sobota, 3 maja 2014

Rok VI Prolog

O~^~O

nie wypadało przeszkadzać wujostwie podczas snu, tak więc poszłam sobie na Nokturn żeby pobyć w tutejszym "Ukąszeniu" do rana. 
i co z tego że zamykali.  
- Raul ! - wydarłam się do środka kiedy nie chciano mnie przepuścić.  właściciel wciągnął mnie do środka jednocześnie instruując tych gamoni że mnie się wpuszcza. - dziękuję. 
- co tu robisz ? o tej godzinie nikogo nie wpuszczamy. 
- słuchaj daj mi się tu przeciułać do 8 rano. - spojrzałam w oczy wampira. - słuchaj nie będę nawet brać krwi, tylko zaszyję się gdzieś tu i nic nie będę robić. 
- dobra. nie zabraniam ci niczego mała ale nie wbijaj tak o tej porze. 
- to jedyny taki numer Raul. zapewniłam wampira i wbiłam się w tłum. 

dostałam od barmana krew i wbiłam się z naczyniem pod stolik ze szklanym, przezroczystym blatem i usiadłam. 

myślami byłam przy śpiącym Draco, który wczoraj już pewnie wrócił z Egiptu. 
wyglądał słodko jak leżał na boku a jedno z drobnych uszu wilka oklapło na bok. 
nie mogłam powiedzieć że na pewno niczego nie mamrotał ale i tak był słodki.

przy moim boku ni z gruchy ni z pietruchy wyrósł Spade. 
 - co tu robisz młoda ?
- Spade cholero nie strasz mnie - wymówiłam uspokajając oddech i tętno. - co TY tu robisz ?
- ja ? - spojrzał zdziwiony - jak widzisz ja jestem żeby się zabawić. a ty ?
- ja tu jestem żeby poczekać do 8 rano i wyjść.
- nie wypuszczają wtedy. - zaczął perkusista - ilu wejdzie tylu zostaje.
- jesteś tego pewien ? - spytałam zdziwiona - dobra, my tu gadu gadu a jesst godzina ...
- 4 nad ranem. - sprostował chłopak. - a co ?
- och mam jeszcze 4 godziny do wyjścia, tyle mnie obchodzi. - rzuciłam luźno. - gdzie moje maniery, siadaj Spade, nie tak stoisz.
- do zobaczenia młoda. pożegnał mnie pstryknięciem w ramię i wskazał mi na wejście.

ale nie było tam nic zaskakującego oprócz gęby Zabiniego, który jakby nigdy nic dosiadł się do mojego stolika. 
- no to oficjalnie jestem w Radzie - zaczął luźno - a ty ile siedzisz ? połóweczko ? dodał złośliwie. 
- czy ty jesteś ...
- pełnym wampirem - dokończył potwierdzając - a ty połówką. dziwi mnie że tobie dali czas. 
- jakbyś zapomniał jestem tylko nabijaczką renomy Rady. nie mogli pozwolić żebym została wiecznym dzieckiem.
- ach no oczywiście - potwierdził Zabini - a nie masz nawet własnej służby.
- nie potrzebuję służby.
- każdy z Rady MA służbę, choćby i jednego kamerdynera.
- ups. tradycja jest dla normalnych - odparłam spokojnie. - po co mi służba ?
Blaise wyraźnie zrezygnował z tłumaczenia mi po co - posłuchaj, połóweczko - zaczął złośliwie - nie wiem czemu tu jesteś ale ostrzegam cię że nie wyjdziesz stąd tak łatwo.
- taa jasne - wymamrotałam pod nosem i dopiłam krew. - po co TY tu jesteś, nie wiem i nie chcę wiedzieć, ale ostrzegam cię że obszar Nokturnu to całkowicie mój teren.
- wiem. rzucił jedynie Ślizgon i poszedł w parkiet.

do rana przesiedziałam przy stoliku obserwując gości i ich zabawę.
słuchałam Depeche Mode których to muzykę grali do rana i podśpiewywałam teksty.

o 8 wstałam z miejsca i widziałam że wampiry zabierają za drzwi nawet po 5 osób na łebka i słyszałam krzyki mieszające się z nieokreślonymi jękami i błaganiami.
ja się tak nie bawię, wyszłam z klubu wypuszczona przez bramkarza i otuliłam się płaszczem Maga Kręgu Natury.
na Nokturnie od rana nie próżnowali drobni złodziejaszkowie i sprzedawcy na siłę wciskający swe towary. 

na Pokątnej było gwarno a popóźnieni uczniowie szukali ostatnich podręczników. mieli na to jeszcze 3 godziny. na peronie powinno się być o 11:30. 

przeteleportowałam się w Ogniu do domu przy Privet Drive na stryszek. 
czekał tam na mnie spory bukiecik róż. część była stara a część kwiatów bardziej świeża. 
- Draco wydasz kiedyś majątek na te róże - zażartowałam i usiadłam obok kwiatów - mam pomysł - odnalazłam w szufladach wszystkie stare kwiaty i je ożywiłam a obecny na stole bukiet zmieniłam w kolejne "tatuaże" na ramieniu z bazyliszkiem. - no i każda kolejna trafi tu - pogładziłam lekko obolałą skórę. - i zobaczymy czy nadal będziesz tak rozrzutny - zaśmiałam się i założyłam łańcuszek od Dracona ze zniczem. - no i jest 9. pora śniadania. 

zeszłam do łazienki i się wypłukałam ze wszystkiego. 
kąpiel dobrze mi zrobiła i poszłam do kuchni już do życia, wyśpię się w pociągu, na kolanach Draco. usprawiedliwiłam się i zjadłam zdawkowe śniadanie. ale po takiej ilości wypitej krwi na wakacjach nie byłam głodna.

przeszłam na górę, jedną myślą odświeżyłam wszystkie rzeczy w kufrze i zabrałam się z majdanem na dół.
wujostwo zauważyło "tatuaże" na ramieniu ale nic nie powiedzieli.

podwieźli nas na dworzec King's Cross i pojechaliśmy do naszego "nieistniejącego" peronu.
od razu wychwyciłam Dracona w tłumie, słońce rozjaśniło mu włosy jeszcze bardziej więc nie dało się go nie zauważyć, i pomachałam mu na powitanie.
pożegnał się z rodzicami i podchodził do mnie.
Harry poszedł do Rona i Hermiony dzięki czemu zostałam sama.

- jak wakacje ? - spytał przytulając mnie do siebie. dostałam buziaka w policzek kiedy już usadowiliśmy się w odpowiednim przedziale - a ty oczywiście nie wiesz, że mamy nowego starego nauczyciela Eliksirów.
- ja mam coś wiedzieć ? ciekawy pomysł Książę, ale mam lepszy - spojrzałam mu w oczy. - przekaż mi całą wiedzę. - chyba myślał że go pocałuję, ale oparłam o niego głowę - a nie zostanę dłużna.
- dobrze. stary dyrektor wymyślił sobie że zatrudni Horacego Slughorna, staruszek uczył twojego ojca. - czułam jego oddech na uchu. - nie wiem po co, ale Snape przejmuje OpCM.
- och jak suodko. - rzuciłam patrząc w oczy Dracona - wujek dostał krzesło o którym marzył. a suka wywalona na zbity pysk - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek - właśnie. mówiłam ci że uwolniłam się chwilowo od Aleksandra ?
- kto to zrobił ? zabiłaś go ?
- nie. - zaczęłam się śmiać nadal do końca nie wierząc w szczęście - twój kolega Zabini go zamknął.
- o czym mó - przerwał mu wyraźnie zarysowany tłumiony jęk, byłam tego pewna, Aleksandra. - że Blaise ...
- aha - pokiwałam głową. - jest chwilowo z tym dupkiem. ale jak Aleksander się znudzi to znajdzie sobie innego chłopca do towarzystwa.
- nie no to nie jest możliwe. - zaczął Draco chcąc się podnieść ale go zatrzymałam. - nie uwierzę.
- uwierzysz w szkole - zabrałam go za ramię - ale ja chcę się całować.
- Ignis - Ślizgon spojrzał mi w oczy jawnie zaskoczony - no tak, nie było powitania.
dopięłam swego i zostałam pocałowana. i kij z tym, że praktycznie leżałam na nim na fotelach. ja chciałam się przywitać.
- no - ziewnęłam. - skoro już jesteśmy po buziaku to ja idę spać.
- nie - odgonił mnie od tego zamiaru i podniósł do siedzenia - wiesz coś o zebraniu ?
- nic, ojciec nic mi nie mówił. - rzuciłam luźno - Draco daj mi spać.
- przecież jest rano. - zdziwił się. - czemu chce ci się spać ?
- kurna jestem 24h na nogach. daj mi spać. - rozłożyłam się bez pytania tak że jego kolana robiły mi za poduszkę. - dobranoc.
- nie - podniósł mnie, co mnie zdziwiło - nie idziesz spać.
- ale ... - próbowałam protestu ale zostałam uciszona pocałunkiem. szybkie tempo, Draco wyraźnie chciał mnie obudzić lub uniemożliwić mi przytulenie się do Morfeusza. - ale jak ci się przekręcę jutro to masz za swoje.
- tak, tak jasne - odpowiedział luźno - a teraz pora chyba na jedzenie.
wskazał mi worek lizaków na przeciwległych siedzeniach.
- to - pokazałam na słodycze wymownie - to wszystko jest dla mnie ?
- owszem - potwierdził spokojnie ale pocałowałam go w szyję kilka razy - nie ma za co.
uśmiechnęłam się do niego i ponownie delikatnie go pocałowałam - jesteś dla mnie za dobry.
chciał mi chyba odpowiedzieć, ale się powstrzymał.

dotarliśmy do połowy drogi i zaczęłam się skręcać.
czy oni muszą być tak głośno ?

- Draco za pozwoleniem - wyciągnęłam odtwarzacz już machinalnie - mogę ?
- tylko z wokalem. rzucił "wybrednym" tonem z lekkim uśmieszkiem.
wywróciłam oczami ale dobra, chce to niech ma. ja za skutki uboczne nie odpowiadam.
cóż, nie miałam za bardzo się czym przejmować, wiedziałam, że nie przejdzie to bez echa.
w końcu już nie wytrzymał, przywołał mnie ze świata muzyki i poczułam jak gładzi mnie po plecach.
- ostatnia piosenka - patrzył mi w oczy. - ostatnia.
- o nie - odparłam hardo - ktoś tu zapomniał zaatakować kiedy miał okazję - wyklął w duchu że mnie nie pocałował, teraz, cóż krawat Ślizgoński poszedł papa. - a jest taka zasada w warcabach, za nie bicie tracisz życie - pocałowałam go. Draco pomimo "przegranej" był wygrany w tej odpłacie. pozwoliłam zamknąć się w jego ramionach, choć prawdę mówiąc, chciałam się w nich zamknąć. - remis skarbie. - patrzyłam mu w oczy - i bardzo mnie to cieszy. pogładziłam go po policzku.
Draco jedynie się uśmiechnął i pogładził mnie jeszcze trochę po łopatkach.
kilometry mijały a ja siedziałam na jego kolanach i patrzyłam mu w oczy.

- obowiązują szaty  rzucił kto młodszy, ale zobaczył wyższy rocznik. nas obowiązywał raczej luźniejszy mundurek.

wyszedł a w przedziałach ludzi ubywało.
- Ignis poczekaj na mnie na peronie, nie spóźnię się zbytnio. odprawił mnie Draco.
wyczułam coś dziwnego ale stwierdziłam że to nic takiego.

* Harry * 

durny pomysł z siedzeniem na górze ale musiałem mieć pewność w dwóch rzeczach.
pierwsza to czy Malfoy nie próbuje przypadkiem przekabacić Ignis na stronę Voldemorta a druga, choć siostra mówiła mi że mam się nie mieszać,  to czy nie próbuje jej tknąć.

- idź skarbie - pogładził ją po policzku. - nie chcesz chyba widzieć mnie w bieliźnie, co ?
siostra uniknęła odpowiedzi jednak podniosła się po sekundzie. - skoro tak twierdzisz Draco to - pocałowała go w policzek - poczekam, ale w gabinecie Salazara.
- tym lepiej. - odgonił ją. - do zobaczenia. - wychodziła - Ignis.
- hmm ? siostra obróciła i przechyliła lekko głowę.
- kalkulacja na wypalenie wypada ...
- och nawet o tym nie myśl. jeszcze wytrzyma. - jedną nogą była na korytarzu pociągu - ale - spojrzała na niego - nawet nie wiedząc dasz sobie radę.
- przeceniasz mnie Ignis. - rzucił jedynie Malfoy - idź skarbie - zaczął pozbywać się naprędce marynarki i jakby tego było mało zrzucił ją na fotele zabierając się za koszulę. - kiciu nie bądź niegrzeczna. idź. znajdę cię.
Ignis lekko się spięła - to brzmi jak groźba. rzuciła na odchodnym i wyszła.
usłyszałem trzask drzwi które zamykała.

Malfoy się odwrócił i rzucił zaklęcie.
leżałem jak kamień na podłodze, zdarł ze mnie Pelerynę. - za popsucie mi roku Potter - nadepnął mi na nos w tych swoich cholernie drogich butach. - przystanek King's Cross.
narzucił na mnie materiał.

nie wiem ile leżałem ale obudziłem się pod nogami Luny Lovegood.
- jak mnie znalazłaś ? wszyscy są już w zamku.
- och gnębiwtryski mnie naprowadziły. pełno ich tu. - powiedziała spokojnie i wyszliśmy na błonia, przed bramę. - miło się szło, jakbyś był moim przyjacielem.
- przecież nim jestem ! - odpowiedziałem zaskoczony rozkojarzeniem Luny - naprawiałaś kiedyś kości ?
- nos ? - pokiwałem głową. - nie. ale palce tak. co to za różnica ?
- nie, nie ma różnicy. - rzuciłem pół żartem. - naprawisz go ?
- jasne - dziewczyna sięgnęła po różdżkę i wymamrotała Episkey. nos wrócił do normy - ale wtedy wyglądałeś lepiej.
- dzięki.

* Ignis * 

wiedziałam, że coś było nie tak. nie wyganiałby mnie tylko dlatego że się przebiera, to było po każdym treningu.
wyczułam coś dziwnego a tu proszę, Harry.  i to z drobnymi obrażeniami, naprawionymi, ale jednak dla mnie widocznymi.

- to za złamanie mu nosa - pacnęłam Dracona w brzuch. podawał przedmioty do inspekcji, w tym i laskę Lucjusza - a to - pocałowałam go w policzek - za zemstę. nieudaną, ale za chęć odpłaty. 
Ślizgon obejrzał się i zobaczył mojego brata, objął mnie zaborczo. - opcja z gabinetem nadal aktualna ? 
- owszem - potwierdziłam i poczułam delikatne głaskanie na talii - och no chodź. 
Filch przyjrzał się Draconowi - na co ci ta laska chłopcze ? przecież nie kulejesz. 
- poręczę za Dracona - wtrynił się wuj a Harry podszedł do bramy którą domknęli dementorzy. - a teraz idźcie już. kolacja czeka. 

Harry zniknął z Luną. no, no braciszek widzę ma dziewczyn na pęczki. 

Draco objął mnie podając mi laskę Lucjusza. szłam z nią w ręce i różnie nią machałam w powietrzu dla zabawy.
chłopak jedynie uważał, żebym jej nie zniszczyła.

Harry widział jak przy stole zostaję pocałowana w policzek. nie podobało się to bratu. już czułam, że po kolacji będzie draka.

odetchnęłam i zabrałam się za "jedzenie" powietrza i przeszkadzanie Draconowi w posiłku. co ? nie można już  być złośliwym ?
on oczywiście zrozumiał że robię to dla żartu i odpowiadał mi drobnymi acz znaczącymi atakami łaskotania.
odpłacę się jak tylko odzyskam stołek kapitański.  obiecałam sobie.

- Ignis - pomachał mi odznaką przed nosem - coś twojego.
wzięłam ją do ręki. - dostanie ci się.
- za co ? zdziwił się, lub przynajmniej udawał.
- za wszystko - odpowiedziałam wrednie i znowu to zrobił. - prosisz się o przegraną w szachy.
Draco nic nie odpowiedział, jedynie zręcznie wyszedł z sali zabierając mnie ze sobą.

Harry wyszedł zaraz po nas.
oho kłopoty.
- Malfoy ! - zaczął a Draco niezbyt chętnie się odwrócił. - na co ci ten badyl ? co, ojczulka tu sprowadzisz ?
pogładziłam Ślizgona przed nadgarskiem który miał w kieszeni i zaciskał go na różdżce. - nie twój interes Potter. - wysyczał. - może to po prostu prezent dla Igni, a w środku jest ukryta szpada ? - widziałam jego potwierdzenie.   zmieniłam zwykły trzonek różdżki w srebrne cienkie i okrągłe ostrze. - pokaż skarbie. - wyjęłam broń - od czasu trzeba dać jej nowe miecze do zabawy.  stwierdził sucho a ja jak na komendę schowałam ostrze i z powrotem stało się różdżką w środku laski.
- Draco obiecałeś coś. - spojrzałam na blondyna. on jedynie lekko się uśmiechnął. - chodź.
- Ignis - Harry zagrodził nam drogę. - twój kolega złamał mi nos.
- wiem. - odpowiedziałam twardo - dostał za to nauczkę. a mogę wiedzieć czemu ?
- są słuchy, że rozwalił Ministerstwo. i oczywiście, no  bo któż by inny, zrobił mi z wakacji piekło. - wmieszał się Draco. - i tak ciesz się że to tylko nos Potter.
- Draco - spojrzałam w stalowobłękitne oczy Ślizgona. - nie drażnij mnie nawet. - dodałam raczej wyczuwalnie pół serio. - cóż Harry, gratuluję jednego. - brat chyba liczył, że rozpieprzone wakacje Dracona będą mi na rękę. - gratuluję zrycia już pierwszego dnia szkoły. - wzięłam Ślizgona pod rękę. - chodźmy.
- zmieniłaś się.  wymamrotał pod nosem Harry.
- mówiłam ci, że nic nie będzie takie jak dawniej bracie. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - i nie traktuj tego jako groźby. a jako zjawisko zastane po fakcie.
- ten - wskazał palcem na Draco - gość nie jest dla ciebie odpowiedni ! to przez niego się tak zmieniłaś !
- rzucaj oskarżenia dalej Potter - blondyn odwrócił mnie do siebie - ale czy jakbym nie był odpowiedni to czy pozwoliłaby - nie, nie zrobisz tego ! - na to ? - pocałował mnie. ech zabiję go. jak quidditcha kocham, zatłukę.   ale musiałam przyznać, umilał mi to może odrobinkę bardziej niż normalnie, bez świadków. - co ?
Harry nie chciał na to patrzeć i po prostu odszedł.

Draco poczuł się wygrany i zabrał mnie do pokoju wspólnego. usadził mnie na swoich kolanach na parapecie.
- no Ignis. - pogładził mnie po ramionach. - i co ?
- och co mam powiedzieć ? - spojrzałam przez ramię mu w oczy - lepiej będzie w gabinecie. - Zabini znowu zachichotał. - co ? 
- nic. po prostu brzmi to tak jakbyś chciała go przelecieć. tak samo chyba jak cele. - zaczął czarnoskóry. - co ? 
spojrzałam na niego z chęcią zabicia go. - zatkaj się - wysyczałam - ty lepiej pisz do Aleksandra bo cię zostawi tak jak mnie. odpowiedziałam mu zawistnie. 
Draco podniósł mnie z siebie i zabrał mnie za nadgarstek na korytarz. 

no i zostałam oparta o ścianę i pocałowana. Draco zabrał mnie na błonie, do szatni.
- Ignis ..
- o co chodzi ? - Dracon spojrzał mi w oczy - co jest ?
- chciałem zobaczyć cię w szatni - przez drobne okno ukazał się księżyc, była pełnia. - jesteś śliczna.
- przestań słodzić. - ukróciłam. - chodź tu - szarpnęłam jego koszulą i dostałam buziaka. i w końcu niestety musiałam go puścić. - do zamku czy chcesz spać w szatni ?
- jeszcze są wakacje. - Draco wymamrotał cicho ściągając ze mnie krawat - chyba mi wolno. pani kapitan.  podkreślił złośliwie.
- spadaj na Wierzbę Bijącą - rzuciłam żartem i dostałam buziaka w szyję. - nie, naprawdę nie Draco. chodźmy do zamku.
wymamrotał coś pod nosem ale poszedł ze mną.
kiedy pozbyłam się peleryny zobaczył na mojej skórze oprócz, nieukrywanego już, bazyliszka również róże.
- Ignis. co to jest ? spytał dotykając kwiatów, cóż pieczęć dobrałam tak, by było czuć dotyk kwiatów na skórze, tak więc Draco, można powiedzieć, "zanurzył" rękę w mojej skórze by dotknąć właściwego naskórka.
- och to - machnęłam w duchu ręką na róże. - to są wszystkie kwiaty od ciebie, oraz każda nowa róża trafi tutaj. - wskazałam mu ramię. - wydajesz na kwiaty majątek słonko. może to cię oduczy. zażartowałam na co Draco oczywiście pacnął mnie po nosie.
- czy dziewczynie nie należą się kwiaty ? żachnął się.  dżentelmen wielki.
- nie - powiedziałam twardo. - ech idę do Lasu, trzeba tam ogarnąć.

weszłam przez granicę i usłyszałam czyjś krzyk.
kobiecy krzyk.
z przyzwyczajenia, bądź odruchu, na pewno nie z obowiązku,  pobiegłam w stronę źródła. stał tam na górze Harry uważnie obserwując sytuację.
- co tu robisz !? to jest Las ! - on jedynie odwrócił moją głowę na dół.  Centaury, baardzoo wkurwione, obwiązały, nie no muszę mieć omamy !, Umbridge jak baleron i ciągnęły ją w głąb lasu. - kurwa. co tu robić. z jednej zajebiście że się nią zajmą a z drugiej to mój obowiązek ją ratować.
- nie rób nic Łowczyni - przyszedł dobrze znany mi Centaur, - przekroczyła granice, ponadto obrażała naszych braci.
przywlekli Umbridge pod nasz osąd.
- skoro złamała zasady dobrowolnie, to niestety ale za niesubordynację czeka kara. - uśmiechnęłam się do Umbridge która leżała spętana przez Centaury. - do widzenia Dolores. pomachałam tej suce na do-widzenia.

odetchnęłam i wyszłam z Lasu gwiżdżąc pod nosem "Freedom at 21".
tak teraz byłam szczęśliwa.

ktoś zasłonił mi oczy i wyczułam jakby dwie inne dłonie.
- Ignis - przywitał mnie chórek stworzony przez braci. - co ?
- zatłukę was - uściskałam ich obu. - chodźcie, robi się zimno. zabrałam elfów do szkoły.

rozsiadłam się na parapecie okna a po moich bokach Laurilel i Tellus.
niestety Draco nie miał jak usiąść obok mnie. nie podobało mu się to.

no jeżeli elfy mają tu zostać to chcą nadrobić stracony czas.  Laurilel w szczególności będzie chciał się widywać.
no a to nie uszczęśliwi Dracona.

nie ma co, w tej szkole nigdy nie czeka mnie normalny rok szkolny.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz