Pod koniec marca siedziałam w zamku pod kilkoma kocami i czekałam na Draco.
Czemu ? Mnie Snape oddelegował ze wszystkich lekcji na rzecz swego rodzaju odwyku od Słodkiego Snu, miałam spać na perfumach Draco, a nie po herbatce z wywarem.
Tak więc spałam dużo, ale nikt na to nie narzekał. Oprócz Amycusa i Alceto, którzy czepiali się wszystkiego co robiłam.
Ups, ale ktoś zawsze się mnie czepi.
Draco wrócił do dormitorium, przytulił mnie, pocałował na chwilę, no i usiadł obok mnie.
- Weasley'e chcą żebyś poszła na pierwszego kwietnia do ich dormitorium. Snape do tego czasu przewiduje uodpornić cię na Słodki Sen.
- aha. - rzuciłam lekko ogłupiała. - a co z tobą ?
- mnie nie zapraszają, czemu mnie to nie dziwi. - rzucił spokojnie. - a co ty z tym zrobisz ?
- nie wiem, może pójdę. - wzruszyłam ramionami. - ale nie wiem. Zobaczymy.
- zostań ze mną. - objął mnie czule. - nie zaszkodzi ci drzemka.
- nie, na razie nie. Już śpię aż za dużo. - ale Draco pogłaskał mnie po plecach. - zostaw.
- nie.
- Draco - podniósł mnie na swoje kolana, jak kota. - Draco ...
- nie miaucz. - skarcił i przytulił mnie do siebie. - jak chcesz spać to śpij.
- dobranoc. wczepiłam się w jego marynarkę i zasnęłam tulona do jego ciała.
Ignis spała jak zabita, ale nie miałem ochoty jej ruszać. Nie była dla mnie ciężarem, a nie wierciła się na mnie tak bardzo, żeby był to powód by jej się pozbyć.
Spała, grzecznie i cicho. Słyszałem jedynie westchnienia.
Uśmiechnąłem się do siebie, wzdycha do mnie.
Podczas kiedy układała wygodnie głowę na moim ramieniu do pokoju wpadła koperta. Do Ignis, ale nie obrazi się chyba jak przeczytam.
" Ignis !
Słuchaj, robi się coraz trudniej, jeśli chodzi o horkruksy, nie wiem czy nie pojawić się w Hogwarcie. Hermiona mówi, że w Pokoju Życzeń moglibyśmy je znaleźć. Ale nie wiem ... To ryzykowne.
Nie dawaj się obłapiać Malfoy'owi, on nie jest ciebie wart. Uwierz mi siostro, on nie jest dla ciebie. "
Ja nie jestem dla niej ... zmiąłem druk i wrzuciłem ostrożnie do kominka, żeby nie obudzić Igni.
Poruszyła się nieznacznie. - Draco ...
- tak ?
- znowu będę chora. - poinformowała mnie. - gardło mnie drapie, plecy mnie bolą ...
- to skutki odwyku. - zapewniłem ją i pocałowałem w czoło, bo je podniosła. za gorące nawet na nią. - masz gorączkę, ale to minie. Posiedzisz kilka dni dłużej, pośpisz i wyzdrowiejesz.
- ale urodziny - ziewnęła. - Freda i George'a ...
- zrobisz im prima aprilis i nie przyjdziesz.
- Draacoo ...
- hm ?
- zimno mi. - zabrałem ją do dormitorium, położyłem ją pod kołdrą. - dobranoc.
- słodkich snów. Kiciu. rzuciłem jej na pożegnanie i szczelnie zamknąłem za sobą drzwi pokoju.
Na dole Crabbe i Goyle siedzieli ciesząc się cierpieniem kolejnego Gryffona.
- co z nią ?
- chora. - usiadłem na fotelu. - znowu.
- co z nią nie tak ? wcześniej takich akcji nie było.
- Bitwa. - rzuciłem markotnie. - Śmierć chce wyrównać szanse. Dlatego ją osłabia.
- po chuj ? przecież i tak my wygramy nie oni. Crabbe patrzył na to nierozumiejącym wzrokiem. Nie on jeden tego nie pojmował.
- też tego nie rozumiem, ale to wszystko musi mieć cel. - usłyszałem na górze, że Ignis wstaje jednak z łóżka. - jej choroba to brak choroby. - podniosłem się z kanapy. - wracaj do łóżka.
- nie masz prawa mi rozkazywać.
- ale jestem na dobrej drodze by móc. - zabrałem ją za ramię i położyłem w mojej pościeli. - idź spać, w szafie masz moje koszule, zakop się w nich, ale idź spać.
- mogę !? - była uśmiechnięta w banana. - mogę ?
Złapałem się za podstawę nosa. - możesz. Ale potem je poskładaj. ostrzegłem i kiedy wychodziłem widziałem szczęśliwą Igni robiącą z moich koszul wymięte kawałki materiału. Zakopała się jak jamnik i poszła spać.
- dobranoc. usłyszałem ciche pozdrowienie i wyszedłem z pokoju.
Chodziło mi tylko o to, żeby mnie przytulił na dobranoc, ale ... dał mi koszule.
Zasnęłam po długim leżeniu z zamkniętymi oczami.
Poczułam jak ktoś rozkopuje moją jaskinię i kładzie się obok. Instynktownie dosyć wtuliłam się w tę osobę, był to na pewno Draco.
Pogłaskał mnie po głowie, pocałował mnie we włosy i zamknął ponownie mnie w górze materiału.
Dołożył do tego oczywiście kołdrę, no i zasnął.
Rano Snape był zaaferowany moją chorobą, przyszedł do dormitorium, kiedy nikogo innego nie było. Usiadł na brzegu łóżka i, dosyć niepewnie, jakby bał się, że jego reputacja strasznego na tym ucierpi, złapał mnie za dłoń.
- Ignis, jak się czujesz ? spytał swoim oschłym głosem, ale ton miał jak troskliwy ojciec.
- dobrze. - odpowiedziałam spokojnie. - trochę bolą mnie mięśnie, ale to nic.
Dotknął mojego czoła. Dziwne, dłoń Mistrza Eliksirów, była wyjątkowo delikatna. Skóra owszem była zmęczona i stwardniała od wiecznego warzenia wywarów i pracy różdżką, ale dotyk naprawdę był strasznie delikatny. Obchodził się ze mną naprawdę jak ze swoją córką.
- masz wysoką gorączkę. Nie jest ci zimno ?
- nie wujku. - zaprzeczyłam. - czuję się normalnie. Mogłabym spokojnie pograć w qui ...
- wykluczone. - huknął. - nie będziesz wychodzić poza dormitorium Ślizgonów chyba, że na posiłki. Obiecaj mi to.
- obiecuję wuju. - uśmiechnęłam się lekko wzruszona jego troską. - obiecuję. - przytuliłam go. - nie jesteś taki zły jak niektórzy uważają. - wtuliłam się w wielką czarną pelerynę. - ja spróbuję zasnąć wuju. Dziękuję za tą troskę.
- nie masz za co Ignis. Jesteś dla mnie jak córka. przyznał się do tego i wyszedł.
Położyłam się ponownie i spróbowałam zasnąć.
Coś mną kołysało za ramię. To samo coś pogłaskało mnie po czole i lekko je pocałowało.
- Ignis. rozpoznałam głos Draco.
- cześć. - podniosłam się. Widziałam wymięte ubrania, tłuste włosy w nieładzie, ale nic mnie to nie obchodziło. Narzuciłam na siebie szaty i wstałam gotowa do wyjścia. - śniadanie, obiad ?
- obiad. Chodź. - objął mnie delikatnie i sprowadził powoli do Wielkiej Sali. - smacznego.
- nie chce mi się jeść. - nałożyłam sobie odrobinę zupy pomidorowej z makaronem i powoli zjadłam. Nie byłam głodna, mój apetyt był nieobecny. Nawet krwi nie chciałam, co Dracona zaskoczyło i zasmuciło. - dziękuję. - wstałam grzecznie od stołu i położyłam się w dormitorium na kanapie pod kilkoma kocami. - dobranoc.
Popołudniem, albo i wieczorem, obudziłam się w komnatach wuja. Snape stał nad kanapą, patrzył na mnie troskliwie.
- zostaniesz tutaj dopóki nie wyzdrowiejesz. - oznajmił. Chciałam protestować, ale nie zdążyłam otworzyć ust. - Draco da ci wszystko czego będziesz potrzebowała by spać. On sam tu nie przyjdzie.
- aha. A co z lekcjami ?
Snape patrzył na mnie z politowaniem. - zostajesz tutaj.
- aha. - potwierdziłam tempo. - a ...
- na górze jest moja biblioteka, jak nie zniszczysz żadnej książki stoi ona dla ciebie otworem.
- dziękuję wuju.
Nie miałam ochoty ani siły na czytanie, położyłam się na kanapie i poszłam spać.
Mój stan miał trzy etapy :
pierwszy - wysoka gorączka, kiedy było mi ciepło
drugi - niższa gorączka, kiedy było mi zimno
trzeci - wszystko jedno co, kiedy chciało mi się spać.
Moje dni zlewały się więc w jedną wielką drzemkę, przerywaną jedynie na potrzeby fizjologiczne, oraz na obiad około szesnastej.
Przez cały dzień spałam na kanapie w salonie komnat wuja Severusa, a on, jak i Draco, a nawet bardziej, martwił się moim apatycznym podejściem do życia.
Proponował mi quidditcha, wolałam spać, zgadzał się na wyjście do Londynu, nadal wolałam spać, zapraszał do siebie Dracona, żeby chociaż on cokolwiek wskórał, a ja nadal chciałam spać.
Sytuacja dosyć beznadziejna, biorąc pod uwagę fakt, że miałam nieznośny katar, a więc komnatę wuja wypełniały chusteczki, które same spalały się kiedy kichałam. Po jakimś czasie nawet cierpliwy wuj Severus miał dosyć odkurzania popiołu i stwierdził, że poczeka, aż to minie. Cóż, mijało bardzo powoli.
Po kilku dniach pojawił się i kaszel, jednak jego efektem ubocznym były powstające w salonie, jak i w całym Hogwarcie chmury gradowe z piorunami.
Draco niestety doświadczył całkiem przypadkowo działania jednej z nich, chociaż nie było to moim zamiarem, a sam Aryjczyk wypominał mi to przez kilka godzin, dopóki nie zobaczył, że to nie moje widzimisię gdzie taka chmura się pojawi.
Siostra znowu przysłała mi jakieś swoje cudne wywary, które zadziałały i jako tako wychodziłam na prostą. Draco się cieszył, obiecał Snape'owi poodkurzać popiół jak tylko już będzie pewny, że jestem zdrowa jak ryba.
Akurat mu się udało na dwa dni przed urodzinami Freda i George'a.
Jednak zakazał mi gdziekolwiek iść, miałam zostać obok niego w dormitorium i iść spokojnie spać.
Taaa ... wkurzą się, ale trudno.
Ja chcę spać, a skoro Draci sam proponuje mi drzemkę to żal odmówić, prawda ?
Weasley'e dostali ode mnie prima aprilis, chociaż wątpiłam by uznali to za dobry żart.
- dobranoc. wczepiłam się w jego marynarkę i zasnęłam tulona do jego ciała.
* Draco *
Spała, grzecznie i cicho. Słyszałem jedynie westchnienia.
Uśmiechnąłem się do siebie, wzdycha do mnie.
Podczas kiedy układała wygodnie głowę na moim ramieniu do pokoju wpadła koperta. Do Ignis, ale nie obrazi się chyba jak przeczytam.
" Ignis !
Słuchaj, robi się coraz trudniej, jeśli chodzi o horkruksy, nie wiem czy nie pojawić się w Hogwarcie. Hermiona mówi, że w Pokoju Życzeń moglibyśmy je znaleźć. Ale nie wiem ... To ryzykowne.
Nie dawaj się obłapiać Malfoy'owi, on nie jest ciebie wart. Uwierz mi siostro, on nie jest dla ciebie. "
Ja nie jestem dla niej ... zmiąłem druk i wrzuciłem ostrożnie do kominka, żeby nie obudzić Igni.
Poruszyła się nieznacznie. - Draco ...
- tak ?
- znowu będę chora. - poinformowała mnie. - gardło mnie drapie, plecy mnie bolą ...
- to skutki odwyku. - zapewniłem ją i pocałowałem w czoło, bo je podniosła. za gorące nawet na nią. - masz gorączkę, ale to minie. Posiedzisz kilka dni dłużej, pośpisz i wyzdrowiejesz.
- ale urodziny - ziewnęła. - Freda i George'a ...
- zrobisz im prima aprilis i nie przyjdziesz.
- Draacoo ...
- hm ?
- zimno mi. - zabrałem ją do dormitorium, położyłem ją pod kołdrą. - dobranoc.
- słodkich snów. Kiciu. rzuciłem jej na pożegnanie i szczelnie zamknąłem za sobą drzwi pokoju.
Na dole Crabbe i Goyle siedzieli ciesząc się cierpieniem kolejnego Gryffona.
- co z nią ?
- chora. - usiadłem na fotelu. - znowu.
- co z nią nie tak ? wcześniej takich akcji nie było.
- Bitwa. - rzuciłem markotnie. - Śmierć chce wyrównać szanse. Dlatego ją osłabia.
- po chuj ? przecież i tak my wygramy nie oni. Crabbe patrzył na to nierozumiejącym wzrokiem. Nie on jeden tego nie pojmował.
- też tego nie rozumiem, ale to wszystko musi mieć cel. - usłyszałem na górze, że Ignis wstaje jednak z łóżka. - jej choroba to brak choroby. - podniosłem się z kanapy. - wracaj do łóżka.
- nie masz prawa mi rozkazywać.
- ale jestem na dobrej drodze by móc. - zabrałem ją za ramię i położyłem w mojej pościeli. - idź spać, w szafie masz moje koszule, zakop się w nich, ale idź spać.
- mogę !? - była uśmiechnięta w banana. - mogę ?
Złapałem się za podstawę nosa. - możesz. Ale potem je poskładaj. ostrzegłem i kiedy wychodziłem widziałem szczęśliwą Igni robiącą z moich koszul wymięte kawałki materiału. Zakopała się jak jamnik i poszła spać.
- dobranoc. usłyszałem ciche pozdrowienie i wyszedłem z pokoju.
* Ignis *
Chodziło mi tylko o to, żeby mnie przytulił na dobranoc, ale ... dał mi koszule.
Zasnęłam po długim leżeniu z zamkniętymi oczami.
Poczułam jak ktoś rozkopuje moją jaskinię i kładzie się obok. Instynktownie dosyć wtuliłam się w tę osobę, był to na pewno Draco.
Pogłaskał mnie po głowie, pocałował mnie we włosy i zamknął ponownie mnie w górze materiału.
Dołożył do tego oczywiście kołdrę, no i zasnął.
Rano Snape był zaaferowany moją chorobą, przyszedł do dormitorium, kiedy nikogo innego nie było. Usiadł na brzegu łóżka i, dosyć niepewnie, jakby bał się, że jego reputacja strasznego na tym ucierpi, złapał mnie za dłoń.
- Ignis, jak się czujesz ? spytał swoim oschłym głosem, ale ton miał jak troskliwy ojciec.
- dobrze. - odpowiedziałam spokojnie. - trochę bolą mnie mięśnie, ale to nic.
Dotknął mojego czoła. Dziwne, dłoń Mistrza Eliksirów, była wyjątkowo delikatna. Skóra owszem była zmęczona i stwardniała od wiecznego warzenia wywarów i pracy różdżką, ale dotyk naprawdę był strasznie delikatny. Obchodził się ze mną naprawdę jak ze swoją córką.
- masz wysoką gorączkę. Nie jest ci zimno ?
- nie wujku. - zaprzeczyłam. - czuję się normalnie. Mogłabym spokojnie pograć w qui ...
- wykluczone. - huknął. - nie będziesz wychodzić poza dormitorium Ślizgonów chyba, że na posiłki. Obiecaj mi to.
- obiecuję wuju. - uśmiechnęłam się lekko wzruszona jego troską. - obiecuję. - przytuliłam go. - nie jesteś taki zły jak niektórzy uważają. - wtuliłam się w wielką czarną pelerynę. - ja spróbuję zasnąć wuju. Dziękuję za tą troskę.
- nie masz za co Ignis. Jesteś dla mnie jak córka. przyznał się do tego i wyszedł.
Położyłam się ponownie i spróbowałam zasnąć.
Coś mną kołysało za ramię. To samo coś pogłaskało mnie po czole i lekko je pocałowało.
- Ignis. rozpoznałam głos Draco.
- cześć. - podniosłam się. Widziałam wymięte ubrania, tłuste włosy w nieładzie, ale nic mnie to nie obchodziło. Narzuciłam na siebie szaty i wstałam gotowa do wyjścia. - śniadanie, obiad ?
- obiad. Chodź. - objął mnie delikatnie i sprowadził powoli do Wielkiej Sali. - smacznego.
- nie chce mi się jeść. - nałożyłam sobie odrobinę zupy pomidorowej z makaronem i powoli zjadłam. Nie byłam głodna, mój apetyt był nieobecny. Nawet krwi nie chciałam, co Dracona zaskoczyło i zasmuciło. - dziękuję. - wstałam grzecznie od stołu i położyłam się w dormitorium na kanapie pod kilkoma kocami. - dobranoc.
Popołudniem, albo i wieczorem, obudziłam się w komnatach wuja. Snape stał nad kanapą, patrzył na mnie troskliwie.
- zostaniesz tutaj dopóki nie wyzdrowiejesz. - oznajmił. Chciałam protestować, ale nie zdążyłam otworzyć ust. - Draco da ci wszystko czego będziesz potrzebowała by spać. On sam tu nie przyjdzie.
- aha. A co z lekcjami ?
Snape patrzył na mnie z politowaniem. - zostajesz tutaj.
- aha. - potwierdziłam tempo. - a ...
- na górze jest moja biblioteka, jak nie zniszczysz żadnej książki stoi ona dla ciebie otworem.
- dziękuję wuju.
Nie miałam ochoty ani siły na czytanie, położyłam się na kanapie i poszłam spać.
Mój stan miał trzy etapy :
pierwszy - wysoka gorączka, kiedy było mi ciepło
drugi - niższa gorączka, kiedy było mi zimno
trzeci - wszystko jedno co, kiedy chciało mi się spać.
Moje dni zlewały się więc w jedną wielką drzemkę, przerywaną jedynie na potrzeby fizjologiczne, oraz na obiad około szesnastej.
Przez cały dzień spałam na kanapie w salonie komnat wuja Severusa, a on, jak i Draco, a nawet bardziej, martwił się moim apatycznym podejściem do życia.
Proponował mi quidditcha, wolałam spać, zgadzał się na wyjście do Londynu, nadal wolałam spać, zapraszał do siebie Dracona, żeby chociaż on cokolwiek wskórał, a ja nadal chciałam spać.
Sytuacja dosyć beznadziejna, biorąc pod uwagę fakt, że miałam nieznośny katar, a więc komnatę wuja wypełniały chusteczki, które same spalały się kiedy kichałam. Po jakimś czasie nawet cierpliwy wuj Severus miał dosyć odkurzania popiołu i stwierdził, że poczeka, aż to minie. Cóż, mijało bardzo powoli.
Po kilku dniach pojawił się i kaszel, jednak jego efektem ubocznym były powstające w salonie, jak i w całym Hogwarcie chmury gradowe z piorunami.
Draco niestety doświadczył całkiem przypadkowo działania jednej z nich, chociaż nie było to moim zamiarem, a sam Aryjczyk wypominał mi to przez kilka godzin, dopóki nie zobaczył, że to nie moje widzimisię gdzie taka chmura się pojawi.
Siostra znowu przysłała mi jakieś swoje cudne wywary, które zadziałały i jako tako wychodziłam na prostą. Draco się cieszył, obiecał Snape'owi poodkurzać popiół jak tylko już będzie pewny, że jestem zdrowa jak ryba.
Akurat mu się udało na dwa dni przed urodzinami Freda i George'a.
Jednak zakazał mi gdziekolwiek iść, miałam zostać obok niego w dormitorium i iść spokojnie spać.
Taaa ... wkurzą się, ale trudno.
Ja chcę spać, a skoro Draci sam proponuje mi drzemkę to żal odmówić, prawda ?
Weasley'e dostali ode mnie prima aprilis, chociaż wątpiłam by uznali to za dobry żart.