niedziela, 14 września 2014

Rok VII Rozdział VI To Wszystko Dla MNIE ???

Po kilku dniach rekonwalescencji na trybunach , bo wuj zabronił mi grać chwilowo w quidditcha, zaczęłam odliczać dni do urodzin.
Ale czekała mnie jeszcze organizacja czegoś lepszego, a konkretniej zrobienie niespodzianki wujowi.

Tydzień przed Halloween uznałam za stosowny, by wezwać ducha Lilly Potter.
Sama chciałam z nią porozmawiać, powiedzieć jej, że Harry jest bezpieczny i że taki będzie. Chciałam z nią wymienić kilka zdań,  w końcu zginęła, nieszczęśliwie i przez przypadek też przeze mnie.

Ale i tak wuj, pewnie najbardziej skorzysta z prezentu, będzie mógł ją pożegnać, porozmawiać z nią, a ja liczyłam, że przyzna się kobiecie do tego co ukrywa.

Poszperałam w pamięci i napisałam list do Mori w tej sprawie. Rysowało się to w taki sposób, że musiałam po prostu nakreślić odpowiednią pieczęć w miejscu, gdzie ma zmaterializować ducha oraz podać czas jego przywołania.   Wybrałam datę 27 października, bo uznałam ją za dość stosowny czas by zapoznać się z nią.


Usiadłam na kanapie w pokoju wspólnym. Z rozmyślań wyrwał mnie Zabini. 
- Ignis - zaczął chłodno - przekonałem się o Aleksandrze. 
- wielka nowość. - wymruczałam pod nosem odwracając głowę. - czego chcesz ? 
- po pierwsze połóweczko to wykluczyli mnie z Rady. Po drugie zmieniłaś Draco. Gratuluję. - prychnął - a poza tym chciałem wrócić do drużyny. 
- pff myślisz, że wpuszczę do chłopaków geja ? spojrzałam na niego z politowaniem. 
- słuchaj. Nie interesuje mnie ani Malfoy ani którykolwiek z nich. Więc nie masz się co martwić. A potrzebujecie pałkarza. 
- Zabini i tak nie trafisz do naszego składu. 
- McGonnagall życzy sobie ciebie w Buffońskiej drużynie. Snape podobno przyjął propozycję. 
- że co ? 
Zabini uśmiechnął się złośliwie. - to co słyszysz połóweczko. Malfoy ma kapitaństwo,  a ty grasz przeciwko nam, więc nic ci do tego czy jestem w drużynie.
- pieprzysz bzdury. - warknęłam i wstałam. Poszłam do gabinetu wuja, bez zaproszenia przeszłam przez odrzwia. - panie profesorze.
- nie powiedziałem "proszę wejść" - rzucił Snape znad papierów. - czego szukasz ?
- czy to prawda, że mam grać w Gryffindorze ?
- owszem Ignis, McGonnagall chce odwrócić passę swojej drużyny.
- i ty się na to zgodziłeś wuju ? mam grać przeciwko swoim ?
Severus się uśmiechnął krzywo. - owszem. Uznam to za ciekawą odmianę, w końcu zobaczymy na co stać Slytherin.
zasłoniłam dłonią oczy. - cała drużyna wiedziała wcześniej ?
- owszem.
- to czemu JA dowiaduję się ostatnia skoro to mnie to dotyczy !?
- Ignis, po prostu zagraj z Gryffindorem. Jeżeli McGonnagall zobaczy, że przegrałaś stwierdzi, że znajdzie sobie kogoś innego, jeśli wygrasz zostaniesz z nimi na stałe.
- nie umiem przegrywać.
- tak więc przyzwyczajaj się do koloru czerwonego na szatach. - Snape pokazał mi wzrokiem drzwi. - mam wiele pracy. Dobranoc.
- dobranoc wuju. pożegnałam go i wyszłam.

Cholera, cholera, cholera jasna !
Ja nie umiem przegrać.
Ale gdyby ustawić stawkę z Draco ... no byłoby o co grać.

Na przykład o miód. Ooo tak, to dobra stawka. Przegrany rozpieszcza wygranego. Bez możliwości odpowiedzi. Taak, dobra stawka.

Wróciłam do dormitorium, Draco siedział na kanapie, rozmawiał z Blaisem.
- dobra, wrócisz do składu, ale jak ona się dowie - spojrzał na mnie. - cholera.
- ta choroba już zniknęła skarbie. - odpowiedziałam rozbawiona i usiadłam obok niego. - mam pomysł, skoro mamy grać przeciwko sobie.
- wiem. - pogładził mnie po policzku. - zgadzam się.
- świetnie. - podniosłam się. - a ja idę spać. Bo mnie niedługo szlag trafi.
Złapał mnie za nadgarstek i ściągnął na kanapę. - zostajesz. Jest wcześnie.
- ale ... - westchnęłam. Po co ja mu się patrzę w oczy !? -  nie mam nastroju na przymilanie się. - Blaise parsknął śmiechem.  - spierdalaj. Bo zdaje się masz siostrzyczkę. wysyczałam cicho.
- nie tkniesz jej. warknął.
- kto powiedział, że tknę ? - popatrzyłam po dormitorium. mała Zabini siedziała na fotelu i rysowała. - Ann. - dziecko podniosło wzrok. - co rysujesz ?
- dom. Mama choruje i chciałam jej coś wysłać.

- nie tkniesz jej. - warknął do mnie Zabini. - Ann, pójdź rysować na górę. dziewczynka się zabrała na piętro grzecznie.
- chciałam z nią porozmawiać, spokojnie.

rozłożyłam się na fotelu. Miałam dość mocno dosyć.
Draco wolał się nie wtrącać w moje humorki i po prostu gadał z Crabbem i Goylem. 

A ja siedziałam i się nudziłam. Nie chciało mi się nic a nic. Najchętniej zabrałabym się z Draco na ucztę na Nokturn ale ustaliliśmy termin na moje urodziny. 

Ech jeszcze ta gimnastyka żeby wuj nie połapał się o co chodzi ... Coś musiałam wymyślić.
Miałam pomysł.

Dni zbliżały się do ustalonej daty, wysłałam Mori list z terminem dokładnym co do ducha. Zgodziła się bez większych problemów.
Jeszcze Severusa przekonać, ale na to już miałam patent.

Ostatnie godziny przed wieczorem kiedy to miałam iść po wuja, oddać mu prezent.
Odetchnęłam, zabrałam w sobie odrobinę Energii żeby aktywować pieczęć. Musiałam tam być ciut wcześniej by aktywować ją i namalować, a chciałam jeszcze zobaczyć się z Lilly i z nią porozmawiać.

Przeszłam do Komnaty Tajemnic, stało tam a i owszem, Ain Eingarp, pod nim przeszklona podłoga z wodą, wpuściłam tam bazyliszka, do tego zwierciadło wisiało ciut powyżej niej, a wokół wyrosły płaskie schody. Pomieszczenie przybrało kształt koła, mniej więcej.

Wykreśliłam pieczęć i kucnęłam tuż przy rysunku. Jak w greckich mitach Hades ( a w moim wypadku Mori ) wypuszczał od siebie zmarłych kiedy wyczuli krew, tak tu było tak samo.
Pieczęć wymagała poświęcenia, szczególnie, że to był mój pomysł.

po kilku sekundach pojawiła się postać kobiety. Rudowłosa, zielonooka, dobrze ubrana, kobieta.
- gdzie jestem ? co z Harrym ? spytała zaaferowana, miała miły głos.
- jest pani w Hogwarcie, w Komnacie Tajemnic, jestem Ignis, przygarnęła mnie pani. A może raczej ciociu - uśmiechnęłam się lekko. - Harry jest bezpieczny i spokojny. Dbam o to.
- Ignis - kobieta chciała wyjść do mnie, ale cofnęła wyciągniętą rękę jak oparzona. - czemu ?
- jesteś martwa. Jak wiesz, zginęłaś broniąc Harry'ego. Ta pieczęć cię przywołała, ale nie możesz jej opuszczać, inaczej zmienisz się w pył, lub w najbardziej dramatycznym wypadku, we własne zwłoki. - poinformowałam ją. - ale ... - odetchnęłam. - jest osoba, która potrzebuje rozmowy z tobą bardziej niż ja. Harry jest za daleko, nie ma go w szkole. Ma zadanie by zniszczyć Tego, Który Nie Powinien Mieć Imienia. Mnie postanowiono zostawić tutaj, ale w razie czego idę pomóc bratu. - poinformowałam ją. - jestem szczęśliwa, że cię widzę ciociu. Ale nie rozumiem, czemu zdecydowaliście się za mnie umrzeć, w końcu byłam podrzutkiem.
- ale potrzebowałaś ochrony, domu, bezpieczeństwa. Pokochaliśmy cię jak rodzone dziecko.
Wzruszyło mnie to, po policzkach potoczyło się kilka łez, poprawiając wcześniejsze, czarne ślady.
- przepraszam Lily, ale muszę po kogoś iść. - skinęłam jej głową.  Narzuciłam na ramiona pelerynę. Poszłam pod gabinet wuja. - panie profesorze. zaczęłam pukać.


* Severus * 

Kto dobija się do moich drzwi o tej pioruńskiej godzinie ?
Spojrzałem przez drzwi. Ignis, jedyna osoba, której mogłem to wybaczyć, zwykle przychodziła do mnie  w środku nocy z bardzo ważnymi sprawami.
- wujku. - przytuliła się jak tylko otworzyłem jej drzwi. Nie rozumiałem jej chwilami. Jednymi z nich były właśnie takie momenty. - chodź, coś się dzieje. - zabrała mnie za rękaw nie czekając na odzew. Była zbyt silna i zbyt uparta, żeby z nią walczyć. Prowadziła mnie na wpół przytomnego przez korytarze szkoły. Otworzyła jakieś drzwi ruchem nadgarstka. Z ciemności Hogwartu trafiłem do jasnego, marmurowego pomieszczenia. Zmrużyłem odruchowo oczy. Widziałem coś w rodzaju ciasta. - wszystkiego najlepszego wuju. - odeszła ode mnie, usiadła na schodach i wskazała mi wzrokiem krąg namalowany na szklanej podłodze, pod którą pływał bazyliszek. - tak jak mówiłam.
Lilly. Słodka Lilly. Ugięły się pode mną nogi, zapomniałem kompletnie, że Ignis chciała mnie z nią rozmówić.
- to dla mnie ?
- tak. skinęła głową i popchnęła mnie w stronę kobiety.

Lilly usłyszała moje kroki i spojrzała na mnie.
- Severusie - uśmiechnęła się. Stałem jak ten słup. - coś się stało ?
- Lilly - podszedłem do niej. Nie wierzyłem, że moja chrześnica coś takiego wymyśli, albo może raczej nie chciałem wierzyć, że to zrobi. - przepraszam.
- już dawno ci to wybaczyłam, Severusie. Co z Harrym ?
ona zawsze nim zainteresowana. - wszystko z nim w porządku Lilly. - zapewniłem ją. - pilnuję tego.
zaskoczyło ją to. - ty ? Harry'ego ?
- tak Lilly. - byłem głupcem, ale najwyższy czas jej to powiedzieć. za jej życia nie dałem rady się odważyć, może teraz coś to da. - to twój syn. a ja Lilly ... kocham go i nienawidzę.
Evans skinęła głową życzliwie. - wiem Severusie. - uśmiechnęła się. - twoja chrześnica zdążyła mi wszystko opowiedzieć o tym, że go chronisz. Ale nie podała powodu.
spojrzałem na Ignis zdenerwowany. Ona jedynie się uśmiechnęła i rozparła na schodach. Patrzyła w Ain Eingarp.
- Lilly ... ja ... Lilly ja cię kochałem i kocham. Dlatego chronię Harry'ego. I Ignis.
Kobieta się rozpłakała. - Severusie ... - nie mogła wyjść, ale czułem, że chciała mnie przytulić. - to ... to bardzo miłe, ale wiesz, że ....
- kochasz Pottera. Wiem. Dlatego ja kocham twojego syna i jednocześnie go nienawidzę. Ale ochronię go Lilly, obiecuję.
Evans uśmiechnęła się ponownie. - dziękuję Severusie. Dziękuję.    rozpłynęła się w powietrzu.

a ja nie wierzyłem, że dałem ponieść się emocjom po tylu latach.
Byłem głupcem. A Ignis patrzyła na to i płakała.

Zwabiony jej szlochem pojawił się Draco. Spojrzał na Ain Eingarp i odwrócił wzrok w stronę Ignis.
Objął ją.

- wuju - dziewczyna wstała, podała mi tort z odliczonymi pięćdziesięcioma świeczkami. - wszystkiego najlepszego.
Przytuliłem ją, jakjuż raz emocje wzięły nade mną górę, to jutro wrócę do normy.
- dziękuję Ignis.

nadal nie docierało do mnie, że zrobiła to wszystko dla MNIE.

* Ignis * 

spojrzałam na wuja wzruszona.
- nie ma za co. - pocałowałam go w policzek. - dobranoc wuju. wygoniłam go.
- dobranoc Ignis.  pożegnał mnie i zniknął.

Chyba chrzestny nie wierzył w prezent. Draco patrzył na zwierciadło ale zwrócił uwagę na podłogę i bazyliszka. 
Odskoczył na wyższe stopnie. 
- oj no chodź. Pora spać, pijaweczko.
- nie nazywaj mnie tak - w sekundę był przy mnie i trzymał mnie za ramiona. - połóweczko. szepnął mi na ucho. 
- mrr - poruszyłam się w jego objęciach. - a teraz pozwól, że coś ci pokażę. 
- Ignis ...
Zeszłam na szkło przy skraju podłogi jakby nigdy nic. Otworzyłam klapę, bazyliszek wystawił łeb na szkło. 
Ba, podpełzł pod nogi Draco, odetchnął na niego przy okazji mocząc jego ciuchy wodą. 
- polubił cię. - pogładziłam gada po pysku - wie kto jest dobrą partią dla jego pani. - bazyliszek potarł o mnie pyskiem. - chodźmy. - zabrałam go na ramię a Dracona wzięłam za rękę - czas na spanie. Książę. 

Wskazałam mu łóżko, które się pojawiło. A kiedy i ja się na nim ułożyłam i zasnęłam widziałam twarz ojca, który przekazywał mi informacje. 

Niedługo Halloween i zapowiadało się ono ciekawie. 

I choć dzień ustawiłam pod wuja to wyniosłam z niego korzyści. 
Poznałam Lilly i przemogłam Severusa do okazania czułości, co na pewno dziwiło Draco. 
Bywa, a to dopiero początek szkoły ... 







piątek, 5 września 2014

Rok VII Rozdział V Szkoła, Szkoła, Szkoła ...

Przed pociągiem stał jak zawsze Hagrid z latarnią i zwoływał pierwszoroczniaków.  Ja i reszta starszych poszliśmy w stronę dorożek z testralami.     

Każdy Śmierciożerca je widział bo praktycznie na każdym zebraniu ktoś ginął a zlecenia na pozbycie się były na porządku dziennym.


Wsiedliśmy razem do jednej dorożki jako jej jedyni pasażerowie. Wolałam trzymać go z daleka od innych uczniów dopóki nie będzie umiał kontrolować zmysłów.  

Zaczęłam myśleć co będzie jak wejdziemy na Wielką Salę.   Tam jest tyle szlam że często ja miałam problemy z utrzymaniem kursu a co dopiero świeżo zmieniony Draco. ale cóż trzeba to przeżyć. Jednak nasze dormitorium jest jeszcze bardziej zagrożone bo szlam mieliśmy u siebie góra 5 więc kicha jeszcze większa.


- zdajesz sobie sprawę z tego co poczujesz jak wejdziesz na Wielką Salę prawda ? spytałam wtulając się w niego.
- w szkole jest mnóstwo szlam wiem o tym. Ale nikogo nie tknę. Obiecuję. pogładził mnie po policzku.
- ja też tak mówiłam. A potem co ? musiałam zaciskać pięści i wstrzymywać oddech przez całą kolację.
- ja mam swoją słodką mentorkę a ty byłaś sama z tym problemem. Nawet na mnie musiałaś wtedy uważać. Lekko się uśmiechnął na wspomnienie mojego „wstrętu ” przed pocałunkami.      
No ale musiałam się kontrolować a przy chłopaku czystej krwi który lubił się ze mną droczyć o pocałunek było to trudne i dlatego sobie tego odmawiałam.

- trzymasz się mnie. I jeszcze jedno. Kły i oczy możesz kontrolować. Dlatego jak będziesz wściekły radzę ci zostać spokojnym i opanowanym bo wyjdzie szydło z worka.
- rodzice i tak się dowiedzą. Przecież Markus wysłał do nich list. – wzruszył ramionami.- A na resztę uczniów kicham bo obchodzi mnie twoje zadowolenie.
- no wiem skarbie. ale lepiej nie ujawniaj swojej zwierzęcej natury. Wystarczy że Snape wie. Uczniów w to nie mieszajmy.

- skąd pewność ze Snape wie ? spytał zaskoczony.
- bo Markus wie że to mój chrzestny więc i jeden z niewielu żyjących krewnych. Mojego ojca powiadomił jakąś godzinę temu tak samo twoich rodziców. A w Hogwarcie pismo dotarło do Snapea góra kwadrans temu.
- Snape ... to ... to twój chrzestny ??? Draco się zdziwił.

- tak. przyjaciel matki więc od niej wyszła ta inicjatywa. Ojciec poparł tą ideę bo w sumie co miał zrobić, nie ? zaśmiałam się krótko.
- a kogo masz za chrzestną ???
- pewnie się domyślasz że Snape chciał żeby to była Lilly ale ojciec się nie zgodził ze względu że oni jemu odmówili. Więc wybór padł – wzięłam oddech. – na bardziej zaprzyjaźnioną ojcu osobę.
- na kogo ? spytał zainteresowany Draco.

- będziesz przybity.
- powiedz mi skarbie. - uparł się. – nie będę zły. Zaczął okręcać sobie pasemko moich włosów wokół palca.
- jesteś pewien ze chcesz wiedzieć ? spytałam po raz ostatni.
- tak skarbie jestem pewien.
- ojciec wybrał Bellatrix. A jak wiesz twoja ciotka nie potrafiła mu odmówić.
- czyli ... czyli przez tyle lat ... jestem z kuzynką ???
- skarbie to nie tak. owszem twoja ciotka w papierach figuruje jako moja chrzestna ale dobrze wiesz że rodziną nie jesteśmy.

- ale ... ale ... ale papiery.
- papier ... czym jest papier w Ministerstwie ? to tylko świstek podpisany przez paru urzędników. Co z tego ?
- pokochałem kuzynkę ...  zaciął się.
- a twoja kuzynka pokochała ciebie. – odpowiedziałam patrząc mu w oczy. - jak tak bardzo ci nie odpowiada fakt iż papierowo jesteśmy kuzynostwem to zrobię maraton do Ministerstwa i spalę te druczki żebyś był spokojny.

- skarbie ... to dla mnie szok ... moja rodzina przede mną ukrywała coś takiego ...
- wiem kochanie że to boli.  chciałam go przytulić ale się odsunął.
- nic nie wiesz. To boli bo rodzice mnie okłamali i nie mieli odwagi mi o tym powiedzieć.

- wiem jak to jest. Ja gdyby nie ojciec nie wiedziałabym że moja matka żyje. I on też mi o niczym nie powiedział. Myślisz że nie wiem jak to jest dostać nóż w plecy ?

- nie umiem tego ogarnąć ... jak ? usiadł zrezygnowany.
- skarbie ... posłuchaj mnie. - Zmieniłam miejsce by być obok niego. – choćby i w papierach było czarno na białym że jesteś moim bratem to dla mnie i tak zostałbyś moim chłopakiem. Poza tym czy w czymkolwiek ten papier nam przeszkadza ? moim zdaniem nie. więc przestań się załamywać z tego powodu i pilnuj nosa bo niedługo Hogwart.

- mówię to zbyt często ale masz rację. – odparł złośliwie. – co z tego ? moja Księżniczka zostanie moją Księżniczką. A druczek można zabrać lub spalić.
- i to jest myślenie Śmierciożercy. – pochwaliłam go z uśmiechem. – a teraz zbieraj siły bo jak wysiądziemy to gwarantuję ci że padniesz.

- a co będziesz całować ? zadrwił.
- będziesz jeszcze chciał pocałunku. Odpowiedziałam udając naburmuszenie i wysiadłam z dorożki.        


Dziedziniec główny Hogwartu wita. Zauważyłam Snape'a na wieży który obserwował cały przyjazd i przypływ uczniów.

Draco od razu jak wysiadł spiął się. podałam mu kawałek starej rozdartej tuniki z sprzed kilku dni. Miał szczęście że w ogóle pomyślałam o czymś uspakajającym.
- masz i oddychaj.
- twoja tunika z dyskoteki ... wracają wspomnienia.
- wolisz wspominać czy męczyć się s trzymaniem nerwów na wodzy ? spytałam zainteresowana.
- wspominać skarbie. szczególnie ten jeden moment. Odpowiedział lekko złośliwie.
- nigdy nie spoważniejesz. Zaśmiałam się do siebie i wzięłam go pod rękę.
- a ty nigdy nie będziesz grzeczna. Odpowiedział z uśmiechem i poszliśmy w stronę szkoły.


 Na Sali oczywiście mnóstwo ludzi w tym szlam bez liku. Teraz mam prawo się pobawić.
- Tu są wszystkie grupy krwi. szwedzki bufet normalnie. Sprowokowałam go.
- nie igraj tak bo wezmę cię na ręce. Zagroził mi Draci.
- znowu zaczynasz. Odpowiedziałam złośliwie.
- co z tego skarbie skoro sama prowokujesz ?
- to że się droczę.
- no a ja ci odpowiadam. Odparł i zajął miejsce przy stole Ślizgonów. W tym roku nikt nowy nie doszedł do domu węża czyli jest okej.

- Pansy podasz czerninę ? spytałam spokojnie jak tylko zajęłam miejsce.
- a co głodna jesteś ? odpowiedziała złośliwie.
- żebyś wiedziała. Potwierdziłam.

- skarbie mogę spróbować ? spytał mnie Draco widząc krwistą polewkę.
- proszę bardzo. Nabrałam jedna pełną łyżkę i podałam ją do ust swojego Księcia.
- dobra. - Stwierdził. – mogę jeszcze ?
- oczywiście tylko mi też coś zostaw. Nalałam mu do miski parę chochel i sama zajęłam się jedzeniem.

- twoja lepsza. Skomentował po kilku minutach spokoju.
- a to mi wmawiasz prowokacje. - Zaśmiałam się ale przejęłam jego talerz i łyżkę i karmiłam go jak małe dziecko.  – masz szczęście że mój talerz jest pusty.
- dlaczego ? na sekundę jego oczy błysnęły na słaby czerwony kolor.
- bo biłabym się z tobą o tą resztkę. Odpowiedziałam z uśmiechem na co on też się zaśmiał.

- byłby remis. Odparł.
- najprawdopodobniej.  Kolejne łyżki szły jak woda.
- skończyło się. mruknął niezadowolony.
- tydzień. Przypomniałam mu o obietnicy którą sobie daliśmy w pociągu.
- wiem skarbie. tydzień. Pocałował mnie w policzek brudnymi od zupy ustami.
- teraz sprzątasz.

- ale do twarzy ci z krwią na policzku. Droczył się.
- daruj sobie tego typu uwagi. Odparłam.
- dlaczego skarbie ? złośliwe pytanie z jego strony.
- bo za rok będziesz pełnym jak ja.
- wiem skarbie.
- jak wiesz to posprzątaj. Upomniałam go jak małe dziecko.
- dobrze. Otarł niedbale usta i ponownie złożył na moim policzku pocałunek.
- nic dodać nic ująć. Cały ty. Zaśmiałam się.
- wiem że lubisz nieprzestrzeganie zasad. Odparł z uśmieszkiem. No i jak się tu na niego gniewać ?

- proszę o ciszę. - Snape wstał do mównicy i zaczął przemawiać. – jak pewnie wiecie są wśród nas nowi nauczyciele. Będą oni uczyli Obrony przed Czarną Magią i mam nadzieję ze ciepło ich przywitacie. Przy okazji ich zajęć będziecie mieli więcej praktyki z tego przedmiotu niż we wcześniejszych latach. Dodatkowo Eliksiry chciałbym przekazać zdolnym uczniom a konkretniej jednej osobie która trzymałaby pieczę nad zajęciami z młodszymi klasami. – na sali przebiegło stado szeptów. – i tą osobą jest ... – dramatyczna przerwa a nerwy uczniów siadały. – nie kto inny niż Ignis Riddle. 

- Potter ! wrzeszczeli Gryffoni.
- Riddle ! skandowali Ślizgoni.
- Riddle – Potter . Ucięłam tę dyskusję.

- Ignis podejdź. – zaprosił mnie Snape. Podeszłam do schodów bo co miałam zrobić ? - Od dzisiaj możesz zasiadać przy stole nauczycielskim.
- to wielkie wyróżnienie panie dyrektorze ale nie wiem czy obecni tu nauczyciele by mnie przyjęli dlatego też na dzień dzisiejszy zostaję przy stole uczniowskim.

- nie wydurniaj się Ignis siadaj. Profesor McGonnagall wskazała na krzesło obok siebie.
- no dobrze.    Usiadłam na co Ślizgoni podnieśli taki ryk, że Draco z zatkanymi uszami słyszał ich doskonale, a jednak mój chłopak też się przyłączył do wiwatów pomimo wręcz fizycznego bólu jaki sprawiał mu hałas.  Po sekundzie do Ślizgonów dołączyły się inne domy i cała szkoła świętowała.


- cisza ! - wrzasnął Snape przerywając tę wrzawę. – teraz oficjalnie rozpoczynamy nowy rok szkolny. Smacznej kolacji a już jutro miejcie zapał do nauki. Skończył przemowę Snape i ulotnił się.
- Ignis zacznij rok szkolny tak jak go ostatnio skończyłaś ! krzyk Freda i Goerge’a.

Grono profesorskie po krótkiej dyskusji między sobą wyraziło zgodę.
Wstałam i wyszłam na środek pomiędzy dwoma środkowymi stołami.   - rok szkolny dopiero teraz uważam za otwarty. Powiedziałam głośno i wyraźnie i złączyłam nad głową ręce a wokół mnie oplótł się smok z ognia.

I teraz najzabawniejsza sztuczka zniknęłam im z oczu na ułamek sekundy by pojawić się obok Dracona.
- a ty lepiej uważaj u Snape’a. od prefektów oczekuje jeszcze wyższego poziomu. Mruknęłam do niego cicho i w ułamku sekundy pojawiłam się na miejscu wśród nauczycieli.


- Potter możemy porozmawiać po kolacji ? zagadnęła mnie McGonnagall.
- oczywiście. Zgodziłam się.
- Ignis nazywam się Alceto a to mój brat Amycus. To my będziemy uczyć Obrony przed Czarną Magią i chcielibyśmy wiedzieć jak przebiegały lekcje do tej pory i co moglibyśmy w nich ulepszyć. Zagadnęła mnie grubsza Śmierciożerczyni.

- lekcje ... normalnie. No może oprócz jednego roku gdzie uczyła nas różowa ropucha. – mentorka Gryffindoru ukryła uśmiech. Tak samo postąpił Hagrid - A poza tym większość nauczycieli zwykle robiła długi wykład, potem pokazywała sposób obrony a następnie omawiała skutki nieumiejętnego odparcia zaklęcia. Moim zdaniem powinno się zacząć od czegoś w rodzaju inscenizacji pojedynku i poprawnej obrony zaklęcia, potem zrobić wykład „co będzie jak tarcza nawali” a potem dopiero opisywać działania zaklęć.
- dzięki Ignis. Zapamiętamy. Uśmiechnęło się rodzeństwo.


     I tak wiedziałam jak będą wyglądały ich lekcje i jak kary jednak nie popierałam tej metody i miałam zamiar się im postawić w tej sprawie.     Ojciec uważał że lepiej jest nastraszyć i siłą ich zaciągnąć na naszą stronę jednak dyplomacja i perswazja robiły więcej a mniej ukrywania kosztowały.     Dlatego ja wolałam się mniej męczyć z ukrywaniem a więcej gadać niż brutalnie żądać. Chociaż i to miewało swoje plusy to jednak preferowałam swój sposób.

Kolacja minęła szybko a ja miałam jeszcze rozmawiać z McGonnagall.
^ przykro mi Skarbie ale chyba zaśniesz sam. Szkoda ale mus to mus. ^ przesłałam myśl na pytające spojrzenie Dracona kierowane w moją stronę. Pokiwał smutno głową.
^ będę czekał. ^ odparł i poszedł w stronę schodów.

Ja skierowałam się w stronę wież idąc tuż za animagiczką.  Dotarłam do jej gabinetu i usiadłam w fotelu naprzeciw kominka.
- Ignis pewnie wiesz dlaczego cię tu zaprosiłam. Profesorka zamknęła drzwi i zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
- najpewniej chodzi pani o Harry'ego. Odpowiedziałam spokojnie.
- owszem ale nie tylko. Słyszałam że mu pomagasz w pewien szczególny sposób.
- nie rozumiem. zdziwiłam się.
- chodzi o to że jesteś jedną z nich tylko po to by go chronić. Napisał do mnie krótki acz treściwy list w którym skrócił wszystko co się działo.
- owszem pomagam im w ten sposób. Ale o czym tu mówić skoro sprawa jest jasna ?
- chciałabym się dowiedzieć czy mogłabyś jemu – nałożyła nacisk na „jemu” – wmówić że Harry to nie zagrożenie.
- to nawet mi się nie uda. – rozłożyłam ręce. – mogę jedynie grać na czas proszę pani. nic więcej nie mogę zyskać. Odpowiedziałam jej.
- to zbierz go jak najwięcej Ignis. Musimy go zniszczyć.
- rozumiem proszę pani.
- a teraz leć spać. Przepraszam ze tak cię zostawiam ale na razie nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
- dobranoc pani profesor. Pożegnałam się życzliwie i wyszłam.

Dotarłam góra do głównego korytarza kiedy usłyszałam czyjś  oddech.    Spojrzałam wokół. Nikogo nie widziałam a jednak coś słyszałam.  Potem do tego doszło „oj skarbie” też niewiadomo skąd.   Ktoś bawił się ze mną w ciuciubabkę.


- dobra gadaj gdzie jesteś. rzuciłam lekko zła i spojrzałam w tarczę jakiejś zbroi. Lśniąca jak lustro. Kiedy mrugałam ktoś położył mi dłonie na oczach.
Zapach rozpoznałam od razu. te same świetne i niezmienne od lat perfumy miał tylko jeden chłopak w szkole.
- teraz poznajesz ? spytał mnie cicho Draco.
- poznaję. Potwierdziłam.
- pozwolisz się poprowadzić ? kolejne pytanie.
- akurat tobie ufam na tyle że dam.
- w takim razie chodź. Tylko miej zamknięte oczy.    Zawiązał mi na oczach strzępek swojej koszuli z dyskoteki w „Ukąszeniu”.


Wziął mnie za rękę i prowadził.
Nie wiem gdzie dotarłam za swoim przewodnikiem ale z oczu zasłonę ściągnął w ciemnym pomieszczeniu gdzie jedynie na stole stał świecznik i kilka zapalonych knotów oświetlało niewielką powierzchnię blatu.
- pomyślałem że spodoba ci się mój pomysł na świętowanie. Niedługo rocznica naszego poznania się.
- oj skarbie ... nie musiałeś.
- ale chciałem. Wskazał na krzesło które jeszcze dodatkowo mi odsunął.
- a ja dla ciebie nic nie przygo ... położył mi palec na ustach.
- cicho skarbie. przygotowałaś ale nieświadomie. Uratowałaś mnie i za to chcę się odwdzięczyć.
- ale ...
- nie ma ale. No już skarbie przyznaj mi rację.

- jesteś kochany. Tylko że nie mam zbyt odpowiedniego stroju na świętowanie. Odparłam na jego zaczepkę.
- dla mnie wyglądasz ślicznie. Ale – rozwiązał węzeł, owoc własnej pracy, i go ze mnie ściągnął – teraz lepiej.

- pozwolisz ? – na jego milczenie dwa górne guziki koszuli zrobiły papa. – no i masz uzależnienie. Zaśmiałam się z samej siebie.
- to nic złego skarbie. ja też cenię twój zapach. Chociaż bliższy mi jest smak.
- mi też. Uśmiechnęłam się pokazując mu kły.
- bardzo ci pasują. Odparł i jego górne trójki też się odrobineczkę wydłużyły.
- za kilka dni je stępisz ale nie powiem że nie korcą.
- chcesz to spróbuj czy są ostre. Skusił Draco.
- tak bez żadnych ceregieli ? za łatwe.

Krótko się uśmiechnął i nawet zaśmiał. - wiedziałem że to powiesz skarbie. dlatego chodź do mnie.
- co z tego będę mieć ? spytałam przekornie.
- już dobrze wiesz co.
- skoro wiem to powiedz. Odparłam na zaczepkę.
- pocałujemy się trochę. Mruknął Draco.

- nie słyszę.  Odpowiedziałam mu złośliwie.
- wiem że słyszysz. – rzucił Draci jako wymówkę i przesunął moje krzesło do siebie – ale chcesz to przeciągnąć. Tylko po co ?
- mrr ... bo jesteś słodziutki jak się starasz a mi się już znudziło prowadzenie gierek.
- aaa ... to dlatego nie chcesz już zaczynać. Oddajesz mi rolę prowokatora ? no dobrze.  Draco uśmiechnął się w swój złośliwo-słodki sposób.

- masz śliczne kły wiesz ? odbiłam piłkę.
- te same będą cię podgryzać.
- kiedy ? spytałam udając zaskoczenie.
- w odpowiednim czasie. Odpowiedział mi Śmierciożerca.
- kiedy ?
- zapytaj jeszcze raz a nie będę miły.
- kiedy ? rzuciłam z premedytacją.

I sekundę po tym pytaniu Draco patrzył mi w oczy swoimi błyszczącymi tęczówkami. Ręce miał położone na ramionach i na razie ich uścisk mnie zatrzymywał.
- teraz. Teraz moje kły będą się z tobą drażnić.  Rzucił się na mnie.
Koniec.     
Wytrenowałam w nim bestyjkę która słucha tylko części zaleceń.  
Ale on w tak słodki sposób odrzuca ich pozostałe fragmenty że nie umiałam się na niego gniewać czy mieć mu tego za złe.   Po prostu dziki półwampir ma ochotę na pieszczotki.

Lizał jak zawsze idealnie ale do tego  zgodnie z obietnicą doszły jego „nowe” kły które aż się prosiły żeby je stępić.    Oczywiście próbować zawsze można ale efekt był taki ze po minucie oboje byliśmy pokaleczeni i spijaliśmy sobie nawzajem krew z ust.


Ocknęłam się we Dworze. Tylko do cholery jasnej jakim cudem  my się tu znaleźliśmy ? i to od razu w pokoju Draco ?!
Oparł mnie o kolumnę przy łóżku. Nie mógł sobie odpuścić tej satysfakcji.  Cofnęłam się w bok bo wolałam go ściągnąć na miękki materac.

- ładnie to tak ? spytał na chwilę przerywając tę naszą magię.
- całuj. Odpowiedziałam mu wracając do jego ust.  Dla nas minuta a normalnie minęła pewnie godzina.      

Rozdarłam jego koszulę kiedy bawiłam się w drażnienie jego pleców. Teraz każdy cholernie perfekcyjny mięsień czułam jeszcze wyraźniej i w podziękowaniu dostawałam wzajemność i jeszcze bardziej cudowny pocałunek. 

Języki tańczyły swoje romantyczne ale jednak drapieżne tango a palce błądziły po skórze. Było cudownie. Po prostu cudownie.
Jednak musieliśmy jeszcze się opamiętać by wrócić do szkoły. A w takim stanie lepiej było nie pokazywać się nawet w Pokoju Życzeń. Ale na razie mieliśmy swoją chwilę na przyjemność i guzik nas obchodziła szkoła.

- śliczna jesteś ale drapieżna  i niebezpieczna jak bestie w Lesie. Draco na chwilę się uwolnił.
- na razie o maniery się nie martwię. Mam obok swojego Księcia i guzik mnie obchodzi reszta.  Ale niech tylko mnie jeszcze raz pocałuje.

- jak kotek poprosi to pomyślę. a kto wie może jeszcze dorzucę coś ekstra.
- co masz na myśli ? spytałam z większym podnieceniem.
- odrobinę popieścić twoje plecy. Od dawna mnie to korci. Odpowiedział mi lekko spięty.      

 Widziałam że mu na mnie zależy i chce zdobyć moją przyjemność. A mi zależało na nim i jego szczęściu.
-prrooszęę cię Drraacii ... pocałuj mnie raz jeszcze.
- za mruczenie mojego imienia na pewno cię nagrodzę. Widzę że ci zależy na dodatkowej przyjemności. ale chyba wolisz moje usta i język.
- oj o wiele przyjemności i uzależnienie można je oskarżyć. Ale są tak słoodkiee ...

- cichutko skarbie. cichutko. - Położył mi palec na ustach. Pocałowałam go delikatnie a Draco się lekko uśmiechnął.  – spraw mi przyjemność i pocałuj usta a nie dłoń. 
- z wielką chęcią. Zbliżyłam się do niego i spełniłam prośbę.    


od razu mnie ułożył na kołdrze i delikatnie gładził ramiona.  Westchnęłam mu w ustach.
^ chyba chciałabyś dostać prezencik ode mnie. Ale chcę usłyszeć bardzo ładną prośbę. ^ przekazał mi telepatycznie Draco.
^ Drraciii  prooszęę cię ... wypieść mi plecy tak jak chciałeś. Ale najpierw wycałuj usta ^
^ oj skarbie to zrobię z wielką chęcią. ^ odpowiedział mi delikatnie głaszcząc mnie po podniebieniu.      

Miałam z tego cholerną przyjemność i nie chciałam tego kończyć ale cóż obiecał mi jeszcze jedną dawkę szczęścia więc z wielka chęcią ją przyjmę.
Odczepił mnie od siebie praktycznie na siłę. Nie chciałam iść ale zareagował uśmiechem.

- na plecki kochanie. Plecki. Pokaz mi całą ich powierzchnie i każdy centymetr skóry.
- wiesz skarbie masz cudowny ton. Taki ... niegrzeczny.  Odpowiedziałam przewracając się.
- oj skarbie ... nie tak głośno. Jeszcze rodzice mnie usłyszą.
- musisz wiedzieć ze mam ochotę być głośno. Oj jakbym chciała ....
- gryź poduszkę, chyba ze wolisz moja koszule.
- koszula. Tylko powoli. Chce popatrzeć.
- nie masz czystych myśli jak widzę.
- cicho kocie i pokaż mi co ukrywasz pod koszula.
- zamrrucz. To mnie nakręca.
- lubisz koty jak widzę. Może to cię jeszcze barrdziej  nakręci. Pokazałam mu krótkie kocie czarne uszy.
- skarbie ... - spojrzał na mnie odrobinę złośliwie, ale nie wyszło mu to i zmienił taktykę. -  moja kicia. A może zamruczeć dla swojego kota ?
- mrrr ... tylko zajmij się skórą prroszę. Odpowiedziałam mu.
- jesteś pewna ?  zbliżył wystawiony język do karku.

- do cholery jasnej liż. Liż i zaklinam cię żebyś nie przerywał.
- zaklinasz ? oj, oj, oj skarbie. od razu mnie prosisz żebym nie przerywał ? musi ci zależeć na lizaniu.
- żebyś wiedział skarrbie.
- dla mojej cholernie słodkiej kici. – polizał skórę.    
               

Nosz cholera choćbym nie wiadomo jak chciała to nie potrafiłam być całkowicie cicho.   
Westchnęłam i cóż musiałam czymś zająć nerwy i zmysły. Celem stała się jego koszula która szybko znalazła zastosowanie jako knebel.    
Lekko słonawy posmak potu i odrobina tego charakterystycznego smaku jego skóry. nic lepszego nie było na świecie, no może oprócz krwi po długiej  głodówce.      w sumie od razu pożałowałam metody ale trudno.

W pewnym momencie byłam bliska zrobienia dziury w materiale.
^ skarrbie niedługo ci ją zniszczę. Nie każ mi wiecznie siedzieć cicho bo to mnie wykańcza. Prrooszę ... ^  przekazałam napalonemu Draconowi.
^ dobrze kiciu. Jeden jedyny raz możesz mi pokazać jak bardzo ci przyjemnie. Ale uważaj żeby nikt oprócz nas tego nie usłyszał.^
- Drrraaacooo ... mój koniec wytrzymałości nadszedł z kolejnym lizanym pocałunkiem. Nie doszedł nawet do połowy bo zatrzymałam go na łopatkach.
- oj kiciu ... takiego tonu nie słyszałem od dawna. Takiego ... mrraśnego
- mogę terraz ja ? koszula mi już nie starcza.
- oddaj mi swoją jeżeli chcesz mnie pieścić.


Wstałam i praktycznie chybiłam o milimetry jeżeli chodzi o trafienie w twarz Dracona.
- skarrbie ... jaka z ciebie kusicielka.
 - połóż się a zobaczysz co potrafię.
- tors czy plecy ? spytał Draco z blaskiem w oczach który za nic nie chciał zmaleć.
- trudny wybór ... – musiałam pomyśleć. Ale nie. on wolał moje plecy to i ja będę tak perfidna.  – plecy.
- dobrze skarrbie.  Ułożył się i od razu powąchał koszulę. Widać podobał mu się zapach.

- a teraz pokaż mi powód żebym skończyła.  
- Ignis wyjęczę to dla ciebie. chyba że wolisz mruczenie.
- ten słodki głosik wolę słuchać w postaci jęków.
- w takim razie spróbuj. Skusił mnie Draco będąc przy końcu cierpliwości.
- z wielką chęcią skarrbie.  Zbliżyłam usta do jego ślicznie zarysowanych łopatek.   A co się będę bawić. plecy to plecy nie kark.

Lekko go dotknęłam a Draco zareagował od razu, przeszedł go dreszcz.   
Miałam swojego Księcia w szachu ale nie chciałam szybko tego skończyć.    
Po tym jednym kontrolnym pocałunku zwolniłam tempo żebyśmy oboje mieli z tego dużo więcej. 
On dostawał dotyk i wspomnienia ja smak i miłe chwile. Momenty kiedy to Dracon i jego cierpliwość były w chuj daleko od jakichkolwiek granic czy norm.


- Igniiiss ... w końcu usłyszałam to co chciałam usłyszeć od początku. Piękne wezwanie od mojego Księcia.
- miło prawda ? spytałam lekko złośliwie.
- jak cholera. Odpowiedział szybko.
- pocałuj mnie. Poprosiłam stając nad nim.
- moja kicia nadal nie ma dość wrażeń ? oddał pałeczkę.
- wolisz nie wiedzieć. Odparłam wymijająco.
- znaczy się nie. – lekki przebiegły uśmiech. On coś knuł. – powiedz mi tylko na jak wiele mogę sobie pozwolić.
- oj tego to chyba wolisz się sam dowiedzieć. Skusiłam narzucając na siebie mokrą koszulę a Draco zrobił to samo ze swoją, oczywiście ich nie zapinaliśmy.
- racja. Nie lubię granic. Przyparł mnie do ściany i sam zaczął się ze mną całować.
Słodki ale bardziej dziki niż przed przemianą.
Ale cóż lepiej chyba żeby teraz się przyzwyczaił a potem jedynie się wzmocnił, nie ?.

odchylił mi głowę i zaczął kreślić dzikie wzory na mojej szyi.
- kocie ... zaczęłam słabym szeptem.
- wiem. Mam być w miarę grzeczny. odpowiedział szybko i wrócił do pieszczenia mi szyi.
- Draacoo ... wyszeptałam mu wprost na ucho miotana przyjemnością.
- nie szepcz kiciu tylko odgryź mi się. odparł Draci szeptem.    
To knuł. Chciał żebyśmy oboje mieli coś z takiej zabawy.   Dobrze. Chce ? niech ma. Ale nikt nie powiedział że mam trzymać się swoich zasad.

Dotknęłam go językiem i od tego momentu wszystko się zaczęło. 
Najpierw oczywiście Draco oddał mi przyjemność i zrobiło się bardziej gorąco wokół nas. 

Potem już tylko schodziliśmy w coraz to bardziej wyszukane pieszczotki.  
Przeniósł mnie znowu na materac i usadził sobie na kolanach, ale ja wolałam leżeć.  Ściągnęłam go tak że nachylał się nade mną i widziałam jego ruchy. 
Kiedy już Draco stwierdził że powoli posuwamy się za daleko dotyk jaki mi dawał stawał się coraz bardziej delikatny i znikomy aż w końcu zostawił mi na szyi z 5 ślicznych malinek.


- Draco ... zaczęłam słabo. Byłam niedaleko omdlenia.
- po krwi pozwolę sobie na więcej. Obiecuję. ujął moją dłoń i lekko ją ucałował jakby przed chwilą nie krzyczał że ma na mnie ochotę.
- takich to nawet ze świecą się nie znajdzie. Zażartowałam. Spróbowałam się podnieść ale wypompował ze mnie siły.
- pomogę ci kiciu. – wziął mnie na ręce. – popełniłem błąd. zrobił minę jakby czegoś zapomniał.
- dlaczego ?
- zapomniałem że musimy wysuszyć ubrania. Dotknął delikatnie mojej koszuli.
- pozwolisz ? – podniosłam temperaturę i po sekundzie były suche. Jedyne co zdradzało ich wcześniejsze użycie był wychwytywalny tylko przez nas zapach  - proszę bardzo. Suche.
- mądra kicia. – pogłaskał mnie po głowie. – tylko jeszcze je zapiąć.
- dla chcącego nic trudnego. – zabrałam się za zapinanie jego koszuli a kiedy miał tylko dwa górne guziki odpięte to Draco uporał się z materiałem który ja miałam na sobie. – no widzisz. Mówiłam.
- nic nie mów. Uciszył mnie i zabrał nas z powrotem do Pokoju Życzeń.


Spojrzałam przez jedno z wielkich okien. Powoli Księżyc chylił się ku zachodowi by ustąpić miejsca słońcu.  Czyli nie opyla się wracać na górę. 
w głównej części przestrzeni pojawiło się łóżko takie samo jakie miał u siebie Draco.

- skarbie – zrzucił niedbale koszulę na krzesło i położył się pod kołdrą. – czekam.

Zrzuciłam z siebie ciuchy i przywołałam tą samą zieloną tunikę którą miałam w noc przed weselem. 
Tak wyszykowana położyłam się obok Draciego i oparłam na nim głowę.
- dobranoc kiciu. Pocałował mnie w czoło i tradycyjnie objął przyciągając do siebie.
- dobranoc skarbie. odwzajemniłam gest z tą różnicą ze ja trafiłam na jego policzek i zamknęłam na nim oczy.

* Draco *

Sen przyszedł bardzo szybko.   
 Jednak Igni miała rację i teraz już rozumiałem dlaczego nie chce opuszczać mnie po zebraniach. dla takiego snu można było się pozbyć kilku szlam.
     

 Obudziłem się ale Igni jeszcze słodko spała. Wiedziałem że niedługo śniadanie i musiałem ją wyrwać ze snu.
Chcąc nie chcąc musiałem ją obudzić bo lepiej było nie podpadać już na początku.
A na dodatek Igni miała jeszcze zajęcia.
- Ignis ... - zacząłem spokojnie. Zero reakcji. – Ignis ... – bardziej przymiliłem się głosem. Również żadnego rezultatu. – Ignis wstawaj. Nacisnąłem zdenerwowany.   
- czego ? spytała jeszcze nie do końca wybudzona i z zamkniętymi oczami.
- grzeczniej skarbie bo zrezygnuję z głodowego. Zagroziłem jej.
- przepraszam. – otworzyła oczy i spojrzała na mnie z poczuciem winy w swoich zielonych tęczówkach.   – dzień dobry mój Książę. Powiedziała cicho i radośnie.
- witaj skarbie. mam nadzieję że pamiętasz co się wczoraj wydarzyło.
- mrr ... czy pamiętam ? chcę powtórki. Byłeś taakii cudowny.
- cicho. – pogładziłem ją po policzku. – chodź na śniadanie.


* Ignis *


Oj jaki on jest słoodkii ... no po prostu o wiele, wiele lepsze niż lukrecje. 
A jego całowanki  ... mamuniu ... spełnienie wszystkich moich marzeń a on i jego nastrój wczoraj wieczorem był taki dziki ... nic tylko brać i lizać.

- jest za jakieś dwie godziny. Daj mi pospać.  Mruknęłam cicho.   Jednak trochę mnie wymęczył a wolałam nie myśleć co będzie jak już napije się krwi ...
-  o nie kiciu. Zostajesz obudzona.
- ale kocie ... ja chcę spać. Byłeś wczoraj cudowny ale padam.
 Lekko się uśmiechnął w swój złośliwy sposób i okręcił pasemko włosów wokół swojego palca. - z mojego powodu ? od mojego pocałunku i drobnych pieszczotek jesteś zmęczona?
- drobnych może i tak ale za to jak dzikich i uczuciowych. – zamknęłam oczy. Na samo wspomnienie robiło mi się gorąco. – chcę powtórki i mam tydzień czekania.

- wrr ... pocałuj. Skusił Draco.
- jeszcze raz ? kocie ty robisz się uzależniony.
- wiem. Ale mam to od dawna. Daj mi spróbować.
- no dobrze. – dostał ode mnie całusa w policzek. – wiem jestem zła. Złośliwie się uśmiechnęłam.

- do twarzy ci z tym. Odpowiedział mi z uśmiechem i zaczął wstawać z łóżka równocześnie mnie zrzucając z siebie.
- ej no ... moja podusia ...
- twoja podusia już nie śpi. Odgryzł się.    miał świetny humor i nie zapowiadało się żeby się zmienił.

- ale ja chcę spać. Odpowiedziałam niezadowolona.
-  musimy jeszcze wrócić do dormitoriów bo będzie draka. Odparł Draco zapinając swoją koszulę i rzucając mi moją.

W sumie ma rację. Lepiej wrócić i udawać ze nic się nie stało.  
Chociaż Snape jak tylko skapnął się że wyszliśmy pewnie kazał Alceto i Amycusowi  przemilczeć nasz drobny wypad na noc, to lepiej będzie pozostawiać pozory.


- no cóż masz rację. Lepiej dać im pozory że byliśmy grzeczni.
- a nie ? spytał złośliwie.
- oj nie odzywaj się. odgryzłam się zapinając materiał i na szybko wiążąc krawat.
- powiedz.
- już dobrze wiesz co miałeś wczoraj w głowie. Odparłam i zabrałam się za ponowne wiązanie butów. Oczywiście glany te same od lat bo w końcu stopa mi nie rośnie.

- no dobrze skarbie. masz mnie. Nie miałem czystych myśli. Ale ty też nie. mam zacytować? spytał złośliwie Draco.
- a cytuj.
- każde twoje wezwanie ,  no i moje ulubione : „tylko powoli chcę popatrzeć ” a no i twój oddech.  Odpowiedział perfidnie.       

Dlaczego nie potrafię się na niego wpieniać i zrobić mu awantury o coś takiego ?

- zostawmy to jako remis. Ustąpiłam mu.
- remis ? rezygnujesz z kłótni o wygraną ? gdzie ta moja dzika kusicielka z wczoraj ? zdziwił się Dracon.
- masz ja przed sobą.  Tyle że nie chce się kłócić z rana.
- nie wierzę. To nie ty. Ona była zimną bezkompromisową liderką a przy mnie zmieniała się w kicię bez zasad i granic. Wątpię czy mam ja przed sobą.
- uwierz. - Zmieniłam taktykę. Stanęłam za jego plecami i ułożyłam dłonie na jego ramionach. gładziłam go przez materiał. – kto wczoraj tak cudownie lizał mnie po szyi ? bo mi się wydaje że ty. A jestem pewna że pamiętasz moją reakcję.
- wzdychałaś na potęęgęę ...  Draco przeciągnął samogłoski wspominając mój głos.
- no właśnie kocie. Wzdychałam do ciebie, moje wezwania były do ciebie i każdy mój oddech był dla ciebie. idę o zakład że pamiętasz jak reagowałam na pieszczotki na plecach.


- oj tego nie zapomnę. Tak niegrzeczny jęk ... wrr ... chcę jeszcze raz to usłyszeć.
- tydzień kocie. Tydzień. Przypomniałam Draconowi.
- śniadanie. Odpowiedział i zaczął wychodzić z Pokoju Życzeń.     

Poszłam za nim i 15 minut później byliśmy w pokoju wspólnym.
 I tam mieliśmy zamiar zostać.  Usiedliśmy na kanapie i czekaliśmy na pobudkę.

- wiesz co Draci ... zaczęłam po milczeniu.
- hmm ? spytał patrząc na mnie zakochany.
- kocham cię wiesz ? jesteś kochany, cudowny, opiekuńczy i troskliwy. Nie mogłam znaleźć lepszego chłopaka.
- pochlebiasz mi kiciu. Ale nie powiem ty też jesteś słodka, kochana, cudowna a no i moja.
- mrr ... zawsze twoja. Potarłam policzkiem o jego twarz.
- jak ja lubię moją kicię.  uśmiechnął się perfidnie i po raz kolejny spojrzał  mi w oczy.  

Dla takich chwil warto było siedzieć te bite siedem lat w Hogwarcie. Był słodki i kochany jak cholera a zazdrosny jak sto pięćdziesiąt. Ale takiego go uwielbiałam i nie chciałam żeby się zmieniał.


Spędziliśmy jakąś godzinę patrząc sobie w oczy ale wszystko co dobre szybko się kończy.
 - pobudka. Obwieściłam smutna.
- wiem ale kicham. A wiesz czemu ? spytał mnie Draco ponownie zakręcając mi włosy.
- zgaduję bo jej nie zauważysz ?
- dobrze. A czemu ? kolejne pytanie. Bezsensowne.
- nie wiem. Lekko się uśmiechnęłam. Wiedziałam o czym myśli ale lepiej było udawać że się nie wie.
- na pewno wiesz.


Na dół zeszła Pansy i od razu rzuciła nam krzywe spojrzenie.
- może chcecie jeszcze pieprzyć się tutaj ? spytała złośliwie.
Wstałam z miejsca jak oparzona. Draco również się wściekł.
- wiesz co Pansy to ze ciebie nikt nie chce to nie znaczy ze musisz być aż tak opryskliwa widząc pocałunek. odparował Draci.
- no proszę. Jak zawsze bronisz szefowej. Wiesz co rzygam wami. Mam waszych słodkich minek i słówek po uszy. Dlatego może idźcie gdzieś indziej ?   a zaraz ... przecież zniknęliście na całą noc. I co jeszcze wam mało ? Pansy pluła jadem jak nigdy. 

Najwyraźniej od dawna chciała nam nawrzucać.
- daruj sobie do cholery. – wmieszałam się w tę kłótnię i to ostro. – jesteś idiotką o szczurzej twarzy i równie ciekawej osobowości. Nadal nie możesz pogodzić się z tym że jestem z Draco ? to masz pecha. On – objęłam Dracona w pasie. – jest mój i nie zniszczysz tego.
- no a moja kicia zostaje moją kicią. I nic ci do cholery do tego Pansy. Poparł mnie Draco.

- nic ? muszę to oglądać tak samo jak reszta. A nikomu się to nie uśmiecha. Odparowała Ślizgonka. Oj oberwie na zebraniu i to cholernie mocno. Z resztą ojciec i tak wiedział co ona palnęła.
- jakoś tylko ty narzekasz i robisz wyrzuty. Jak nie rozumiesz to twój zakichany problem ale daj nam żyć. Nikt tutaj nam nie wytyka naszego związku a znalazła się jedna upierdliwa cholerna idiotka która musi się wtrynić żeby tylko nas rozdzielić. Pomyśl kiedyś Pansy i wycofaj się teraz albo spłoniesz.  Odparłam wkurwiona na maksa.
- mam posłuchać takiej idiotki ? wiesz może i rządzisz na zebraniach ale nie w szkole. Odpowiedziała mi szczurzyca.

- kiciu ... - starał wtrącić się Draco.  teraz zauważyłam w jego dłoni wyciągniętą różdżkę.  Zrozumiałam że on chce to załatwić. Najpewniej chciał rzucić Crucio. – nie obrażaj jej. nigdy tego nie rób. Jasne ?!? krzycząc spytał się jej kiedy też czerwone światło wypłynęło z końca jego różdżki.

- nie rozdzielisz nas. Nie masz na to najmniejszych szans. – dorzuciłam się spokojniejsza. Od czasu do czasu wychodził z Dracona sadysta ale w takich chwilach uwielbiałam na o patrzeć. – a teraz patrz uważnie. - Rzuciłam uwagę do Ślizgonki. Rzuciłam się na szyję Dracona i rozpoczęłam pocałunek. ja nie musiałam walczyć z blaskiem ale Draco był na skraju wytrzymałości. Kiedy chciał lekką ręką uszkodzić materiał koszuli odeszłam od niego na krok. Oddech jak i tętno cholernie mocno podskoczyło ponad normę. – tak powinien wyglądać pocałunek.
- kiciu ... – zbeształ mnie lekko Draco. – zapomniałaś o czymś.
- o czym skarbie ?
- o tym. – oblizał usta.   Trzymajcie mnie bo wykorkuję. Perfekcyjny i cholernie perfidny w takich akcjach Draco był już na co dzień a jak dodać do tego nakręcenie było po prostu cudownie na to patrzeć. Z resztą zawsze tak było.  – no co nie spróbujesz ? sprowokował.

Odwzajemniłam gest. – myślałam że nie poprosisz. Zażartowałam i wróciłam pod jego opiekuńcze, już uspokojone, perfekcyjne ramię. 


Pansy wstała z podłogi a teraz zorientowałam się ze scenie przyglądał się Snape, Alceto z bratem i cały Slytherin. Ups ...
- Draconie jest prawny zakaz używania Zaklęć Niewybaczalnych. - Upomniał go Mistrz Eliksirów. Jednak znał okoliczności i przyczynę użycia. – minus 20 punktów dla Slytherinu. A co się tyczy ciebie Ignis.
- tak panie profesorze ? spytałam udając zmieszanie. Jednak wstydu po takich akcjach nie miałam.
- nie dawaj się prowokować ani też nie namawiaj do użycia czarnej magii w murach tej szlachetnej szkoły. Odpowiedział mi zimno Snape i wyszedł.


Usiadłam na kolanach Dracona i pocałowałam go czule. Lubiłam takie spontaniczności a należała mu się nagroda za Crucio.  Wziął mnie na ręce i gładząc plecy zaniósł mnie na dół.
- oj kochanie ... wtuliłam w niego głowę.
- tak kiciu ? spytał radośnie ale złośliwie.
- świetnie całujesz. odpowiedziałam uśmiechnięta i objęłam się jego ramieniem.
- kiciu ... - Draco się przekomarzał. - tydzień mija w zastraszającym tempie. Zostało tylko 5 dni.
- wiem. - odpowiedziałam mu uśmiechnięta i delikatnie cmoknęłam go w policzek. - ale ten czas szybko leci.
- potrenujesz ze mną w quidditcha ? Draco spytał mnie na ucho.
- z tobą zawsze kocie. po lekcjach. Pogładziłam go po ramieniu i lekko podrapałam.
- nie pokazuj pazurków teraz tylko za pięć dni. Odgryzł się.

- i tak wiem swoje. odparłam opierając na nim głowę.
- czy z tobą da się wygrać dyskusję ? spytał żartem Draco.
- można. Odpowiedziałam mu patrząc na niego zakochana.
- a jak ? odparł zainteresowany Draci.
- tak. - delikatnie go pogłaskałam po szyi. - tak, - przełożyłam dłoń na ramię i lekko zmięłam materiał jego koszuli. - i tak.  ostatnie potwierdzenie wyszeptałam mu na ucho.
- pieszczoch z ciebie Igni.
- mrru twój pieszczoch.  Przytuliłam się do niego mając gdzieś jakie złośliwości ma w zanadrzu.
- mój i nie oddam nikomu. - objął mnie szczelniej. - ślicznie pachniesz.
- a teraz pomyśl co będziesz czuł jak użyję perfum. Odpowiedziałam Draconowi złośliwie.
- to teraz nie użyłaś ? a no tak. - pacnął się w czoło. - aura.
- bingo skarbie. a jak z twoją ?

Stworzył różę z Wody. Co prawda dawno nie trenowałam z nim ale miał wszystkie Mistrzostwa oprócz Energii więc warto.
Mori oddała mu wszystkie dość lekką ręką po moim pojedynku z Cirispinem. 


- chyba widzisz że dobrze. - podał mi ją a kiedy jej nie przyjęłam wpiął mi ją we włosy. - śliczna róża dla jeszcze ładniejszej dziewczyny.
- nie przesadzaj Draci. - zawstydziłam się odrobinę. - ty jesteś przystojny jak nikt inny.

- dlatego prześladuje mnie Pansy i kilka młodszych. Za moją urodę i urok osobisty.
- bingo skarbie. - potwierdziłam. - ale ty jesteś mój. oparłam się na nim.
- wiem kiciu, wiem. Nie musisz mnie przygniatać.

- sugerujesz że jestem ciężka ? spytałam oburzona.
- nie Igni, wyglądasz pięknie. A na miotle nie jest w stanie cię nikt zauważyć. Odpowiedział mi Draco broniąc się.
- no ja myślę kochanie. - zaśmiałam się krótko. - a jak zjedzone to pod salę.


Poszliśmy na lekcje a po nich na boisko.  
Wypuściłam parę atrap zastępujących piłki i wzniosłam się w powietrze razem z Draco. tłuczki które były latającymi głazami w niego celowanymi , kafel który jako woda wyślizgiwał mu się  z rąk a znicz jako drobny ognik.
A reszta drużyny była żywiołakami Wody które go słuchały a przeciwne czyli moje z Ognia.

Po treningu oboje byliśmy utytłani błotem, każde z nas miało jednego co najmniej siniaka i dodatkowo remis. 

A mecz skończyliśmy po 5 minutach.
- popracuj nad nurkowaniem.  Przyda się.
- dobrze skarbie. a mogę cię o coś zapytać ?
- możesz. Szłam z nim pod rękę.


- chcesz mi się oddać jako pierwszemu ? zdziwiło mnie jego pytanie ale ja byłam pewna swojej odpowiedzi.
- tak Draco. ale jeżeli nie chcesz ...
- chcę skarbie. - pocałował mnie  wszyję. Niespodziewanie ugryzł mnie w ucho. - nie mogę się doczekać ślubu. Od dawna nie mogę przestać o tobie myśleć.
- no już zwierzaku zostaw. - szepnęłam ulegając mu. ale całował szyję i lekko przytrzymywał skórę. - no już Draco przestań. - poczułam na szyi jego język. Trudno. Uległam emocjom. - mrr no już zostaw bo ślubu nie doczekasz.
- powtórz to skarbie. poprosił cicho.
- przestań mnie nakręcać bo ślubu nie doczekasz.
- jak to brzmi ... tak ... tajnie.
- no już. Zostaw.
- może nie chcę czekać ? spytał złośliwie nadal się mną zajmując.
- chociaż do oficjalnych zaręczyn kocie. - poprosiłam go. - wystroję się dla ciebie. - obiecałam mu drapiąc go po karku.  ale chciał więcej informacji. - ubiorę twój ulubiony czarny gorset, użyję twoich najulubieńszych różanych perfum, założę perły żebyś miał co rozerwać przy pocałunkach i na pewno nie będę cicho jak zaczniesz. Mrr nie mogę się doczekać tego że cię zobaczę ... ale zadbaj o mnie.
- nie wiem czego byś chciała w sypialni ale na pewno postaram się dogodzić twoim gustom. - odpowiedział mi Draco lekko całując mnie w ucho. - obiecuję że będzie romantycznie.
- powtórz. - tego ostatniego określenia używał cholernie rzadko a szczególnie kiedy coś obiecywał. Unikał słowa „romantyczny” jak ognia jak nie gorzej. - powtórz. Poprosiłam go gładząc go po umięśnionej ręce.

- złapałaś mnie na błędzie Igni. To ci nie wystarcza ? próbował się bronić.
- powtórz. - spojrzałam mu w oczy. - proszę Draci. dla mnie. Raz. Jeden raz i dam ci spokój.
- obiecuję że będzie romantycznie. Wydukał cicho.
Rzuciłam mu się na szyję. - mrr dziękuję. Szepnęłam do niego i pocałowałam go w policzek. Ale miałam zamiar się odwdzięczyć. Całowałam go po szyi.
- no już skarbie. zostaw. - powiedział spokojnie Draco ale bez skutku. - zostaw skarbie. - nic. - kiciu zostaw. - nic a jego słowa jedynie nakłaniały mnie do większej gorliwości w pracy. - zostaw mnie kiciu jeszcze nie jestem na twoje zaspokojenia.
- wiem. Ale odpłacam ci się. poczochrałam go.
- moja kochana złośliwa Iski. - objął mnie. - wiesz co odechciało mi się treningu.
- mam dla ciebie propozycję. - pogładziłam go po ramieniu. - zamiast kolacji krew. Co ty na to ?
- nie teraz kochanie. - pocałował mnie w policzek. - na twoje urodziny co ?
- jak chcesz. Zgodziłam się. prześliśmy do Hogwartu ale coś zawyło w Lesie.
- przykro mi Draco ale obowiązki wzywają.
- leć.
- do zobaczenia.


Wbiegłam do Lasu i przywołałam dwa miecze. 
Gotowa poszłam dalej ale nic nie widziałam.  
Jedyne co wskazywało na czyjąś obecność była krew na drzewach.
- POMOCY !!!!     jakieś dziecko złamało zakazy i teraz ma.
Ale nie pachniało jak czarodziej.         Mugol.  Dziecko mugolskie.

Pobiegłam do miejsca i zobaczyłam Wielkiego Coś. 

Coś był olbrzymi jak 10 najwyższych drzew a silny jak 1000 wierzb bijących. 
Coś już nie raz zakłócał spokój w Lesie i był poszukiwany jeszcze przed Cirispinem. Ale to ja go zobaczyłam i miałam zabić.
Ostatnio mi się wymknął, obiecałam mu zemstę, więc ją dostanę. 

- ej Coś. Zostaw dzieciaka. - Coś odwrócił głowę na której było osiem pajęczych oczu, uszy dobermana i pysk dzika. Oczy były wściekle czerwone. - jestem Łowcą w tym Lesie. Nie chcesz kłopotów to .. - rzucił kłodą. Uniknęłam jej ale było blisko. - zdenerwowałeś mnie.

- Ignis Morringhan Riddle. Jaka niespodzianka. wiedziałem że przyjdziesz ratować dzieciaka ale za późno. To już jest mój obiad.
- oddaj go a nic ci się nie stanie.
- wolne żarty. - rzucił głaz. Tym razem celnie ale Mistrzostwo Absolutne zdobyte trzy lata temu dawało mi możliwości. Zatrzymałam kamulec nad głową a peleryna była Płaszczem Maga Kręgu Natury pokrytym przez ornamenty. - co to za sztuczki ?
- znaczy to tylko tyle ze mamy równe szanse. Albo oddasz mi go po dobroci albo znikniesz.
- nie dostaniesz go.

Wyjął wielki sierp i rzucił się do ataku. 
Podpalił swoje ostrze a moje topiąc się skapywały na buty. 
Jak się denerwowałam Ogień który miałam w swoich żyłach podnosił temperaturę.

O buty byłam wściekła  ale musiałam zrobić coś czego nikt nigdy nie próbował.  
Spopielić ciało by zniszczyć Cosia jako Ogień a potem jeszcze wrócić do prawdziwej postaci. 
Owszem przyoblekałam się już nim całościowo ale teraz musiałam zabić Wielkiego Coś a nie pupilka.

Pora zdjąć wszystkie ograniczenia i stać się żywiołem.
Najpierw zaczęło się od twarzy.  Kiedy olbrzym zobaczył spadającą skórę uznał to za sztuczkę ale to nią nie było. 

Moje miecze się topiły parząc mi dłonie ale to już nie było ważne. 

Spalanie reszty ciała było bolesne jak cholera ale konieczne i na szczęście minęło szybko.

Dzieciak patrzył na to otworzonymi na maksa oczami i z otępieniem i uwielbieniem.
Zarejestrowałam ze była to dziewczynka góra 10latka.

- to za wszystko co narobiłeś. - uderzyłam w Coś’ia i wbiłam się do jego ciała.  Krzyczał, wył, ryczał i rzucał się z bólu próbując mi przeszkodzić. 
Dotarłam do ogromnego granatowego kolorem serca i w pełnym rozpędzie przebiłam się na drugą stronę.
Coś ukląkł na kolanach w Lesie i wydał swoje ostatnie tchnienie.

Padłam na ściółkę nieprzytomna.
Dziewczynka do mnie podbiegła a ja zorientowałam się ze już wróciłam do ciała.
- nie wiem jak ci dziękować. Uratowałaś mnie chociaż mogłaś zginąć.
- poza Lasem w tamtą stronę - wskazałam jej kierunek. - jest pewien chłopak. Przyprowadź go.  Znajdź   Draco.
- dobrze.  pobiegła ze łzami.

* Draco *


Z Lasu wyszła mała dziewczynka.
Mugolka.
Ale jak ona dostała się tak blisko Hogwartu ? zresztą nieważne. Przeszła przez Las bez uszkodzeń.

- tam w Lesie. - wskazała mi kierunek z którego przyszła. - leży jakaś dziewczyna. Mówiła ze mam znaleźć Draco. wiesz może gdzie on jest ?

Serce zabiło mi mocniej.
Ignis leży sama w Lesie.
Nieprzytomna lub, nawet  nie chciałem o tym myśleć, nieżywa.

- to ja. - siliłem głos na spokój. - zaprowadź mnie do niej.

Dziecko wprowadziło mnie do Lasu drogą którą się pojawiło i pokazało mi Ignis w nadpalonych ciuchach, ze stopionymi mieczami.
Rzuciłem się do niej. Wyczułem że jeszcze, choć ledwo, żyje.
- Ignis ... mogłem cię nie puszczać do Lasu. - wziąłem ją na ręce. Jej ubrania praktycznie sypały się na popiół. - kim jesteś ? jak się tu dostałaś ?

- nazywam się Mia. Rodzice umarli kilkaset metrów dalej. Zabiło ich to coś. - wskazała na powalonego, przepalonego Cosia. - i teraz wróciło po mnie.  Rodzice powiedzieli że za Lasem jest zamek gdzie będę bezpieczna i kazali mi tam iść bez względu na wszystko.
- byłaś bardzo dzielna. - pochwaliłem ją. - chodź. Jesteś pewnie głodna.
- tak. nic nie jadłam od tygodnia czyli od kąd moi rodzice się tu razem ze mną pojawili.

Spojrzałem na Ignis. wstrzymała oddech, przestała oddychać.
Moja Księżniczka ...

- Mia widzisz zamek ? - wskazałem na Hogwart. - pójdź tam sama i opowiedz pierwszemu dorosłemu jakiego zobaczysz to co się wydarzyło. Jak wejdziesz skręć w lewo i wejdź przez drzwi. Stół naprzeciwko wejścia jest ważny. Tam podejdź i powiedz. Dobrze ?
- tak.  Mała potwierdziła i poszła.

Zostałem sam z Ignis.
 mogłem mieć ją jako żonę, matkę.
Ale najpewniej zginęła w Lesie wypełniając obowiązek Łowcy.

Wszedłem z nią do szkoły i od razu na piętro z łazienką prefektów.
Napuściłem wodę do wielkiej wanny a ubrania Ignis rozwaliły się całkowicie.
Zanurzyłem ją w kąpieli i sam jej pilnowałem żeby się nie utopiła.
Ocknęła się i spojrzała na mnie. Ze strachem.

- Draco ... - rozejrzała się i zobaczyła mnie obok siebie w wannie. - co się stało ?
- Igni ... znasz mnie. Nie tknę cię dopóki mi nie pozwolisz.
- to dość dwuznaczne miejsce Draco. - spojrzała na kamienną posadzkę. - gdzie moje rzeczy skoro na mnie ... - zarumieniła się. - muszę iść.
- czekaj Ignis. - zatrzymałem ją kiedy widziałem jak wspina się na murek. - tam. - wskazałem jej parapet. Leżały tam świeże rzeczy i stopione miecze Igni. - coś ci wybrałem Księżniczko.

Zbliżyła się w pianie i pocałowała mnie w policzek. - dzięki. - znowu się zarumieniła. - zamknij oczy.

Spełniłem jej prośbę chociaż sporo mnie korciło żeby na nią spojrzeć.
Usłyszałem że wyszła ale była słaba. Bardzo słaba.
Ubrała się i znowu padła na podłogę.
- chodź do mnie skarbie. - wziąłem ją troskliwie na ręce. Straciła przytomność. - musisz odpocząć Księżniczko. - pogłaskałem ją po głowie i zaniosłem do Pokoju Życzeń. Położyłem się obok niej. - dobranoc kiciu. Pocałowałem ją w czoło i pilnowałem.

* Ignis *

Obudziłam się w ramionach Draco, w Pokoju Życzeń.
- dzień dobry śpiochu. Przywitał mnie wyraźnie szczęśliwy.
- która godzina ? spytałam z cholernie wielkim bólem głowy i równie wielkim osłabieniem.
- świt pierwszego dnia lekcji.
- cholera ...
- spokojnie Igni. Snape wie o tym co zrobiłaś i czaszka Cośia przyozdobiła już komodę z tabliczką kto go zabił.  Dziewczynka żyje, na razie mieszka ze Ślizgonami ze względu że chciała ci podziękować jak wrócą ci siły. A ja jestem cały i zdrowy i szczęśliwy że moja Księżniczka żyje.  Uprzedził moje wszystkie pytania plus dorzucił informacje o swoim stanie.
- czuję się tak jakbym weszła w skórę Spade'a po tygodniu nieustannego chlania. Rzuciłam szczerze.
- rozumiem że masakra. - pogłaskał mnie po policzku. - śpij spokojnie. Dzisiaj jeszcze możesz.
- ale ty pewnie jesteś głodny ...
- przeżyję. W końcu jestem półwampirem. - pocałował mnie w czoło. - jak się obudzisz będę tu gdzie jestem.
Wtuliłam się w niego. - obiecujesz ?

- obiecuję Igni. - ponownie mnie pożegnał.   Zasnęłam.    Obudził mnie następnego dnia o tej samej porze.  - wstawaj śpiąca królewno.


- nie śpię. - odpowiedziałam mu. - czuję się o wiele lepiej niż wczoraj. Może nawet wydobrzeję do pierwszego meczu w tym sezonie.
- mam nadzieję. Nie możesz zawalić ostatniego roku gry.
- zaczekaj. - widziałam muchę latającą na środku pokoju. rzuciłam w nią nożem tak że wbiła się w ścianę. - jest okej.
- WOW. Rzucił jedynie Draco.
- dziękuję. - dałam mu całusa w policzek. - zbierajmy się. a wiesz co jest najlepsze ?

- że bliznowaty nam nie przeszkodzi w mizianiu się na korytarzach.
- bingo. - uśmiechnęłam się. wstałam i już normalnie chodziłam. Norma. - chodź Książę. Muszę się pochwalić że zabiłam Cośia i żyję.

- a opowiesz jak ? spytał zainteresowany.
- oczywiście skarbie. wstałam, ubrałam świeże rzeczy i weszłam razem z Draco do pokoju wspólnego Ślizgonów.


- wróciłam do żywych. - rzuciłam im na przywitanie i wszyscy po kolei mnie przytulali, poklepywali po ramionach i mówili że nie wierzą. Nawet Snape okazał odrobinę uczuć i powiedział że jest ze mnie dumny. - no dobra ludzie. - stanęłam przed tłumem który gnieździł się po fotelach, kanapie i podłodze. - chcecie usłyszeć jak mi sie to udało ? -wskazałam na czaszkę Cośia i usłyszałam dość głośne tak. - nie słyszę.
- tak !!!  wrzasnęli wszyscy zgodnie.


- weszłam do Lasu. Myślałam że rutynowo jakiś goblin nastraszył. Ale weszłam głębiej w mrok drzew i zobaczyłam Cosia. Na początku mnie zamurowało, bo w końcu tyle lat i tylu Łowców go szukało a nikt jeszcze go nie zabił, a mi się wymknął.  Zobaczyłam dziecko wołające o pomoc i stwierdziłam że mam już nie tyle obowiązek Łowcy ale też swój który sobie narzuciłam.     Podeszłam do Cosia i mówię żeby oddał dziecko. Ale on co robi ? rzuca kłodę większą niż dwóch Hagridów stojących na sobie wzajemnie. Tyle brakowało żeby trafił. Ale umknęłam.        Ponowiłam próbę negocjacji ale tym razem wziął kamulca który zapełniłby połowę jeziorka i rzucił. Tym razem celnie. Jednak utrzymałam go  powietrzu i odłożyłam na bok.      I on się zdenerwował i ja powoli się wkurzałam.
Wziął swój mega wielki sierp i go podpalił nacierając na mnie.  Moje miecze niestety się stopiły ale gorsze było to że zniszczyły mi glany.    Wkurzyłam się na maksa i stwierdziłam.    " Hej. Przyoblekałam się Ogniem a płynie on w moich żyłach. Trzeba go uwolnić."    I bam. Podpaliłam się. skóra zeszła jak węgiel i wyleciałam na skrzydłach w górę.         Walnęłam w pierś Cosia i zaczęłam przetapiać skórę, mięśnie i żebra.  Aż dotarłam do wielkiego, granatowego serca.  Jego pompy życia.  Cofnęłam się odrobinę i z pełnym rozpędem je przebiłam.  Potem wyleciałam na drugą stronę i wróciłam do swojego ciała. 

Przez pokój wspólny przeszły pomruki uznania.
Dziewczynka z Lasu,  którą Draco nazwał Mią,  przytuliła mi się do kolan i podała łańcuszek.
- nosiła go moja mama. A teraz ty zostaniesz moją mamą, prawda ?

Nie umiałam jej odmówić zresztą Draco też nie wyglądał jakby miał coś przeciwko. - tak Mia. Zostanę.
Dziecko mnie przytuliło i zapięło naszyjnik.  
Nawet nie wiedziała że to horkruks mojego ojca, albo może raczej jego część.
Kiedy miałam go na szyi wiedziałam że ojciec widzi to co ja, słyszy to co ja i czuje te same zapachy.  

Bingo. Kolejny mój.
Stary Dumbledore zostawił mi falsyfikat medalionu a teraz miałam prawdziwy przy sobie.
Rzuciłam na niego pieczęcie wyciszające Energię ojca i nosiłam jako zwykły medalion.

- Draco .. - zaczęłam patrząc na Ślizgona. - która godzina ?
- niedaleko do obiadu. - objął mnie. - idziemy ?
- chodź. - pociągnęłam go do drzwi. Mia złapała mnie za drugą rękę i wyszliśmy do Wielkiej Sali. - Draci skarbie daj czerninę.

- proszę bardzo Księżniczko. - uśmiechnął się i sam sobie też nalał zupy. Mię przygarnęła McGonngall nazywana przez nią „bunią”. - kiedy zebranie ?
- niedługo. - zjadłam jedną łyżkę. - coś koło moich urodzin.
- a mogę cię prosić o termin wypalenia głodowego właśnie wtedy ? spojrzał na mnie zaciekawiony.
- możesz. Ale nałożą ci się dwa terminy w jeden dzień. I w sumie mi również. Więc nie wiem czy to taki wielce dobry pomysł.
- dla mnie dobry. - zbliżył mnie do siebie. - a pamiętasz lizaki ?
- pamiętam rozbójniku, pamiętam. - potwierdziłam. Na samo wspomnienie rosło mi ciśnienie. - słodkie szczeniackie wyskoki.
- podobały ci się z tego co ja kojarzę. - szepnął mi na ucho. - może na twoich urodzinach kiedy będzie zebranie je wykorzystam, co ?
- mrru no proszę bardzo. Ja nie mam nic przeciwko temu. ale chyba zaczniesz od szyi co ?
- dobrze kotku. - pogłaskał mnie po plecach. - od szyi. A potem broda i usta. - sam się lekko rozmarzył. - jakby to było wczoraj pamiętam jak wzdychałaś mi na ucho kiedy je robiłem.
- wiem Draci. wiem. - podrapałam go za uchem. - kocham cię. Pogłaskałam go po głowie i dałam mu buziaka w czoło.
- ja ciebie też Igni. - pocałował mnie w policzek. - no to wypalenie w twoje urodziny.
- ustalone. Potwierdziłam jego słowa.

- pocałujesz mnie złośnico ? - spytał po chwili kiedy praktycznie leżałam na jego ramieniu. - Gryffoni się schodzą.
- co z tego będę mieć ? spytałam go dla zabawy.
- hmm ... mój język i przyjemności jakie daje. - powiedział po krótkim namyśle. - no weź. Nie bądź taka.
- no nie wiem. Tak przy wszystkich ?
- Igni nie drażnij mnie. - uprzedził. - bo nie będę miły.
- nie umiesz Draci. powiedz mi to wprost. Nie potrafisz mnie pogryźć w pocałunku. nie chcesz. - głaskałam go po torsie. - nie umiesz mi odmówić przyjemności.
Wysunął kły. - jesteś pewna Igni ? - spojrzał na mnie z wyzwaniem. - daj mi język a się przekonasz.
- no to mnie zmuś. Bo nie chce mi się całować.
- sama chciałaś. - mruknął i zbliżył mi głowę do swojej. - chodź. Nie lubię wpraszać się do twoich ust.
- nie.
- trudno. - sam rozchylił usta i poczułam jak językiem otwiera moje.  Zamknęłam oczy i zaczęłam go całować. 
Draco poczuł się usatysfakcjonowany bo nie chciał przerywać pocałunku.

- chłopaki. - zaczął Blaise. - zobaczcie. - wskazał pewnie na nas. paru się dosiadło i wisiało nad nami.   - widzę języczki.  no widać nie odmawiają sobie przyjemności z lizania. -  Draco zbliżył mi delikatnie głowę do swojej żeby trochę utrudnić mu podglądanie naszych pieszczotek. Objął mnie w talii i zaczął tam mnie drażnić. - no Malfoy ... nie za blisko ? naśmiewali się.  chociaż oboje wiedzieliśmy że zazdroszczą mu miejsca.  

Sama zbliżyłam się do Dracona a on tylko mnie przyciągnął do siebie.   Chłopaki usłyszeli  moje westchnienie w ramionach Draciego. On jeszcze chwilę się ze mną podrażnił delikatnie kalecząc mój język ale szybko to zostawił i zaczął go głaskać żebym się nie obraziła.

- a ktoś tu podobno nie chciał się całować. Zaczął patrząc na moje błyszczące oczy.
- och zamknij się na chwilę. - przytuliłam się do jego boku. - nie wmawiaj mi że nie lubisz takich akcji bo sama widziałam ten błysk w twoim oku oznaczający że chcesz mnie trochę pozmuszać do pocałunku.
- od czasu do czasu. - pocałował mnie bez ozdobników na uspokojenie swoich nerwów. - jedz bo zupa ci ucieknie.
- nie da rady. - pokazałam mu puste dwa talerze. - twoja też już nie ma gdzie uciekać.
- Ignis ... - udał naganę w głosie. - oddaj mi obiad.
- przykro mi gości w moim brzuszku. Nie oddam ci go. - zaśmiałam się. Draco odwrócił się do mnie bokiem. - oj no nie obrażaj się o miskę zupy. - pogładziłam go po łopatkach. - proszę. - podałam mu pełny talerz. - amaj.
Pffufnął, odwrócił się, zabrał jedzenie i zaczął się śmiać. 

Rok szkolny jest świetnie prosperujący. 
Na razie tylko szkoła, szkoła i szkoła mnie czeka. 

Snape powie mi w jakim terminie mam lekcje u młodszych, choć raczej to będzie lekki temat, to i tak znałam wuja, który uwielbiał bycie postrachem szkoły, szczególnie Gryffonów, czy młodszych. Ale to już urok mojego chrzestnego. 

Miałam mu jeszcze prezent do oddania, zobaczymy.