poniedziałek, 1 września 2014

Rok VII Rozdział IV Cholerne Podróże ( I Spółka )

Poszłam do siebie, chwilowo miałam dosyć ich obecności a dżentelmen od siedmiu boleści mnie opuścił po obiedzie, a nie, jak mówił, wieczorem. Fajny wieczór cholera.

Usiadłam na łóżku i wyjęłam z torby nowego pluszaka z gotowymi pieczęciami.
Pogładziłam bardziej realistyczną, ale nadal słodką, wersję maskotki po pysku.
- no i co słonko ? Zostałbyś dzień dłużej i pojechalibyśmy stąd razem. - uśmiechnęłam się. - ale nie. Bo po co.  położyłam pluszaka na wierzchu rzeczy w kufrze.

Przeszłam się do łazienki, a potem po kąpieli wróciłam do pokoju. Otwarte drzwi były sprawką Rona stojącego niedaleko starej szafy Regulusa Blacka.
Pięknie, a ja w bieliźnie.
- Ignis ... obiad.
- jadłam. - rzuciłam krótko. - może nauczysz się pukać do nie swoich drzwi ?
- przepraszam ... chciałem sprawdzić czy wszystko okej ...
- żyję jak widzisz, mam się w miarę dobrze, a obecnie chcę być sama. Tak więc psik mi stąd.
Rudzielec potulnie wyszedł.

Opadłam na materac i wgramoliłam się pod kołdrę.
- pieprzy mnie to, "Ukąszenie" przeżyje beze mnie ten dzień. - wymamrotałam i otuliłam się pierzyną. Nadal pachnącą Draco. - Stworku ! - stworzenie pojawiło się usłużnie - powiedz tym na dole, że nie życzę sobie przeszkadzania mi w śnie. Dobrze ?
- dobrze pani. Stworek powie.      skrzat zniknął.

A ja zasnęłam.
Obudziłam się rano dnia następnego.
Ale to perfumy zapewniły mi tak dobry sen.
Ostatni dzień tutaj, jutro na Kings Cross.
I postanowiłam go przespać.  Tak, tak, śpię całe 24h.

Rano, po mnie pojawiła się eskorta, w postaci jednego, przystojnego Aryjczyka, który zabrał mój kufer i poprowadziłam go do metra.
Wsiedliśmy w tubę i zaczęliśmy kurs.

Zatrzymaliśmy się 5 stacji od King ‘s Cross. Wsiadła do nas matka z dzieckiem. Za małą dziewczynką tata niósł kufer. Widać że ubodzy.
- przepraszam ale państwo dokąd jadą ? spytała czarownica równocześnie nas rozdzielając.
- King ’s Cross proszę pani. Dlaczego pani pyta ? odpowiedziałam jej życzliwie.
- mamo, mamo. To Ignis !!! - dziewczynka rzuciła się żeby mnie przytulić. – czytałam o tobie. To ty zabiłaś bazyliszka na drugim roku ?
- tak to ja. Uśmiechnęłam się. nie umiałam gniewać się na takie dzieciaki. Nawet kiedy ich obecność odkładała dogryzki z Draco.
- przepraszam za nią. No już Anabella daj spokój.
- nie trzeba. To nie kłopot. –zwróciłam się do dziewczynki. – też do szkoły co ?
- aha. Na pierwszy rok. Młoda się cieszyła.
- proszę siadać. Dla mnie to nie problem. Odwróciłam głowę w stronę jej rodziców.
- nie, nie siedź. Zaparła się jej matka.
Dojechaliśmy prawie na miejsce. Dwie stacje do King ’s Cross. 
Schyliłam się do buta i wyciągnęłam sakiewkę. 500 galeonów na oko.
- nie kochana. Nie. Ojciec od razu zareagował.
- to prezent. Nie chcę patrzeć na niedostatek innych. ja mam wystarczająco dużo złota. Proszę.
- to za dużo poza tym nawet się nie znamy ... matka poparła męża.
- to prezent. Poza tym wystarczy na siedem lat jej nauki i wydatki na życie. Naprawdę nalegam.  Uparłam się.
- to naprawdę za dużo.
- nalegam. To pomoc i prezent. Nie muszą mi państwo nic oddawać.
- wygląda na to że nie mamy wyjścia kochanie.  kobieta zerknęła niepewnie na męża.
- racja. Nie mamy wyjścia. Ona je nam wciśnie nawet na siłę. Zaśmiał się z dowcipu mężczyzna.
- naprawdę nam dajesz pieniążki ? Anabella zrobiła zaskoczoną ale szczęśliwą minę.
- tak. odpowiedziałam pewnie.
- jesteś najcudowniejszą Ślizgonką na świecie.  mała dziewczynka mnie przytuliła.
Koniec podróży metrem. Dworzec King ’s Cross.


Wysiadłam z Draco i zabraliśmy swoje kufry. Ja dodatkowo przejęłam skrzynię dziewczynki by jej rodzice mogli wysiąść.
Dotarliśmy na znajomy peron i tu zaczęły się podziękowania, życzenia i obietnice zwrotu pieniędzy.  Wrzucili Anabellę do wagonu pomachali naszej trójce na pożegnanie i się ulotnili.
- Draco zajmij przedział. Ja zapoznam małą z koleżankami.
- dobrze skarbie ale ostrzegam że nie będę długo czekał. Uprzedził mnie i poszedł.


Dotarłam z Anabellą do jakiegoś rozszczebiotanego przedziału pełnego małych dziewczynek żywo dyskutujących o plotkach na mój temat. Każda chciała pokazać że wie więcej.      Zapukałam do drzwi i je otworzyłam. Wszystkie spojrzały na mnie oczami okrągłymi jak spodki do herbaty.
- to jest Anabella. Przyjmijcie ją ciepło. Powiedziałam jedynie.
- dobrze Ignis. Wszystkie odpowiedziały zgodnym chórem i zaczęły się przedstawiać nowej koleżance. Zostawiłam ją tam wiedząc że będzie miała towarzystwo i poszłam do Dracona.

Otworzyłam drzwi dobrze znanego mi miejsca. ten sam przedział, te same obicia i te same fotele. Ach ile to już razy się tym podróżowało ...
- jesteś skarbie. zaczynałem się niecierpliwić.
- nie skończyliśmy przekomarzanek sprzed kilku dni. Zamknęłam drzwi i zasłoniłam okna.
- wino nie będzie czekać dłużej. Podał mi niewielki kieliszek.
- a z jakiej to okazji ? spytałam przyjmując trunek.
- za cudowny początek roku i taki sam jego koniec. Wzniósł toast.
- za cudowny cały rok. Podbiłam i upiliśmy po łyku.
- ty jesteś cudowna. Odpowiedział mi Draco.
- udowodnij. Sprowokowałam.
- oddaj kieliszek bo się potłucze.
- daj mi dopić. - Wypiłam te ostatnie krople powoli a Draco tylko na to czekał.  - koniec. Szkoda bo to moje ulubione.
- bardziej ulubione niż moje usta ? zainteresował się.
- nie wiem. Chyba na równi.
- oj ty psotnico. – rzucił cichą uwagę Draci. – no już. Całuj a się przekonasz.
- nie mam nastroju ...
- wiem że masz. - Obrócił się do mnie przodem więc i plecami do drzwi. – nie pamiętasz już jak głaskałaś mnie kilka nocy temu ? nie chciałaś przestawać.
- wypalenia to oddzielna kategoria.
- dam ci kolejne. Zbliżał się na co ja się cofałam.
- nie dasz rady. Próbować zawsze można ale kiedy się leży a pociąg jedzie to kicha.
- kto tak ładnie mnie wezwał ? kto tak delikatnie pieścił bo było przyjemnie ? to wszystko ty zrobiłaś. A dlaczego ? bo miałem język w twoich ustach.
- bójki dobrze ci robią. Zauważyłam z lekkim uśmiechem.
- a jeszcze lepsze są twoje pocałunki. Daj mi jeden skarbie. tylko jeden.
- mogę być z tobą szczera ? spytałam poddając się.
- zawsze możesz.
- niech cię szlag. Masz przed sobą nieugiętą Łowczynię a jedno twoje słowo i ulegam.
- zamruczysz dla swojego Księcia ? odebrał to jako komplement.
Po mnie.   Dlaczego nie potrafię z nim wygrać ???
 - mrr ... pocałuj swoją pyskatą Księżniczkę. Odpowiedź banalna ale teraz tylko to mu wystarczało na namowę.
-  najpierw muszę się upewnić że nic mi nie grozi. Droczył się.
- nie ma broni. Nie sprawdzaj tylko całuj.
Draco lekko się uśmiechnął. – a co z ustami ?
- czekają na ciebie.  odpowiedziałam mu.
- no to sprawdźmy słodycz. Nachylił się i ułożył na mnie. 

Czysto teoretycznie pierwotny plan zakładał że usiądę mu na kolanach ale plany to tylko wskazówki.
Pocałunek i pieszczoty do złudzenia przypominały te z wypalenia. 
Jedyne czego brakuje to moje dłonie na jego skórze.
Koniec końców odsłoniłam kawałek jego pleców i zaczęłam się bawić w malarstwo na jego skórze.
^  nie rozbieraj mnie skarbie. ^ przekazał mi telepatycznie Draco.
^ podoba ci się to. ^ odgryzłam mu się.
^  będę niemiły i też zacznę. ^ zagroził.
^ a proszę bardzo. Czy ja ci zabraniam ? ^  
Efekt był taki że podciągnął top i gładził boki brzucha.
Witamy w wariatkowie Ignis. 

Przeciągnęłam językiem po jego podniebieniu. Już wiedział że mi się podoba pocałunek. 
próbowaliśmy coraz to nowych i bardziej wymyślnych pieszczotek by umilić sobie czas.  W końcu lizaliśmy się góra godzinę.
- co ... weszli do nas Crabbe i Goyle.
- co się tu ... dołączyła do nich Pansy.
Kurwa pięknie.
*Pansy*

Draco już nie raz w drodze lizał się z Ignis ale to był nawet dla nas szok.
Nigdy nie widziałam Draco w aż takim podnieceniu podczas pocałunku.

Mało tego jego plecy ... nie sądziłam że jest aż tak dobrze zbudowany.

Ale widok tej całej Ignis obok niego bolał najbardziej.
 Zazdrościłam jej pomimo faktu że układałam sobie relacje z Crabbem.    
Nadal czułam coś do Draco chociaż starałam się to ukryć to teraz znowu wyszło na jaw.  Nic nie mówiłam Vincentowi bo by się wściekał ale teraz pewnie widział jak zareagowałam na widok tej pary.
Ignis się do niego oderwała a pomięta koszula zakryła skórę Draco.
- cześć chłopaki ... zaczął lekko zmieszany chłopak Ignis.
- możemy znaleźć inne miejsca ... Goyle się wycofywał.
- wcale nie. - Urwałam tę dyskusję. – jeździmy tu od początku zanim nawet Ignis do nas dołączyła. Ty idź ale ja zostaję.
- Pansy ... cześć ... odezwała się ta półwampirzyca.
- cześć. Odpowiedziałam jej chłodno.

* Ignis *

Skąd mogłam przewidzieć że będą chcieli się dosiąść ? Gdybym wiedziała na pewno nie pozwoliłabym na to wino. Zresztą trunek trunkiem ale pocałunek. po co mi było powtarzać dotyk z porannego pocałunku ? Po co ?

Reakcja chłopaków była jak zwykle stonowana. Nie jedno widzieli a Crabbe sam miewał takie akcje z Pansy.  Goyle po prostu przyjmował to na chłodno i nie za bardzo chciał nam zawadzać.

Ale kurwa mać Pansy była niemożliwa. Rozumiem zazdrość o moje miejsce w sercu Dracona, jestem w stanie znieść bycie nie lubianą bo rok różnicy, ale tak chamsko odpowiedzieć na powitanie ? To potrafi tylko ona.

Spojrzałam na ukrytą butelkę. Trudno było ją zauważyć więc jest w miarę dobrze.
- co tu tak pachnie ? - spytała omiatając wzrokiem górne półki. – no widzę że napoczęliście sobie wino. Co się pozmieniało że wieziecie alkohol do szkoły ? zaatakowała Pansy.
-  daruj sobie okej ? odpowiedziałam jej siląc się na spokój.
- a co ? Namówiłaś Dracona żeby ci je przywiózł ? Ja wiedziałam że z tobą jest coś nie tak. Teraz widać że to alkohol.

Dłonie zapłonęły ogniem. - spieprzaj stąd dopóki jestem miła.    Nie wytrzymałam już. Tyle lat miałam jej dosyć że już teraz miałam gdzieś publikę czy okoliczności w jakich zobaczyła mnie i Draco. koniec.
- Ignis to moja dziewczyna. Przypomniał się Crabbe.
- dobrze. Więc niech twoja dziewczyna stąd spieprza bo już zbyt długo działa mi na nerwy.
- Igni spokojnie. – Draco próbował wszystko ogarnąć. – posłuchaj na pewno jest jeszcze jakiś wolny przedział możemy iść.
- ja zostaję. A ciebie samego nie puszczę. Odpowiedziałam mu.
- Pansy chodź stąd. widzisz że nas tu nie chcą. Vincent zwrócił się do swojej dziewczyny. Widział próbę Draco i na pewno był mu wdzięczny ale teraz nawet to nie działało.
- nigdzie nie idę kochanie. Odpowiedziała mu Pansy.
- to po nas. Westchnął Draco.
- stary możemy pogadać ? Crabbe wyciągnął go poza miejsce kłótni.

* Draco *

- o co chodzi ? zamknąłem za sobą drzwi i  powtarzałem w duchu   „ byleby tylko nie doszło do rękoczynów. ”
- słuchaj masz wino nie ? zaczął Crabbe. Najwyraźniej miał jakiś pomysł.
- no tak no ale co z tego ?
- a ja mam to ... – wyciągnął z kieszeni małą fiolkę. – eliksir który na pewno źle ci się kojarzy.
- zabieraj to ode mnie. Cofnąłem się.
 jedna fiolka tego ohydztwa , jedna kropla wzbudzała we mnie wstręt i lekką panikę. Powracały wspomnienia kiedy to Igni wbiegła z płaczem na Astronomiczną kilka lat temu.
- nie rozumiesz ? można by to podać dziewczynom i zostawić tak żeby spojrzały na siebie. może po wywarze przejdzie im ochota na kłótnie.
- chcesz ten cholerny wywar wcisnąć swojej dziewczynie i równocześnie mojej ? spytałem ze zdziwieniem.
- na razie mogą się tam pozabijać. Wybieraj. Albo dajesz im jeden pocałunek który zniknie kłótnie albo czekamy aż sobie wydrapią oczy. Odpowiedział mi pewnie Crabbe.   Musiał mieć coś takiego w pogotowiu od dawna i korciło go by teraz spróbować.
W głowie pojawił mi się obrazek Igni bawiącej się w pocałunku z dziewczyną. Warto byłoby coś takiego zobaczyć. -  niech będzie. Zgadzam się. ale niewielką dawkę.
- jasne stary. Też nie chcę stracić dziewczyny.  Weszliśmy na powrót do przedziału i jedyne co widziałem to drobnego smoka z ognia.
Igni a prosiłem. Bez rękoczynów.
- skarbie starczy. - upomniałem ją. Zero reakcji. – a ja się ciebie posłuchałem. Nacisnąłem na jej powrót do rzeczywistości.
- na razie nie. Odtrąciła mnie. Po raz pierwszy od lat mnie odrzuciła.

- Pansy może się napijesz ? Crabbe przejął inicjatywę.
- z chęcią kochanie. Kumpela usiadła obok niego i rozparła się na siedzeniu.
- spójrz. Dziki kuc. Crabbe nie żartował a że Pansy kochała zwierzęta spojrzała za szybę. Moment, wystarczył mu moment by wlać jej do wina kilka kropel i spojrzeć na mnie wymownie.
- skarbie przecież uwielbiasz konie. Spojrzałem na Ignis. Siedziała naburmuszona w fotelu, w sumie mnie też nie podobało się towarzystwo chłopaków a w szczególności Pansy ale trudno.
- przypominają mi o smoku Draci. odpowiedziała mi chmurnie.
- może kieliszeczek wina ? to przecież twoje ulubione a chyba całego towarzystwu nie zostawisz.  Zasugerowałem.
- nie mam ochoty. Odparła. Przekaz był jasny   „ zostaw mnie w spokoju. Mam dość  ”
- skarbie ... nie tym tonem. Upomniałem ją. Musiałem zwrócić jej uwagę.
- pouczasz mnie ? spojrzała na mnie z wyzwaniem. Zadziałało. 
- może tak a może nie. Ciągnąłem to. Crabbe musiał wyczuć moment by być niezauważonym.
- boisz się. głos może i masz pewny ale mnie nie oszukasz.  

Przyjaciel znalazł odpowiednią chwilę i w drugim napełnionym kieliszku znalazło się aż 5 kropel.
- wypij. Podałem jej trunek.
- namawiasz mnie na wino ? od kiedy to popierasz trunki ? spytała złośliwie ale przyjęła kieliszek.
- od dzisiaj. Odpowiedziałem jej tak samo.
zaklinałem w duchu by tylko nie wychwyciła ani zapachu wywaru ani też jego smaku. Crabbe nie mógł spartolić eliksiru.

Ignis spojrzała mi badawczo w oczy szukając jakiejkolwiek oznaki mojego zdenerwowania. Ukryłem wszystkie i lekko się do niej uśmiechnąłem.
Igni odpowiedziała mi tym samym i delikatnie podniosła kieliszek. - twoje zdrowie.
Oj oby zdrowie ...
Wypiła całość i spojrzała w stronę Pansy która uporczywie się w nią wpatrywała.
 „Zaraz zacznie się ich namiętny pocałunek.”  pomyślałem.
początek był spokojny bo jedyną rzeczą świadczącą o nastroju Pansy było jej spojrzenie.
- Ignis ... zaczęła czarnowłosa.
- co ? odpowiedziała jej znudzona zapytana.
- głupio mi. mogę ci to jakoś zrekompensować ?
- zależy co pojmujesz pod słowem „rekompensata”. Igni prowadziła dyskusję tak samo jak ze mną.
- hmm ... co powiesz na ... na jeden pocałunek ? spytała ją Pansy z błyskiem w oczach.
- zapomnij. -  Zbyła ją. Po wywarze ją zbyła.      Crabbe idioto spieprzyłeś sprawę.     - wolę mojego Księcia. Do mnie chciała się przymilić i dostać nagrodę.  Ale nie. Uparłem się żeby je razem zobaczyć.
- pójdźmy na układ.  Zacząłem spokojnie. Chociaż podniosła mi samoocenę swoimi słowami.
- słucham. Odpowiedziała mi Księżniczka.
- najpierw buziak z koleżanką a potem ja.
- kiedy wolę ciebie ...
- niech stracę. albo ja najpierw na zachętę potem Pansy a potem ja jako nagroda albo nie całuję się z tobą do jutra. Odpowiedziałem jej konsekwentnie.
- ale ...
- nie ma ale skarbie. wybieraj. Postawiłem się jej. po raz drugi w życiu.
Wymamrotała pod nosem coś w stylu „ niech cię szlak ” i pokiwała głową na znak zgody.
- czekam. Ponagliłem.
- opcja numer jeden. Odpowiedziała mi.
- no to chodź. – przygarnąłem ją do siebie i na krótko pocałowałem. – teraz spełnij warunek. Odprawiłem ją.  Na szczęście Crabbe zabrał na ten moment swoją dziewczynę z przedziału.
- Pansy ... zawołała ją.
- tak słodka ? przysłodziła jej.
- przyjmuję rekompensatę.
- chodź. - Pansy usiadła na podłodze przedziału. Ignis postąpiła tak samo.
na fart lub niefart dwie dziewczyny bardzo powoli przystąpiły do przedstawienia. Najpierw patrzyły sobie w oczy potem dopiero Pansy zbliżyła się do Igni i zaczęła pocałunek.
trochę się pomiziały a 5 minut później było już po krzyku.
Ignis wstała i usiadła na fotelu zostawiając Pansy deski ekspresu.
Jej „przyjaciółka” nie była z tego powodu zadowolona.

Teraz dopiero wywar puścił.   Efekt zakochania minął ale Pansy miała wspomnienia z tego wszystkiego. I co najważniejsze pamiętała że to ona to wywołała.
- Crabbe chodź stąd. wyszła sztywno z naszego przedziału zostawiając mi Igni.


Teraz dostanę baty.       
No i przewidywania się spełniły.
Policzek z jednym pierścionkiem. – masz do cholery jasnej nigdy więcej czegoś takiego nie próbować. Zaczęła ostro Igni.
- przynajmniej się nie będziecie kłócić. Odpowiedziałem jej filozoficznie.
- „ przynajmniej się nie będziecie kłócić ”-  przedrzeźniła mnie. – gdzie moja nagroda że w ogóle się tego śmiecia podjęłam ?
- jesteś śliczna jak się wkurzasz.
- nagroda. - Przyparła mnie do siedzenia. Jak chciała to potrafiła dążyć do takiego celu po trupach. – no już.
- moja śliczna Księżniczka całowała się z dziewczyną i to na moich oczach.
- zamknij się. jak w ogóle mogłeś wymyślić coś takiego ? ta idiotka – wskazała drzwi – spowoduje u mnie traumę.
- a ja cię z niej wyleczę. Wychyliłem się w jej stronę.
- siedź. – przygwoździła mnie do miejsca – gadaj gnido jedna kto wpadł na ten pomysł. Była wściekła. 

Wolałem jej teraz nie denerwować tylko spokojnie udzielać jej informacji.
- ja i Crabbe.  Odpowiedziałem na jej pytanie.
- Crabbe oberwie na zebraniu. – prychnęła ze złością. – a z tobą policzę się teraz.
- tylko nie na tortury. Wszystko wysoki sądzie, wszystko tylko nie tortury. Zażartowałem.
- a właśnie że tortury i to  najgorsze jakie widział mój umysł.
- o nie ... udałem załamanie. 
- a właśnie ze tak.  uparła się i usiadła mi na kolanach.
- nie ... próbowałem uniknąć „kary”.
- tak i bez dyskusji.
- uwielbiam cię jak próbujesz być złą szefową. Twoja bezwzględność jest po prostu taka  zimna że aż piękna. Koniec końców pękłem. 

Ona zabijała w taki sposób wampiry więc i wykłócać się mogła.
- a ja ciebie jak udajesz wystraszenie. Jesteś wtedy taki słodko bezbronny ... szeptała mi na ucho.
- pocałuj swojego Księcia.  Skusiłem ją.
- nie.
- nastawiasz mnie na pocałunek, siadasz na kolanach i nie korzystasz z obietnicy ? co tu jest nie tak ?
- mnóstwo rzeczy. Nadal kusiła przeciągając strunę.
- jak na przykład ?
- twoje samotne usta. Które niedługo dostaną towarzystwo.
- daj im je teraz. Zero reakcji ze strony Igni.
- za łatwe. - odpowiedziała. Objąłem ją w talii żeby została w jednym miejscu. –podlizywanie się katu to nie zbyt dobry pomysł. I tak ci się oberwie. Zażartowała.
- umrę szczęśliwy. Nie wytrzymałem tego napięcia i ją do siebie zaprosiłem.

Miała już zostać moja ale i tak wiedziałem że niedługo ta sielanka się skończy.
Rozpięła dwa górne guziki mojej już i tak wymęczonej koszuli i westchnęła.   
Od dawna mi powtarzała że uwielbia mój zapach a w takich chwilach mi to udowadniała i pokazywała. Nie pozostałem jej dłużny. 
Od kiedy to ona może a ja nie ?; naciągnąłem top od Prady i od razu pożałowałem.
Widok jej skóry był największą bronią na wampiry. 
Nie dziwiłem się że tracili dla niej głowę bo sam byłbym skłonny czuć na sobie  jej sadyzm byleby móc ją tak obserwować.
 Ale Igni była moją słodką Księżniczką i mi wystarczała prośba by pozwoliła mi na odrobinę. Znowu westchnęła. Od czasu do czasu lubiła moją samowolę.


Pociąg się zatrzymał. Zorientowałem się dopiero teraz. Staliśmy w szczerym polu na otwartym płaskim jak deska terenie.
Wychwyciłem kroki na korytarzu i pytania młodszych typu    „ wiesz kim jest mój ojciec? ”  pewnie kierowane do naszych.
Otworzyli drzwi do przedziału za ścianą i zamknęli je po minucie.  Przechodzili do nas. Jedyne co usłyszałem to buty na obcasie.

Igni jeszcze bardziej przyłożyła się do pocałunku jakby chciała odciągnąć od tego moją uwagę. 
Wiadomość jasna w przekazie. „ tylko spróbuj przerwać przyjemność to ci się oberwie. Masz zostać i się ze mną miziać ”.    Igni po chwili lekko podrapała mnie po plecach.

ciotka i Rudolph do nas weszli zaklęciem otwierając drzwi. Pięknie. 
- D ... Draconie . upomniała mnie zszokowana ciotka.
- zostaw.  Odrzucił starania jej „mąż” i chciał wyjść i nas tak zostawić.
- Draconie . Bellatrix nadal próbowała ale Ignis miała na ten temat inne zdanie.

- s ... skarbie ... zaczęła Iskierka opanowując emocje.
- tak ? odpowiedziałem jej.
- więcej. Masz tak słodkie usta ... mrr ... a język ... rozmarzyła się.
- nie przy cioci. Upomniałem moją Księżniczkę.  Odwróciła się i zobaczyła zdębiałą Śmeirciożerczynię  i równie zaskoczonego Rudolpha.

- jak widzicie Potter nie jedzie. W pociągu go nie ma bo jego krew śmierdzi na milę a ja bym go wyniuchała.  Zaczęła chłodno.
- I ... Ignis ... ciocia nie potrafiła teraz wydukać nic innego.
Oczy mojego skarbu zabłysły na zielono. – nie było pocałunku tylko siedziałam na kolanach Draco i gładziłam go po ramieniu.  Tak ?
- aha. Odpowiedzieli jej otępiali, no bądź co bądź, słudzy.
- idźcie dalej. Odprawiła ich Ignis a oni cicho i spokojnie odeszli.

- kotku ... zacząłem niepewnie.
- mówiłam już jak dobrze całujesz ?  oddaliła temat zdolności.
- jakieś tysiąc razy.  Odpowiedziałem jej złośliwie.
- to powtórzę tysiąc pierwszy. Jesteś cudowny. Tak cudowny że uzależniłeś od swoich ust półwampira. 
- czyżby moja półwampirzyca chciała jeszcze ? spytałem ją wrednie.
- chciała ? zawsze chce. Zostawiasz mi niedosyt i to nawet przy wypaleniach więc chodź do mnie i całuj.
- poproś. Ale tak jak ostatnio w klubie.
- koochaaniee.  Wyszeptała mi do ucha.
- już jesteś moja. Znowu pieściliśmy się jak na początku naszej podróży.


Dochodziła pora obiadu a pociąg nadal stał w miejscu.
Kolejne kroki. Pewnie skończyli obchód wszystkich wagonów. 


Ktoś do nas wszedł i jedyne co usłyszałem to świst powietrza a potem czułem jedynie drobny ból w dłoni którą trzymałem moją Księżniczkę.
Spojrzałem na rękę i zobaczyłem wbity do połowy nóż i strugę krwi.  

Teraz palący ból ogarnął całe ciało i nie mogłem ruszyć dłonią a Igni zeszła z moich kolan wściekła. Widziałem twarz wampira z klubu i go rozpoznałem.


- jad dementorów pomieszany z tym od bazyliszka i nienawiścią. Mówiłem lepiej nie wchodzić mi w drogę magiku. - Prychnął ze złością i odrazą.  - masz wybór kotku. Albo ukrócasz mu męki a łamanie zasad zatuszuję albo zobaczymy jak długo będzie konał. Ciągnął to Aleksander.
- blefujesz. Odpowiedziała zimno Księżniczka ale czułem że w środku drży ze strachu.
- spójrz na to. – pomachał jej świstkiem przed oczami. – nakaz egzekucji na nim. Od Rady.

- w takim razie niech o mnie zapomną. – zerwała z wściekłością medalion z herbem i spopieliła dokument. – występuję z rodu królewskiego i mam ich gdzieś.
- on umrze tak czy siak. Twoja decyzja ale i tak będziesz moja. Odpowiedział Aleksander. Chciał wyjść.

- skurwielu jeden nie skończyłam. - Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem – przyszedłeś z nienawiści to i ona cię załatwi. - Igni go podpaliła i tym samym nożem zaczęła go ciąć. – kontroluję obydwie trucizny i dopilnuję żebyś szybko nie umarł. – do ran wśliznął się ogień a Aleksander wił się z bólu i krzyczał. Po tym Ignis połamała mu kości i zwinęła jak i zawiązała jak paczkę. – teraz niech działają. Zostawiła go w takim stanie i wróciła na moje kolana.

- s ... skarbie ... w oczach Igni pojawiły się łzy. Spojrzałem na dłoń a czarna plama która na początku była tylko wokół klingi teraz rozchodziła się coraz bardziej.
- z twoich rąk śmierć będzie szczęściem. Zabij mnie szybko i bezboleśnie to moja jedyna prośba.  Odpowiedziałem jej zamykając oczy.
- nie. Nie umrzesz. – krótko węszyła.- jad dementorów i bazyliszek. Z bazyliszkiem dasz sobie radę bo ja jestem na niego odporna a ty pijąc moją krew też. Ale dementorzy mogą i mnie zabić. Odparła roztrzęsiona.
- skończ moje cierpienia i pamiętaj o mnie. Szykowałem się na ostrze przebijające serce.
- s .. skarbeńku ... – oczy szukającej całkowicie zaszły mgłą. – nie. Nie umrzesz. Nie pozwolę ci na to. – błyskawicznie wyjęła ze mnie ostrze i rozcięła swoją całą dłoń. – pij. Koniec kropka. Jak umrzesz to będzie moja wina.
- pozwól mi odejść. Znajdziesz innego.
- nie chcę innego. Chcę mojego Księcia.  ustawiła mi głowę i wpoiła krew. Poczułem ze tracę przytomność.

* Ignis *

Nie. Draco nie może umrzeć. Nie może.
Ponowiłam cięcie i przy okazji zahaczyłam o kilka ścięgien.
Trudno Dracon był wart każdego poświęcenia.  

Stracił przytomność ale jad się rozchodzi. Będzie walczył.
Musi walczyć. Musi żyć.

- skarbie ... zrób to dla mnie. Wywalcz życie. Prosiłam go załamującym się głosem.
- zabij. Zabij sam siebie. jesteś dla niej ciężarem nie rozumiesz ? ona będzie żyć wiecznie a ty umrzesz tak czy siak. Skróć sobie męki i zrób to. namawiał go Aleksander.  Draco wyciągnął czarną od ostrza dłoń i kierował na szyję.
- nie słuchaj go kochanie. Masz zostać moim Księciem. Masz żyć. Odpowiedziałam. Ale czarna dłoń bardziej przypominająca kościste dłonie dementorów nadal zbliżała się do bladej skóry.
- zabij. Zabij. Zabij. Skandował Aleksander.

- zamknij się. pogłębiłam ogień a razem z nim i cięcia oraz pole działania jadu.

- skarbeńku ... przeżyj. Błagam cię walcz i żyj. Przytuliłam się do jego boku.
Czarna ręka nadal wisiała nad krtanią ale zdrowa dłoń zaczynała bardzo powoli łamać palce tej drugiej. 

Walczył sam ze sobą ale niestety przegrał. ostatnim ruchem było objęcie gardła potem już znieruchomiał.
Złożyłam na jego ustach ostatni pocałunek i moja łza spłynęła na jego policzek.
Już nie mam swojego księcia z bajki, swoich nadziei, swojej miłości, swoich marzeń.  – żegnaj skarbie. kocham cię i zawsze będę. Żegnaj. Pożegnałam go.

Koniec. To koniec.
Rozpacz ... to nic w porównaniu z bólem który teraz odczuwałam. Doszło do tego jeszcze poczucie winy że nie dałam rady go uchronić.  
Wzięłam ostrze które go zabiło i przykładałam do skóry nadgarstka.
Kilka ran, jeden symbol - Insygnia Śmierci. Na lewej ręce. 

Jednak coś mnie powstrzymało przed zrobieniem tego na prawym nadgarstku. Tym czymś była czyjaś blada dłoń.
Na początku myślałam że to pierdolony Aleksander ale jedno spojrzenie na podłogę mnie od tego odwiodło. Nie ta skóra należała do kogoś innego.

Ta sama dłoń odrzuciła nóż na podłogę i przygwoździła mnie do siedzeń Ekspresu.
- chciałaś się pociąć ? dla mnie ? oj skarbie to takie romantyczne i słodkie. Jednak niepotrzebne bo żyję.  Znajomy i uwielbiany przeze mnie głos.
Tej euforii nie da się opisać. Zaczęłam się śmiać i jednocześnie płakać. Poczułam od Dracona nie tylko perfumy i zapach skóry ale też tę nutę wyczuwalną przy wampirach.
- ty ... ty ... ty jesteś ... jesteś podobny do mnie ... nawet nie wiesz jak się cieszę. – przewróciłam go na ścianę i rzuciłam na szyję. Zaczęłam go całować po ramionach i karku dopóki nie natrafiłam na usta. Po długim delikatnym pocałunku i w miarę sprowadzeniu się do równowagi postanowiłam się odezwać. – mój skarb. Mój Książę. Mój.
- tylko twój. – odpowiedział mi Draci. - Słyszałem twoje prośby. Nie było łatwo ale jak widzisz nie zawiodę mojej Księżniczki.
- kocham cię. Przytuliłam go ponownie.
- a ja kocham ciebie. skarbeńku. Odparł z radością.


- wiesz że jak ja musisz przechodzić przez wypalenia ?
- nie mogę się doczekać. Jeżeli będziesz mnie traktować tak jak ja ciebie to wolę nie myśleć jak bardzo będziesz na mnie działać. – zdradził chęć na pocałunek. i to wypalenie. – jednak teraz czuję zapach każdej szlamy w całym Ekspresie i słyszę każdą rozmowę. Jak ty to znosisz skarbie ? zmienił temat.
- siła przyzwyczajenia. Poza tym możesz to kontrolować i używać tylko kiedy będziesz chciał. Na przykład zebrania.  Niech czyta między wierszami.
- na zebraniach na pewno.  Zapewnił mnie.
- głodowe jest bez sensu bo jesteś zbyt wrażliwy żeby zabić wi...
- wcale nie skarbie. z chęcią bym ci to udowodnił.
- w takim razie dlaczego dałeś sobie wejść na głowę ? zakpiłam z niego.
- bo nawet kotu należy się chwilka przyjemności z dominacji.

- zbyt wiele mówisz pijaweczko.
- jak mnie nazwałaś ? zainteresował się.
- pijaweczka.
- oj skarbie nie przeciągaj struny bo będę niemiły. Ostrzegł mnie.
- struny już dawno pękły. – zestaliłam sobie powietrze wokół jego nadgarstków. – a ty mi nic nie zrobisz. Pijaweczko.
- nie nazywaj mnie tak. – szarpnął się. – chcesz mnie wykończyć ? czyżbym ci się znudził ?
- podstawowa zasada. Nigdy, przenigdy nie podważaj mojego uczucia do ciebie.

- dla mnie wygląda to tak jakbyś chciała się mnie pozbyć.
- musisz mieć unieruchomione dłonie bo inaczej guzik mi wyjdzie. A propos guzików. – rozłożyłam koszulę na boki i pogładziłam tors. – jeszcze bardziej perfekcyjny niż przed tą zmianą. Jeżeli coś co było perfekcyjne może się polepszyć.
- zmieniasz tematy jak rękawiczki. Zauważył.
- bo musisz być nakręcony jak katarynka żebym mogła cokolwiek zdziałać. Dlatego też  – przesunęłam palce bardziej na boki jego ciała. – pozwalam sobie na odrobineczkę więcej niż normalnie.
- już normalnie jesteś buntownicza, teraz jesteś po prostu niegrzeczna, a boję się myśleć co wymyślisz dalej.
- pozwól mi pracować. – upomniałam go lekkim tonem. – bo jak nie dasz to wypalenie czeka cię w moje urodziny. A wtedy będziesz jeszcze bardziej nakręcony i wyczerpany.
- dobrze skarbie będę grzeczny. zgodził się.
- rozsądny chłopiec. – pogładziłam brzuch. Ja też niedługo nie wytrzymam ale musiałam mieć warunki. – a teraz pokaż swojej słodkiej mentorce co takiego skrywają usta.
- że mentorce to się zgodzę ale nie słodkiej tylko genialnej.
- no już. Otwórz usteczka. – ponagliłam go. Spełnił prośbę a tę odrobinę trunku ze swojego kieliszka przelałam właśnie na niego. – przykro mi skarbie ale zawsze chciałam to zrobić. wyszeptałam mu do ucha.  Nachyliłam się i delikatnie spijałam napój.

W końcu doszło do pocałunku.
Pieściliśmy się wzajemnie nie dbając o granice.   Oboje mieliśmy zmysły wyostrzone na równi i oboje mieliśmy też zero nerwów i kontroli. to był nasz najlepszy pocałunek daleko bijący na głowę ten z nocy czy dwa poprzednie.    Spełnienie marzeń? To już było dawno. Teraz to była po prostu magia. Najczystsza i najlepsza w smaku magia. 

Oczywiście po co najmniej kwadransie opadłam obok niego, kiedy to on wypalenie i najcudowniejszy pocałunek świata miał za sobą. Ja jako korzyść miałam tylko to drugie ale i tak nie chciałam więcej. To mi w pełni wystarczało.    Dracon podobnie jak ja po wypaleniu na chwileczkę stracił przytomność.
- podobało się ? szepnęłam mu na ucho kiedy już otrzeźwiał.
- oj skarbie ... to ... tego nie da się opisać ... to jest po prostu ...
- magiczne ? podpowiedziałam mu.
- dokładnie skarbie. wyjęłaś mi to z ust. Wróciła mu złośliwość.
- nie przesadzaj kochanie.
- i tak wiem że tobie też się podobało. Dobierałaś pieszczotki tak żeby mieć z tego przyjemność  a jednocześnie większość była dla mnie.
- przejrzałeś mnie Draci. uwielbiam cię i twoje pocałunki ale to twoja przyjemność ma być na pierwszym miejscu. Co mi za to grozi ?
- to. – pocałował mnie w ramię. – to. – trafił na szyję. – to. – policzek. – i moje ulubione. To. – usta.    A rozsądek jak zawsze robi papatki. Koniec kropka. Poległam. Nie umiałam się bronić i zapierać ani też powiedzieć mu stanowcze „nie” jeżeli chodzi o pocałunek.  tutaj mnie miał jak na talerzu. – to jest twoją karą.
- wystarczającą. Odpowiedziałam Draconowi.
- a co z tym ścierwem ? spojrzał z odrazą na Aleksandra.
Przeczesałam ręką włosy - niedługo będzie tu Rada. Muszę go posklejać, zaamnezjować i postawić do pionu.
- zostaw mu wspomnienia. Nie chciałabyś chyba żeby wyszedł stąd nie pamiętając nic a nic. W to nawet ja nie wierzę.
- i dobrze. – pocałowałam go w policzek.- Ale zapnij koszulę bo będzie mnie korcić.
Krótko się zaśmiał. – dobrze kotku ale jak tylko mamy okazję idziemy do Pokoju Życzeń i do samego rana się całujemy.
- wiesz że od dzisiaj zaśniesz tylko w moim towarzystwie ?
- jeżeli będziesz uprzejma raz na kilka dni do mnie dołączyć w dormitorium to będzie to nagroda.
- oczywiście że się pojawię. Nie możesz nie spać.

Usłyszałam otwierane drzwi pociągu. No to trzeba przywrócić Aleksandra do stanu tej pierdolonej normy.  Szkoda.
- Aleksander wstawaj do cholery. Przywołałam go.
Podniósł lekko nieobecny wzrok i jak zobaczył że Draci jest podobny do mnie załamał się.
- co ? odpowiedział zrezygnowany.
- nie pamiętasz co się tu wydarzyło ? może byś tak przeprosił ? odpowiedziałam ostrym tonem. Nawet na zebraniach tak mi się nie podnosiło ciśnienie jak teraz.
- za tego idiotę ? zmieniła go twoja krew więc tłumacz się Radzie. Ja wyjdę z tego cały a to że wybrałaś debila to nie mój interes.
- to ty tutaj jesteś pierdolonym cholernym egoistycznym zimnym idiotą a nie mój Draco. kopnęłam go.
- skarbie ... – zaczął Draco.  jak odwróciłam do niego twarz i spojrzałam w oczy zdecydował się kontynuować. – ja też mam tu coś do powiedzenia.
- przepraszam kochanie masz rację. Twoja kolej. Udostępniłam mu miejsce.
- za cierpienia mojej słodkiej– kopnął go w brzuch - za ból.– kolejne – i za to jakim śmieciem jesteś. skończył tak samo jak zaczął.
- swojej słodkiej ? oj skarbie ... – oparłam głowę o jego ramię. – kochany jesteś
- na razie odsuń się bo ubrudzisz ubrania. A nie chciałbym tego. Odsunął mnie od siebie.
Aleksander wypluł krew i wstał. – chcesz się bić ? proszę bardzo.
- no chodź. Nie boję się. Draco i Aleksander chcieli zacząć bójkę kiedy kroki na korytarzu obwieściły pojawienie się Rady.
- Draco zostaw bójkę. Potem zdążysz go wykończyć. Wtryniłam się po raz kolejny.
- a co teraz ? spytał zainteresowany.
- pocałuj mnie. Już.
- no ale ...
- teraz skarbie.
- dobrze. Posadził mnie sobie na kolanach i dotknął moich ust a dłonie w swój perfidny sposób starały się mi pomagać utrzymać równowagę.
Aleksander najpewniej stał jak ten słup bo nie sądził że pozwalam Draconowi na więcej niż jemu kiedy byliśmy razem.

Ktoś wszedł do naszego przedziału.
- Markusie. Aleksander przywitał wampira Rady tradycyjnym przyklękiem. Jednak służba to służba.
- wstań Aleksandrze.  – odpowiedział mu wampir. – co tu się dzieje ?
- przyniosłem nakaz egzekucji tak jak mnie prosiliście ale Ignis go zmieniła jak próbowałem go sprowadzić przed wasze oblicza w Mieście.
- Ignis. - Markus przerzucił na mnie wzrok. Bez skutku. – Ignis. Nałożył nacisk.
- witaj Markusie. Skinęłam głową na co wampir również lekko pochylił czoło.
- czy to co mówi Aleksander jest prawdą ? i gdzie jest ten skazany ?
- nie do końca Markusie. Aleksander zaatakował go nienawistnie z zaskoczenia i to trucizną. Podałam mu swoją krew by ratować jego życie i teraz jest podobny do mnie.
- gdzie on jest ? historyjka najwyraźniej wydała mu się bardziej prawdopodobna niż opowiastki agresywnego Aleksandra.
- tutaj. - Wskazałam na Draco. Markus zrobił krok w jego stronę. – jednak to mój ukochany a prawo mówi jasno że jeżeli miłość jest odwzajemniona i nie chce się jej stracić można ją ratować a potem wystąpić z rodu co jest traktowane jako dobrowolne odejście a nie zdradę.
- to prawda ? kochasz ją szczerym uczuciem ? członek Rady spojrzał na Draco podejrzliwie i szukał w jego myślach odpowiedzi.
- tak.  odparł błyskawicznie i bez zastanowienia Draci.
- Aleksandrze. Zarzucam ci próbę usilnego rozdzielenia ich a nawet zniszczenia uczucia przez co usuwamy cię z Miasta. Jednak wyrok wyda na ciebie Ignis i jeszcze przed wymazaniem cię z rodowodów wykona karę. Ignis możesz go ułaskawić. Przedstawił sprawę Markus upewniony że to co powiedział mu Draco jest prawdą.
 Niezauważona puściłam oko do Śmierciożercy. wiedział ze się odpłacę.
- Aleksander. Podejdź tu. - zaprosiłam go spokojnie. – skoro wyjeżdżasz z Miasta to chciałam ci coś dać. Przytulisz mnie na pożegnanie ?
- zawsze i wszędzie kocie.  objął mnie bez myślenia. To był jego błąd. przywołałam ostrze którym go pocięłam i z nienawiścią wbiłam w łopatkę przebijając serce.
- bestialstwo za bestialstwo, ból za ból, śmierć za śmierć. - Wyszeptałam do niego złowrogo i jednym ruchem wyjęłam z niego sztylet. Bezwładne ciało odrzuciłam na podłogę i spojrzałam z sadystyczną satysfakcją.  – dostałeś to na co zasłużyłeś.

- Ignis rozumiem że występujesz z rodu ? zadał pytanie usatysfakcjonowany Markus.
- jeżeli jest to konieczne to tak. odpowiedziałam mu.
- nie jest. - Podał nam dwa nowe medaliony. – jeden dla ciebie drogi chłopcze, witamy w rodzie. - założył na szyję Dracona jeden ze srebrnych ciężkich medalionów ze smokiem oplecionym wokół rubinu – i jeden dla ciebie Ignis. – na mnie też spadł ten zaszczyt. – życzę wam spokoju i szczęścia. Oddalił się Markus.


-  teraz i ty masz królewską krew. Przytuliłam Dracona szczęśliwa.
- wina ? spytał sięgając po butelkę.
- coś takiego trzeba uczcić. - Wtuliłam w niego głowę i znowu kilka łez na niego spadło. – nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa że żyjesz.  Nie wybaczyłabym sobie gdybyś umarł.
- na razie część nieśmiertelności mam a drugą jej część mam zapewnioną. I całość podzielę z tobą Księżniczko.
- a ja z chęcią zostanę z moim Księciem. Na wieki.
Ślizgon lekko mnie pocałował. – kocham cię.
- ja ciebie też Draco. odwzajemniłam gest.


- za nas. Wzniósł toast.
- za nas. Odpowiedziałam mu. cóż kolejnym plusem był fakt że potrzeba było naprawdę dużej ilości trunku by nas upić.


Pociąg niespodziewanie ruszył z kopyta. Od razu nabraliśmy szybkości.
Ale rozmowy nie prowadziliśmy przez jakiś czas. Musiałam przetrawić fakt że Draco jest, żyje i jest półwampirem.

- pogodzisz się z Pansy ? spytał po długim milczeniu w którym podziwiałam jego twarz.
- nie chce mi się. poza tym darujmy sobie temat Pansy. Mam jej po lotki.
- dobrze skarbie. – objął mnie niespodziewanie. – a co byś powiedziała na nocną wycieczkę do Hogsmade? tylko my, kilka szlam i głód.
- jak dużo ?
- 10 góra 15. Doskonale wiesz że mogę zabijać w szkole lepiej więc chyba znaleźć parę nabombanych w wiosce, zabrać do wrzeszczącej chaty i odebrać krew. A potem wymienić smaki. zaproponował. 
- za tydzień skarbie dobrze ? tydzień głodu sprawi że taka ilość ci wystarczy a i ja się pożywię. – oparłam na nim głowę. - Ale perspektywa kusząca. Szczególnie wymiana smaków.
- każdy ma jakieś dziwactwo. Jedni uważają się za elfów, inni są tępi jak gwoździe a my mamy pocałunki na zakrwawionych ustach.
- mrr ... nie mów nic o krwi bo robię się głodna.
- wiesz dobrze że możesz się pożywić. I to w bardzo przyjemny sposób.


Do drzwi zapukała kobieta z wózkiem pełnym słodyczy.
- coś z wózka kochaneczki ? spytała jak co roku.
- dwa krwiste lizaki.  Kobieta podała nam dwa wielkie zawijane cholernie czerwone lizaki.
- 8 sykli.
- i jeszcze lukrecje. Dorzucił się Draco.
- 10 sykli. Podała nam dwie wiązki czarnych lukrecji.
- proszę. Podaliśmy jej należność.
- smacznego. Wyszła z życzliwym uśmiechem na twarzy.

Wyjęłam jednego lizaka z folii. Od razu poczułam znajomą woń na którą oczy Draco lekko zalśniły.   - chyba nie zamierzasz ... – za późno skarbie. polizałam zestaloną krew. – oddaj.
- nie.
- oddaj. Uparł się.
- mój lizak.
- oddaj po dobroci.
- nie. Pomyśl i weź drugiego.
- nie chcę drugiego. Odparł i zaczął „odklejać” moje palce od patyka na którym to był słodycz.
- oddaj.
- nie. Mój. - otworzył usta. – mam to zrobić czy weźmiesz nowego ?
- oddaj mi lizaka. Wkurzałam się jak małe dziecko.
- za późno. – polizał taflę zestalonej krwi. – mój.
- guzik prawda. Mój.
- jak chcesz to możemy się podzielić. Zażartował ale skapnął się że popełnił błąd dopiero kiedy usiadłam mu na kolanach i przez cienką warstwę zobaczył zarys mojego języka.

- co z ciebie za egoistka. Lizaka żałuje. Kolejny żart.
- nie żałuje. Jest oszczędna raz a dwa musi cieszyć się swoim chłopakiem. Odpowiedziałam mu z przekorą.
- no dobrze. Podzielimy się. – zaśmiał się. – tylko nie licz na całuski. Uprzedził mnie.
- a dlaczego ?
- bo za tydzień będziemy mieli ich wystarczająco dużo po krwi.
- mój kochany Draco. musiałam się uśmiechnąć. Jednak wbrew jego przemyśleniom zeszłam z jego kolan i usiadłam obok.
- co się dzieje skarbie ? nigdy nie rezygnowałaś ze słodkości. Objął mnie troskliwie.
- ty jesteś bardziej głodny niż ja. Jedz. Uśmiechnęłam się życzliwie.
- nie zjem bez ciebie. no już. Chodź i jemy. Nie odpuszczę.
- wiem. Jesteś uparty ja osioł. Odparłam na zaczepkę z jego strony.
- a ty zimna jak lód. No chodź do mnie Księżniczko. Podniósł mnie i sam posadził sobie na kolanach.

- słowo się rzekło. Westchnęłam i zaczęłam z nim powoli zjadać lizaki. Kiedy byliśmy w połowie grubości do drzwi zbliżyła się Luna i patrzyła na to co robimy.
- jest o wiele słodszy jak ze mną go jesz. Prowokował mnie Draco.
- Luna za drzwiami na nas patrzy.
- co z tego ? chciałaś się mną cieszyć czy nie ?
- zawsze chcę. Odpowiedziałam mu.
- to zajmij się swoim Księciem. Zaproponował.
- mrr ... z chęcią. Wróciłam do słodkości a Luna po jakimś czasie poszła dalej.

- a teraz poproszę o pocałunek. odpowiedziałam kiedy już jeden został zjedzony.
-  ale ślicznie.
- pocałuj swoją zimną jak lód kicię.
- dobrze skarbie. zbliżył się do pocałunku i oczywiście udało nam się na tę chwilę zapomnieć o świecie. Ale oczywiście dla nas to była chwila.

Na korytarzu wychwyciliśmy Amycusa. Razem z siostrą przejął Obronę przed Czarną Magią.
Zapukał do drzwi. Jako do jedynych drzwi.

Kiedy nie usłyszał odpowiedzi nieśmiało wszedł do przedziału i zobaczył jak powoli pozbawiam Dracona krawata w ślizgońskich barwach. – niedługo Hogwart. Obwieścił i wyszedł.
- nieładnie skarbie. psujesz efekt mojej pracy. Zganił mnie Draco.
- oj tam. zawiążę ci go z powrotem.
- no to całuj. Uśmiechnął się złośliwie.
- no ale muszę się przebrać. To że ty zmieniasz koszulę i zakładasz na siebie krawat nie znaczy że ja też mam tak łatwo.
- masz. Zmieniasz tyle samo.
- manipulant z ciebie wiesz ? sprawiłam mu złośliwość.
- wiem. Ale ty nie jesteś lepsza.
- od dzisiaj tobą nie manipuluję obiecuję. spojrzałam mu  w oczy. Wiedział że mówię poważnie.
- ja tobą też nie. Zgodził się.

- a teraz daj mi odejść bo muszę się ogarnąć.
- o nie ... zostajesz tutaj. Okna zasłonięte, drzwi zamknięte na zamek i jestem tu tylko ja. Pokaż skórę skarbie.
- dobrze ale pod jednym warunkiem.
- jakim ? zainteresował się.
- że to ty mi pomożesz z krawatem.
- dobrze a mogę komentować ? spytał zainteresowany.
- jeżeli nie będzie to zbyt niegrzeczny komentarz to tak. zgodziłam się.
- dobrze skarbie postaram się nie być zbyt nieodpowiedni w słowach.

Odwróciłam się do niego plecami bo po drugiej stronie umieszczone były bagaże podręczne więc i ciuchy.
 Stanęłam na fotelu i ściągnęłam stamtąd swoją sakiewkę. Wyjęłam z niej kilka koszul i zeszłam na podłogę. Tyłem oczywiście.
Jak tylko się odwróciłam zobaczyłam przed sobą twarz Draco z lekko pobłyskującymi oczami. - oj skarbie ... wyglądasz tak niegrzecznie.
- lepiej wiąż krawat. Odpowiedziałam mu spokojnie.
- o nie ... – zatrzymał mnie i zbliżał usta do szyi. – najpierw chcę sprawdzić jak to jest kusić.
Dotknął skóry i zaczął ją smakować. - zostaw. Próbowałam się wyrwać.
- o nie. wiem że sprawiam ci przyjemność. A lubię kiedy moja Księżniczka jest szczęśliwa.
- zostaw. Bawić będziemy się w Hogwarcie nie teraz.
- nie zostawię. Ty jakoś oporów nie miałaś naszej nocy więc i ja ich nie będę miał. Piękna linia prosta w tą i z powrotem.   Przestał już nawet zasłaniać się ustami a dłonie mnie trzymały i delikatnie rysowały wzory na odsłoniętej skórze.

- zostaw. Jak ktoś wejdzie i zobaczy to będzie kicha. Zapierałam się.
- mówi się trudno. Ja i tak wiem że nie wygląda to najlepiej i godzę się na uwagi. Tylko niech moja słodka przyzna mi rację a przestanę.

Papa kontrolo. Oczy zalśniły ale nadal uparcie je zamykałam. – jesteś zwierzęciem. Cholernie zaborczym i dzikim zwierzęciem.
- wiem to skarbie. ty masz podobne sprawki na koncie więc pozwól mi na odrobinę. Wiem że ci się to podoba więc tylko zamrucz.
- jak dasz mi pocałunek.
- obiecuję. kolejna linia. Zwariować idzie.
- mrr ... całuj. Uległam.
- zgodnie z obietnicą.  Pocałował mnie i nie był grzeczny. nawet o to się nie starał. Ale dobrze. Od dawna nie był poza granicami.


Powoli pociąg zaczynał zwalniać. Znaczy się niedługo Hogwart.
- ubierz się. puścił mnie od siebie ale to było chwilowe bo zaczął zapinać na mnie białą koszulę. ba zawiązał nawet mój krawat.     

Ja spojrzałam na niego i stwierdziłam ze się odpłacę. Postąpiłam z nim tak samo i kiedy już Ekspres stał w miejscu a drzwi pozostałych przedziałów zaczęły się otwierać by wypuścić uczniów my swoje też otworzyliśmy i jakby nigdy nic wyszliśmy razem z tłumem.

Tyle, że on był do mnie podobny. 
Wpój w niego całą krew, całą i jeszcze trochę, a dostaniesz półwampira. Oddaj jad i masz całościową przemianę. 

Zapowiada się pyszny rok szkolny. 
Cały bez Harry'ego. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz