Przed pociągiem stał jak
zawsze Hagrid z latarnią i zwoływał pierwszoroczniaków. Ja i reszta starszych poszliśmy w stronę
dorożek z testralami.
Każdy
Śmierciożerca je widział bo praktycznie na każdym zebraniu ktoś ginął a
zlecenia na pozbycie się były na porządku dziennym.
Wsiedliśmy razem do jednej
dorożki jako jej jedyni pasażerowie. Wolałam trzymać go z daleka od innych
uczniów dopóki nie będzie umiał kontrolować zmysłów.
Zaczęłam myśleć co będzie
jak wejdziemy na Wielką Salę. Tam jest
tyle szlam że często ja miałam problemy z utrzymaniem kursu a co dopiero świeżo
zmieniony Draco. ale cóż trzeba to przeżyć. Jednak nasze dormitorium jest
jeszcze bardziej zagrożone bo szlam mieliśmy u siebie góra 5 więc kicha jeszcze
większa.
- zdajesz sobie sprawę z
tego co poczujesz jak wejdziesz na Wielką Salę prawda ? spytałam wtulając się w
niego.
- w szkole jest mnóstwo
szlam wiem o tym. Ale nikogo nie tknę. Obiecuję. pogładził mnie po policzku.
- ja też tak mówiłam. A
potem co ? musiałam zaciskać pięści i wstrzymywać oddech przez całą kolację.
- ja mam swoją słodką
mentorkę a ty byłaś sama z tym problemem. Nawet na mnie musiałaś wtedy uważać.
Lekko się uśmiechnął na wspomnienie mojego „wstrętu ” przed pocałunkami.
No ale musiałam się kontrolować a przy
chłopaku czystej krwi który lubił się ze mną droczyć o pocałunek było to trudne
i dlatego sobie tego odmawiałam.
- trzymasz się mnie. I
jeszcze jedno. Kły i oczy możesz kontrolować. Dlatego jak będziesz wściekły
radzę ci zostać spokojnym i opanowanym bo wyjdzie szydło z worka.
- rodzice i tak się
dowiedzą. Przecież Markus wysłał do nich list. – wzruszył ramionami.- A na
resztę uczniów kicham bo obchodzi mnie twoje zadowolenie.
- no wiem skarbie. ale
lepiej nie ujawniaj swojej zwierzęcej natury. Wystarczy że Snape wie. Uczniów w
to nie mieszajmy.
- skąd pewność ze Snape
wie ? spytał zaskoczony.
- bo Markus wie że to mój
chrzestny więc i jeden z niewielu żyjących krewnych. Mojego ojca powiadomił
jakąś godzinę temu tak samo twoich rodziców. A w Hogwarcie pismo dotarło do Snapea
góra kwadrans temu.
- Snape ... to ... to twój
chrzestny ??? Draco się zdziwił.
- tak. przyjaciel matki
więc od niej wyszła ta inicjatywa. Ojciec poparł tą ideę bo w sumie co miał
zrobić, nie ? zaśmiałam się krótko.
- a kogo masz za chrzestną
???
- pewnie się domyślasz że
Snape chciał żeby to była Lilly ale ojciec się nie zgodził ze względu że oni
jemu odmówili. Więc wybór padł – wzięłam oddech. – na bardziej zaprzyjaźnioną
ojcu osobę.
- na kogo ? spytał
zainteresowany Draco.
- będziesz przybity.
- powiedz mi skarbie. -
uparł się. – nie będę zły. Zaczął okręcać sobie pasemko moich włosów wokół
palca.
- jesteś pewien ze chcesz
wiedzieć ? spytałam po raz ostatni.
- tak skarbie jestem
pewien.
- ojciec wybrał Bellatrix.
A jak wiesz twoja ciotka nie potrafiła mu odmówić.
- czyli ... czyli przez
tyle lat ... jestem z kuzynką ???
- skarbie to nie tak.
owszem twoja ciotka w papierach figuruje jako moja chrzestna ale dobrze wiesz
że rodziną nie jesteśmy.
- ale ... ale ... ale
papiery.
- papier ... czym jest
papier w Ministerstwie ? to tylko świstek podpisany przez paru urzędników. Co z
tego ?
- pokochałem kuzynkę
... zaciął się.
- a twoja kuzynka
pokochała ciebie. – odpowiedziałam patrząc mu w oczy. - jak tak bardzo ci nie odpowiada
fakt iż papierowo jesteśmy kuzynostwem to zrobię maraton do Ministerstwa i
spalę te druczki żebyś był spokojny.
- skarbie ... to dla mnie
szok ... moja rodzina przede mną ukrywała coś takiego ...
- wiem kochanie że to
boli. chciałam go przytulić ale się
odsunął.
- nic nie wiesz. To boli
bo rodzice mnie okłamali i nie mieli odwagi mi o tym powiedzieć.
- wiem jak to jest. Ja
gdyby nie ojciec nie wiedziałabym że moja matka żyje. I on też mi o niczym nie powiedział. Myślisz że nie wiem jak to jest dostać nóż w
plecy ?
- nie umiem tego ogarnąć
... jak ? usiadł zrezygnowany.
- skarbie ... posłuchaj
mnie. - Zmieniłam miejsce by być obok niego. – choćby i w papierach było czarno
na białym że jesteś moim bratem to dla mnie i tak zostałbyś moim chłopakiem.
Poza tym czy w czymkolwiek ten papier nam przeszkadza ? moim zdaniem nie. więc
przestań się załamywać z tego powodu i pilnuj nosa bo niedługo Hogwart.
- mówię to zbyt często ale
masz rację. – odparł złośliwie. – co z tego ? moja Księżniczka zostanie moją
Księżniczką. A druczek można zabrać lub spalić.
- i to jest myślenie
Śmierciożercy. – pochwaliłam go z uśmiechem. – a teraz zbieraj siły bo jak
wysiądziemy to gwarantuję ci że padniesz.
- a co będziesz całować ?
zadrwił.
- będziesz jeszcze chciał
pocałunku. Odpowiedziałam udając naburmuszenie i wysiadłam z dorożki.
Dziedziniec
główny Hogwartu wita. Zauważyłam Snape'a na wieży który obserwował cały przyjazd
i przypływ uczniów.
Draco od razu jak wysiadł
spiął się. podałam mu kawałek starej rozdartej tuniki z sprzed kilku dni. Miał
szczęście że w ogóle pomyślałam o czymś uspakajającym.
- masz i oddychaj.
- twoja tunika z dyskoteki
... wracają wspomnienia.
- wolisz wspominać czy
męczyć się s trzymaniem nerwów na wodzy ? spytałam zainteresowana.
- wspominać skarbie.
szczególnie ten jeden moment. Odpowiedział lekko złośliwie.
- nigdy nie spoważniejesz.
Zaśmiałam się do siebie i wzięłam go pod rękę.
- a ty nigdy nie będziesz
grzeczna. Odpowiedział z uśmiechem i poszliśmy w stronę szkoły.
Na Sali oczywiście mnóstwo ludzi w tym szlam
bez liku. Teraz mam prawo się pobawić.
- Tu są wszystkie grupy
krwi. szwedzki bufet normalnie. Sprowokowałam go.
- nie igraj tak bo wezmę
cię na ręce. Zagroził mi Draci.
- znowu zaczynasz.
Odpowiedziałam złośliwie.
- co z tego skarbie skoro
sama prowokujesz ?
- to że się droczę.
- no a ja ci odpowiadam.
Odparł i zajął miejsce przy stole Ślizgonów. W tym roku nikt nowy nie doszedł
do domu węża czyli jest okej.
- Pansy podasz czerninę ?
spytałam spokojnie jak tylko zajęłam miejsce.
- a co głodna jesteś ?
odpowiedziała złośliwie.
- żebyś wiedziała.
Potwierdziłam.
- skarbie mogę spróbować ?
spytał mnie Draco widząc krwistą polewkę.
- proszę bardzo. Nabrałam
jedna pełną łyżkę i podałam ją do ust swojego Księcia.
- dobra. - Stwierdził. –
mogę jeszcze ?
- oczywiście tylko mi też
coś zostaw. Nalałam mu do miski parę chochel i sama zajęłam się jedzeniem.
- twoja lepsza.
Skomentował po kilku minutach spokoju.
- a to mi wmawiasz
prowokacje. - Zaśmiałam się ale przejęłam jego talerz i łyżkę i karmiłam go jak
małe dziecko. – masz szczęście że mój
talerz jest pusty.
- dlaczego ? na sekundę
jego oczy błysnęły na słaby czerwony kolor.
- bo biłabym się z tobą o
tą resztkę. Odpowiedziałam z uśmiechem na co on też się zaśmiał.
- byłby remis. Odparł.
- najprawdopodobniej. Kolejne łyżki szły jak woda.
- skończyło się. mruknął
niezadowolony.
- tydzień. Przypomniałam
mu o obietnicy którą sobie daliśmy w pociągu.
- wiem skarbie. tydzień.
Pocałował mnie w policzek brudnymi od zupy ustami.
- teraz sprzątasz.
- ale do twarzy ci z krwią
na policzku. Droczył się.
- daruj sobie tego typu
uwagi. Odparłam.
- dlaczego skarbie ?
złośliwe pytanie z jego strony.
- bo za rok będziesz pełnym jak ja.
- wiem skarbie.
- jak wiesz to posprzątaj.
Upomniałam go jak małe dziecko.
- dobrze. Otarł niedbale
usta i ponownie złożył na moim policzku pocałunek.
- nic dodać nic ująć. Cały
ty. Zaśmiałam się.
- wiem że lubisz nieprzestrzeganie
zasad. Odparł z uśmieszkiem. No i jak się tu na niego gniewać ?
- proszę o ciszę. - Snape
wstał do mównicy i zaczął przemawiać. – jak pewnie wiecie są wśród nas nowi
nauczyciele. Będą oni uczyli Obrony przed Czarną Magią i mam nadzieję ze ciepło
ich przywitacie. Przy okazji ich zajęć będziecie mieli więcej praktyki z tego
przedmiotu niż we wcześniejszych latach. Dodatkowo Eliksiry chciałbym przekazać
zdolnym uczniom a konkretniej jednej osobie która trzymałaby pieczę nad
zajęciami z młodszymi klasami. – na sali przebiegło stado szeptów. – i tą osobą
jest ... – dramatyczna przerwa a nerwy uczniów siadały. – nie kto inny niż
Ignis Riddle.
- Potter ! wrzeszczeli
Gryffoni.
- Riddle ! skandowali
Ślizgoni.
- Riddle – Potter .
Ucięłam tę dyskusję.
- Ignis podejdź. –
zaprosił mnie Snape. Podeszłam do schodów bo co miałam zrobić ? - Od dzisiaj
możesz zasiadać przy stole nauczycielskim.
- to wielkie wyróżnienie
panie dyrektorze ale nie wiem czy obecni tu nauczyciele by mnie przyjęli
dlatego też na dzień dzisiejszy zostaję przy stole uczniowskim.
- nie wydurniaj się Ignis
siadaj. Profesor McGonnagall wskazała na krzesło obok siebie.
- no dobrze. Usiadłam na co Ślizgoni podnieśli taki ryk,
że Draco z zatkanymi uszami słyszał ich doskonale, a jednak mój chłopak też się
przyłączył do wiwatów pomimo wręcz fizycznego bólu jaki sprawiał mu hałas. Po sekundzie do Ślizgonów dołączyły się inne
domy i cała szkoła świętowała.
- cisza ! - wrzasnął Snape
przerywając tę wrzawę. – teraz oficjalnie rozpoczynamy nowy rok szkolny. Smacznej
kolacji a już jutro miejcie zapał do nauki. Skończył przemowę Snape i ulotnił
się.
- Ignis zacznij rok
szkolny tak jak go ostatnio skończyłaś ! krzyk Freda i Goerge’a.
Grono profesorskie po
krótkiej dyskusji między sobą wyraziło zgodę.
Wstałam i wyszłam na
środek pomiędzy dwoma środkowymi stołami. - rok szkolny dopiero teraz uważam za
otwarty. Powiedziałam głośno i wyraźnie i złączyłam nad głową ręce a wokół mnie
oplótł się smok z ognia.
I teraz najzabawniejsza
sztuczka zniknęłam im z oczu na ułamek sekundy by pojawić się obok Dracona.
- a ty lepiej uważaj u
Snape’a. od prefektów oczekuje jeszcze wyższego poziomu. Mruknęłam do niego
cicho i w ułamku sekundy pojawiłam się na miejscu wśród nauczycieli.
- Potter możemy
porozmawiać po kolacji ? zagadnęła mnie McGonnagall.
- oczywiście. Zgodziłam
się.
- Ignis nazywam się Alceto
a to mój brat Amycus. To my będziemy uczyć Obrony przed Czarną Magią i
chcielibyśmy wiedzieć jak przebiegały lekcje do tej pory i co moglibyśmy w nich
ulepszyć. Zagadnęła mnie grubsza Śmierciożerczyni.
- lekcje ... normalnie. No
może oprócz jednego roku gdzie uczyła nas różowa ropucha. – mentorka
Gryffindoru ukryła uśmiech. Tak samo postąpił Hagrid - A poza tym większość
nauczycieli zwykle robiła długi wykład, potem pokazywała sposób obrony a
następnie omawiała skutki nieumiejętnego odparcia zaklęcia. Moim zdaniem
powinno się zacząć od czegoś w rodzaju inscenizacji pojedynku i poprawnej
obrony zaklęcia, potem zrobić wykład „co będzie jak tarcza nawali” a potem
dopiero opisywać działania zaklęć.
- dzięki Ignis.
Zapamiętamy. Uśmiechnęło się rodzeństwo.
I tak wiedziałam jak będą wyglądały ich
lekcje i jak kary jednak nie popierałam tej metody i miałam zamiar się im
postawić w tej sprawie. Ojciec uważał że lepiej jest nastraszyć i
siłą ich zaciągnąć na naszą stronę jednak dyplomacja i perswazja robiły więcej
a mniej ukrywania kosztowały. Dlatego ja wolałam się mniej męczyć z
ukrywaniem a więcej gadać niż brutalnie żądać. Chociaż i to miewało swoje plusy
to jednak preferowałam swój sposób.
Kolacja minęła szybko a ja
miałam jeszcze rozmawiać z McGonnagall.
^ przykro mi Skarbie ale
chyba zaśniesz sam. Szkoda ale mus to mus. ^ przesłałam myśl na pytające
spojrzenie Dracona kierowane w moją stronę. Pokiwał smutno głową.
^ będę czekał. ^ odparł i
poszedł w stronę schodów.
Ja skierowałam się w
stronę wież idąc tuż za animagiczką.
Dotarłam do jej gabinetu i usiadłam w fotelu naprzeciw kominka.
- Ignis pewnie wiesz
dlaczego cię tu zaprosiłam. Profesorka zamknęła drzwi i zajęła miejsce
naprzeciwko mnie.
- najpewniej chodzi pani o
Harry'ego. Odpowiedziałam spokojnie.
- owszem ale nie tylko.
Słyszałam że mu pomagasz w pewien szczególny sposób.
- nie rozumiem. zdziwiłam
się.
- chodzi o to że jesteś
jedną z nich tylko po to by go chronić. Napisał do mnie krótki acz treściwy
list w którym skrócił wszystko co się działo.
- owszem pomagam im w ten
sposób. Ale o czym tu mówić skoro sprawa jest jasna ?
- chciałabym się
dowiedzieć czy mogłabyś jemu – nałożyła nacisk na „jemu” – wmówić że Harry to
nie zagrożenie.
- to nawet mi się nie uda.
– rozłożyłam ręce. – mogę jedynie grać na czas proszę pani. nic więcej nie mogę
zyskać. Odpowiedziałam jej.
- to zbierz go jak najwięcej
Ignis. Musimy go zniszczyć.
- rozumiem proszę pani.
- a teraz leć spać.
Przepraszam ze tak cię zostawiam ale na razie nic więcej nie przychodzi mi do
głowy.
- dobranoc pani profesor.
Pożegnałam się życzliwie i wyszłam.
Dotarłam góra do głównego
korytarza kiedy usłyszałam czyjś oddech.
Spojrzałam wokół. Nikogo nie widziałam
a jednak coś słyszałam. Potem do tego
doszło „oj skarbie” też niewiadomo skąd. Ktoś bawił się ze mną w ciuciubabkę.
- dobra gadaj gdzie
jesteś. rzuciłam lekko zła i spojrzałam w tarczę jakiejś zbroi. Lśniąca jak
lustro. Kiedy mrugałam ktoś położył mi dłonie na oczach.
Zapach rozpoznałam od
razu. te same świetne i niezmienne od lat perfumy miał tylko jeden chłopak w
szkole.
- teraz poznajesz ? spytał
mnie cicho Draco.
- poznaję. Potwierdziłam.
- pozwolisz się poprowadzić
? kolejne pytanie.
- akurat tobie ufam na
tyle że dam.
- w takim razie chodź.
Tylko miej zamknięte oczy. Zawiązał mi
na oczach strzępek swojej koszuli z dyskoteki w „Ukąszeniu”.
Wziął mnie za rękę i
prowadził.
Nie wiem gdzie dotarłam za
swoim przewodnikiem ale z oczu zasłonę ściągnął w ciemnym pomieszczeniu gdzie
jedynie na stole stał świecznik i kilka zapalonych knotów oświetlało niewielką
powierzchnię blatu.
- pomyślałem że spodoba ci
się mój pomysł na świętowanie. Niedługo rocznica naszego poznania się.
- oj skarbie ... nie
musiałeś.
- ale chciałem. Wskazał na
krzesło które jeszcze dodatkowo mi odsunął.
- a ja dla ciebie nic nie
przygo ... położył mi palec na ustach.
- cicho skarbie.
przygotowałaś ale nieświadomie. Uratowałaś mnie i za to chcę się odwdzięczyć.
- ale ...
- nie ma ale. No już
skarbie przyznaj mi rację.
- jesteś kochany. Tylko że
nie mam zbyt odpowiedniego stroju na świętowanie. Odparłam na jego zaczepkę.
- dla mnie wyglądasz
ślicznie. Ale – rozwiązał węzeł, owoc własnej pracy, i go ze mnie ściągnął –
teraz lepiej.
- pozwolisz ? – na jego
milczenie dwa górne guziki koszuli zrobiły papa. – no i masz uzależnienie.
Zaśmiałam się z samej siebie.
- to nic złego skarbie. ja
też cenię twój zapach. Chociaż bliższy mi jest smak.
- mi też. Uśmiechnęłam się
pokazując mu kły.
- bardzo ci pasują. Odparł
i jego górne trójki też się odrobineczkę wydłużyły.
- za kilka dni je stępisz
ale nie powiem że nie korcą.
- chcesz to spróbuj czy są
ostre. Skusił Draco.
- tak bez żadnych
ceregieli ? za łatwe.
Krótko się uśmiechnął i
nawet zaśmiał. - wiedziałem że to powiesz skarbie. dlatego chodź do mnie.
- co z tego będę mieć ?
spytałam przekornie.
- już dobrze wiesz co.
- skoro wiem to powiedz.
Odparłam na zaczepkę.
- pocałujemy się trochę.
Mruknął Draco.
- nie słyszę. Odpowiedziałam mu złośliwie.
- wiem że słyszysz. – rzucił
Draci jako wymówkę i przesunął moje krzesło do siebie – ale chcesz to
przeciągnąć. Tylko po co ?
- mrr ... bo jesteś
słodziutki jak się starasz a mi się już znudziło prowadzenie gierek.
- aaa ... to dlatego nie
chcesz już zaczynać. Oddajesz mi rolę prowokatora ? no dobrze. Draco uśmiechnął się w swój złośliwo-słodki
sposób.
- masz śliczne kły wiesz ?
odbiłam piłkę.
- te same będą cię
podgryzać.
- kiedy ? spytałam udając
zaskoczenie.
- w odpowiednim czasie.
Odpowiedział mi Śmierciożerca.
- kiedy ?
- zapytaj jeszcze raz a
nie będę miły.
- kiedy ? rzuciłam z
premedytacją.
I sekundę po tym pytaniu
Draco patrzył mi w oczy swoimi błyszczącymi tęczówkami. Ręce miał położone na
ramionach i na razie ich uścisk mnie zatrzymywał.
- teraz. Teraz moje kły
będą się z tobą drażnić. Rzucił się na
mnie.
Koniec.
Wytrenowałam w nim bestyjkę która słucha
tylko części zaleceń.
Ale on w tak słodki sposób
odrzuca ich pozostałe fragmenty że nie umiałam się na niego gniewać czy mieć mu
tego za złe. Po prostu dziki półwampir ma
ochotę na pieszczotki.
Lizał jak zawsze idealnie
ale do tego zgodnie z obietnicą doszły
jego „nowe” kły które aż się prosiły żeby je stępić. Oczywiście próbować zawsze można ale efekt
był taki ze po minucie oboje byliśmy pokaleczeni i spijaliśmy sobie nawzajem
krew z ust.
Ocknęłam się we Dworze.
Tylko do cholery jasnej jakim cudem my
się tu znaleźliśmy ? i to od razu w pokoju Draco ?!
Oparł mnie o kolumnę przy
łóżku. Nie mógł sobie odpuścić tej satysfakcji.
Cofnęłam się w bok bo wolałam go ściągnąć na miękki materac.
- ładnie to tak ? spytał
na chwilę przerywając tę naszą magię.
- całuj. Odpowiedziałam mu
wracając do jego ust. Dla nas minuta a normalnie
minęła pewnie godzina.
Rozdarłam jego koszulę kiedy bawiłam się w
drażnienie jego pleców. Teraz każdy cholernie perfekcyjny mięsień czułam
jeszcze wyraźniej i w podziękowaniu dostawałam wzajemność i jeszcze bardziej
cudowny pocałunek.
Języki tańczyły swoje romantyczne ale jednak drapieżne tango
a palce błądziły po skórze. Było cudownie. Po prostu cudownie.
Jednak musieliśmy jeszcze
się opamiętać by wrócić do szkoły. A w takim stanie lepiej było nie pokazywać
się nawet w Pokoju Życzeń. Ale na razie mieliśmy swoją chwilę na przyjemność i
guzik nas obchodziła szkoła.
- śliczna jesteś ale
drapieżna i niebezpieczna jak bestie w
Lesie. Draco na chwilę się uwolnił.
- na razie o maniery się
nie martwię. Mam obok swojego Księcia i guzik mnie obchodzi reszta. Ale niech tylko mnie jeszcze raz pocałuje.
- jak kotek poprosi to
pomyślę. a kto wie może jeszcze dorzucę coś ekstra.
- co masz na myśli ? spytałam
z większym podnieceniem.
- odrobinę popieścić twoje
plecy. Od dawna mnie to korci. Odpowiedział mi lekko spięty.
Widziałam że mu na mnie zależy i chce
zdobyć moją przyjemność. A mi zależało na nim i jego szczęściu.
-prrooszęę cię Drraacii
... pocałuj mnie raz jeszcze.
- za mruczenie mojego
imienia na pewno cię nagrodzę. Widzę że ci zależy na dodatkowej przyjemności. ale
chyba wolisz moje usta i język.
- oj o wiele przyjemności
i uzależnienie można je oskarżyć. Ale są tak słoodkiee ...
- cichutko skarbie.
cichutko. - Położył mi palec na ustach. Pocałowałam go delikatnie a Draco się
lekko uśmiechnął. – spraw mi przyjemność
i pocałuj usta a nie dłoń.
- z wielką chęcią.
Zbliżyłam się do niego i spełniłam prośbę.
od razu mnie ułożył na
kołdrze i delikatnie gładził ramiona.
Westchnęłam mu w ustach.
^ chyba chciałabyś dostać
prezencik ode mnie. Ale chcę usłyszeć bardzo ładną prośbę. ^ przekazał mi
telepatycznie Draco.
^ Drraciii prooszęę cię ... wypieść mi plecy tak jak
chciałeś. Ale najpierw wycałuj usta ^
^ oj skarbie to zrobię z
wielką chęcią. ^ odpowiedział mi delikatnie głaszcząc mnie po
podniebieniu.
Miałam z tego cholerną przyjemność i nie
chciałam tego kończyć ale cóż obiecał mi jeszcze jedną dawkę szczęścia więc z wielka
chęcią ją przyjmę.
Odczepił mnie od siebie
praktycznie na siłę. Nie chciałam iść ale zareagował uśmiechem.
- na plecki kochanie.
Plecki. Pokaz mi całą ich powierzchnie i każdy centymetr skóry.
- wiesz skarbie masz
cudowny ton. Taki ... niegrzeczny.
Odpowiedziałam przewracając się.
- oj skarbie ... nie tak
głośno. Jeszcze rodzice mnie usłyszą.
- musisz wiedzieć ze mam
ochotę być głośno. Oj jakbym chciała ....
- gryź poduszkę, chyba ze
wolisz moja koszule.
- koszula. Tylko powoli.
Chce popatrzeć.
- nie masz czystych myśli
jak widzę.
- cicho kocie i pokaż mi
co ukrywasz pod koszula.
- zamrrucz. To mnie
nakręca.
- lubisz koty jak widzę.
Może to cię jeszcze barrdziej nakręci.
Pokazałam mu krótkie kocie czarne uszy.
- skarbie ... - spojrzał na mnie odrobinę złośliwie, ale nie wyszło mu to i zmienił taktykę. - moja kicia. A może
zamruczeć dla swojego kota ?
- mrrr ... tylko zajmij
się skórą prroszę. Odpowiedziałam mu.
- jesteś pewna ? zbliżył
wystawiony język do karku.
- do cholery jasnej liż.
Liż i zaklinam cię żebyś nie przerywał.
- zaklinasz ? oj, oj, oj
skarbie. od razu mnie prosisz żebym nie przerywał ? musi ci zależeć na lizaniu.
- żebyś wiedział skarrbie.
- dla mojej cholernie
słodkiej kici. – polizał skórę.
Nosz cholera choćbym nie wiadomo
jak chciała to nie potrafiłam być całkowicie cicho.
Westchnęłam i cóż musiałam
czymś zająć nerwy i zmysły. Celem stała się jego koszula która szybko znalazła
zastosowanie jako knebel.
Lekko słonawy posmak potu
i odrobina tego charakterystycznego smaku jego skóry. nic lepszego nie było na
świecie, no może oprócz krwi po długiej
głodówce. w sumie od razu pożałowałam metody ale
trudno.
W pewnym momencie byłam
bliska zrobienia dziury w materiale.
^ skarrbie niedługo ci ją
zniszczę. Nie każ mi wiecznie siedzieć cicho bo to mnie wykańcza. Prrooszę ...
^ przekazałam napalonemu Draconowi.
^ dobrze kiciu. Jeden
jedyny raz możesz mi pokazać jak bardzo ci przyjemnie. Ale uważaj żeby nikt
oprócz nas tego nie usłyszał.^
- Drrraaacooo ... mój
koniec wytrzymałości nadszedł z kolejnym lizanym pocałunkiem. Nie doszedł nawet
do połowy bo zatrzymałam go na łopatkach.
- oj kiciu ... takiego
tonu nie słyszałem od dawna. Takiego ... mrraśnego
- mogę terraz ja ? koszula
mi już nie starcza.
- oddaj mi swoją jeżeli
chcesz mnie pieścić.
Wstałam i praktycznie
chybiłam o milimetry jeżeli chodzi o trafienie w twarz Dracona.
- skarrbie ... jaka z
ciebie kusicielka.
- połóż się a zobaczysz co potrafię.
- tors czy plecy ? spytał
Draco z blaskiem w oczach który za nic nie chciał zmaleć.
- trudny wybór ... –
musiałam pomyśleć. Ale nie. on wolał moje plecy to i ja będę tak perfidna. – plecy.
- dobrze skarrbie. Ułożył się i od razu powąchał koszulę. Widać
podobał mu się zapach.
- a teraz pokaż mi powód
żebym skończyła.
- Ignis wyjęczę to dla
ciebie. chyba że wolisz mruczenie.
- ten słodki głosik wolę
słuchać w postaci jęków.
- w takim razie spróbuj. Skusił
mnie Draco będąc przy końcu cierpliwości.
- z wielką chęcią
skarrbie. Zbliżyłam usta do jego ślicznie
zarysowanych łopatek. A co się będę
bawić. plecy to plecy nie kark.
Lekko go dotknęłam a Draco
zareagował od razu, przeszedł go dreszcz.
Miałam swojego Księcia w
szachu ale nie chciałam szybko tego skończyć.
Po tym jednym kontrolnym
pocałunku zwolniłam tempo żebyśmy oboje mieli z tego dużo więcej.
On dostawał
dotyk i wspomnienia ja smak i miłe chwile. Momenty kiedy to Dracon i jego
cierpliwość były w chuj daleko od jakichkolwiek granic czy norm.
- Igniiiss ... w końcu
usłyszałam to co chciałam usłyszeć od początku. Piękne wezwanie od mojego
Księcia.
- miło prawda ? spytałam
lekko złośliwie.
- jak cholera.
Odpowiedział szybko.
- pocałuj mnie. Poprosiłam
stając nad nim.
- moja kicia nadal nie ma
dość wrażeń ? oddał pałeczkę.
- wolisz nie wiedzieć.
Odparłam wymijająco.
- znaczy się nie. – lekki
przebiegły uśmiech. On coś knuł. – powiedz mi tylko na jak wiele mogę sobie
pozwolić.
- oj tego to chyba wolisz
się sam dowiedzieć. Skusiłam narzucając na siebie mokrą koszulę a Draco zrobił
to samo ze swoją, oczywiście ich nie zapinaliśmy.
- racja. Nie lubię granic.
Przyparł mnie do ściany i sam zaczął się ze mną całować.
Słodki ale bardziej dziki
niż przed przemianą.
Ale cóż lepiej chyba żeby
teraz się przyzwyczaił a potem jedynie się wzmocnił, nie ?.
odchylił mi głowę i zaczął
kreślić dzikie wzory na mojej szyi.
- kocie ... zaczęłam
słabym szeptem.
- wiem. Mam być w miarę
grzeczny. odpowiedział szybko i wrócił do pieszczenia mi szyi.
- Draacoo ... wyszeptałam
mu wprost na ucho miotana przyjemnością.
- nie szepcz kiciu tylko
odgryź mi się. odparł Draci szeptem.
To knuł. Chciał żebyśmy
oboje mieli coś z takiej zabawy. Dobrze.
Chce ? niech ma. Ale nikt nie powiedział że mam trzymać się swoich zasad.
Dotknęłam go językiem i od
tego momentu wszystko się zaczęło.
Najpierw oczywiście Draco
oddał mi przyjemność i zrobiło się bardziej gorąco wokół nas.
Potem już tylko schodziliśmy
w coraz to bardziej wyszukane pieszczotki.
Przeniósł mnie znowu na
materac i usadził sobie na kolanach, ale ja wolałam leżeć. Ściągnęłam go tak że nachylał się nade mną i
widziałam jego ruchy.
Kiedy już Draco stwierdził
że powoli posuwamy się za daleko dotyk jaki mi dawał stawał się coraz bardziej
delikatny i znikomy aż w końcu zostawił mi na szyi z 5 ślicznych malinek.
- Draco ... zaczęłam
słabo. Byłam niedaleko omdlenia.
- po krwi pozwolę sobie na
więcej. Obiecuję. ujął moją dłoń i lekko ją ucałował jakby przed chwilą nie
krzyczał że ma na mnie ochotę.
- takich to nawet ze
świecą się nie znajdzie. Zażartowałam. Spróbowałam się podnieść ale wypompował
ze mnie siły.
- pomogę ci kiciu. – wziął
mnie na ręce. – popełniłem błąd. zrobił minę jakby czegoś zapomniał.
- dlaczego ?
- zapomniałem że musimy
wysuszyć ubrania. Dotknął delikatnie mojej koszuli.
- pozwolisz ? – podniosłam
temperaturę i po sekundzie były suche. Jedyne co zdradzało ich wcześniejsze
użycie był wychwytywalny tylko przez nas zapach - proszę bardzo. Suche.
- mądra kicia. – pogłaskał
mnie po głowie. – tylko jeszcze je zapiąć.
- dla chcącego nic
trudnego. – zabrałam się za zapinanie jego koszuli a kiedy miał tylko dwa górne
guziki odpięte to Draco uporał się z materiałem który ja miałam na sobie. – no
widzisz. Mówiłam.
- nic nie mów. Uciszył
mnie i zabrał nas z powrotem do Pokoju Życzeń.
Spojrzałam przez jedno z
wielkich okien. Powoli Księżyc chylił się ku zachodowi by ustąpić miejsca
słońcu. Czyli nie opyla się wracać na górę.
w głównej części
przestrzeni pojawiło się łóżko takie samo jakie miał u siebie Draco.
- skarbie – zrzucił
niedbale koszulę na krzesło i położył się pod kołdrą. – czekam.
Zrzuciłam z siebie ciuchy
i przywołałam tą samą zieloną tunikę którą miałam w noc przed weselem.
Tak wyszykowana położyłam
się obok Draciego i oparłam na nim głowę.
- dobranoc kiciu.
Pocałował mnie w czoło i tradycyjnie objął przyciągając do siebie.
- dobranoc skarbie.
odwzajemniłam gest z tą różnicą ze ja trafiłam na jego policzek i zamknęłam na
nim oczy.
* Draco *
Sen przyszedł bardzo
szybko.
Jednak Igni miała rację i teraz już rozumiałem
dlaczego nie chce opuszczać mnie po zebraniach. dla takiego snu można było się
pozbyć kilku szlam.
Obudziłem się ale Igni jeszcze słodko
spała. Wiedziałem że niedługo śniadanie i musiałem ją wyrwać ze snu.
Chcąc nie chcąc musiałem
ją obudzić bo lepiej było nie podpadać już na początku.
A na dodatek Igni miała
jeszcze zajęcia.
- Ignis ... - zacząłem
spokojnie. Zero reakcji. – Ignis ... – bardziej przymiliłem się głosem. Również
żadnego rezultatu. – Ignis wstawaj. Nacisnąłem zdenerwowany.
- czego ? spytała jeszcze
nie do końca wybudzona i z zamkniętymi oczami.
- grzeczniej skarbie bo
zrezygnuję z głodowego. Zagroziłem jej.
- przepraszam. – otworzyła
oczy i spojrzała na mnie z poczuciem winy w swoich zielonych tęczówkach. – dzień dobry mój Książę. Powiedziała cicho i
radośnie.
- witaj skarbie. mam nadzieję
że pamiętasz co się wczoraj wydarzyło.
- mrr ... czy pamiętam ?
chcę powtórki. Byłeś taakii cudowny.
- cicho. – pogładziłem ją
po policzku. – chodź na śniadanie.
* Ignis *
Oj jaki on jest słoodkii
... no po prostu o wiele, wiele lepsze niż lukrecje.
A jego całowanki ... mamuniu ... spełnienie wszystkich moich
marzeń a on i jego nastrój wczoraj wieczorem był taki dziki ... nic tylko brać
i lizać.
- jest za jakieś dwie
godziny. Daj mi pospać. Mruknęłam cicho. Jednak
trochę mnie wymęczył a wolałam nie myśleć co będzie jak już napije się krwi ...
- o nie kiciu. Zostajesz obudzona.
- ale kocie ... ja chcę
spać. Byłeś wczoraj cudowny ale padam.
Lekko się uśmiechnął w swój złośliwy sposób i
okręcił pasemko włosów wokół swojego palca. - z mojego powodu ? od mojego
pocałunku i drobnych pieszczotek jesteś zmęczona?
- drobnych może i tak ale
za to jak dzikich i uczuciowych. – zamknęłam oczy. Na samo wspomnienie robiło
mi się gorąco. – chcę powtórki i mam tydzień czekania.
- wrr ... pocałuj. Skusił
Draco.
- jeszcze raz ? kocie ty
robisz się uzależniony.
- wiem. Ale mam to od
dawna. Daj mi spróbować.
- no dobrze. – dostał ode
mnie całusa w policzek. – wiem jestem zła. Złośliwie się uśmiechnęłam.
- do twarzy ci z tym.
Odpowiedział mi z uśmiechem i zaczął wstawać z łóżka równocześnie mnie
zrzucając z siebie.
- ej no ... moja podusia
...
- twoja podusia już nie
śpi. Odgryzł się. miał świetny humor i
nie zapowiadało się żeby się zmienił.
- ale ja chcę spać.
Odpowiedziałam niezadowolona.
- musimy jeszcze wrócić do dormitoriów bo będzie
draka. Odparł Draco zapinając swoją koszulę i rzucając mi moją.
W sumie ma rację. Lepiej
wrócić i udawać ze nic się nie stało.
Chociaż Snape jak tylko
skapnął się że wyszliśmy pewnie kazał Alceto i Amycusowi przemilczeć nasz drobny wypad na noc, to
lepiej będzie pozostawiać pozory.
- no cóż masz rację.
Lepiej dać im pozory że byliśmy grzeczni.
- a nie ? spytał
złośliwie.
- oj nie odzywaj się.
odgryzłam się zapinając materiał i na szybko wiążąc krawat.
- powiedz.
- już dobrze wiesz co
miałeś wczoraj w głowie. Odparłam i zabrałam się za ponowne wiązanie butów.
Oczywiście glany te same od lat bo w końcu stopa mi nie rośnie.
- no dobrze skarbie. masz
mnie. Nie miałem czystych myśli. Ale ty też nie. mam zacytować? spytał
złośliwie Draco.
- a cytuj.
- każde twoje wezwanie
, no i moje ulubione : „tylko powoli
chcę popatrzeć ” a no i twój oddech. Odpowiedział
perfidnie.
Dlaczego nie potrafię
się na niego wpieniać i zrobić mu awantury o coś takiego ?
- zostawmy to jako remis.
Ustąpiłam mu.
- remis ? rezygnujesz z
kłótni o wygraną ? gdzie ta moja dzika kusicielka z wczoraj ? zdziwił się
Dracon.
- masz ja przed sobą. Tyle że nie chce się kłócić z rana.
- nie wierzę. To nie ty.
Ona była zimną bezkompromisową liderką a przy mnie zmieniała się w kicię bez
zasad i granic. Wątpię czy mam ja przed sobą.
- uwierz. - Zmieniłam
taktykę. Stanęłam za jego plecami i ułożyłam dłonie na jego ramionach.
gładziłam go przez materiał. – kto wczoraj tak cudownie lizał mnie po szyi ? bo
mi się wydaje że ty. A jestem pewna że pamiętasz moją reakcję.
- wzdychałaś na potęęgęę
... Draco przeciągnął samogłoski wspominając
mój głos.
- no właśnie kocie.
Wzdychałam do ciebie, moje wezwania były do ciebie i każdy mój oddech był dla
ciebie. idę o zakład że pamiętasz jak reagowałam na pieszczotki na plecach.
- oj tego nie zapomnę. Tak
niegrzeczny jęk ... wrr ... chcę jeszcze raz to usłyszeć.
- tydzień kocie. Tydzień.
Przypomniałam Draconowi.
- śniadanie. Odpowiedział
i zaczął wychodzić z Pokoju Życzeń.
Poszłam
za nim i 15 minut później byliśmy w pokoju wspólnym.
I tam mieliśmy zamiar zostać. Usiedliśmy na kanapie i czekaliśmy na pobudkę.
- wiesz co Draci ... zaczęłam
po milczeniu.
- hmm ? spytał patrząc na
mnie zakochany.
- kocham cię wiesz ?
jesteś kochany, cudowny, opiekuńczy i troskliwy. Nie mogłam znaleźć lepszego
chłopaka.
- pochlebiasz mi kiciu.
Ale nie powiem ty też jesteś słodka, kochana, cudowna a no i moja.
- mrr ... zawsze twoja. Potarłam
policzkiem o jego twarz.
- jak ja lubię moją
kicię. uśmiechnął się perfidnie i po raz
kolejny spojrzał mi w oczy.
Dla takich chwil warto było siedzieć te bite
siedem lat w Hogwarcie. Był słodki i kochany jak cholera a zazdrosny jak sto
pięćdziesiąt. Ale takiego go uwielbiałam i nie chciałam żeby się zmieniał.
Spędziliśmy jakąś godzinę
patrząc sobie w oczy ale wszystko co dobre szybko się kończy.
- pobudka. Obwieściłam smutna.
- wiem ale kicham. A wiesz
czemu ? spytał mnie Draco ponownie zakręcając mi włosy.
- zgaduję bo jej nie
zauważysz ?
- dobrze. A czemu ?
kolejne pytanie. Bezsensowne.
- nie wiem. Lekko się
uśmiechnęłam. Wiedziałam o czym myśli ale lepiej było udawać że się nie wie.
- na pewno wiesz.
Na dół zeszła Pansy i od
razu rzuciła nam krzywe spojrzenie.
- może chcecie jeszcze
pieprzyć się tutaj ? spytała złośliwie.
Wstałam z miejsca jak
oparzona. Draco również się wściekł.
- wiesz co Pansy to ze
ciebie nikt nie chce to nie znaczy ze musisz być aż tak opryskliwa widząc
pocałunek. odparował Draci.
- no proszę. Jak zawsze
bronisz szefowej. Wiesz co rzygam wami. Mam waszych słodkich minek i słówek po
uszy. Dlatego może idźcie gdzieś indziej ? a zaraz ... przecież zniknęliście na całą
noc. I co jeszcze wam mało ? Pansy pluła jadem jak nigdy.
Najwyraźniej od dawna
chciała nam nawrzucać.
- daruj sobie do cholery.
– wmieszałam się w tę kłótnię i to ostro. – jesteś idiotką o szczurzej twarzy i
równie ciekawej osobowości. Nadal nie możesz pogodzić się z tym że jestem z
Draco ? to masz pecha. On – objęłam Dracona w pasie. – jest mój i nie
zniszczysz tego.
- no a moja kicia zostaje
moją kicią. I nic ci do cholery do tego Pansy. Poparł mnie Draco.
- nic ? muszę to oglądać
tak samo jak reszta. A nikomu się to nie uśmiecha. Odparowała Ślizgonka. Oj
oberwie na zebraniu i to cholernie mocno. Z resztą ojciec i tak wiedział co ona
palnęła.
- jakoś tylko ty narzekasz
i robisz wyrzuty. Jak nie rozumiesz to twój zakichany problem ale daj nam żyć.
Nikt tutaj nam nie wytyka naszego związku a znalazła się jedna upierdliwa
cholerna idiotka która musi się wtrynić żeby tylko nas rozdzielić. Pomyśl
kiedyś Pansy i wycofaj się teraz albo spłoniesz. Odparłam wkurwiona na maksa.
- mam posłuchać takiej
idiotki ? wiesz może i rządzisz na zebraniach ale nie w szkole. Odpowiedziała
mi szczurzyca.
- kiciu ... - starał
wtrącić się Draco. teraz zauważyłam w
jego dłoni wyciągniętą różdżkę.
Zrozumiałam że on chce to załatwić. Najpewniej chciał rzucić Crucio. –
nie obrażaj jej. nigdy tego nie rób. Jasne ?!? krzycząc spytał się jej kiedy
też czerwone światło wypłynęło z końca jego różdżki.
- nie rozdzielisz nas. Nie
masz na to najmniejszych szans. – dorzuciłam się spokojniejsza. Od czasu do
czasu wychodził z Dracona sadysta ale w takich chwilach uwielbiałam na o
patrzeć. – a teraz patrz uważnie. - Rzuciłam uwagę do Ślizgonki. Rzuciłam się
na szyję Dracona i rozpoczęłam pocałunek. ja nie musiałam walczyć z blaskiem
ale Draco był na skraju wytrzymałości. Kiedy chciał lekką ręką uszkodzić
materiał koszuli odeszłam od niego na krok. Oddech jak i tętno cholernie mocno
podskoczyło ponad normę. – tak powinien wyglądać pocałunek.
- kiciu ... – zbeształ
mnie lekko Draco. – zapomniałaś o czymś.
- o czym skarbie ?
- o tym. – oblizał usta. Trzymajcie mnie bo wykorkuję. Perfekcyjny i
cholernie perfidny w takich akcjach Draco był już na co dzień a jak dodać do
tego nakręcenie było po prostu cudownie na to patrzeć. Z resztą zawsze tak
było. – no co nie spróbujesz ?
sprowokował.
Odwzajemniłam gest. –
myślałam że nie poprosisz. Zażartowałam i wróciłam pod jego opiekuńcze, już
uspokojone, perfekcyjne ramię.
Pansy wstała z podłogi a
teraz zorientowałam się ze scenie przyglądał się Snape, Alceto z bratem i cały
Slytherin. Ups ...
- Draconie jest prawny
zakaz używania Zaklęć Niewybaczalnych. - Upomniał go Mistrz Eliksirów. Jednak
znał okoliczności i przyczynę użycia. – minus 20 punktów dla Slytherinu. A co
się tyczy ciebie Ignis.
- tak panie profesorze ?
spytałam udając zmieszanie. Jednak wstydu po takich akcjach nie miałam.
- nie dawaj się prowokować
ani też nie namawiaj do użycia czarnej magii w murach tej szlachetnej szkoły.
Odpowiedział mi zimno Snape i wyszedł.
Usiadłam na kolanach
Dracona i pocałowałam go czule. Lubiłam takie spontaniczności a należała mu się
nagroda za Crucio. Wziął mnie na ręce i
gładząc plecy zaniósł mnie na dół.
- oj kochanie ... wtuliłam
w niego głowę.
- tak kiciu ? spytał
radośnie ale złośliwie.
- świetnie całujesz.
odpowiedziałam uśmiechnięta i objęłam się jego ramieniem.
- kiciu ... - Draco się
przekomarzał. - tydzień mija w zastraszającym tempie. Zostało tylko 5 dni.
- wiem. - odpowiedziałam
mu uśmiechnięta i delikatnie cmoknęłam go w policzek. - ale ten czas szybko
leci.
- potrenujesz ze mną w
quidditcha ? Draco spytał mnie na ucho.
- z tobą zawsze kocie. po
lekcjach. Pogładziłam go po ramieniu i lekko podrapałam.
- nie pokazuj pazurków
teraz tylko za pięć dni. Odgryzł się.
- i tak wiem swoje.
odparłam opierając na nim głowę.
- czy z tobą da się wygrać
dyskusję ? spytał żartem Draco.
- można. Odpowiedziałam mu
patrząc na niego zakochana.
- a jak ? odparł
zainteresowany Draci.
- tak. - delikatnie go
pogłaskałam po szyi. - tak, - przełożyłam dłoń na ramię i lekko zmięłam
materiał jego koszuli. - i tak. ostatnie
potwierdzenie wyszeptałam mu na ucho.
- pieszczoch z ciebie
Igni.
- mrru twój pieszczoch. Przytuliłam się do niego mając gdzieś jakie
złośliwości ma w zanadrzu.
- mój i nie oddam nikomu.
- objął mnie szczelniej. - ślicznie pachniesz.
- a teraz pomyśl co
będziesz czuł jak użyję perfum. Odpowiedziałam Draconowi złośliwie.
- to teraz nie użyłaś ? a
no tak. - pacnął się w czoło. - aura.
- bingo skarbie. a jak z
twoją ?
Stworzył różę z Wody. Co
prawda dawno nie trenowałam z nim ale miał wszystkie Mistrzostwa oprócz Energii
więc warto.
Mori oddała mu wszystkie dość lekką ręką po moim pojedynku z Cirispinem.
- chyba widzisz że dobrze.
- podał mi ją a kiedy jej nie przyjęłam wpiął mi ją we włosy. - śliczna róża
dla jeszcze ładniejszej dziewczyny.
- nie przesadzaj Draci. -
zawstydziłam się odrobinę. - ty jesteś przystojny jak nikt inny.
- dlatego prześladuje mnie
Pansy i kilka młodszych. Za moją urodę i urok osobisty.
- bingo skarbie. -
potwierdziłam. - ale ty jesteś mój. oparłam się na nim.
- wiem kiciu, wiem. Nie
musisz mnie przygniatać.
- sugerujesz że jestem
ciężka ? spytałam oburzona.
- nie Igni,
wyglądasz pięknie. A na miotle nie jest w stanie cię nikt zauważyć.
Odpowiedział mi Draco broniąc się.
- no ja
myślę kochanie. - zaśmiałam się krótko. - a jak zjedzone to pod salę.
Poszliśmy
na lekcje a po nich na boisko.
Wypuściłam
parę atrap zastępujących piłki i wzniosłam się w powietrze razem z Draco.
tłuczki które były latającymi głazami w niego celowanymi , kafel który jako
woda wyślizgiwał mu się z rąk a znicz
jako drobny ognik.
A reszta
drużyny była żywiołakami Wody które go słuchały a przeciwne czyli moje z Ognia.
Po treningu
oboje byliśmy utytłani błotem, każde z nas miało jednego co najmniej siniaka i
dodatkowo remis.
A mecz
skończyliśmy po 5 minutach.
- popracuj
nad nurkowaniem. Przyda się.
- dobrze
skarbie. a mogę cię o coś zapytać ?
- możesz.
Szłam z nim pod rękę.
- chcesz mi
się oddać jako pierwszemu ? zdziwiło mnie jego pytanie ale ja byłam pewna
swojej odpowiedzi.
- tak
Draco. ale jeżeli nie chcesz ...
- chcę
skarbie. - pocałował mnie wszyję.
Niespodziewanie ugryzł mnie w ucho. - nie mogę się doczekać ślubu. Od dawna nie
mogę przestać o tobie myśleć.
- no już
zwierzaku zostaw. - szepnęłam ulegając mu. ale całował szyję i lekko
przytrzymywał skórę. - no już Draco przestań. - poczułam na szyi jego język.
Trudno. Uległam emocjom. - mrr no już zostaw bo ślubu nie doczekasz.
- powtórz
to skarbie. poprosił cicho.
- przestań
mnie nakręcać bo ślubu nie doczekasz.
- jak to
brzmi ... tak ... tajnie.
- no już.
Zostaw.
- może nie
chcę czekać ? spytał złośliwie nadal się mną zajmując.
- chociaż
do oficjalnych zaręczyn kocie. - poprosiłam go. - wystroję się dla ciebie. - obiecałam
mu drapiąc go po karku. ale chciał
więcej informacji. - ubiorę twój ulubiony czarny gorset, użyję twoich
najulubieńszych różanych perfum, założę perły żebyś miał co rozerwać przy
pocałunkach i na pewno nie będę cicho jak zaczniesz. Mrr nie mogę się doczekać
tego że cię zobaczę ... ale zadbaj o mnie.
- nie wiem
czego byś chciała w sypialni ale na pewno postaram się dogodzić twoim gustom. -
odpowiedział mi Draco lekko całując mnie w ucho. - obiecuję że będzie
romantycznie.
- powtórz.
- tego ostatniego określenia używał cholernie rzadko a szczególnie kiedy coś
obiecywał. Unikał słowa „romantyczny” jak ognia jak nie gorzej. - powtórz.
Poprosiłam go gładząc go po umięśnionej ręce.
- złapałaś
mnie na błędzie Igni. To ci nie wystarcza ? próbował się bronić.
- powtórz.
- spojrzałam mu w oczy. - proszę Draci. dla mnie. Raz. Jeden raz i dam ci
spokój.
- obiecuję
że będzie romantycznie. Wydukał cicho.
Rzuciłam mu
się na szyję. - mrr dziękuję. Szepnęłam do niego i pocałowałam go w policzek. Ale
miałam zamiar się odwdzięczyć. Całowałam go po szyi.
- no już
skarbie. zostaw. - powiedział spokojnie Draco ale bez skutku. - zostaw skarbie.
- nic. - kiciu zostaw. - nic a jego słowa jedynie nakłaniały mnie do większej
gorliwości w pracy. - zostaw mnie kiciu jeszcze nie jestem na twoje
zaspokojenia.
- wiem. Ale
odpłacam ci się. poczochrałam go.
- moja
kochana złośliwa Iski. - objął mnie. - wiesz co odechciało mi się treningu.
- mam dla
ciebie propozycję. - pogładziłam go po ramieniu. - zamiast kolacji krew. Co ty
na to ?
- nie teraz
kochanie. - pocałował mnie w policzek. - na twoje urodziny co ?
- jak
chcesz. Zgodziłam się. prześliśmy do Hogwartu ale coś zawyło w Lesie.
- przykro
mi Draco ale obowiązki wzywają.
- leć.
- do
zobaczenia.
Wbiegłam do
Lasu i przywołałam dwa miecze.
Gotowa
poszłam dalej ale nic nie widziałam.
Jedyne co
wskazywało na czyjąś obecność była krew na drzewach.
- POMOCY
!!!! jakieś dziecko złamało zakazy i
teraz ma.
Ale nie
pachniało jak czarodziej. Mugol.
Dziecko mugolskie.
Pobiegłam
do miejsca i zobaczyłam Wielkiego Coś.
Coś był
olbrzymi jak 10 najwyższych drzew a silny jak 1000 wierzb bijących.
Coś już nie
raz zakłócał spokój w Lesie i był poszukiwany jeszcze przed Cirispinem. Ale to
ja go zobaczyłam i miałam zabić.
Ostatnio mi się wymknął, obiecałam mu zemstę, więc ją dostanę.
- ej Coś.
Zostaw dzieciaka. - Coś odwrócił głowę na której było osiem pajęczych oczu,
uszy dobermana i pysk dzika. Oczy były wściekle czerwone. - jestem Łowcą w tym
Lesie. Nie chcesz kłopotów to .. - rzucił kłodą. Uniknęłam jej ale było blisko.
- zdenerwowałeś mnie.
- Ignis
Morringhan Riddle. Jaka niespodzianka. wiedziałem że przyjdziesz ratować
dzieciaka ale za późno. To już jest mój obiad.
- oddaj go
a nic ci się nie stanie.
- wolne
żarty. - rzucił głaz. Tym razem celnie ale Mistrzostwo Absolutne zdobyte trzy
lata temu dawało mi możliwości. Zatrzymałam kamulec nad głową a peleryna była Płaszczem
Maga Kręgu Natury pokrytym przez ornamenty. - co to za sztuczki ?
- znaczy to
tylko tyle ze mamy równe szanse. Albo oddasz mi go po dobroci albo znikniesz.
- nie
dostaniesz go.
Wyjął
wielki sierp i rzucił się do ataku.
Podpalił
swoje ostrze a moje topiąc się skapywały na buty.
Jak się
denerwowałam Ogień który miałam w swoich żyłach podnosił temperaturę.
O buty
byłam wściekła ale musiałam zrobić coś
czego nikt nigdy nie próbował.
Spopielić
ciało by zniszczyć Cosia jako Ogień a potem jeszcze wrócić do prawdziwej
postaci.
Owszem
przyoblekałam się już nim całościowo ale teraz musiałam zabić Wielkiego Coś a
nie pupilka.
Pora zdjąć
wszystkie ograniczenia i stać się żywiołem.
Najpierw
zaczęło się od twarzy. Kiedy olbrzym
zobaczył spadającą skórę uznał to za sztuczkę ale to nią nie było.
Moje miecze
się topiły parząc mi dłonie ale to już nie było ważne.
Spalanie
reszty ciała było bolesne jak cholera ale konieczne i na szczęście minęło
szybko.
Dzieciak
patrzył na to otworzonymi na maksa oczami i z otępieniem i uwielbieniem.
Zarejestrowałam
ze była to dziewczynka góra 10latka.
- to za
wszystko co narobiłeś. - uderzyłam w Coś’ia i wbiłam się do jego ciała. Krzyczał, wył, ryczał i rzucał się z bólu
próbując mi przeszkodzić.
Dotarłam do
ogromnego granatowego kolorem serca i w pełnym rozpędzie przebiłam się na drugą
stronę.
Coś ukląkł
na kolanach w Lesie i wydał swoje ostatnie tchnienie.
Padłam na
ściółkę nieprzytomna.
Dziewczynka
do mnie podbiegła a ja zorientowałam się ze już wróciłam do ciała.
- nie wiem
jak ci dziękować. Uratowałaś mnie chociaż mogłaś zginąć.
- poza
Lasem w tamtą stronę - wskazałam jej kierunek. - jest pewien chłopak.
Przyprowadź go. Znajdź Draco.
-
dobrze. pobiegła ze łzami.
* Draco *
Z Lasu
wyszła mała dziewczynka.
Mugolka.
Ale jak ona
dostała się tak blisko Hogwartu ? zresztą nieważne. Przeszła przez Las bez
uszkodzeń.
- tam w
Lesie. - wskazała mi kierunek z którego przyszła. - leży jakaś dziewczyna. Mówiła
ze mam znaleźć Draco. wiesz może gdzie on jest ?
Serce
zabiło mi mocniej.
Ignis leży
sama w Lesie.
Nieprzytomna
lub, nawet nie chciałem o tym myśleć,
nieżywa.
- to ja. -
siliłem głos na spokój. - zaprowadź mnie do niej.
Dziecko
wprowadziło mnie do Lasu drogą którą się pojawiło i pokazało mi Ignis w
nadpalonych ciuchach, ze stopionymi mieczami.
Rzuciłem
się do niej. Wyczułem że jeszcze, choć ledwo, żyje.
- Ignis ...
mogłem cię nie puszczać do Lasu. - wziąłem ją na ręce. Jej ubrania praktycznie
sypały się na popiół. - kim jesteś ? jak się tu dostałaś ?
- nazywam
się Mia. Rodzice umarli kilkaset metrów dalej. Zabiło ich to coś. - wskazała na
powalonego, przepalonego Cosia. - i teraz wróciło po mnie. Rodzice powiedzieli że za Lasem jest zamek
gdzie będę bezpieczna i kazali mi tam iść bez względu na wszystko.
- byłaś
bardzo dzielna. - pochwaliłem ją. - chodź. Jesteś pewnie głodna.
- tak. nic
nie jadłam od tygodnia czyli od kąd moi rodzice się tu razem ze mną pojawili.
Spojrzałem
na Ignis. wstrzymała oddech, przestała oddychać.
Moja
Księżniczka ...
- Mia
widzisz zamek ? - wskazałem na Hogwart. - pójdź tam sama i opowiedz pierwszemu
dorosłemu jakiego zobaczysz to co się wydarzyło. Jak wejdziesz skręć w lewo i
wejdź przez drzwi. Stół naprzeciwko wejścia jest ważny. Tam podejdź i powiedz.
Dobrze ?
- tak. Mała potwierdziła i poszła.
Zostałem
sam z Ignis.
mogłem mieć ją jako żonę, matkę.
Ale
najpewniej zginęła w Lesie wypełniając obowiązek Łowcy.
Wszedłem z
nią do szkoły i od razu na piętro z łazienką prefektów.
Napuściłem
wodę do wielkiej wanny a ubrania Ignis rozwaliły się całkowicie.
Zanurzyłem
ją w kąpieli i sam jej pilnowałem żeby się nie utopiła.
Ocknęła się
i spojrzała na mnie. Ze strachem.
- Draco ...
- rozejrzała się i zobaczyła mnie obok siebie w wannie. - co się stało ?
- Igni ...
znasz mnie. Nie tknę cię dopóki mi nie pozwolisz.
- to dość dwuznaczne
miejsce Draco. - spojrzała na kamienną posadzkę. - gdzie moje rzeczy skoro na
mnie ... - zarumieniła się. - muszę iść.
- czekaj
Ignis. - zatrzymałem ją kiedy widziałem jak wspina się na murek. - tam. -
wskazałem jej parapet. Leżały tam świeże rzeczy i stopione miecze Igni. - coś
ci wybrałem Księżniczko.
Zbliżyła
się w pianie i pocałowała mnie w policzek. - dzięki. - znowu się zarumieniła. -
zamknij oczy.
Spełniłem
jej prośbę chociaż sporo mnie korciło żeby na nią spojrzeć.
Usłyszałem
że wyszła ale była słaba. Bardzo słaba.
Ubrała się
i znowu padła na podłogę.
- chodź do
mnie skarbie. - wziąłem ją troskliwie na ręce. Straciła przytomność. - musisz
odpocząć Księżniczko. - pogłaskałem ją po głowie i zaniosłem do Pokoju Życzeń.
Położyłem się obok niej. - dobranoc kiciu. Pocałowałem ją w czoło i pilnowałem.
* Ignis *
Obudziłam
się w ramionach Draco, w Pokoju Życzeń.
- dzień
dobry śpiochu. Przywitał mnie wyraźnie szczęśliwy.
- która
godzina ? spytałam z cholernie wielkim bólem głowy i równie wielkim
osłabieniem.
- świt
pierwszego dnia lekcji.
- cholera
...
- spokojnie
Igni. Snape wie o tym co zrobiłaś i czaszka Cośia przyozdobiła już komodę z
tabliczką kto go zabił. Dziewczynka
żyje, na razie mieszka ze Ślizgonami ze względu że chciała ci podziękować jak
wrócą ci siły. A ja jestem cały i zdrowy i szczęśliwy że moja Księżniczka
żyje. Uprzedził moje wszystkie pytania
plus dorzucił informacje o swoim stanie.
- czuję się
tak jakbym weszła w skórę Spade'a po tygodniu nieustannego chlania. Rzuciłam
szczerze.
- rozumiem
że masakra. - pogłaskał mnie po policzku. - śpij spokojnie. Dzisiaj jeszcze
możesz.
- ale ty
pewnie jesteś głodny ...
- przeżyję.
W końcu jestem półwampirem. - pocałował mnie w czoło. - jak się obudzisz będę
tu gdzie jestem.
Wtuliłam się
w niego. - obiecujesz ?
- obiecuję
Igni. - ponownie mnie pożegnał.
Zasnęłam. Obudził mnie
następnego dnia o tej samej porze. -
wstawaj śpiąca królewno.
- nie śpię.
- odpowiedziałam mu. - czuję się o wiele lepiej niż wczoraj. Może nawet
wydobrzeję do pierwszego meczu w tym sezonie.
- mam
nadzieję. Nie możesz zawalić ostatniego roku gry.
- zaczekaj.
- widziałam muchę latającą na środku pokoju. rzuciłam w nią nożem tak że wbiła
się w ścianę. - jest okej.
- WOW.
Rzucił jedynie Draco.
- dziękuję.
- dałam mu całusa w policzek. - zbierajmy się. a wiesz co jest najlepsze ?
- że
bliznowaty nam nie przeszkodzi w mizianiu się na korytarzach.
- bingo. -
uśmiechnęłam się. wstałam i już normalnie chodziłam. Norma. - chodź Książę.
Muszę się pochwalić że zabiłam Cośia i żyję.
- a opowiesz
jak ? spytał zainteresowany.
-
oczywiście skarbie. wstałam, ubrałam świeże rzeczy i weszłam razem z Draco do
pokoju wspólnego Ślizgonów.
- wróciłam
do żywych. - rzuciłam im na przywitanie i wszyscy po kolei mnie przytulali,
poklepywali po ramionach i mówili że nie wierzą. Nawet Snape okazał odrobinę
uczuć i powiedział że jest ze mnie dumny. - no dobra ludzie. - stanęłam przed
tłumem który gnieździł się po fotelach, kanapie i podłodze. - chcecie usłyszeć
jak mi sie to udało ? -wskazałam na czaszkę Cośia i usłyszałam dość głośne tak.
- nie słyszę.
- tak
!!! wrzasnęli wszyscy zgodnie.
- weszłam
do Lasu. Myślałam że rutynowo jakiś goblin nastraszył. Ale weszłam głębiej w
mrok drzew i zobaczyłam Cosia. Na początku mnie zamurowało, bo w końcu tyle lat
i tylu Łowców go szukało a nikt jeszcze go nie zabił, a mi się wymknął. Zobaczyłam dziecko wołające o pomoc i
stwierdziłam że mam już nie tyle obowiązek Łowcy ale też swój który sobie
narzuciłam. Podeszłam
do Cosia i mówię żeby oddał dziecko. Ale on co robi ? rzuca kłodę większą niż
dwóch Hagridów stojących na sobie wzajemnie. Tyle brakowało żeby trafił. Ale
umknęłam. Ponowiłam
próbę negocjacji ale tym razem wziął kamulca który zapełniłby połowę jeziorka i
rzucił. Tym razem celnie. Jednak utrzymałam go
powietrzu i odłożyłam na bok. I on się
zdenerwował i ja powoli się wkurzałam.
Wziął swój
mega wielki sierp i go podpalił nacierając na mnie. Moje miecze niestety się stopiły ale gorsze
było to że zniszczyły mi glany. Wkurzyłam
się na maksa i stwierdziłam. " Hej.
Przyoblekałam się Ogniem a płynie on w moich żyłach. Trzeba go uwolnić." I bam. Podpaliłam się. skóra zeszła jak
węgiel i wyleciałam na skrzydłach w górę. Walnęłam w pierś Cosia i zaczęłam
przetapiać skórę, mięśnie i żebra. Aż
dotarłam do wielkiego, granatowego serca. Jego pompy życia. Cofnęłam się odrobinę i z pełnym rozpędem je
przebiłam. Potem wyleciałam na drugą
stronę i wróciłam do swojego ciała.
Przez pokój
wspólny przeszły pomruki uznania.
Dziewczynka
z Lasu, którą Draco nazwał Mią, przytuliła mi się do kolan i podała
łańcuszek.
- nosiła go
moja mama. A teraz ty zostaniesz moją mamą, prawda ?
Nie umiałam
jej odmówić zresztą Draco też nie wyglądał jakby miał coś przeciwko. - tak Mia.
Zostanę.
Dziecko
mnie przytuliło i zapięło naszyjnik.
Nawet nie
wiedziała że to horkruks mojego ojca, albo może raczej jego część.
Kiedy
miałam go na szyi wiedziałam że ojciec widzi to co ja, słyszy to co ja i czuje
te same zapachy.
Bingo.
Kolejny mój.
Stary Dumbledore
zostawił mi falsyfikat medalionu a teraz miałam prawdziwy przy sobie.
Rzuciłam na
niego pieczęcie wyciszające Energię ojca i nosiłam jako zwykły medalion.
- Draco ..
- zaczęłam patrząc na Ślizgona. - która godzina ?
- niedaleko
do obiadu. - objął mnie. - idziemy ?
- chodź. -
pociągnęłam go do drzwi. Mia złapała mnie za drugą rękę i wyszliśmy do Wielkiej
Sali. - Draci skarbie daj czerninę.
- proszę
bardzo Księżniczko. - uśmiechnął się i sam sobie też nalał zupy. Mię
przygarnęła McGonngall nazywana przez nią „bunią”. - kiedy zebranie ?
- niedługo.
- zjadłam jedną łyżkę. - coś koło moich urodzin.
- a mogę
cię prosić o termin wypalenia głodowego właśnie wtedy ? spojrzał na mnie
zaciekawiony.
- możesz.
Ale nałożą ci się dwa terminy w jeden dzień. I w sumie mi również. Więc nie
wiem czy to taki wielce dobry pomysł.
- dla mnie
dobry. - zbliżył mnie do siebie. - a pamiętasz lizaki ?
- pamiętam
rozbójniku, pamiętam. - potwierdziłam. Na samo wspomnienie rosło mi ciśnienie.
- słodkie szczeniackie wyskoki.
- podobały
ci się z tego co ja kojarzę. - szepnął mi na ucho. - może na twoich urodzinach
kiedy będzie zebranie je wykorzystam, co ?
- mrru no
proszę bardzo. Ja nie mam nic przeciwko temu. ale chyba zaczniesz od szyi co ?
- dobrze
kotku. - pogłaskał mnie po plecach. - od szyi. A potem broda i usta. - sam się
lekko rozmarzył. - jakby to było wczoraj pamiętam jak wzdychałaś mi na ucho
kiedy je robiłem.
- wiem
Draci. wiem. - podrapałam go za uchem. - kocham cię. Pogłaskałam go po głowie i
dałam mu buziaka w czoło.
- ja ciebie
też Igni. - pocałował mnie w policzek. - no to wypalenie w twoje urodziny.
- ustalone.
Potwierdziłam jego słowa.
-
pocałujesz mnie złośnico ? - spytał po chwili kiedy praktycznie leżałam na jego
ramieniu. - Gryffoni się schodzą.
- co z tego
będę mieć ? spytałam go dla zabawy.
- hmm ...
mój język i przyjemności jakie daje. - powiedział po krótkim namyśle. - no weź.
Nie bądź taka.
- no nie
wiem. Tak przy wszystkich ?
- Igni nie
drażnij mnie. - uprzedził. - bo nie będę miły.
- nie
umiesz Draci. powiedz mi to wprost. Nie potrafisz mnie pogryźć w pocałunku. nie
chcesz. - głaskałam go po torsie. - nie umiesz mi odmówić przyjemności.
Wysunął
kły. - jesteś pewna Igni ? - spojrzał na mnie z wyzwaniem. - daj mi język a się
przekonasz.
- no to
mnie zmuś. Bo nie chce mi się całować.
- sama
chciałaś. - mruknął i zbliżył mi głowę do swojej. - chodź. Nie lubię wpraszać
się do twoich ust.
- nie.
- trudno. -
sam rozchylił usta i poczułam jak językiem otwiera moje. Zamknęłam oczy i zaczęłam go całować.
Draco
poczuł się usatysfakcjonowany bo nie chciał przerywać pocałunku.
- chłopaki.
- zaczął Blaise. - zobaczcie. - wskazał pewnie na nas. paru się dosiadło i
wisiało nad nami. - widzę języczki. no widać nie odmawiają sobie przyjemności z
lizania. - Draco zbliżył mi delikatnie
głowę do swojej żeby trochę utrudnić mu podglądanie naszych pieszczotek. Objął
mnie w talii i zaczął tam mnie drażnić. - no Malfoy ... nie za blisko ? naśmiewali się. chociaż oboje
wiedzieliśmy że zazdroszczą mu miejsca.
Sama zbliżyłam się do Dracona a on tylko mnie przyciągnął do
siebie. Chłopaki
usłyszeli moje westchnienie w ramionach
Draciego. On jeszcze chwilę się ze mną podrażnił delikatnie kalecząc mój język ale szybko to
zostawił i zaczął go głaskać żebym się nie obraziła.
- a ktoś tu
podobno nie chciał się całować. Zaczął patrząc na moje błyszczące oczy.
- och
zamknij się na chwilę. - przytuliłam się do jego boku. - nie wmawiaj mi że nie
lubisz takich akcji bo sama widziałam ten błysk w twoim oku oznaczający że
chcesz mnie trochę pozmuszać do pocałunku.
- od czasu
do czasu. - pocałował mnie bez ozdobników na uspokojenie swoich nerwów. - jedz
bo zupa ci ucieknie.
- nie da
rady. - pokazałam mu puste dwa talerze. - twoja też już nie ma gdzie uciekać.
- Ignis ...
- udał naganę w głosie. - oddaj mi obiad.
- przykro
mi gości w moim brzuszku. Nie oddam ci go. - zaśmiałam się. Draco odwrócił się
do mnie bokiem. - oj no nie obrażaj się o miskę zupy. - pogładziłam go po
łopatkach. - proszę. - podałam mu pełny talerz. - amaj.
Pffufnął, odwrócił się, zabrał jedzenie i zaczął się śmiać.
Rok szkolny jest świetnie prosperujący.
Na razie tylko szkoła, szkoła i szkoła mnie czeka.
Snape powie mi w jakim terminie mam lekcje u młodszych, choć raczej to będzie lekki temat, to i tak znałam wuja, który uwielbiał bycie postrachem szkoły, szczególnie Gryffonów, czy młodszych. Ale to już urok mojego chrzestnego.
Miałam mu jeszcze prezent do oddania, zobaczymy.