niedziela, 23 lutego 2014

Rok V Rozdział X To Jakiś Żart ???

po całej akcji w Ministerstwie siedziałam jeszcze z bratem cały dzień.
nikt poza mną nie rozumiał Harry'ego tak dobrze. w końcu oboje straciliśmy wuja.
moim zadaniem jako dobrej siostry było trzymanie go w pionie i podtrzymywanie go na duchu.
- Harry. - po raz kolejny w tym dniu zabrałam brata na przechadzkę trzymając go dziecinnie za rękę. - wiesz doskonale że wuj zrobił to w twojej obronie. kocha cię. - starałam się uśmiechnąć. - gdyby nie nóż sama bym cię wybroniła ale byłam za daleko ...
- ciebie już nie chcę stracić. - odpowiedział mi. - obiecaj mi że jak o cokolwiek podejrzysz Malfoy'a to go zostawisz i wrócisz do Kastiela.
- o czyli nagle chłopak który oblewa niedługo 18 będzie dla mnie lepszy. - zaśmiałam się słabo. - sorki. Syriusz na pewno nie chciałby żeby rozpaczać. chce jedynie pamięci, znasz wuja. - odciągnęłam brata w miejsce wyludnione, witamy na Trzecim Piętrze. - Harry ... - spojrzałam bratu w oczy. - będzie dobrze. on cię nie opuścił.
wtedy brat zrobił coś czego bym się nigdy nie spodziewała,  przytulił mnie, pocałował w policzek i poczułam łzy na ramieniu.
objęłam brata i zaczęłam go pocieszać.
- no już. nie ma co płakać Harry. - mówiłam spokojnie. cóż Śmierć to moja siostra, żyję z niej. - przestań się mazać, idziemy na lekcje i pora nadepnąć tej suce na odcisk. - podniosłam twarz brata. - jasne ?
pokiwał głową i po raz kolejny zostawił ślad warg na moim policzku.

a akurat wtedy zwęszyłam Draco.
cholera.

- dzięki Ignis. powiedział już spokojniejszy brat. i zniknął zostawiając mnie z arystokratą.

- Potter ! - warknął Draco. - co to miało być Ignis ?
- nie moja wina. - rzuciłam w obronie. otarłam policzek chusteczka którą spaliłam w palcach. - zginął wczoraj nam wuj. - Ślizgon zmarszczył sodko nos w wyrazie zdziwienia. - nie Snape. - przekręciłam głową. - Syriusz Black. - zrobił wielkie oczy. - tak Draci, ten Syriusz Black. zabiła go Bellatrix. - ciągnęłam. - był chrzestnym Harry'ego. on teraz nie ma z rodziny nikogo oprócz mnie, znowu. przeżywa jego śmierć.
- ale jesteś jego siostrą tak ? - oburzył się. - siostry nie całuje się w policzek.
wypuściłam z sykiem powietrze z płuc. - posłuchaj skarbie. - spojrzałam w błękitne oczy blondyna. - nie czuję do niego innej miłości niż braterska. - zapewniłam go. - za kilka dni odchoruje, wróci do normy.
- co mi po tym skoro siedzisz w Gryffindorze ? - Draco nadal się pultał. - są plotki u nas że jesteś już Gryffonką i że chcą zmienić ci dom. - teraz to ja stałam jak słup. - musisz być w Slytherinie. zostaw go na kilka godzin, wróć do naszych.
- słońce nie zostawię brata w potrzebie. - dałam mu do zrozumienia. - ale co ja ci poradzę że lepiej czuję się wśród nich skoro własny dom mnie wytyka i omija ?
- niedługo mecz pani kapitan. - przypomniał mi Draco. - a my nie mieliśmy ani jednego treningu. przeprowadź nas do zwycięstwa a zobaczysz że wróci ci szacunek.
- o przepraszam bardzo nie będę się u nikogo prosić żeby mnie na powrót szanował. - rzuciłam dumnie. - wygramy mecz, masz to jak w banku. ale Ślizgonom nie zmieni to opinii. daj mi dwa dni. wracam do was, i tak ślicznie cię urządzę że będziesz musiał szalik nosić przez miesiąc.
- to groźba skarbie. - odpowiedział już wrócony do normy. - ale skoro tak mówisz. masz dwa dni, ani minuty więcej.
zaśmiałam się i pocałowałam Dracona w policzek. - do zobaczenia Książę.
- do zobaczenia, Księżniczko.  rzucił złośliwie ale i żartem.

złapałam Harry'ego i jak się okazało Fred, George i reszta jego kolegów już go ogarniali.
poczułam się niepotrzebna więc zniknęłam w zakamarkach swojego dormitorium.
nie spodziewali się mnie tak wcześnie.
ale podeszłam do Draco i go pocałowałam. zaskoczony blondyn objął mnie ramieniem i zostawił tak przez resztę popołudnia.

ale spokój nigdy nie trwa długo.
Las.
znowu Graup.
no nogi mu powyrywam.

wybiegłam, uspokoiłam olbrzymiego bachora i wracając do zamku ubiłam kila bestyjek.
żeby nie było że ta suka mi zarzuci   " nie wywiązywanie się z obowiązku Łowcy "

wróciłam do zamku, oddałam Imbryk czerepy i weszłam do dormitorium widząc jak ona walczy z odruchem wymiotnym i piskiem.

w tak poprawionym humorze zobaczył mnie Draco.  rozmawiał z Pansy. dziewczyna zachowywała się normalnie, nic nie wyczuwałam żeby się migdalili.
przyjaciółka odsunęła się od blondyna i ustąpiła mi miejsca.
nareszcie zmądrzała.  przemknęło mi przez głowę.

- jestem. - przytuliłam się do boku Draco. - i akurat dałam radę nadepnąć Umbridge na odcisk. - zachichotałam pod nosem. - Draaci. - spojrzał na mnie. pocałowałam go w policzek. - kocham cię.
- ja ciebie też. - pogładził mnie po skrzydłach. - czym nadepnęłaś jej na odcisk ? znowu.
- a niczym takim. - nadal się uśmiechałam. - dostała ode mnie trzy ścięte głowy bestyjek z Lasu.
- aha.  potwierdził tempo Draco.  rozmowa nie szła ale mi wystarczało siedzenie obok niego.
- a co robiliście przez te dni kiedy mnie nie było lub byłam u Gryffonów ?
- nic szczególnego. - wzruszył ramionami. no tym wolnym od mojej osoby. - było jedno spotkanie, gadała o rozpuszczaniu niebezpiecznych plotek, kazała ustalić kto to - tu spojrzał na mnie wymownie. - spokojnie. nie sypnąłem na ciebie. - zapewnił mnie. - a poza tym to nic. - okręciłam sobie wokół palca kosmyk tych ciut przydługich blond włosów. - co robisz ?
- nie umiem się powstrzymać słonko. wiesz że lubię błyskotki - zaśmiałam się. ukradlam mu pocałunek. - i słodkości też. - nadal się śmiałam. Draco patrzył na mnie zaskoczony. - daj mi lukrecje.
podał mi draże. - proszę. - otworzyłam usta i delikatnie ją tam umieścił. - a teraz słoneczko - zamknęłam usta i jadłam cukierek. - chodź do Komnaty. - Blaise zachichotał. - baka. - oblałam go Wodą. - Draco, słoneczko. chodź.
zgodził się, podał mi rękę i zabrał na czuja do Komaty.
ponownie dostałam ataku chichotu kiedy już położył się na łóżku.
- ale wyglądasz słoneczko. - pochyliłam się i przysunęłam do niego. - może spełnimy twoje marzenia ? - serce zabiło mu szybciej i dostał do żył drobną ilość adrenaliny. - albo wiesz co ? - położyłam jego dłoń między uszami kota. - możesz zobaczyć moje. skoro ja widziałam twoje. - poczułam łaskotki. wniknął w jedno z moich marzeń. leżał a ja trzymałam mu nadgarstki i całowałam brzuch i pierś Ślizgona. - no i ? spojrzałam mu w oczy.

* Draco * 

Ignis jakby zwariowała.  nigdy nie śmiała się tyle w ciągu jednego dnia, nigdy też nie była tak radosna i przepełniona chęcią przytulenia.

patrzyła mi w oczy i uśmiechała się. - Draacoo - poczułem oddech na szyi. - hihi słodko wyglądasz. - pocałowała mnie w szyję. - i smakujesz. - kolejny raz zachichotała. - no skarbie, powiedz. pozwolisz mi czy nie ? - wolałem nie testować jak denerwuje się lekko zakręcona Ignis. - nie będę się złościć jeżeli powiesz "nie". - odpowiedziała uprzedzając moje myśli. - ale powiedz.

spojrzałem w jej oczy, w sumie ... lekko trzymane nadgarstki na pewno nie będą bolesne, nie zrobi mi nic złego.  była zbyt delikatna i zbyt chciała sprawić mi przyjemność.
- chodź. - zgodziłem się.  Ignis była wyraźnie szczęśliwa, pocałowała mnie w szyję. lekko złapała mnie za ręce i przytrzymała. położyła się na mnie i rozcałowywała skórę. brzuch, pierś, odrobinę ramion.  delikatnie wodziła po mnie językiem. - mhm ... - Ignis się ucieszyła, ogon kota lekko się poruszył. - skarbie. - podniosła głowę. - starczy.
odsunęła się i podniosła. - słoneczko. moje słodziutkie słonko. - pocałowałem ją. ona delikatnie dłońmi gładziła moje łopatki. - mrru słodkości, moje słodkości. daj mi jeszcze. - ponownie zatopiłem w niej usta. - jeeszczee. spojrzała na mnie prosząco.
wypalenie. przypomniałem sobie.
- wypalić ci zmysły ? - uśmiechnęła się. - no już. - przyciągnąłem ją do siebie i już Igni mnie pocałowała. po godzinie przytuliła się do mnie i mruczała. - dobranoc. otuliłem ją.

* Ignis * 

Draci odczytał znaki, bardzo dobrze. 
wypalenie teraz jest troche mocniejsze niż zwykłe uczuciowe.

przytulił mnie i ogrzewał, zasnęłam nadal mrucząc po pocałunku. 
rano, ha kolejny raz wyspana, wypuścił mnie ze swoich ramion i przywitał buziakiem. 
 Draco ... 
- Igni - zaczął rozmowę - dzień dobry. 
- dzień dobry to takie oficjalne - zażartowałam i pocałowałam go w policzek - kochany jesteś. 
- już ci przeszedł odlot ? spytał. 
- ach mówisz o wieczorze, tak wszystko ze mną w porządku. potwierdziłam. 
- cieszę się. a co z Potterem ? 
- z nim ... zobaczy się. ale nie dam pocałować się w policzek. 
Draco chyba się ucieszył na zapewnienie. 
ubrałam się w Ogniu w świeże rzeczy i kiedy już byłam odświeżona zobaczyłam Dracona dumającego nad wyborem koszuli. 

zabrał mnie na śniadanie i nakarmił rybą.  nadal miałam lepszy humor niż zwykle ale nie odwalało mi aż tak.
siedziałam przytulona do Draco i co kwadrans całowałam go w policzek.  Harry jakoś delikatnie zaznaczał swoją obecność ale nie wyganiał ode mnie blondyna. co oczywiście go zaskoczyło ale wiedział że ma mu nic nie docinać.
nareszcie spokój.
nie kłócą się, siedzą cicho.  a ja idę między nimi i jest cicho.
ideał dnia.  gdyby nie żałoba po Syriuszu.

Draco zabrał mnie od brata.
wiszę im trening.

zatarłam ręce na korytarzu.
- słonko będziecie padać ze zmęczenia. - zaśmiałam się. - oj nie mogę się doczekać. pocałowałam go w policzek.
- Ignis, nie. - zatrzymał mnie. - po treningu. - poczułam że coś łaskocze mnie na boku. wredota. - nie teraz.
- nie łaskocz. - skarciłam go, ale wiedział że nie umiem się na niego gniewać. - na swoim treningu, nie teraz.
- pozwolisz mi - zaczął atakować mój brzuch. a ja się śmiałam. - naprawdę ?
- zobaczę wredoto ale mnie puść. - objął mnie normalnie. - dziękuję. pocałowałam go w policzek.
zabrał mnie do dormitorium, błyskawicznie narzuciłam szaty i przeszłam z nimi na błonie.

od razu zaczęłam na nich cisnąć i po dwóch godzinach byli zmęczeni jak psy i spoceni.
a Draco spojrzał na mnie. już nawet nie musiałam nic robić. pociągnął mnie do siebie i zatopił usta.
poprosił o głaskanie go po łopatkach i je dostał.
- Draco słoneczko - spojrzał mi w oczy. - chodź. trzeba iść do zamku.
odetchnął i dopiął, i sprostował koszulę.zabrał mnie do zamku.

- jutro mecz Księżniczko. - przypomniał mi.  o cholera. - zdziwiona ? zapomniałaś. co ?
- cicho. - zabrałam mu głos. - ja o wszystkim pamiętam.
- o swoich urodzinach zapomniałaś, o meczu zapomniałaś. co będzie następne ? Święta, ?
- zamknij mordkę Ślizgonie. - zaśmiałam się. - ja chyba pójdę spać.
- o nie - zawinął mną ładny piruet i posadził na kanapie.- zostajesz pani kapitan.
- idź najpierw pod prysznic, wtedy pogadamy. - odgoniłam go.  a ten się przykleił. - Draco. - ten nic. przytula się jeszcze bardziej. - ryzykujesz słonko. - oparłam się o niego. - ale i tak cię kocham. - zaśmiał się a ja razem z nim. - jakbyś tylko zrobił mi herbatkę ...
- możesz ją zrobić z Powietrza a posyłasz mnie po herbatę ? spojrzał na mnie krytycznie.
- dobra. - mruknęłam. pstryknęłam palcami i zobaczył dwa kubki czarnej herbaty. - proszę.
zaśmiał się. - nie musiałaś mi robić herbaty. - poczochrał mnie i sięgnął po swój kubek. - bardzo dobra.
- bo ode mnie. - odgryzłam się i zostałam ponownie rozczochrana. ale co tam, trąciłam go policzkiem w szyję. - mrru.
- idź już spać kiciu. - pocałowałam go w policzek i zostawiłam z herbatami. - dobranoc.
- dobranoc. pożegnałam go i wyszłam na górę.

we śnie odwiedził mnie ojciec.

- przepraszam za to co powiedziałam ... - zaczęłam. - tato ...
- nie przejmuj się. - złagodził. - wiem że to było kłamstwo. - pokazał mi miejsce obok siebie w starym domu Riddle'ów. - siadaj córuś. mam do ciebie pytanie.
- o co chodzi ?
- czy Dracon na ciebie naciska w jakikolwiek sposób ?
- tato ... - zaczęłam zarówno zawstydzona jak i zaskoczona. - nie. - spojrzałam ojcu w oczy. - Draco nie naciska na nic.
- jesteś tego pewna ?
- tak tato jestem pewna. - potwierdziłam. - a co u mamy ?
- wszystko dobrze Ignis. - przywitała mnie wchodząc do pokoju. przytuliłam ją. - a teraz mam coś dla ciebie. - podała mi pudełko. a ojciec dołączył drugie. - z okazji urodzin.
wypuściłam łzy. byłam wzruszona.
uściskałam ich oboje. - dziękuję.
- a teraz puść bo jak mnie udusisz to nie dostaniesz Umbridge jako zabawki.  - mama się wtrąciła a wiedziałam że ojciec czuje to samo.  odsunęłam się. - no otwórz. jesteśmy ciekawi czy ci się podobają.

otworzyłam pudełko od mamy. w jednym, słodkie lukrecje,  gorset. i to z metką od Prady.
odetchnęłam i znowu próbowałam ją udusić.

w pakunku od ojca był sztylet.
kolejny, piękny, z głową wilka na rękojeści.

- słoodkii Harley'u - przyjrzałam się ostrzu. - tato - rzuciłam się na szyję ojcu. za mocno, położył się na kanapie. - przepraszam. - wstałam z niego. - dziękuję wam za wszystko. - spojrzałam na rodziców. - dobranoc.
- dobranoc.  pożegnali mnie wspólnie.

obudziłam się w gorsecie od Prady który dostałam na urodziny a w dłoni sztylet od ojca. 
fajne urodziny. chyba najlepsze jakie miałam. 

rano wyszłam w szatach do gry. mecz, mecz, mecz. a Draco szuka znicza. 
pofauluję Gryffonów, wygramy. 
Draco pocałował mnie w policzek, na szczęście.

wyszliśmy na boisko i zaczęła się gra.
brutalnie faulowałam Gryffonów, ale na brata ręki nie podniosłam.
a Fred i George nie próbowali faulować Dracona, zresztą nie szło im to lekko. nie dawałam im satysfakcji z upadku swoich.
wygraliśmy po ciężkiej przeprawie.
Draci złapał znicza i od razu wskazał mi wzrokiem szatnię.

ale, ale, co to za kapitan który nie wyniesie wygranego.
- Peter chodź tu ! - zawołałam kolegę i do spółki podnieśliśmy Dracona. - gratuluję. Książę. - pocałował mnie urywkowo. - świętujemy po swojemu czy wolisz kubek herbaty i buziaka ?
- po swojemu kiciu. - zabrał mnie do szatni i przy wszystkich oparł mnie o ścianę i pocałował. ściągnął z siebie koszulę i odrzucił ją na bok.  potem już wparowała suka. - pani profesor ... zaczął się tłumaczyć ale suka śmiała go uciszyć gestem ręki.
- Ignis Morringhan Potter, oficjalnie zostajesz wydalona z drużyny za łamanie każdej możliwej zasady nowego regulaminu, nie szanowanie instytucji szkoły, niszczenie mienia, podburzanie uczniów do buntu.
- i co ? zawiesi mi pani jedzenie na tydzień ? złoi mnie pani rózgą ?  odpowiedziałam bezczelnie.
kobieta zachłysnęła się powietrzem i uniosła ale milczała.  wyszła trzaskając drzwiami.

Draco stał i patrzył na mnie oczami wielkimi jak spodki. ładne błękitne spodki do herbaty.

- Ignis coś ty zrobiła !? spytał.
- ja ? od akcji z książkami nic a nic ! - zaparłam się. - uwierz mi.
- ale wylatujesz z drużyny ! kto będzie szukającym na następnym meczu ? spytał Peter.
- Draco słoneczko. - spojrzałam na blondyna. na szacie do quidditcha miałam przypinkę kapitańską. - do momentu kiedy ta suka nie wyleci stąd z piskiem jesteś kapitanem drużyny. - wręczyłam mu ją do ręki. - będzie dobrze. - pocałowałam go w policzek. - gry jako treningu mi nie zabroni, dlatego liczę na miejsce rezerwowe. - wychodziłam i odwróciłam głowę. - panie kapitanie.
- idź Ignis, daj się przebrać. - wygonił mnie żartem. - zobaczymy czy znajdziesz miejsce rezerwowe.
- nie wyganiaj mnie panie kapitanie - cmoknęłam i wyszłam. - do zobaczenia.

* Draco *

Ignis wydawała się niewzruszona tym że wywalili ją z drużyny,  nie przejęła się tym wcale.
popatrzyłem na chłopaków. oni też tego nie rozumieli.
- ona co ? chora ?  spytał mnie Blaise który grał jako rezerwowy pałkarz.
- na to wygląda. - rzuciłem. - nie rozumiem jej powoli.
- stary ona z braciszkiem - Blaise wypluł ostatnie słowo. - się trzyma. kiedyś kiedy jeszcze z nim nie była, była normalna. a teraz to ona tylko z braciszkiem.
- słuchaj wiem że go nie lubisz ale umarł i jego i Ignis chrzestny. - naznaczył Peter. - trochę zrozumienia.
- skąd to wiesz ? spytałem.
- słyszałem jak mówiła. - wybronił się. - a ty co ? nie z nią ?
- nie chce mojego wsparcia. - mruknąłem ale zgromił mnie wzrokiem. - co ?
- nic. - wzruszył ramionami. - ale jakby ci na niej zależało to byś się jej narzucił.
- nie będziesz mi mówił co mam robić.
- ja ci tylko mówię. rzucił na luzie.

* Ignis * 

Draco podszedł do mnie i objął mnie ramionami z zaskoczenia.
- czekaj na mnie. - wymruczał cicho. - nie zostawię cię w tej sytuacji.
- o co ci chodzi ? spytałam zdezorientowana i stanęłam jak wryta.
- nie pójdziesz do brata. - ciągnął. - zostajesz ze mną.
- ale o co ci chodzi ? nadal nic nie rozumiałam.
- na pewno jest ci smutno - palcem zrobił linię na mojej szyi. - ale ci pomogę.
- o czym ty mówisz ? - odwróciłam się do niego twarzą. Draco stał wryty w ziemię. spojrzał mi w oczy zaskoczony. pociągnęłam go za krawat. - po śmierci Syriusza jest mi przykro ale dlatego że mam wyrzuty sumienia. bo mogłam nie dopuścić do jego śmierci ale jednak tego nie zrobiłam. - szepnęłam mu na ucho. - a teraz skoro już wiesz że twoja Księżniczka to socjopatka która nie martwi się śmiercią, zabija beznamiętnie i torturuje to przestań robić szopkę. chociaż - uśmiechnęłam się. - jakbyś mnie tak jeszcze poprzytulał ... - weszłam mu pod ramiona. - to by było miło. - pocałowałam go w policzek. - skarbie. - zachichotałam. - kochany jesteś, wiesz ?
- co ja z tobą mam. - wymruczał Draco i zabrał mnie do zamku. - zapraszam. otworzył mi drzwi dormitorium.
- dziękuję. - przytuliłam się do boku arystokraty. - dobra, jutro zajrzę do Harry'ego. powiedziałam uprzedzając zaprzeczenia Ślizgona.
- no tak ... troskliwa siostra.
- masz coś do tego ? spytałam podnosząc wzrok.
- nie. ja nie narzekam. - pogłaskał mnie po policzku. - idź spać.
- ty też skarbie. uśmiechnęłam się złośliwie i poszłam na górę. minutę po mnie usłyszałam kroki i otwierane drzwi do pokoju chłopaków.

spojrzałam na łóżko. i co tam że jest późne popołudnie, ja idę spać.
zasłoniłam okna, zdjęłam buty i położyłam się na kołdrze.
ale nie mogłam zasnąć, miotałam się po pościeli i nawet koszula Draco którą mi zostawił nie koiła mi nerwów do snu.

to że nie dałam po sobie poznać smutku i złości po wywaleniu mnie z drużyny nie oznaczało ze mnie to nie ruszyło.
wręcz przeciwnie, gotowało się we mnie na wieść że nie zagram w quidditcha. a ta suka się z tego cieszyła.
ale nie dam jej satysfakcji z tego że mnie ugodziła, nie. dlatego musiałam zachować się tak jakby nic się nie stało.

napisałam do ojca, powiedział mi jedynie że postara się jak najbardziej ją cucić żeby dłużej konała.
to mnie uspokoiło, ale jednak postanowiłam że będzie miała najbardziej zagorzałą wojnę od czasów Spartan.
ta suka chce to dostanie.

ruszyłam cztery litery z łóżka.
pora pójść do Gryffonów.
wyszłam na parter i wleciałam do nich oknem.

Harry pomógł i pokonać parapet i popatrzyli na mnie znacząco.
- ta suka śmiała wywalić mnie z drużyny ! - zaczęłam. - już przeżyję glany. ale dręczenia młodszych i tego jej nie wybaczę.
- Ignis, to co ? - spytał Fred. - dalej kontynuować rozsyłkę naszych produktów do Filcha i reszty Zakichańców ?
- jak ominiecie Draco będę wdzięczna. - stwierdziłam. - a tak to jak z waszym rynkiem ?
- świetnie, kręci się jak nigdy. aha - rzucił mi sakiewkę z gumami. - to chyba twoje.
odrzuciłam im 2 galeony. - a to wasze. - zjadłam jedną gumę. - dobra, co z tym fantem robimy ?
- jak to co ? - spytał brat. - idziemy jej naprzeciw. jutro zbieram Gwardię.
- o której ? odparłam rzeczowo.
- tak jak zawsze.
- zbyt ryzykowne. - odpowiedziałam. - mogli zwęszyć godzinę. przekładamy to na północ do pierwszej. będzie bezpieczniej.
- jak tak twierdzisz ... - wzruszyła ramionami Hermiona. - a czemu ci na tym zależy ?
- żeby było bezpieczniej. - odpowiedziałam. - a czemu pytasz ?
Gryffonka wahała się chwilę. - podejrzewamy że możesz kablować Malfoy'owi.
- on nic ode mnie nie wie o Gwardii. - zaprzeczyłam. - zresztą nie rozmawia ze mną na temat Ligi i Gwardii.
- a jednak ostatnio próbował cię odciągnąć. drążył Seamus.
- o przepraszam bardzo, nie będę się wam spowiadać na temat mojego związku. - odpowiedziałam mu. - a teraz pozwólcie że przejdę do rzeczy. - stanęłam plecami do kominka. - trzeba zrobić coś co tą sukę stąd wypędzi.nie teraz oczywiście, wszystko musiałabym dokładnie zaplanować i omówić z wami.
- okej. - popatrzyli na mnie. - a co to będzie ?
- zobaczę.  podniosłam się i wyszłam w biegu.

wróciłam do siebie, położyłam się i przytuliłam się do poduszki.
zasnęłam.  ale śniło mi się że gania za mną stado Aleksandrów.
obudziłam się i odruchowo wyciągnęłam nóż.
- cholero jedna, posiekam cię na sushi jak tylko cię zobaczę. obiecałam mu.
- Ignis .... spojrzał na mnie wuj.
- zły sen wuju. - podniosłam się. - zły sen.
- jest kwadrans po pobudce. - odpowiedział mi spokojnie. - po śniadaniu chcę z tobą porozmawiać.
- dobrze panie profesorze.  wstałam, porwałam rzeczy i weszłam pod prysznic.
wybiegłam na śniadanie i po tym jak zjadłam sushi wyszłam do gabinetu wuja.

- o co chodzi panie profesorze ?
spojrzał na szafki. - widzisz Ignis, niewiele osób ma dostęp do Lochów po godzinach lekcyjnych. zniknął ostatnio Eliksir Słodkiego Snu. - odwrócił się w moją stronę. - poza tym Dracon ostatnio sypiał wiele. wiesz coś o tym ?
- to moja wina wuju. - zaczęłam. - sam wiesz że działam przeciwko Umbridge. Draco ... Draco się o mnie denerwował, mówił mi że mam przestać, a ... a ja nie chciałam jego nerwów. dlatego wykradłam odrobinę, to było tylko kilka kropel, podałam mu i ... i zasnął. ale potem go obudziłam.
- Ignis - zaczął stanowczo wuj. - minus 5 dla Slytherinu, przez miesiąc robisz dodatkowe wywary i uzupełniasz zapasy.
- dobrze panie profesorze. - potwierdziłam. - a czy ... czy można by nie mówić o tym Draconowi ?
- nie widzę problemu.  odpowiedział i dał mi znak ręką że mam wyjść.

juhu.
lekcje nie były jakoś powodem do stresu. ale i to nie było przyczyną spokoju.
poszłam do biblioteki, usiadłam i zaczęłam myśleć.
zastał mnie tu Ron.
- hej. - przywitał się. - co tu robisz ?
- zbieram myśli. - odpowiedziałam i palnęłam czołem o stół. - kurwa mać.
- co jest ?  - poczułam dłoń na ramieniu. - Ignis ...
- no quidditch. - podniosłam się. - ale co mogę zrobić ? trzeba to przeżyć.
- ej no będzie dobrze. - spojrzał mi w oczy. - nie możesz się załamać.
- wiem, ta suka tylko na to czeka. - potwierdziłam. - a teraz daj mi zaryć nosem w książki i się załamać.
- nie. - odparł stanowczo. - Hermiona ! - Gryffonka razem z Harrym podeszli i mnie otoczyli. - nie ma załamywania się.
- ale ...
- nie ma "ale" - poparł kolegę brat. - chodź.
- co ale ... - zabrali mnie za ręce i wyciągnęli na dwór. zasłoniłam ręką oczy od światła. wepchnęli mnie w czyjeś ramiona, rozpoznałam zapach dwójki starszych Weasley'ów. - co wy robicie do cholery ? - podrzucili mnie i wpadłam na miotłę. - do jasnej cholery co tu jest grane ?
- grasz w quidditcha. - odpowiedzieli mi z wysokości boiska. - może z drużyny cię wygnała, ale nie zabroni ci grać na przerwie.
- co ???  nie rozumiałam nic ale przemknął obok mnie tłuczek.
no i zagrałam z nimi meczyk. złapałam znicza równo z bratem.
- no to remis. stwierdził.
- remis. - zaśmiałam się. - dobra, a teraz ściągać mnie z tej miotły. muszę coś wymyślić.
zanieśli mnie w jakąś 5 do dormitorium Gryffindoru.
na korytarzu widziałam zniesmaczonych Ślizgonów, zdziwionego Snape'a i uszczęśliwioną McGonnagall.
przenieśli mnie tak do swojego salonu, posadzili mnie dopiero na fotelu obok brata i jego przyjaciół. no naszych przyjaciół.
- no dobra. a teraz co ? spytał Ron.
- dajcie mi pomyśleć. zobaczę, muszę to wszystko zaplanować.
- okej. - potwierdziła Hermiona. - a teraz chodź. - dziewczyna zabrała mnie na korytarz, do pustej łazienki na pierwszym piętrze. - co jest ?
- o co ci chodzi ?
- o twoją relację z Malfoy ... Draconem. - Hermiona ugryzła się w język. - co jest ? zerwaliście ?
- nie. - zaprzeczyłam jej. - w ogóle to co cię to obchodzi ?
- bo chodzisz struta. co jest ?
- mam sporo na głowie, z Draco mamy chłodniejszy okres, a jeszcze ta suka wywaliła mnie z drużyny. - zwierzyłam się. - poza tym ta cała akcja w Ministerstwie, Syriusz ... nie wiem jak ja dojadę do końca roku.
- będzie dobrze Ignis. - poklepała mnie po ramieniu. - Mal ... Dracon na pewno wróci do normy. jeżeli jego stan kiedykolwiek był normą.
- był, był. - uśmiechnęłam się. rozluźniłam sobie kark. - hah nadal pamiętam jak musieliśmy się ukrywać przed Harrym.
- a no tak - potwierdziła krótko. - co się wtedy działo, jeżeli można wiedzieć ?
- wiele - zaśmiałam się. ona spojrzała na mnie wielkimi oczami. - tyle pocałunków. - zmrużyłam oczy i zamruczałam na samo wspomnienie. - no ale chwilowo jest tu ta suka. - warknęłam do lustra. - ale jak tylko ją wykurzymy razem z Fredem i Georgem nie zostawię go w spokoju. - uśmiechnęłam się do siebie. - dobra, zostawiam swoje myśli. - spojrzałam na Hermionę. - trzeba zabrać się za planowanie.
- nie no weź bo się przepracujesz. - zatrzymała mnie w łazience. - Ignis ...
- oho ... o co chodzi ?
- czy ... czy mogłabyś zerwać z Malfoy'em ?
to pytanie mnie zamurowało.
- to jakiś żart ? - spytałam rozbawiona ale ona tylko pokiwała przecząco głową.- nie wchodzi w grę. - odpowiedziałam błyskawicznie. - nie zrobię tego.
- jak chcesz. ale wiesz ... my i Harry nie chcemy żebyś się zraniła.
- on mnie nie zrani. - zapewniłam ją. - powiedz to samo mojemu bratu. - uśmiechnęłam się słabo. - jest coś jeszcze o czym chciałaś porozmawiać ?
- no bo kilka dni temu ... no wiesz ... byłaś taka padnięta.  ciekawi mnie jak to jest z wampirzym procesem dojrzewania i tego wszystkiego.
- to jest tak. my dojrzewamy szybciej. jedyny plus to taki że jak ty cierpisz co miesiąc, ja prawdopodobnie będę cierpieć po trzy dni zombie raz na pół roku. - Hermiona zrobiła wielkie oczy. - no tak Hermiona, tak to u nas wygląda. w dużym skrócie oczywiście.
- no to ciekawe ...
- szczególnie jak musisz to przeżyć. - rzuciłam sarkastycznie. - dobra, chodź. bo zaczną spekulować.
- racja. - Gryffonka zabrała mnie z łazienki Jęczącej Marty. i walnęła drzwiami w Draco. - uważaj jak chodzisz Malfoy.
- nie odzywaj się szlamo. - zauważył mnie. i zabrał mnie za nadgarstek, zadziwiająco delikatnie. - a ją ci ukradnę.  - Hermiona popatrzyła na niego oburzona, ale chyba byla zbyt zaskoczona żeby się odezwać. - co to było Ignis ?
- co ? - spojrzałam mu w oczy. - to że szukam sobie oparcia bo ty stałeś się jak Lód ?
zatkało go. - przecież cię przytulam ...
zaśmiałam się. - nie o to chodzi. - spojrzałam mu w oczy. - nie robisz nic takiego jak w zeszłym roku. a przypominam ci że wiszę ci kolację. - popatrzył na mnie, milczał i zabrał mnie za rękę do Pokoju Życzeń. - aha czyli jak ci przypomniałam to mnie zabierasz. - powiedziałam raczej do siebie dość poirytowana ale w środku nie było stołu i kolacji, było tradycyjnie łóżko i dwie szafki nocne. - Draco ...  blondyn spojrzał na mnie.
- połóż się. - zaraz ... co ??? - Ignis połóż się. - nadal mówił łagodnie. ale mnie zamurowało. - oj skarbie ... - położył mnie delikatnie. widział jednak moje zaskoczenie. - chodź. - zbliżał się do mnie powoli. a ja odruchowo się cofałam. - Ignis ... - spojrzał mi w oczy. to był Draco. nikt inny, Draco we własnej osobie. - chodź.
- co ci odbiło ? wykrztusiłam w końcu.
- nie jestem Lodem. - poczułam dłoń na policzku. ciepła. a co jak co ale lubiłam ciepło. przesunęłam głową pod jego ręką. - no widzisz.
- po co to robisz ? - nadal nic nie rozumiałam. a on tylko mnie cofnął do ramy. - Draco, po co ci to ?
- chodźby po to. - pocałował mnie. - Ignis ...
dotknęłam ust. nadal byłam zaskoczona, on nigdy się tak nie zachowywał. - Draco ...
- co ?
przytuliłam go, na szczęście materac był wielki, więc przewracając się na plecy nie zrobił sobie nic. zaczęłam się śmiać. - skarbie ... - pocałowałam go w policzki. - no nareszcie mój kochany Drraco wrócił. - położyłam się na jego brzuchu. - a teraz pozwolisz że sobie na tobie zasnę. uśmiechnęłam się ponownie i się na nim ułożyłam.
Draco zabrał mnie w kociej formie do dormitorium. wiedziałam że mnie zabiera, bo to poczułam, ale nadal spałam w jego ramionach.
- dobranoc skarbie. - usłyszałam szept i poczułam zapach jego pościeli. - śpij słodko.
- mrru. - potarłam głową o jego policzek - dobrranoc skarrbie.
pogłaskał mnie po głowie i tyle pamiętałam.

potem obudził mnie podrapaniem za kocim uchem. - wstajemy Ignis.
- już, już wstaję.  zapewniłam go i leniwie się podniosłam.
- kochana.
- kochany. - pocałowałam go w policzek. podniosłam się z brzucha Draco. - co śniadanie też mi tak dobre zafundujesz ?
- postaram się, ale nie zmienię smaku ryby.
- jak zawsze wredota. - zmierzwiłam mu włosy. - chodźmy.
wstałam, zabrałam rzeczy i jego.
a on wziął ode mnie swoje ubrania i zniknął.

a ja zabrałam się do łazienki. wzięłam błyskawiczny prysznic i się przebrałam.
potem już wybiegłam na śniadanie i usiadłam wśród Ślizgonów.
Draco wrócił do normy. już się chyba nie obawiał szału tej suki.
objął mnie jawnie i pocałował w policzek. - smacznego.
- smacznego skarbie. odpowiedziałam mu tak samo.
potem już lekcje minęły spokojnym normalnym rytmem jednak Imbryk była ciut bardziej uszczypliwa wobec mnie.
ale mnie to nie zaskoczyło.

wieczorem za to miałam niespodziankę. Draco zabrał mnie na mostek niedaleko szkoły który łączył część Lasu na pagórku ze szkołą.
- chodź Ignis. - usłyszałam szept. - chodź.
- nie no nie można. - zaśmiałam się. - ta suka ma niedaleko gabinet.
- chodź. - namawiał mnie dalej. - jeden raz. chodź.
- Draco - zaczęłam się śmiać i dla zabawy wiercić w jego uścisku. - no nie.
- i tak wiem że chcesz. - unieruchomił mnie przypierając do ściany. - a teraz grzecznie.
- a co jeżeli nie ?  arystokrata mnie pocałował.

przeszkodził nam szloch jakiegoś dziecka.
oderwałam się na chwilę. - Draco ... - odwróciłam głowę blondyna. - kolejny dzieciak.
- Ignis nie ...
- nie ma "nie". - spojrzałam mu w oczy. - podejdź. - dziecko lekko zahipnotyzowane zbliżyło się. - pokaż. - spojrzałam na jego ręce "nie będę przyjazny buntownikom" na całych przedramionach, dłoniach i nadgarstkach. zawrzała we mnie wściekłość i wyczułam obecność tej suki. wyczułam że się uśmiecha. rozcięłam sobie palec pazurem ze srebra i skropiłam krwią rany bachorka. - już. - przytuliłam łkające dziecko. - już. - pocałowałam je w głowę. był to chłopak, nikt inny jak brat Cirispina. - już. nie płacz Cyprian. - przytuliłam go mocniej. - nie płacz, ona zapłaci. zapłaci i to słono. znowu przytuliłam młodego Gryffona.
Draco był zaskoczony moim podejściem do tego dziecka, ale znał jego podstawy.
- I ... - Cyprian otarł oczy. - Ignis ... czy ... czy ty ją zabijesz ?
- jak tylko znajdę ku temu okazję. - potwierdziłam cicho. wypuściłam go z ramion. - leć. i ani mru mru o tym co ci powiedziałam. nakazałam mu i pobiegł do siebie.

- zakaz numer 343 "osoby płci przeciwnej nie mogą być bliżej siebie niż 2 cale" zacytowała mi donośnym głosem ta suka.
- uważaj lepiej żebym ci kości nie poprzestawiała usuwając ci ten sukowaty uśmieszek. - warknęłam w mowie węży. - dobrej nocy pani profesor. powiedziałam cicho oddalając się w stronę Draco.

- mam tej cholernej suki dość. - warknęłam jedynie siadając na murku. - ojciec obiecał mi jej głowę.
- Ignis spokojnie. - zaczął obejmując mnie kiedy już sucz zniknęła w swoim gabinecie. - będzie dobrze.
- Draco nie będzie ! - wybuchłam. - ona wykańcza powoli każdego na kim mi zależy. Gryffoni, Cyprian, założę się że jakby Cirispin żył i jego by męczyła. - wtuliłam się w niego. - boję się Draco. - spojrzałam mu  w oczy. - boję się że będzie próbowała i ciebie złamać.
- Ignis jestem w Lidze, zapomniałaś ? nic mi nie zrobi.
- nie możesz być tego pewien. - nadal patrzyłam mu w oczy. - nie wiesz do czego ta suka może być zdolna, ja też tego nie wiem. ale jak tylko spróbuje cię tknąć, biorę to na siebie.
- Ignis coś ci już mówiłe - pocałowałam go. - czemu ?
- nic ci się nie stanie. - pocałowałam policzku Dracona. - idź, późno już. ja idę do Lasu.
- dobranoc. pożegnał mnie i wyszedł szybkim krokiem do zamku.

weszłam między drzewa, zajrzałam do Graupa który stal przy drzewie i bawił się samochodem.
nie wiem jak dostał się tu samochód ale to nie moja broszka.
porozmawiałam z dementorami na temat czegoś nowego w tych okolicach ale powiedzieli że nic takiego nie ma.
wróciłam do zamku kiedy obejrzałam każde drzewo w Lesie.

Draco spał na górze, ale czemu się dziwić, była 3 nad ranem.
- e tam. - machnęłam ręką na kominek w którym zachwiał się Ogień. - trzeba być oryginalnym, nie idę spać.
położyłam się przed kominkiem i patrzyłam w Ogień tworząc historyjki.
jak ja dawno tego nie robiłam ...  westchnęłam i wróciłam do opowieści o jednorożcu i feniksie.
nadal ją pamiętałam. dziwne ...  opowiadałam ją bratu kiedyś w deszczowy dzień.
zaśmiałam się do siebie ale i otarłam łzę z oka.
kurde, robię się zbyt miękka.   zaśmiałam się do siebie.

wstałam, poszłam na górę się przebrać i wróciłam na dół ogarnięta.
poszłam na śniadanie.

Draco nie dał mi sposobu na wspominanie wczorajszego wieczoru, jego złej części.
o buziaku gadał jak katarynka. próbował mnie łaskotać.
- nie, zostaw. - pacnęłam go w ramię. - nie rusz wredoto.
- to bądź grzeczna Ignis i nie knuj z Gryffonami.
- czy ja coś knuję ? spytałam go retorycznie, nie udzielił odpowiedzi.
- nie wiem. rzucił spokojnie.
- a ja wiem że nie. - uśmiechnęłam się wrednie. - dobra, chodź już.
- jeszcze nie zjadłem. podkreślił.
- to smacznego skarbie. - pocałowałam go w policzek. - ja idę.
- stóój. - zatrzymał mnie. - Umbridge planuje śledzić każdy twój krok dzisiaj. jak nie chcesz rozlewu krwi młodszych nie idź do Gryffonów, albo siedź sama albo z nami. wypowiedział cicho.
- okej. będę sama szwędać się po korytarzach. pocałowałam go w policzek ponownie i wyszłam.

niech a suka śledzi, niech nawet na mnie Pansy napuści, nic na mnie nie będzie miała.
i z takim nastawieniem dałam Weasley'om krótki liścik na temat tego ze dzisiaj zawieszamy działalność. oni pokiwali głowami jak dowiedzieli się że Imbryk chce mnie mieć na oku.
nie robiłam nic podejrzanego.  chodziłam, siedziałam na dziedzińcu i bawiłam się Magią, a na lekcjach zgłaszałam się jak co dzień.

ale najlepsze było to że ona za mną jak essesman chodziła, notowała, obserwowała i udawała że to normalne zachowanie każdego nauczyciela.
- czy to normalne by nauczyciel śledził ucznia Dolores ?  spytał ją Snape który wyrósł mi przed twarzą jakby z pod ziemi.
- czy nauczyciel Eliksirów nie powinien interesować się Eliksirami Severusie ? odpowiedziała mu.
- jest ona uczennicą domu nad którym trzymam pieczę. - wypowiedział to chłodno wuj. - a nie powinno się nikogo śledzić.
to suce zamknęło usta a ja powstrzymałam śmiech czy nawet uśmieszek.

poszłam dalej udając że Umbridge robi mi za obstawę.
pewność siebie robiła jej na złość. a że ja szłam dumnie, z rękoma w kieszeniach i pogwizdywałam melodię "Freedom at 21"  Jacka White'a, to działało na nią jak płachta na byka.
potem przyszło mi do głowy zrobienie czegoś totalnie odwalonego.
założyłam słuchawki które miałam w kieszeni szaty i szłam przez korytarz kiwając się do muzyki.
i tak przekrążyłam tłum w Hogwarcie.  i ktoś mi powie że Ślizgon nie umie się bawić.
zachichotałam do siebie.

wróciłam do dormitorium.   oho, dzisiaj mecz.
gra Zabini.
przeszłam pod szatnię żeby życzyć im wszystkim powodzenia.
- Ignis. - zatrzymał mnie Blaise. - jeżeli wygramy rozepnij koszulę na trybunach.
- a co na to Draco ?
- popiera. - odpowiedział mi czarnoskóry kolega z domu. - to co ? wchodzisz w to ?
- dobra. rzuciłam na luzie.
nic w końcu nie stracę.   ustawiłam się na początku trybun, na samym ich początku.  jak latali zawodnicy czułam ich
gra szła zaciekła. długo nie można było roztypować kto wygra na 100%.  raz my przeważaliśmy, raz Gryffoni którzy zarządali rewanżu w postaci tego meczu.
ale w końcu wygraliśmy.
zgodnie z zakładem rozpięłam koszulę.
na dole zawrzało, poszły gwizdy a reszta domów też się obejrzała.  Draco zerknął w górę i się uśmiechnął.
jak zeszłam na dół wziął mnie do dormitorium i przykrył marynarką przed ciekawskimi i chamskimi.
potem ubrałam koszulę i rozsiadłam się na parapecie.
- mam tak dobry humor że nic mi go nie popsuje. oparłam się o ścianę obok okna.
- wylatujesz ze szkoły. - usłyszałam skrzek. Umbridge. suka. - panno Potter zostajesz wydalona ze szkoły. pociąg przyjedzie po ciebie za trzy dni.
- dziękuję za informacje pani profesor ale sama dotarłabym do domu. odpowiedziałam nie dając po sobie poznać szoku.
wyszła.

a ja opadłam na parapet. - krew ... dajcie mi krew ... - Peter podał mi fiolkę. - nie taką. tej suki. - rzuciłam się do drzwi. - pożałujesz dnia swoich narodzin suko. - wysyczałam w mowie węży i poczułam jak bazyliszek wierci się pod moją skórą. - cicho skarbie. pogładziłam ramię.
- Ignis. - Draco stanął na nogi i stał jak słup. musiał sobie przyswoić fakt tego co ta sucz powiedziała. - co ty zrobiłaś ?
- dzisiaj ? - pokiwał głową. - dzisiaj jedynie dobrze się bawiłam.
- co robiłaś ?
- spokojnie skarbie. - spojrzałam mu w oczy z miną niewiniątka. - dzisiaj chodziłam sama, ona mnie śledziła, w końcu założyłam sobie słuchawki i tak chodziłam po szkole. tyle zrobiłam. to coś złego ?
zakrył dłonią oczy, nie jet dobrze. - nie da się tego odkręcić. - wymruczał. - siadaj. - wskazał mi kanapę jakby był nauczycielem. wolałam go nie denerwować, i tak był już wściekły. grzecznie usiadłam. - Ignis ...
- o co chodzi Draco ?
- za trzy dni jedziesz ...  nie to na pewno pomyłka.
- wiem. - spojrzałam mu w oczy. - ale nic nie poradzisz na tą sukę. choćbyś jej kładł na podłogę swoją marynarkę żeby po niej przeszła to nie zmieni zdania. - pogładziłam go po policzku. - trzeba się pogodzić z losem. - uśmiechnęłam się. widziałam jednak jego smutek. zabrałam go do Komnaty. bazyliszek położył się przed wejściem i syczał smutny. - nie możesz się rozwalić. kto poprowadzi drużynę ?
Draci podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. - to pewnie przez ten chory zakład. po co dawałem na niego zgodę. 
- to nie twoja wina. - próbowałam podnieść go na duchu. - mogłam się nie zgadzać. 
ale jego to i tak nie przekonywało. 
zabrałam go do sypialnianej części Komnaty. - dobranoc Książę. 
Draco popatrzył jak zamykałam oczy. - dobranoc Ignis. rzucił kiedy byłam na granicy snu.

zasnęłam, tym razem nie z koszmarem. śniło mi się że jako kot byłam przytulana.
obudziłam się rzeczywiście przerzucana jako kot w ramionach Draco który miotał się po materacu.
zmieniłam się w człowieka. - skarbie. - pogłaskałam go po ręce. uspokoił się i przerzucił na plecy. a ja kręgosłupem na jego brzuch. zachichotałam cicho. - z drugiej strony lepiej tak niż jakbyś miał leżeć na brzuchu.   zażartowałam i zwinęłam się w koci kłębek ponownie.
on spał, ja nie. jak się mnie raz obudzi to już nie zasnę.
ale Draco miał już spokojny sen. to mnie cieszyło, ale wypadałoby go obudzić na pobudkę. 
- pobudka Książę - pocałowałam go w policzek. Draco powoli się wybudzał. - Drraacii. 
m'embrasser. wymruczał. 
poliglota. zaśmiałam się do siebie. 
Draco masz zadanie wyuczyć mnie francuskiego. 
pocałowałam go a on otworzył oczy zadowolony i uśmiechnięty. - cześć skarbie. przywitał mnie. 
- mrru dzień dobry - wyszłam z jego uścisku - rzucałeś się w nocy, coś się stało ? 
- koszmar. nic takiego. 
- co takiego ? spytałam urywkowo. 
- ech ... po prostu koszmar. nie myśl o tym Igni. idziemy na lekcje. 
- skoro musimy skarbie. - zgodziłam się. - chodźmy w takim razie. 
zabrałam go za nadgarstek i wyszliśmy z Komnaty ogarnięci i w dobrych humorach. 
podeszłam na dziedziniec i usiadłam na murku. 
^ prowadź drużynę skarbie. ^ 
- będę. - zapewnił mnie. - Snape cię szuka. 
- w jakiej sprawie ? 
- twojego wydalenia panno Potter. - usłyszałam głos wuja. znowu jakby wyrósł mi spod ziemi. - uzgodniłem z profesor Umbridge i dyrektorem Dumbledorem że twoje wydalenie nie będzie absolutne a jedynie dyscyplinarne. na dwa miesiące znikniesz ze szkoły i będziesz monitorowana. 
- dobrze. zgodziłam się bo co miałam zrobić ? 
Snape zniknął tak niezauważalnie jak się pojawił. 
nadal myślałam że to żart.









































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz