Hogwarcie.
elf skłonił się delikatnie. - mój brat dużo o tobie mówił. o tobie, Cirispinie i waszej przyjaźni. poprosiłem go by pozwolił mi tu przyjść i cię pozdrowić.
spojrzałam w stronę Harley'a. pora by nauczyć się jeździć, jeśli chcesz z niego korzystać w przyszłości.
usiadłam na siodełku i wręcz odruchowo zapaliłam silnik.
stary, ale jary jak to mówią. dźwięk włączonego motoru spłoszył bazyliszka z jego posłania i spojrzał na swoją panią.
- spokojnie. - wysyczałam w mowie węży - to tylko próba.
nabrałam prędkości robiąc koło po kaflach. tak, smród benzyny i spalin w połaczeniu z dźwiękami motoru były dość mocno uzależniające. a teraz dodaj do tego wiatr, pęd i adrenalinę w jeżdżeniu na wariata bez papierów.
tak, motor jest dla mnie.
wyjrzałam za okno i odstawiłam Harley'a pod pled.
- dobranoc skarbie. pożegnałam maszynę i położyłam się na szezlong i zasnęłam.
rano obudziłam się i wyszłam do Harry'ego.
brat zdziwił się moim przybyciem ale zabrał mnie na śniadanie i podał mi ryby.
tak, pies je ryby i jabłka.
dostałam potem spacer na błonie, pod grób Cirispina.
w Lesie usłyszałam jednak ludzki głos.
- kim jest Łowca w tym Lesie ? spytał ktoś spokojnie, miękko i lekko. był to na pewno chłopak, na ucho w moim wieku.
- to ona paniczu - Centaur wskazał na granicę Lasu z błoniami. - mi tam wejść nie wolno, jednak ty masz prawo do przejścia.
zza drzew wyszedł elf. białowłosy, wysoki, szarooki elf. ćwierć elf, w roli ścisłości.
- jestem bratem Laurilela. - przywitał się życzliwie. - mów mi Tellus.
rozpoznałam w nim Magię Ziemi. - Ignis, Łowczyni w Hogwarcie.
elf skłonił się delikatnie. - mój brat dużo o tobie mówił. o tobie, Cirispinie i waszej przyjaźni. poprosiłem go by pozwolił mi tu przyjść i cię pozdrowić.
- co u niego ? Laurilelowi się układa ? spytałam ożywiona tematem ćwierćelfa.
- tak, wszystko u nas dobrze - zapewnił mnie Tellus - jest jeszcze jeden powód mojej obecności. las w naszej okolicy kryje w sobie coś dziwnego i potwornego. nasi magowie i wojownicy zabili to coś i przysyłają mnie by ci to pokazać - podał mi dokładne szkice i rysunki. coś było wielkie, włochate, silne o krępym ciele. pokryte łuskami monstrum miało nagą czaszkę, jednak była to zapewne tylko przykrywka pułapek. bestia miała wielkie przekrwione i iście przerażające zapadnięte oczy. potwór rodem z horroru czy koszmaru. - jaka jest twoja ocena ?
- dla mnie jest to pobratymiec chimer, być może jeden z okolicznych gatunków bestii dotarł do waszego lasu i z chimerą spłodził tego mieszańca.
Tellus pokiwał głową. - masz wprawne oko. - powiedział z uznaniem - na mnie już czas Ignis, może jeszcze kiedyś się spotkamy.
- pozdrów i uściskaj ode mnie Laurilela. rzuciłam na pożegnanie i elf zniknął w Zakazanym Lesie.
poszłam i zmieniłam się w psa. dotarłam do Harry'ego ale napotkałam Draco na którego skoczyłam i polizałam go po policzku.
- złaź ze mnie. - odgonił mnie ale spostrzegł dwukolorowe oczy. - policzę się za to. otarł policzek, wstał, poprawił szaty i poszedł dalej.
jasne, jasne. już ja wiem jak się odegrasz. przeszło mi przez głowę i wróciłam do Harry'ego.
położyłam się na kojcu na podłodze, który był de facto skórą na której spałam w dzieciństwie.
zmieniłam się w człowieka i przeglądałam noże.
chciałabym ich użyć przy buncie ale nieee ... wywalą mnie na amen.
odłożyłam broń na bok, do sakiewki i zaczęłam robić bomby dymne.
co to za bunt, bez dramatyzmu i mgły ?
- i gotowe. - zawinęłam kule w papier i umieściłam w skrytce sporządzonej przez bliźniaków. - no a teraz co by tu porobić.
usłyszałam na dole, jeszcze przed wejściem do pokoju wspólnego Gryffonów awanturę.
nagle wparowali do mnie Fred i George. - to ropucha. robi inspekcję.
- wyczułam. - pokiwałam głową. - dzięki.
wrzuciłam błyskawicznie sakiewkę do deski i zmieniłam się w psa.
- co się tu dzieje nielegalnego ? - zasyczała do siebie Umbridge i kiedy się do mnie zbliżyła zawarczałam na nią wrogo. - panie Potter, to twój pies ?
- owszem pani profesor.
- nie wolno trzymać w tej szkole psów.
- wolno. - pokazał jej wyimaginowany papier od Dumbledore'a zezwalający na psa. - dyrektor mi pozwolił.
- wasz dyrektor biedne dzieci nie jest w pełni sprawny umysłowo.
- jest pani kłamcą. - wyrwało się bratu. - dyrektor Dumbledore myśli trzeźwiej niż nie jeden nauczyciel w tej szkole.
gdybym mogła to bym padała ze śmiechu, ale Umbridge nie wyczuła tej drobnej aluzji co do jej osoby.
wyszła i trzasnęła drzwiami.
jak tylko była poza terenem blisko od nas zmieniłam się w człowieka i zaczęłam się śmiać.
- "dyrektor myśli trzeźwiej niż nie jeden nauczyciel" i to spojrzenie - prawie tarzałam się po podłodze ze śmiechu. - o Merlinie, to było genialne.
Fred i George skontrolowali swój schowek. - Ignis co to za papiery ?
- uwaga bo to bomby dymne. - ostrzegłam ich. - jakby co mamy zapewnioną atmosferę grozy, oraz bezpieczny odwrót jak nie pójdzie.
- mądre. - zauważył Harry. - jak chcesz to rozplanować ?
wzięłam deskę. - to jest korytarz Główny. ma tam dyżur za dwa dni. wiecie taka inspekcja. - nakreśliłam im. - zaczyna około 12. wtedy ty Ron, dajesz nam znak. podrzucasz knuta jakby miało to być zebranie. potem zacznę podpalać bomby. Fred, George wy zbieracie każdego z Gwardii i przekazujcie ulotki niegwardiowym. Harry ty zabierzesz ludzi poniżej trzeciego roku i tych z trzeciego gdzieś na zewnątrz. to będzie gryzący dym, lepiej żeby młodzi się nim nie truli. aha Fred, George używamy waszych produktów jako ataku. rozdajemy je tym powyżej trzeciego i tu kwestię hasła reklamowego do buntu zostawiam wam.
- a ty ?
- a ja postraszę tą sukę. - przecięłam powietrze wężowym językiem. - kiedy byłam jej kotem przez te kilka godzin dyskretnie wywiedziałam się, że największym jej strachem jest wkurwiony wampir w pełnej krasie. to jest wyostrzone rysy, płonące oczy i szaleństwo w nich. czarne długie szaty podobne do dementorskich i zbrukane krwią całe ciało.
- nie żebym się czepiał ale jak uzyskasz krew ?
- to nie problem. wystarczy po prostu kamuflaż czy tani trik.
- okej. stwierdzili niezbyt przekonani ale trudno.
odczekaliśmy dwa dni.
wszystko gotowe.
Ron dał znak. zaczęłam wypuszczać bomby.
zrobił się szum i rumor. podniosły się wrzaski młodych.
Umbridge była kompletnie zdezorientowana i wyraźnie straciła fason.
Harry wyprowadził dzieciaki.
skinęłam na Freda i George'a i zaczęli wypuszczać swoje produkty będąc na miotłach.
petardy robiły fajerwerki a to wiązało się z hukiem.
- macie ! kto rzuci w nią celnie dostanie za darmo ! podburzali uczniów.
- to ... to bunt.
stanęłam przed jej twarzą.
Ignis wyglądałą naprawdę przerażająco.
byłą cała we krwi, nawet poświęciła dla sprawy malinowy gorset i jedne ze swoich skórzanych spodni.
oczy lśniły, jak mówiła widać było w nich szaleństwo.
obnażone skrzydła przyoblekła srebrem które chrzęściło przy najmniejszym ruchu.
wyostrzone rysy wyglądały jak skóra naciągnięta na kości.
- witam panią profesor. - wysyczała cicho z głosem przyprawiającym o dreszcze. niby słodki ale jednak przerażający. Umbridge cofnęła się przerażona, ale jej nie rozpoznała. Ignis szła za nią. - nie skończyłam rozmowy pani profesor. - posłała smoka z ognia, przed którym nie było ucieczki. - profesor Dumbledore nigdy nie ustąpi pani dyrektorstwa Hogwartu. - Fred i George rzucili w tym kierunku dodatkowe race i wylecieli przez drzwi na błonie. tam też pognała Umbridge a Ignis na smoku za nią. w końcu bestia ją złapała ale tylko ją osmoliła. - żegnam pani profesor. Ignis rozpłynęła się w powietrzu jakby była duchem.
pojawiła się w Hogwarcie i popatrzyła na nas zmazując kamuflaż i z chrzęstem zmieniając wygląd na normalny.
- nienawidzę wyostrzania rys, ale trudno. - otrząsnęła się i lekko zwilżyła twarz dłonią. - ale wyszło.
- no ba że wyszło ! - włączył się w to Fred. - wyszło zajebiście ! widziałaś jej minę jak uciekała przed tym smokiem ?
- nie ale oddałabym sporo by to zobaczyć.
- żałuj. miała obłęd i przerażenie w oczach. wtrącił się George.
- no to - Ignis strzepała dłonie - po akcji. zobaczymy czy coś się zmieni.
- na pewno. - potwierdził Harry i przytulił siostrę. - byłaś świetna. - bracia odchrząknęli. - byliście świetni. ale was nie uściskam.
zaśmialiśmy się wszyscy i wszyscy przytuliliśmy się do Ignis i Harry'ego.
- dobra ludzie ja idę się spsić. Ignis znowu była psem.
czemu przypomniała mi się melodia "Fire It Up" Thousand Foot Krutch ? hmm ... może dlatego że w sumie trochę rzeczy popodpalaliśmy.
ale było warto.
bunt udany, autorytet tej suki zburzony do reszty. koszmary senne tej szmaty zapewnione. może nawet trafi do psychiatryka ?
- złaź ze mnie. - odgonił mnie ale spostrzegł dwukolorowe oczy. - policzę się za to. otarł policzek, wstał, poprawił szaty i poszedł dalej.
jasne, jasne. już ja wiem jak się odegrasz. przeszło mi przez głowę i wróciłam do Harry'ego.
położyłam się na kojcu na podłodze, który był de facto skórą na której spałam w dzieciństwie.
zmieniłam się w człowieka i przeglądałam noże.
chciałabym ich użyć przy buncie ale nieee ... wywalą mnie na amen.
odłożyłam broń na bok, do sakiewki i zaczęłam robić bomby dymne.
co to za bunt, bez dramatyzmu i mgły ?
- i gotowe. - zawinęłam kule w papier i umieściłam w skrytce sporządzonej przez bliźniaków. - no a teraz co by tu porobić.
usłyszałam na dole, jeszcze przed wejściem do pokoju wspólnego Gryffonów awanturę.
nagle wparowali do mnie Fred i George. - to ropucha. robi inspekcję.
- wyczułam. - pokiwałam głową. - dzięki.
wrzuciłam błyskawicznie sakiewkę do deski i zmieniłam się w psa.
- co się tu dzieje nielegalnego ? - zasyczała do siebie Umbridge i kiedy się do mnie zbliżyła zawarczałam na nią wrogo. - panie Potter, to twój pies ?
- owszem pani profesor.
- nie wolno trzymać w tej szkole psów.
- wolno. - pokazał jej wyimaginowany papier od Dumbledore'a zezwalający na psa. - dyrektor mi pozwolił.
- wasz dyrektor biedne dzieci nie jest w pełni sprawny umysłowo.
- jest pani kłamcą. - wyrwało się bratu. - dyrektor Dumbledore myśli trzeźwiej niż nie jeden nauczyciel w tej szkole.
gdybym mogła to bym padała ze śmiechu, ale Umbridge nie wyczuła tej drobnej aluzji co do jej osoby.
wyszła i trzasnęła drzwiami.
jak tylko była poza terenem blisko od nas zmieniłam się w człowieka i zaczęłam się śmiać.
- "dyrektor myśli trzeźwiej niż nie jeden nauczyciel" i to spojrzenie - prawie tarzałam się po podłodze ze śmiechu. - o Merlinie, to było genialne.
Fred i George skontrolowali swój schowek. - Ignis co to za papiery ?
- uwaga bo to bomby dymne. - ostrzegłam ich. - jakby co mamy zapewnioną atmosferę grozy, oraz bezpieczny odwrót jak nie pójdzie.
- mądre. - zauważył Harry. - jak chcesz to rozplanować ?
wzięłam deskę. - to jest korytarz Główny. ma tam dyżur za dwa dni. wiecie taka inspekcja. - nakreśliłam im. - zaczyna około 12. wtedy ty Ron, dajesz nam znak. podrzucasz knuta jakby miało to być zebranie. potem zacznę podpalać bomby. Fred, George wy zbieracie każdego z Gwardii i przekazujcie ulotki niegwardiowym. Harry ty zabierzesz ludzi poniżej trzeciego roku i tych z trzeciego gdzieś na zewnątrz. to będzie gryzący dym, lepiej żeby młodzi się nim nie truli. aha Fred, George używamy waszych produktów jako ataku. rozdajemy je tym powyżej trzeciego i tu kwestię hasła reklamowego do buntu zostawiam wam.
- a ty ?
- a ja postraszę tą sukę. - przecięłam powietrze wężowym językiem. - kiedy byłam jej kotem przez te kilka godzin dyskretnie wywiedziałam się, że największym jej strachem jest wkurwiony wampir w pełnej krasie. to jest wyostrzone rysy, płonące oczy i szaleństwo w nich. czarne długie szaty podobne do dementorskich i zbrukane krwią całe ciało.
- nie żebym się czepiał ale jak uzyskasz krew ?
- to nie problem. wystarczy po prostu kamuflaż czy tani trik.
- okej. stwierdzili niezbyt przekonani ale trudno.
odczekaliśmy dwa dni.
wszystko gotowe.
Ron dał znak. zaczęłam wypuszczać bomby.
zrobił się szum i rumor. podniosły się wrzaski młodych.
Umbridge była kompletnie zdezorientowana i wyraźnie straciła fason.
Harry wyprowadził dzieciaki.
skinęłam na Freda i George'a i zaczęli wypuszczać swoje produkty będąc na miotłach.
petardy robiły fajerwerki a to wiązało się z hukiem.
- macie ! kto rzuci w nią celnie dostanie za darmo ! podburzali uczniów.
- to ... to bunt.
stanęłam przed jej twarzą.
* Ron *
Ignis wyglądałą naprawdę przerażająco.
byłą cała we krwi, nawet poświęciła dla sprawy malinowy gorset i jedne ze swoich skórzanych spodni.
oczy lśniły, jak mówiła widać było w nich szaleństwo.
obnażone skrzydła przyoblekła srebrem które chrzęściło przy najmniejszym ruchu.
wyostrzone rysy wyglądały jak skóra naciągnięta na kości.
- witam panią profesor. - wysyczała cicho z głosem przyprawiającym o dreszcze. niby słodki ale jednak przerażający. Umbridge cofnęła się przerażona, ale jej nie rozpoznała. Ignis szła za nią. - nie skończyłam rozmowy pani profesor. - posłała smoka z ognia, przed którym nie było ucieczki. - profesor Dumbledore nigdy nie ustąpi pani dyrektorstwa Hogwartu. - Fred i George rzucili w tym kierunku dodatkowe race i wylecieli przez drzwi na błonie. tam też pognała Umbridge a Ignis na smoku za nią. w końcu bestia ją złapała ale tylko ją osmoliła. - żegnam pani profesor. Ignis rozpłynęła się w powietrzu jakby była duchem.
pojawiła się w Hogwarcie i popatrzyła na nas zmazując kamuflaż i z chrzęstem zmieniając wygląd na normalny.
- nienawidzę wyostrzania rys, ale trudno. - otrząsnęła się i lekko zwilżyła twarz dłonią. - ale wyszło.
- no ba że wyszło ! - włączył się w to Fred. - wyszło zajebiście ! widziałaś jej minę jak uciekała przed tym smokiem ?
- nie ale oddałabym sporo by to zobaczyć.
- żałuj. miała obłęd i przerażenie w oczach. wtrącił się George.
- no to - Ignis strzepała dłonie - po akcji. zobaczymy czy coś się zmieni.
- na pewno. - potwierdził Harry i przytulił siostrę. - byłaś świetna. - bracia odchrząknęli. - byliście świetni. ale was nie uściskam.
zaśmialiśmy się wszyscy i wszyscy przytuliliśmy się do Ignis i Harry'ego.
- dobra ludzie ja idę się spsić. Ignis znowu była psem.
* Ignis *
czemu przypomniała mi się melodia "Fire It Up" Thousand Foot Krutch ? hmm ... może dlatego że w sumie trochę rzeczy popodpalaliśmy.
ale było warto.
bunt udany, autorytet tej suki zburzony do reszty. koszmary senne tej szmaty zapewnione. może nawet trafi do psychiatryka ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz