piątek, 4 kwietnia 2014

Rok V Rozdział XIV Nie pani profesor.

po kilku dniach od buntu ( z którego byłam dumna jak cholera. ale niestety Umbridge nie poszła do psychiatryka )
Harry popatrzył na mnie.
do pokoju wpadł młodszy uczeń, zastraszony czymś.
- Ignis Potter - spojrzał na mnie. - Umbridge chce cię widzieć. mam cię do niej zaprowadzić. zostaw wszelką broń. proszę.
- spokojnie mały - spojrzałam na chłopaka i wyjęłam noże z butów. - skuteczniej byłoby mi odciąć zmysły ale cóż ... nikt tego nie potrafi.
poszłam za nim pod gabinet tej szmaty. byłam pewna siebie i spokojna.
- o Ignis. siadaj proszę. - wskazała mi chłodno krzesło. - wiem że to ty wywołałaś bunt. przyznaj się teraz a twój czuły punkt zostanie cały.
- nie mam czułych punktów pani profesor. i podziękuję ale postoję.
w tym momencie ktoś brutalnie posadził przede mną Draco. - nie ? ten chłopiec również nim nie jest ?
uspokoiłam się na siłę. nie daj po sobie poznać zdenerwowania.
^ przepraszam słonko. ^   - nie.
- och no to upewnijmy się. - odwróciła zdjęcie Ministra Magii do dołu obrazem. za mną, bo drzwi były otwarte, pojawił się tłumek gapiów. Umbridge liczyła na moje upokorzenie kiedy wyrwę jej różdżkę z dłoni i przyznam jej rację. - ostatnia szansa.
^ Ignis. Ignis proszę cię ... ^  Draco patrzył na mnie spokojnie ale jego myśli były błagalne.
pokiwałam przecząco głową.
- w takim razie. - Umbridge sięgnęła po różdżkę. wyczułam zamiar Czarnej Magii.  zabiję ją.

^ Draco, masz naznaczenie. zaciśnij na nim palce, rozetnij je lekko do krwi. oddam ci Tarczę. ^
^ co ? ^
^ ona planuje Crucio. ciebie nie tknie, ja przejmę siłę i skutki uroku. ale udawaj ból. ^
niezauważalnie skinął głową i postąpił jak go prosiłam.

^ Zgredku. ^ przywołałam skrzata Dracona.
posłuchał wezwania ale nie pojawił się materialnie.
^ tak Ignis ? czego chcesz od Zgredka ? ^
^ sprowadź mi tu Lucjusza i Ministra Magii. mają zostać nie zauważeni. ^
- Crucio ! wrzasnęła Umbridge . ja zacisnęłam za sobą pięści a Draco skutecznie udawał ból.
stałam jak ten głaz, niewzruszona.
cholera mocne miała to Crucio.

pojawił się Lucjusz kiedy tylko wysłyszał słowo uroku.
- co pani robi mojemu synowi ? wyjawił swoją obecność.
Draco przestał udawać a ja zdjęłam Tarczę. ale poczuł przez ułamek sekundy ból.
skóra się zrosła.
- panno Umbridge ! - zaczął Minister Magii. - zostaje pani usunięta z pracy w Ministerstwie Magii. nie ma pani też prawa nauczać. trafia pani pod osąd Trybunału.
- co ...ale jak ...  - spojrzała na mnie. - ty ...
- jeżeli mogę się wtrącić panie Ministrze. - naznaczyłam swoją obecność. kochałam prawo wampirów. - w naszym kodeksie jest wspomniane iż przy zranieniu osoby bliskiej mamy prawo do odwetu.
- rozumiem i znam ten przepis. - stwierdził Minister. - jeżeli ją zabijesz czy sprowadzisz na nią trwałe kalectwo zostaniesz wydalona z Hogwartu na dobre.
- wiem o tym panie Ministrze. skinęłam głową.
ludzie Ministerstwa się zmyli, jedynie Lucjusz zabrał na korytarz Dracona.

teraz pora pokazać swoje prawdziwe oblicze.
- siadaj w fotelu suko. - przygwoździłam ją. - to - spoliczkowałam ją. - za próby Czarnej Magii. - rozcięłam jej nożem drugi policzek. - to za każde bezbronne dziecko które torturowałaś. - podpaliłam jej ten cholerny różowy beret razem z włosami. - a to za Draco. - zostawiłam ją półprzytomną w fotelu. splunęłam jej na twarz. - i radzę ci unikaj mnie bo jak tylko cię wywęszę nie będę tak łaskawa.
w tłumie który został  i oglądał moją drobną zemstę wyczułam McGonnagall.
- Potter !
- cholera jasna. - zaklęłam pod nosem - o co chodzi pani profesor ?
- za dobrą organizację akcji propagandowych Slytherin dostaje 20 punktów. za wyjaśnienie tej kobiecie jej błędów w jasny, acz brutalny sposób 5 dodatkowych ale za brutalność 2 ujemne. po dzisiejszej kolacji staw się razem ze swoją grupą u dyrektora.
- dobrze pani profesor. skinęłam głową nie dając po sobie poznać zaskoczenia.

spojrzałam na korytarz.
czekała mnie jeszcze rozmowa z Draco.
podeszłam do opartego o ścianę Ślizgona. - przepraszam.
- Draco ja was zostawiam. ach byłbym zapomniał, Ignis jesteś mile widziana u nas na wakacjach.
- napiszę jeszcze sowę w tej sprawie panie Malfoy.
Lucjusz ulotnił się.
za to jego syn przemieścił mnie pod mur. - Ignis ...
- przepraszam.
- jak mogłaś być tak głupia żeby mnie wystawiać ? ja bym nigdy czegoś takiego ci nie zrobił. - oskarżył mnie. - a z drugiej strony dziękuję że zabrałaś na siebie tego Cruciatusa.
- miałabym dać tej szmacie cię zranić ? - spojrzałam mu w oczy niepewna czego się spodziewał. - mówiłam ci. obawiałam się że w końcu i na ciebie padnie kolej. ale wiedziałam, że nie mogę cię dać na jej pastwę.
- przyjedź do nas na wakacje. - patrzył mi w oczy. - odpoczniesz od brata. posiedzisz trochę ze mną. dla rodziców to nie problem.
- nie mogę. - zaparłam się. - po prostu nie.
- Ignis nie daj się prosić. - poczułam dłoń na karku. - przyjedź do nas na wakacje.
- nie mogę. - wpadł mi w rękę list od Rady. - no teraz to jestem udupiona na amen. - rzuciłam zaskoczona. zaproszenie do Miasta.  - super. Rada wzywa. zajebiście.
- nie klnij Księżniczko, to nie przystoi. - upomniał mnie żartem Draco ale tylko dostał pacnięcie w nos. - Ignis ...
tylko uśmiechnęłam się do niego słodko. - o co chodzi Książę ?
- o nic. - odpowiedział wrednie. - po prostu pomyślałem że chciałabyś mnie pożegnać.
- ciebie zawsze.
zaśmiał się krótko. - no to może mnie pożegnaj ?
- och na pewno nie na korytarzu kiedy wszyscy patrzą.
- czemu ? czyżbyś znowu chciała mnie rozbierać ?
- sam musisz sobie przyznać że wyglądasz genialnie.
Draco jedynie mnie pocałował.

tak zastał mnie Harry, bliźniacy i Ron.
- Ignis. - przypomnieli się ale odgoniłam ich jedynie machnięciem dłoni, która zaraz po tym geście została zabrana na kark Draco. - Malfoy puść ją.
blondyn bardzo powoli przerywał pocałunek i równie niechętnie odwrócił głowę w stronę Harry'ego. - nie widzisz Potter, że jesteśmy zajęci ?
Harry stał jak wmurowany widząc moje przyklejenie się do Ślizgona i to że jeszcze przy nim stałam. 
- Draci spokojnie - odwróciłam głowę blondyna do siebie - pewnie Dumbledore chce nas widzieć. 
- idź ale nie zapomnij o mnie. odparł Draco i mnie puścił.
pacnęłam go w ramię i poszłam z Harrym do Dumbledore'a.

był tam i dyrektor i Snape.
- Ignis Potter. - przyzwał mnie dyrektor. - dropsa cytrynowego ? herbaty ? wskazał mi na stolik i krzesło. zdziwiło mnie, że tylko ja byłam u dyrektora a Harry'ego odesłał.
- nie podziękuję panie dyrektorze. odmówiłam grzecznie.
- siadaj proszę. - ponowił gest na krzesło. usiadłam - udana akcja, bardzo udana. cieszy mnie to, że zadbałaś by młodsi uczniowie nie wdychali gazu.
- im mniej naocznych ofiar tym lepiej.
- racja. - pokiwał głową Albus. - Severusie nie powiesz nic w tej sytuacji ?
- nie wiem co powiedzieć. jedna z najlepszych uczennic poraniła nauczycielkę.
- w słusznym odwecie który gwarantuje jej prawo.
- okaleczenie zostanie okaleczeniem. - nakreślił ponownie wuj. - nie rozumiem czemu to zrobiłaś Ignis.
- nie wiesz wuju co ona próbowała zrobić. - odpowiedziałam spokojnie. tu nic mi nie groziło za ujawnienie, dla Dumbledore'a już dawno jasnych, więzi rodzinnych. - ta szmata, nie umiem o niej inaczej powiedzieć, próbowała użyć Cruciatusa na Draconie. nie dopuszczę by nawet próba przeszła bez echa.
- nie dopuściłaś zaklęcia ? zdziwił się Snape.
- nie. - upiłam łyk herbaty. ups. - odkąd zostałam w dzieciństwie potraktowana Cruciatusem najgorszym w dziejach, prawdopodobnie, organizm wykształcił pamięć do czaru czyli swego rodzaju Tarczę. nie działa na mnie ten urok. jednak oddałam jej działanie Draconowi przyjmując ból na siebie. a Kodeks dopuszcza zemstę, więc żal było z niej nie skorzystać.  uśmiechnęłam się nad kubkiem.
- Severusie wampiry mają odmienny Kodeks, prawa i , przepraszam jeżeli cię urażę Ignis, inny system wartości.
- nic się nie stało. - spojrzałam życzliwie na nauczycieli. - większość wampirów myśli tylko o zaspokojeniu żądz, głównie krwi. sporo to zwykłe bestie. niewiele zostaje wampirów z manierami, ale mamy surowe prawa. środowisko Rady wszystko reguluje.
- Ignis. - usłyszałam głos katujący moje uszy głos. nie. tylko nie ten pieprzony idiota !!!!  proszę, zniosę wszystko, nawet Spade'a plującego mi dymem w twarz, ale nie ON !!!! - nieładnie oczerniać własnych krewniaków.
- odezwał się pieprzony zdrajca. wymamrotałam pod nosem.
Aleksander podszedł do mnie. - grzeczniej Ignis. nieładnie tak kląć.
- ja ci zaraz dam klęcie. za-klęcie. - podpaliłam mu włosy. - miałeś się ode mnie odczepić.
- widać po kim masz krew. - ugasił mini-pożar. - prawdziwa Ślizgonka.
odetchnęłam z sykiem próbując się uspokoić. - jak quidditcha kocham, zabiję cię.
- nie dasz mi rady słonko. - prowokował mnie. kreśliłam w myśli tak silny Krąg, ze na pewno by go nie powstrzymał i wypadł do jeziorka Slytherina. a tam bym go wykończyła. - ale - uniósł dłonie zmieniając taktykę. - musisz wiedzieć, że mam kogoś. jestem z nią szczęśliwy. nie tak jak z tobą, ale względnie szczęśliwy.
- więc się ode mnie odpieprz i wracaj do tej dziewczynki do towarzystwa.
- nie obrażaj mojej dziewczyny - tu masz swą piętę Achillesie. - sama kiedyś byłaś jedną z nich.
- byłam naiwna. - odpowiedziałam twardo. - teraz widzę jaki z ciebie dupek.
- och na wyzwiska się już uodporniłem. - posłał mi uśmieszek. - słonko.
- uważaj lepiej żebym ci krzywdy nie zrobiła. - wymamrotałam groźbę. - po co tu jesteś ?
- mam zabrać cię do Miasta. oczywiście masz swój stary pokój. jakbyś tęskniła za prawdziwym silnym ramieniem wiesz gdzie mnie znaleźć.
- pilnuj, żebym ci tego cholernego ramienia w nocy nie odcięła.
- jak zawsze grozisz. - westchnął. - wyjeżdżamy zaraz po końcu roku.
- na ile ?
- czemu pytasz ? zdziwił się moim pytaniem Aleksander.
- żeby wiedzieć ile sekund muszę cię znosić. odpowiedziałam mu złośliwie.
- Ignis, sekundy do twojego wyjazdu będą ci się ciągnąć.  zapewnił mnie.
- gówno prawda. - rzuciłam. - jak skończyłeś to ja idę.
- pozdrów swojego kolegę.

wyszłam nie zwracając na słowa wampira uwagi.
wpadłam na Ginny i Harry'ego. ale nie miałam zamiaru im przeszkadzać.
chociaż ja zostanę fair.

weszłam do pokoju wspólnego Ślizgonów.
jedni patrzyli na mnie z podziwem, wieści o poranieniu Umbridge szybko się rozeszły, inni widzieli we mnie dziwaka który zaatakował nauczyciela.
- witam z powrotem. - palnęłam się na parapet. - dobrze wrócić na swoje.
- na swoje ? od kiedy to ?  prychnął Zabini.
- odkąd moim ojcem jest Riddle. - odpowiedziałam. - tak Blaise, to prawda. jestem dziedziczką. ale jakoś nie kwapiłeś się w to wcześniej wierzyć.
- a co ? każesz ojcu zamordować mi rodzinę za to, że nie całowałem ci glanów odkąd się tu pojawiłaś ?
odwróciłam się gwałtownie i nie myśląc strzeliłam mu w pysk. - nigdy, przenigdy nie waż się tak mówić. jasne ?
- tak. potwierdził cicho.
trudno, rygor rygorem. ale dyscyplina musi być.  pod tym jednym względem mogłam być od ojca gorsza i bardziej cisnąć. ale jak on nie ogarnia zachowania i pyskówek sług, ktoś musi im powiedzieć co wolno, a co nie.
- mnie też tak uderzysz ? zaczął chłodno Draco.
odetchnęłam. - ciebie się to nie tyczy.
- ale jakbym odpyskował, uderzyłabyś mnie, czy zastosowała swoje metody ?
- Draco to nie jest teraz twoja sprawa. powtórzyłam spokojnie.
- odpowiedz. - nacisnął. - chcę wiedzieć.
- nie wiem. - odpowiedziałam mu szczerze. - zależy.
- aha czyli nawet swojego chłopaka byłabyś w stanie uderzyć ? piął dalej.
- nigdy bym na ciebie nie podniosła ręki. - podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy. - wiesz o tym.
- ale jeżeli panuje równouprawnienie i te same zasady, to mnie też byś trzasnęła.
otworzyłam i zamknęłam usta. - zależy.
- czyli 50% szans, że dostanę.
- nie dręcz mnie. choć ty mnie nie dręcz. - nie umiałam rozczytać wyrazu twarzy Dracona. - wystarczy mi, że na wakacje mam kiblować u Rady z tym pieprzonym Aleksandrem.
- zawsze możesz go zabić.
- nie mogę. członek Rady, nie może zabić sieroty którą przygarnął. - wymieniłam mu formułkę. - niestety.
- co z tego ? jesteś ich pupilkiem. znają twojego ojca.
- przestań.
- jeden głupi dzieciak w tą, czy w tamtą. co ci za różnica.
- przestań ! czułam na dłoniach Ogień. w ustach miałam posmak całej wypitej krwi.
- zabijesz go, posmakujesz jego krwi. upozorujesz wypadek. co to dla ciebie ?
- przestań do cholery ! wydarłam się i wybiegłam trzaskając drzwiami.

usiadłam pod ścianą Lochu.
co się z tobą dzieje ? spojrzałam na swoje ręce, krew. krew zabitych u Rady, pod klubami na przekąski czy zadania Bonesa.
nie, to nie może być prośba o ponowienie głodowego.
uspokój się. wyrównaj oddech, tętno. oddychaj głęboko.
krew. chcę krwi.
ale nie mogę zabić.
ale ... trudno.
rozcięłam sobie nadgarstek. trudno, innej krwi nie ma, pij swoją.
w takim stanie zobaczył mnie zaaferowany moim zniknięciem Draco.
- Ignis. - spojrzał na mnie. - co ty robisz ?
- idź. idź sobie.
- ale ...
- idź ! odgoniłam go.
on w osłupieniu i widząc mój stan zawołał Snape'a.
wuj podciągnął prawy rękaw szaty i podał mi rozciętą rękę.
byłam w kropce.
wypić krew, czy nie.
w końcu to rodzina.

- Ignis. nie myśl.
delikatnie zaczęłam wypijać krew. od razu poczułam się lepiej.
- dziękuję wujku. - odpowiedziałam regenerując mu stratę krwi. - nie wiem jak ci dziękować.
wuj jedynie słabo się uśmiechnął, zjawisko przejdzie do historii. a ja rzuciłam mu się na szyję.
- Ignis bądź tak dobra i zejdź ze mnie - przypomniał mi o swoim tytule profesorskim. - zaraz kolacja. 
- przepraszam panie profesorze. zeszłam z wuja i poszłam z Draco na kolację.
Dumbledore siedział u szczytu stołu nauczycielskiego i uśmiechnął się lekko na mój widok. 
Puchoni i Krukoni byli zaskoczeni moim pojawieniem się. 
usiadłam obok Dracona i zaczęłam wyjadać sushi oraz mięso.
- jako że niedługo koniec roku, a wydarzyło się kilka niuansów które trzeba wyjaśnić, dzisiejsza uczta to ostatnia wasza uczta w tym roku szkolnym. 
uczniowie spojrzeli na mnie a ja lekko pomachałam w kierunku domów. 

Draco pacnął mnie w ramię.
- co ? spojrzałam na niego zaskoczona. od strony drzwi bocznych WIelkiej Sali odmachał mi Aleksander.
- to.
- przypomnij mi że mam mu zrujnować związek z tą jego szmatą. - oparłam się o Dracona. - brakuje mi tu jedynie Kastiela.

- jako, że to ostatni czas kiedy jesteśmy tu jeszcze razem - czy tylko mi wydawało się, że to brzmi tak, jakby Dumbledore chciał nasz wszystkich zabić ? - to obwieszczam iż Puchar Domów, w tym roku, trafia w ręce Gryffindoru.
Ślizgoni spojrzeli na mnie wymownie. - ej, robiłam to co słuszne. i mam czyste sumienie.  rzuciłam spokojna.
- jednakże. - ciągnął Dumbledore. - bez pewnych złamań reguł. - tu i dyrektor spojrzał na mnie. - nie byłoby w tej szkole tak spokojnie jak teraz. Ignis Potter. podejdź.
wstałam z miejsca nie wiedząc dokładnie co zrobi Dumbledore.
- o co chodzi panie dyrektorze ?
- nie każdy miał przyjemność widzieć kunszt smoka z Ognia jakiego wytworzyłaś. na pożegnanie, jeżeli możesz, prosimy o wytworzenie go jeszcze raz.
uśmiechnęłam się. - chcecie go zobaczyć ?
Weasleye podburzyli tłum i posypały się brawa.
- dla każdego kto pomagał wykurzyć tą szmatę z tej szkoły. - uniosłam ręce i wytworzyłam smoka aż pod sufit który zaryczał donośnie. - do przyszłego roku.
tym akcentem zakończyła się uczta i wszyscy się rozeszli.

po śniadaniu władowałam się do pociągu i rozłożyłam się na rzędzie siedzeń.
- idę spać. tylko mnie obudź a nie będę miła. ostrzegłam, tym razem wyjątkowo, brata.

 Draco wyleciał jeszcze wieczorem z rodziną zostawiając mnie pod opieką brata. życzył mi oczywiście miłych wakacji i zamęczenia Aleksandra na śmierć.

- dobranoc siostra. - pożegnał mnie. - Ignis ...
- hmmm ?
- znowu mieszkasz u Kastiela ?
- nie. - podniosłam zaspany wzrok. - dwa tygodnie siedzę na Privet Drive, potem chce mnie widzieć Rada.
- aha. - potwierdził brat. - a mogę wiedzieć, czemu jesteś z Malfoy'em ?
- a możesz mi wyjaśnić, czemu podoba ci się Ginny ? - odbiłam piłkę a Harry milczał. - tego nie da się wytłumaczyć. ale prosta odpowiedź cię tylko zdziwi, kocham go.
- ale czemu ?
- bo tak. - rzuciłam lekko znudzona. - nie da się tego wytłumaczyć, sam o tym wiesz.
- ale ... ale to Malfoy.
- a ty zakochałeś się w Ginny, ale ja jakoś nie przerwałam wam pocałunku jak wychodziłam od Dumbledore'a bo stwierdziłam, że nie będę tak chamska.
- co ? widziałaś ?
- braciszku, słyszałam wasze języki. - spojrzałam na niego zła, że nie daje mi spać. - a teraz daj mi spać.
Harry nie odezwał się przez kilka godzin a ja na wpół spałam.

dotarło do pory obiadu.
przywieziono słodycze, a ja wzięłam krwistego lizaka i zaczęłam go jeść.
Harry wziął czekoladową żabę i fasolki wszystkich smaków.
- Ignis ... zaczął brat.
- o co chodzi ?
- no ... jak wrócimy na Privet Drive ... to będziemy spędzać razem czas ?
- jak będziesz chciał. - odpowiedziałam luźno. - czemu pytasz ?
- bo prawie nigdy od początku Hogwartu nie spędziliśmy razem wakacji.
- no w sumie racja. - usiadłam obok Harry'ego. - dobra. jak chcesz to nie będę prawie nigdzie chodzić. ale pogódź się z tym że będę wychodzić na dyskoteki.
- po co ? gdzie ? z kim ? zdziwił się brat. raczej nigdy nie znał nie od tej strony "imprezowej".
- do "Ukąszenia". sama. żeby się nie zanudzić.
- po co ?
- żeby się rozerwać. nie można ?
- zmieniłaś się. stwierdził.
- możliwe. - wyjrzałam za okno. - o wielu rzeczach nie powinieneś wiedzieć.
- jak na przykład ???
- to że zabijałam na zlecenie. - wyjęłam zapalniczkę. - to jaką potrafię być suką. nie jestem dawną siostrzyczką Harry'ego, która skakała na skakance przed szkołą. teraz raczej rzucam nożami w starych mentorów.
- Ignis - brat spojrzał mi w oczy. - czemu nic mi nie powiedziałaś ?
- nigdy nie pytałeś. - odparłam szczerze. - co z tego, że widziałeś, ale nie pytałeś ? ja żalić ci się nie zamierzam. nic nie będzie jak dawniej. odkąd wypiłam pierwszy łyk krwi zabijając pierwszego człowieka wiele rzeczy się zmieniło.
- nie musi.
- musi. - wyjrzałam za okno. połowa drogi i zastaje nas deszcz. powoli zbierało się na burzę. - zobacz. - wstałam, otworzyłam okno i wysunęłam przez nie rękę kiedy padł piorun. centralnie na mnie. wzięłam go do środka i pokazałam bratu tańczącą elektryczność. - siostra Śmierci nigdy nie będzie normalna.
zamknęłam pięść przejmując Energię pioruna.
Harry miał oczy wielkie jak spodki. - jak ty to robisz ? przecież to ma tysiące Voltów.
- tysiące Voltów czystej Energii. Magia Żywiołów nie ma na kontroli tylko Ognia, Wody, Powietrza czy Ziemii. ale i Energię. jak opanujesz to, co scala, opanujesz każdy Żywioł.
- po co się kawałkować, skoro panując nad królem, wydajesz rozkazy całemu królestwu.  zauważył porównanie Harry.
- najpierw musisz zgarnąć pionki by dotrzeć do króla. - przypomniałam mu. - ale dobra. - wyjrzałam za okno. - pora iść spać.
- nie. - odpowiedział mi kategorycznie Harry. - nie ma spania.
- wypchaj się. wymruczałam ale dostałam gazetą po głowie.
- nie śpij bo się kompletnie rozregulujesz.
- too late. - odprawiłam go. - spała w dzień i w nocy przez kilka tygodni. papa. idę spać pani profesor i może się pani cmoknąć w nos.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz