niedziela, 30 marca 2014

Rok V Rozdział XIII Fire It Up * ( piosenka zespołu ThousandFootKrutch )

* Ignis * 
( tak Wizzy wracamy do normalnej narracji - pewnie się cieszycie )

usiadłam wściekła w  fotelu.   Harry nie ma prawa decydować o tym czy będę z Draco czy nie. to moja sprawa tak samo jak jego bycie z Ginny.

tak nadąsaną zobaczył mnie mój "posłaniec" z fioleczką krwi.
- wkurzył cię ?
- jak zawsze kiedy mi wpiera coś czego nie wie. - potwierdziłam i wlałam sobie krew do herbaty owocowej. - ale nie mam zamiaru nad tym płakać. - odgarnęłam włosy za ucho. - za kilka dni zebranie słonko.
- wiem. - usiadł naprzeciwko mnie. - wytrzymasz jako jego zwierzak czy mam cię na powrót przygarnąć ?
- mrru miło by było ale przeżyję u brata. - uprzedziłam jego radość. - ale oczywiście kiedyś zrobisz mi ten trening, prawda ?
- na koniec roku.
- ale to już tuż, tuż Draco. - wskazałam mu stary kalendarz. - jeszcze 2 miesiące i koniec roku.
- za dwa tygodnie.
- tuż przed meczem ? zdziwiłam się.  on tylko pokiwał głową.
- późno już. - wstawał. - idź lepiej do brata bo znowu zrobi jeszcze gorszą awanturę.
- dobranoc. pocałowałam go w policzek i zmieniłam się w psa.
Draco nie zdążył mi odpowiedzieć bo bardzo szybko się ulotniłam. 

Harry w dormitorium przyjął psa ale był obrażony. 
ale o co ? o to że byłam szczera ? 

Ron popatrzył na mnie i na niego, i wyciągnął do mnie rękę żeby mnie pogłaskać. 
przesunęłam głowę w jego stronę i poczułam palce na czaszce. 
Ron wydawał się mówić "wszystko się ułoży" a ja spojrzałam mu w oczy. 
on jednak zabrał dłoń wyraźnie speszony czy spłoszony. 
Weasley spojrzał na mojego brata i odsunął się. 
Harry popatrzył na mnie i poklepał łóżko obok siebie.
położyłam się i szturchnęłam go nosem w dłoń z wzrokiem "i tak wiemy że z nim zostanę, pora się z  tym pogodzić" brat zrozumiał i też mnie pogłaskał po głowie.
oparłam się o jego drugą dłoń i zasnęłam.
Harry zabrał w końcu rękę i położył mnie obok siebie.

zasnęłam, co dziwne, bez problemu.
zabawne, ale brat miał wyczucie do zapachów, teraz to zauważyłam, kiedy nie spędzałam z nim całych dni.
miałam okazję żeby ten czas nadrobić, chociaż tyle.
Ron po nocy przywitał mnie jabłkiem i cukierkami.
- jak noc ? spytał spokojnie podając mi jedzenie. 
przyjęłam je i dopiero teraz zauważyłam karteczkę przy ogonku jabłka. zielinego jabłka. " dzień dobry Ignis. " pismo Draco. 
ha i nadgryzione delikatnie w jednym miejscu. 
wbiłam się w miąższ dokładnie tam gdzie Draco je zaczął. 
Ron patrzył na mnie i widział jak sok lekko mi uciekał z owocu. przyjaciel nie wiedział jak się zachować więc po prostu obserwował jak kula znika i zostaje ogryzkiem.
- Ignis - zaczął Weasley - wszystko w porządku ?
- tak. - potwierdziłam lekko zdziwiona patrząc na rudzielca. - czemu pytasz ?
- no bo ... bo spałaś z Harrym.
- kolejny ze skojarzeniami - wymruczałam pod nosem - to mój brat i nic więcej.
- a jesteś pewna ?
spojrzałam na Rona - na 1000%. - powiedziałam twardo. - w ogóle to ja jestem z Draco !
właśnie przydałoby się go odwiedzić.
- wieMY - nacisnął na "my" - ale wiesz ... Harry zaczął cię trochę inaczej postrzegać odkąd wyleciałaś.
- kontynuuj. - spojrzałam na Rona zaciekawiona. - ale nie wierzę by cokolwiek się zmieniło.
- wszyscy wiedzą że jesteś ładna. i idziesz spać do łóżka swojego brata. - zaczął rudzielec. - już nie byłoby problemu jakbyś sypiała w Komnacie, gabinecie Slytherina, czy nawet u Malfoy'a wśród Ślizgonów.  a Harry zaczął na ciebie inaczej trochę patrzeć.
- o czym ty mówisz ?
- o tym, że kocha cię jak siostrę ale może patrzeć na ciebie jak na zwykłą dziewczynę.
- czy ty sugerujesz, że mój własny brat się za mną ogląda ? - spojrzałam mu w oczy licząc że żartuje, ale nie. był zdenerwowany ale pewny. - nie wierzę i nie będę wierzyć.
- w zeszłym roku całował cię w policzek. wypomniał to Ron.
- wtedy była Czara, nie było pewności czy po danym zadaniu wrócimy cali.
- kilka miesięcy temu to samo.
- straciliśmy chrzestnego. - upomniałam Rona. - to był cios, chciał mi udowodnić że zawsze będzie chciał mnie wspierać, a ja jego.
- jesteś zbyt uparta żeby to widzieć. - wyrzucił w końcu z siebie. - popatrz na niego. odkąd wróciłaś i zostałaś mu "podarowana" przez Malfoy'a, co mnie nadal dziwi, to jest o wiele żywszy. jak byłaś u Malfoy'a czy poza Hogwartem był struty.
- to na pewno nie umknie tej suce - wymamrotałam pod nosem. - musi znowu zostać ponurakiem. - usiadłam na łóżku Harry'ego. - może i Harry jest odrobinę weselszy ale jestem pewna że to tylko i wyłącznie ze względu na mój powrót.
- jak chcesz. - Ron zrezygnował. - my mamy niedługo lekcję z Malfoy'em. masz coś do przekazania ? spytał luźno.
- od kiedy to chcesz mi pomóc ?
- odkąd Harry wkurzył się o wasze lizanie. - wymamrotał pod nosem ale i tak to usłyszałam. - jest coś ?
nabazgroliłam na karteczce "Lochy słonko, dzisiaj wieczorem. Snape cię wpuści spokojnie. aha : kiedy trening ?"  - tylko to mu daj. - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku. - dooobraaanoooc. przeciągnęłam się i zmieniłam w psa.

* Ron * 

nie lubiłem Malfoy'a podobnie jak Harry i na jego miejscu też wkurwiłbym się o akcję z mizianiem.
ale Ignis też miała swoje racje, może czasem nawet bardziej przekonujące niż moje.

wszedłem do klasy spóźniony i podchodząc do tablicy ogłoszeń na początku klasy rzuciłem kartkę na ławkę Malfoy'a.
- nowy kurier widzę. - wymruczał pod nosem z wyższością i odebrał kartkę. - możesz sobie iść. odgonił mnie jak psa.
- nie odpowiesz jej ?
- mam na Ignis inne sposoby.
odwróciłem się gwałtownie. - tylko coś jej zrób ...
Malfoy siedział rozparty na krześle z lekkim ironicznym uśmieszkiem. musiał czekać na moją reakcję. - co ?
odszedłem do swojej ławki.
mogłem to przewidzieć.
 po lekcji Fred, George i Harry zabrali mnie na Trzecie Piętro.
- słuchaj słyszałeś ? spytał mnie brat.
- co słyszałem ?
- głos w głowie. - zaczął George. - wiadomość.
- jaką wiadomość ? nie rozumiałem nic.
Harry popatrzył na mnie. - Ignis jest półwampirem, ma pewne zdolności parapsychiczne. - wyjaśnił szybko. - wiadomość brzmiała " zbierać proch strzelniczy, wasze wszelakie wyroby i szczęście. bunt niedługo. ja, Fred i George idziemy w frontalnym ataku na Imbryk, reszta niech podburza uczniów. jakby co wszystko spadnie na mnie"
zrozumiałem. - jakim ataku ?
- frontalnym. - wtrącił Harry. - bezpośrednim.
- aha. - skróciłem i mogłem się tego domyślić. - a ... a kiedy to ma się stać ?
- niedługo. - kontynuował brat Ślizgonki. - znając Ignis i jej zapędy tak za 3 dni góra tydzień.
- super. mamy pełne ręce nielegalnej roboty George. potwierdził Fred.

* Ignis * 

wiadomość dotarła, świetnie.
położyłam się w glanach na łóżku Harry'ego i wyjadałam winogrona.
niezbyt je lubiłam, ale zawsze lepszy rydz niż nic.
pestki spalałam.

leżałam i odpoczywałam.
nie zostało mi nic innego jak wszystko nadzorować ale nie lubiłam tylko rozkazywać - uwielbiałam działać. 
Fred i George wrócili wcześniej z lekcji i wyłożyli mi na podłodze swoje wynalazki. 
było tego dużo fakt, ale niewielki odsetek mógł się przydać. 
- zostają race, fajerwerki, wybuchające liczi i lizkozapałki. 
bliźniacy pokiwali głowami i schowali wymienione przeze mnie rzeczy w ruchomej desce w podłodze. 
- świetnie. przydałoby się jeszcze was podszkolić. 
- nas ? - bliźniacy wzięli to za żart - nas w obsłudze naszymi produktami ? 
- w walce geniusze - przerwałam spokojna - każdy z was jutro wieczorem przychodzi na błonie i zobaczymy co umiecie. frontalny atak to nie taka łatwa sprawa. 
Fred i George z jednej wiedzieli że to nie przelewki, a z drugiej wiedzieli że ich produkty i propaganda na pewno dadzą rezultaty. 

wieczorem miałam swoje umówione spotkanie. 
Snape otworzył i udostępnił mi Lochy. 
po półgodzinie stawił się Draco. 
- o co chodzi ? podszedł do biurka gdzie siedział jeszcze wuj. 
Severus tylko wskazał ręką na blat stołu i rzucił mi klucze - ma tu być porządek i przed północą chcę was tu nie widzieć. 
- dobrze wujku. potwierdziłam łapiąc pęk. Snape wyszedł z Lochów.  

Draco spojrzał na mnie, sprawy rodzinne będzie chciał potem wyjaśnić, zbliżył się i usiadł naprzeciwko mnie. 
- o co chodzi Ignis ? 
- o ciebie - uśmiechnęłam się i go przytuliłam - daj się wyprzytulać. 
Draco lekko i cicho zaśmiał się. 
- czy zabraniam się przytulać ? 
- nie - objął mnie - ale chciałabym dzisiaj akurat z tobą porozmawiać. 
- o czym ? Dracon spojrzał na mnie zaskoczony. 
- o wszystkim i o niczym - wskazałam na dwa krzesła - po prostu ... potrzebuję rady, rozmowy. 
Draco popatrzył na mnie lekko zaskoczony - chcesz rady ? 
pokiwałam głową. - tak.
- Ignis chce rady. pora zapisać w kalendarzu. - wymrczał żartem za co dostał dźgnięcie palcem między żebra. - ej. - unieruchomił mi ręce i sam mnie połaskotał. - nieładnie jest bić swojego chłopaka.
- nieładnie jest łaskotać własną kotkę. - odpowiedziałam mu. - a teraz jeżeli nie masz nic przeciwko - oparłam się o niego. - powiedz mi.
- kocham cię.
- oo ja ciebie też. - pocałowałam go w policzek. - ale nie to. - spojrzałam na niego. - czy zauważyłeś coś dziwnego w zachowaniu Harry'ego ?
- no tylko tyle że jest zbyt wesoły. - po namyśle mi odpowiedział. - a czemu pytasz ?
- nieważne. - uspokoiłam go i przytuliłam się do jego boku. - możesz mnie przytulić ?
- a co ja robię ? - zdziwił się, ale po chwili otulił mnie szczelniej. - pachniesz ... jak Potter !
sopjrzałam na siebie zdziwiona. mogłam przejść odrobiną zapachu perfum brata. - o co ci chodzi ?
- czy - Draco spojrzał mi w oczy i złapał mnie za ramiona. - czy on cokolwiek ci robi ?
- co ? Harry ? - patrzyłam na niego zaskoczona. - on mi nic nie robi.
- ale jakoś musiałaś przejść jego zapachem. - zaczął miotać się Draco. -  nie mów mi że ty i Potter ... w jednym łóżku ...
- no ... zasypiam obok niego. - przyznałam cicho. on był już w furii. - ale to tylko sen. zapewniłam go.
- skąd mogę mieć pewność że Potter nie ma na ciebie oka jak reszta Hogwartu ?
- bo to mój brat (?) - zasugerowałam mu. - posłuchaj Draco jakbym miała u kogoś spać, to oczywiste ze wybrałabym ciebie. ale jest to za niebezpieczne, poza tym już mnie oddałeś.
- i nie robiłbym tego ponownie. - wymamrotał pod nosem. - masz z nim nie spać.
- ale jako pies sobie leżę i zasypiam. w dzień jedynie sypiam jako człowiek. - nie wiedziałam czy przyjmie kłamstwo ale tak.  uspokoił się odrobinę. - kocham cię. - przytuliłam się do niego. - nic tego nie zmieni, rozumiesz ? nic.  w szczególności Harry. - patrzyłam mu w oczy pewna. - nic i nikt.
po tym Draco już kompletnie zostawił nerwy. - naprawdę ?
- naprawdę. - potwierdziłam. - nawet jakby mój ojciec chciał nas rozdzielić.
- naprawdę byś mu się postawiła ? zdziwił się.
- są dwie rzeczy które są pewne.  moja miłość i moja nienawiść. obie są stałe.
- mam nadzieję że mnie nie znienawidzisz. zażartował sobie Ślizgon.
- ech idź już lepiej. - odgryzłam się ale zapomniałam że nadal siedzę mu w ramionach. - do zobaczenia Książę. wyszłam z jego uścisku i go wypuściłam do siebie.

wróciłam do postaci psa i wróciłam do pokoju Gryffonów.
Harry spojrzał na mnie i poklepał łóżko.
zmieniłam się w człowieka. - nie dzisiaj Harry. - odpowiedziałam mu życzliwie i zabrałam rzeczy. - idę spać do Komnaty.
- jak chcesz siostra.  odparł i zaczął rozmawiać z Ronem.

weszłam do Pokoju Dziedzica i od razu zrobiłam sobie cholernie długą i gorącą kąpiel żeby zmyć z siebie zapach.
oczywiście nie mogłam nie myśleć i zbierałam myśli na temat zachowania Harry'ego.
może i było odrobinę racji, że może zacząć się oglądać, ale takie uczucia mogłam zdusić w zarodku.
Ślizgon ... och Draco, żebyś ty mnie przytulił. 
właśnie, mam pomysł jak cię zaskoczyć. zatarłam łapki i usiadłam na szezlongu w Komnacie.
spojrzałam w stronę Harley'a. pora by nauczyć się jeździć, jeśli chcesz z niego korzystać w przyszłości.
usiadłam na siodełku i wręcz odruchowo zapaliłam silnik.
stary, ale jary jak to mówią. dźwięk włączonego motoru spłoszył bazyliszka z jego posłania i spojrzał na swoją panią.
- spokojnie. - wysyczałam w mowie węży - to tylko próba.
nabrałam prędkości robiąc koło po kaflach. tak, smród benzyny i spalin w połaczeniu z dźwiękami motoru były dość mocno uzależniające. a teraz dodaj do tego wiatr, pęd i adrenalinę w jeżdżeniu na wariata bez papierów.
tak, motor jest dla mnie.

wyjrzałam za okno i odstawiłam Harley'a pod pled.
- dobranoc skarbie. pożegnałam maszynę i położyłam się na szezlong i zasnęłam.

rano obudziłam się i wyszłam do Harry'ego.
brat zdziwił się moim przybyciem ale zabrał mnie na śniadanie i podał mi ryby.
tak, pies je ryby i jabłka.
dostałam potem spacer na błonie, pod grób Cirispina.
w Lesie usłyszałam jednak ludzki głos.
- kim jest Łowca w tym Lesie ? spytał ktoś spokojnie, miękko i lekko. był to na pewno chłopak, na ucho w moim wieku.
- to ona paniczu - Centaur wskazał na granicę Lasu z błoniami. - mi tam wejść nie wolno, jednak ty masz prawo do przejścia.
zza drzew wyszedł elf. białowłosy, wysoki, szarooki elf. ćwierć elf, w roli ścisłości.
- jestem bratem Laurilela. - przywitał się życzliwie. - mów mi Tellus.
rozpoznałam w nim Magię Ziemi. - Ignis, Łowczyni w Hogwarcie.
elf skłonił się delikatnie. - mój brat dużo o tobie mówił. o tobie, Cirispinie i waszej przyjaźni. poprosiłem go by pozwolił mi tu przyjść i cię pozdrowić. 
- co u niego ? Laurilelowi się układa ? spytałam ożywiona tematem ćwierćelfa. 
- tak, wszystko u nas dobrze - zapewnił mnie Tellus - jest jeszcze jeden powód mojej obecności. las w naszej okolicy kryje w sobie coś dziwnego i potwornego. nasi magowie i wojownicy zabili to coś i przysyłają mnie by ci to pokazać - podał mi dokładne szkice i rysunki. coś było wielkie, włochate, silne o krępym ciele. pokryte łuskami monstrum miało nagą czaszkę, jednak była to zapewne tylko przykrywka pułapek. bestia miała wielkie przekrwione i iście przerażające zapadnięte oczy. potwór rodem z horroru czy koszmaru. - jaka jest twoja ocena ? 
- dla mnie jest to pobratymiec chimer, być może jeden z okolicznych gatunków bestii dotarł do waszego lasu i z chimerą spłodził tego mieszańca. 
Tellus pokiwał głową. - masz wprawne oko. - powiedział z uznaniem - na mnie już czas Ignis, może jeszcze kiedyś się spotkamy. 
- pozdrów i uściskaj ode mnie Laurilela. rzuciłam na pożegnanie i elf zniknął w Zakazanym Lesie. 

poszłam i zmieniłam się w psa. dotarłam do Harry'ego ale napotkałam Draco na którego skoczyłam i polizałam go po policzku.
- złaź ze mnie. - odgonił mnie ale spostrzegł dwukolorowe oczy. - policzę się za to. otarł policzek, wstał, poprawił szaty i poszedł dalej.

jasne, jasne. już ja wiem jak się odegrasz. przeszło mi przez głowę i wróciłam do Harry'ego.
położyłam się na kojcu na podłodze, który był de facto skórą na której spałam w dzieciństwie.
zmieniłam się w człowieka i przeglądałam noże.
chciałabym ich użyć przy buncie ale nieee ... wywalą mnie na amen.
odłożyłam broń na bok, do sakiewki i zaczęłam robić bomby dymne.
co to za bunt, bez dramatyzmu i mgły ?

- i gotowe. - zawinęłam kule w papier i umieściłam w skrytce sporządzonej przez bliźniaków. - no a teraz co by tu porobić.
usłyszałam na dole, jeszcze przed wejściem do pokoju wspólnego Gryffonów awanturę.
nagle wparowali do mnie Fred i George. - to ropucha. robi inspekcję.
- wyczułam. - pokiwałam głową. - dzięki.
wrzuciłam błyskawicznie sakiewkę do deski i zmieniłam się w psa.
- co się tu dzieje nielegalnego ? - zasyczała do siebie Umbridge i kiedy się do mnie zbliżyła zawarczałam na nią wrogo. - panie Potter, to twój pies ?
- owszem pani profesor.
- nie wolno trzymać w tej szkole psów.
- wolno. - pokazał jej wyimaginowany papier od Dumbledore'a zezwalający na psa. - dyrektor mi pozwolił.
- wasz dyrektor biedne dzieci nie jest w pełni sprawny umysłowo.
- jest pani kłamcą. - wyrwało się bratu. - dyrektor Dumbledore myśli trzeźwiej niż nie jeden nauczyciel w tej szkole.
gdybym mogła to bym padała ze śmiechu, ale Umbridge nie wyczuła tej drobnej aluzji co do jej osoby.
wyszła i trzasnęła drzwiami.
jak tylko była poza terenem blisko od nas zmieniłam się w człowieka i zaczęłam się śmiać.
- "dyrektor myśli trzeźwiej niż nie jeden nauczyciel" i to spojrzenie - prawie tarzałam się po podłodze ze śmiechu. - o Merlinie, to było genialne.
Fred i George skontrolowali swój schowek. - Ignis co to za papiery ?
- uwaga bo to bomby dymne. - ostrzegłam ich. - jakby co mamy zapewnioną atmosferę grozy, oraz bezpieczny odwrót jak nie pójdzie.
- mądre. - zauważył Harry. - jak chcesz to rozplanować ?
wzięłam deskę. - to jest korytarz Główny. ma tam dyżur za dwa dni. wiecie taka inspekcja. - nakreśliłam im. - zaczyna około 12. wtedy ty Ron, dajesz nam znak. podrzucasz knuta jakby miało to być zebranie. potem zacznę podpalać bomby. Fred, George wy zbieracie każdego z Gwardii i przekazujcie ulotki niegwardiowym. Harry ty zabierzesz ludzi poniżej trzeciego roku i tych z trzeciego gdzieś na zewnątrz. to będzie gryzący dym, lepiej żeby młodzi się nim nie truli.  aha Fred, George używamy waszych produktów jako ataku. rozdajemy je tym powyżej trzeciego i tu kwestię hasła reklamowego do buntu zostawiam wam.
- a ty ?
- a ja postraszę tą sukę. - przecięłam powietrze wężowym językiem. - kiedy byłam jej kotem przez te kilka godzin dyskretnie wywiedziałam się, że największym jej strachem jest wkurwiony wampir w pełnej krasie. to jest wyostrzone rysy, płonące oczy i szaleństwo w nich. czarne długie szaty podobne do dementorskich i zbrukane krwią całe ciało.
- nie żebym się czepiał ale jak uzyskasz krew ?
- to nie problem. wystarczy po prostu kamuflaż czy tani trik.
- okej. stwierdzili niezbyt przekonani ale trudno.

odczekaliśmy dwa dni.
wszystko gotowe.

Ron dał znak. zaczęłam wypuszczać bomby.
zrobił się szum i rumor. podniosły się wrzaski młodych.
Umbridge była kompletnie zdezorientowana i wyraźnie straciła fason.
Harry wyprowadził dzieciaki.

skinęłam na Freda i George'a i zaczęli wypuszczać swoje produkty będąc na miotłach.
petardy robiły fajerwerki a to wiązało się z hukiem.
- macie ! kto rzuci w nią celnie dostanie za darmo !  podburzali uczniów.
- to ... to bunt.
stanęłam przed jej twarzą.

* Ron * 

Ignis wyglądałą naprawdę przerażająco.
byłą cała we krwi, nawet poświęciła dla sprawy malinowy gorset i jedne ze swoich skórzanych spodni.
oczy lśniły, jak mówiła widać było w nich szaleństwo.
obnażone skrzydła przyoblekła srebrem które chrzęściło przy najmniejszym ruchu.
wyostrzone rysy wyglądały jak skóra naciągnięta na kości.

- witam panią profesor. - wysyczała cicho z głosem przyprawiającym o dreszcze. niby słodki ale jednak przerażający. Umbridge cofnęła się przerażona, ale jej nie rozpoznała.   Ignis szła za nią. - nie skończyłam rozmowy pani profesor. - posłała smoka z ognia, przed którym nie było ucieczki. - profesor Dumbledore nigdy nie ustąpi pani dyrektorstwa Hogwartu. - Fred i George rzucili w tym kierunku dodatkowe race i wylecieli przez drzwi na błonie. tam też pognała Umbridge a Ignis na smoku za nią. w końcu bestia ją złapała ale tylko ją osmoliła. - żegnam pani profesor.  Ignis rozpłynęła się w powietrzu jakby była duchem.

pojawiła się w Hogwarcie i popatrzyła na nas zmazując kamuflaż i z chrzęstem zmieniając wygląd na normalny.
- nienawidzę wyostrzania rys, ale trudno. - otrząsnęła się i lekko zwilżyła twarz dłonią. - ale wyszło.
- no ba że wyszło ! - włączył się w to Fred. - wyszło zajebiście ! widziałaś jej minę jak uciekała przed tym smokiem ?
- nie ale oddałabym sporo by to zobaczyć.
- żałuj. miała obłęd i przerażenie w oczach. wtrącił się George.
- no to - Ignis strzepała dłonie - po akcji. zobaczymy czy coś się zmieni.
- na pewno. - potwierdził Harry i przytulił siostrę. - byłaś świetna. - bracia odchrząknęli. - byliście świetni. ale was nie uściskam.
zaśmialiśmy się wszyscy i wszyscy przytuliliśmy się do Ignis i Harry'ego.
- dobra ludzie ja idę się spsić. Ignis znowu była psem.

* Ignis * 

czemu przypomniała mi się melodia "Fire It Up" Thousand Foot Krutch ? hmm ... może dlatego że w sumie trochę rzeczy popodpalaliśmy.
ale było warto.

bunt udany, autorytet tej suki zburzony do reszty. koszmary senne tej szmaty zapewnione. może nawet trafi do psychiatryka ?















niedziela, 9 marca 2014

Rok V Rozdział XII Trzeba Przeżyć ...

        cz. I

wieczorem trafiłam na Kings' Cross.
tam odebrał mnie Kastiel i bez słowa przytulił mnie do siebie i zabrał bagaż.dopiero u siebie zaczął rozmowę.
- co ty nabroiłaś Ignis, co ? 
nie chciałam i nie musiałam mu tłumaczyć, znał całą sprawę z naszych listów ale Dumbledore dodatkowo go poinformował w dniu dzisiejszym. 
- wiesz co - odparłam niechętnie - idę spać. 
Kastiel jednak ściągnął mnie ze stopnia swoich schodów i usadził na kanapie. 
- nie obrażę się za przemoczoną kurtkę. musisz się wyryczeć. 
- miałam na to cały dzień - zaznaczyłam - a teraz bądź tak dobry i mnie puść bo na moje nerwy to teraz albo Noktrun albo spanie. 
- nie pójdziesz do tej zapchlonej uliczki. 
- w takim razie daj mi spać. wyszłam z jego ramion i poszłam na górę do łazienki. 
Kastiel oprócz słuchawki prysznica miał tu też wannę więc postanowiłam zacundować sobie długą gorącą kąpiel. 
jednak w takim cieple przypominały mi się ramiona Draco i znowu popłynęło kilja łez. Kastiel wychwycił szloch i zapukał do drzwi. 
- Ignis wszystko okej ? spytał spokojnie. 
- tak - odpowiedziałam uspokajając się - śpię na podłodze. 
- o nie - zaprzeczył mi - jak wszystko okej to wyjdź i idziemy spać. jutro z rana wpadają chłopaki, ty masz czas więc są próby. 
- dobra - zgodziłam się, ale zrobił to za moimi plecami. - ale ostrzeż ich że nie chcę rozmawiać o tym co u mnie. 
- już zrobił to Spade spokojnie. rzucił na luzie. 
- dobra. trzeba mu podziękować. - odpowiedziałam mu przez drzwi - będę iść spać. poinformowałam go.
- okej.  usłyszałam jak odsunął się od drzwi.
ubrałam się w piżamę i wyszłam. przytuliłam się do Kastiela. - dobranoc.
- dobranoc. pożegnał mnie i poszedł na dół.

ja rozłożyłam sobie skórę na podłodze, położyłam obok niej kufer a jako poduszkę miałam koszulę skradzioną cichcem z Hogwartu.
przyłożyłam tylko czubek głowy do pachnącego materiału i od razu przypomniało mi się nasze pożegnanie. ale nie to oficjalne i przy wszystkich, nie. to moje, nasze.
zasnęłam.

pamiętałam tylko jak ktoś przykrył mnie kocem i zgasił światło.
wtedy wyszłam na chwilę ze snu a potem do niego wróciłam.

rano obudził mnie wrzask z dołu. był to Spade. niech się wypcha. zakryłam sobie uszy dłońmi i skleiłam w nich powietrze. w końcu wszedł do pokoju który otworzył z trzaskiem.
- MŁOOODAAA !!!! ZBIERAJ SIĘ !!!   darł się nad moim uchem na cały regulator.
- wypchaj się sianem.  wymruczałam pod nosem i wtuliłam nos w koszulę Draco, bo smród nikotyny mnie zabijał.
- mam ci zabrać tą poduszkę ?
- NIE ! - podniosłam się i przytuliłam białą koszulę Dracona. - nie dotkniesz jej palaczu.
usłyszałam śmiech Kastiela. - dobra on cię tylko chciał obudzić.
- ale nie tykaj koszuli Draco - warknęłam - nie ma cuchnąć nikotyną. 
- dobra, dobra młoda peace and love. - Spade uniósł dłonie - dobra, chodź. 
- em muszę się ubrać i coś zjeść. 
Kastiel podał mi talerz owoców a na osobnym mięso. 
zjadłam śniadanie błyskawicznie i przebrałam się wyganiając chłopaków z pokoju. 
^dzień dobry Draci. nie budzę?^
^nie Księżniczko. kto ukradł mi koszulę?^
^oj nie gniewaj się, ale nie mogłabym zasnąć. i tak jest mi zimno.^
^nie mam jak cię ogrzać chyba że tak^ poczułam ciepło na ramionach. ^pasuje ?^
^mrru bardzo^ przesunęłam głowę w stronę ciepła. 
^ech ... Transmutacja, najgorszy przedmiot z możliwych.^ 
^miłych lekcji skarbie.^ pożegnałam go.
Spade i Kastiel do spółki próbowali przebić drzwi pukając w nie.
- młoda zbieraj się !!!  próba !!!
- ech idę, idę. - mruknęłam i podniosłam się ze skóry. - jestem. po tym słowie zostałam wrzucona w środek kanapki na stojąco. 
Spade był najdalej ze wszystkich ze względu na swoje upodobanie do nikotyny. 
- Spade - spojrzałam na perkusistę - mogę cię na słówko ? 
- jasne. 
wyszliśmy na górę. 
- ty wiedziałeś o moim wywaleniu ? 
- trochę - potwierdził - ale nie sądziłem że się to sprawdzi. 
- dałeś mi te śmierdziele bo wiedziałeś że po nie sięgnę jak będę miała dość ? 
Spade powoli pokiwał głową. - inaczej widziałem zagładę tej suki i twoje kompletne wywalenie bez możliwości powrotu. stwierdziłem że lepiej jak pośmierdzisz. rzucił luźno a ja przyznałam mu w duchu rację. 
- a co teraz ? 
- teraz idziemy na próbę - zabrał mnie za nadgarstek - no chłopaki nasza gwiazdeczka dotarła na próbę. 
Dean i Micheal się zaśmiali a Lysander tylko pokiwał głową, tylko Kastiel zabrał mnie od Spade'a i postawił przed mikrofonem. 
- dorobiłem się Les Paula. - pokazał mi dumnie nowy nabytek. - tylko na rysunek czeka. 
- o nie, nie będę bezcześcić Les Paula - odparłam - jest i tak śliczny, ja bym go tylko obrzydziła. 
- Ignis, "Beautiful Dangerous", potem "Bad Rain" i "I Love Rock n Roll". 
- oki a po tym ? 
 - "Love Is Blindness" Jacka White'a i "Seven Nation Army" następnie coś co znasz "Soothe My Soul", "Heaven" i "Enjoy the Silence". 
- okej. skinęłam głową i wczułam się w muzykę.
piosenki poszły szybko i gładko.
usłyszałam tylko cichy gwizd.
Piers, jeszcze chudszy, jeszcze bardziej szczurowaty i jeszcze bardziej pryszczaty niż go pamiętałam.
- no no no kogo widzę. zaczął siląc się na luz.
- Kastiel mogę ? - spojrzałam na metala. on pokiwał głową. a ja wystawiłam przechodzącemu koledze Dudley'a środkowy palec. - spieprzaj stąd.
- nie tak ostro. rzucił i poszedł.
- jak quidditcha kocham kiedyś spłoniesz. - wysyczałam w mowie węży i wróciłam do próby. - dobra. mogę wody Kastiel ?
- jasne, na te dwa miesiące, czuj się jak u siebie. - wskazał na drzwi z tyłu garażu. - wiesz gdzie znajdziesz wodę.
westchnęłam, weszłam za drzwi i przywołałam szklankę oraz napełniłam ją zmieniając Powietrze w Wodę.
wróciłam z naczyniem chłodnej cieczy i upiłam łyk.
- co teraz ?
- Jack White. odpowiedział mi Spade.
aha, spoko. pomyślałam i znowu dałam się zabrać muzyce. daleko, daleko stąd. 
Spade na koniec ostatniej nuty końcowej piosenki uniósł dłonie. 
- no młoda, gratulacje, to już wszystko. 
- jej - ucieszyłam się - a co teraz ?
- wolne. - wzrzuszył ramionami Kastiel. - idziesz ze mną ?
- gdzie i kiedy ? spytałam.
- dzisiaj wieczorem do kina. - odpowiedział mi metal. - na co byś chciała ?
- na jakąś bezsensowną bijatykę ?
- nie. - pomachał mi biletami przed twarzą. jakiś dziwny tytuł. - przykro mi nie tym razem Ignis.
- na którą seans ?
- na 8. zdążysz się przygotować. - zażartował. - wyczuwam Amber ...
- ja już zdążyłam określić odległość. - odpowiedziałam. - będzie tu za minutę.
- chodź. - zabrał mnie za nadgarstek i posadził za wzmacniaczami i głośnikami. - proszę cię o ciszę. spojrzał na mnie poważny.
aha.
pokiwałam głową.

wyszedł z kryjówki, poprawił kurtkę i poszedł do gitary.
niedbale usiadł na stołku i zaczął ot tak czyścić swoją dumę.
- hej. - przywitała go Amber, zmieniona. długie włosy związała w kucyk, ubrała lekko na kolanach obszarpane dżinsy i nałożyła zwykły top. jednak to co zrobiła jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. pocałowała go w policzek. a on jej nic nie zrobił. - jak tam ?
- dobrze. idę do kina.
- nic mi nie mówiłeś. - oplotła jego szyję ramionami.- jesteś kochany.
przeteleportowałam się na górę i zeszłam na dół.
- nic mi nie mówiłeś. - spojrzałam na nich. - no gratuluję.
- ty - spojrzała na mnie Amber. - co ty tu robisz ? nie mów mi że u niego mieszkasz !
- przejściowo. - potwierdziłam luźno. - ale traktuję go jak brata, spokojna głowa.
- Kastiel ...
brat przerzucił wzrok na swoją dziewczynę, złapał ją delikatnie za ramiona i pocałował.
stałam wryta w ziemię, ale nie czułam zazdrości.  byłam zaskoczona.
- jestem wierny M. - pocałował ją w policzek. - zaufaj mi.
- do jutra. pożegnała go i wyszła.

- mówiłem żebyś była cicho. - ofuknął mnie Kastiel. - teraz będę musiał się tłumaczyć.
- nie umiem siedzieć cicho. - odparłam. - czemu mi nic nie mówiłeś ? czemu nic nie pisałeś ?
- nie wiem.  odpowiedział.
- dobra, jak nie chcesz iść ze mną do kina idź z Amber.
- to nie jest film na jej nerwy. - zaprzeczył. - idziemy razem.
- ale przecież ...
- nie ma "ale" Ignis.
- kurde mówię ci, weź Amber. ja mogę zostać, pójdę spać.
- ta, ta - przerwał mi. - najpewniej jak zostaniesz, siądziesz na kanapie i będziesz ryczeć.
- nie będę. - wypchnęłam go z garażu.- idź z M. - nie mogłam sobie odmówić. - naprawdę.
- a ty gdzie pójdziesz ?
- zobaczę. raczej zostanę w domu.
- jesteś pewna ... popatrzył na mnie Kastiel.
- tak. - popchnęłam go kolejny krok na ulicę. - idź, miłej zabawy i nie daj się jej pogryźć.
- zabawne. odgryzł się i zamknęłam garaż.

usiadłam na podłodze.
- on i Amber, kto by pomyślał. - zaśmiałam się do siebie na myśl kiedy to ona nas napastowała. choć z drugiej strony odrobinę to ja jej pomogłam zbliżyć się do Kastiela. - no Ignis, gratulacje zeswatałaś ich. - dotknęłam swojego czoła. - kurwa gorączki nic, wszystko zdrowe a gadam do siebie. - walnęłam się na plecy na zimny beton. - pff ... krew ... zaraz zaraz. - wyciągnęłam z sakiewki telefon. wykręciłam numer Raula. - Raul, to ja. - zaczęłam. - posłuchaj jest wejście do klubu od strony mugolskiej ? aha, okej. - zapamiętałam adres. - dla mnie ? hmm ... dwóch.  okej. będę za - spojrzałam na zegarek. - za godzinę.
wyłączyłam się, przebrałam w ciuchy raczej do tańca i śpiewania oraz do wyławiania sobie posiłku niż walki, ale trudno.
wyszłam, zamknęłam dom na zaklęcia, Kastiel ma klucze.

przeszłam na adres i dotarłam do klubu.
wychwyciłam dobre perfumy. bardzo dobre, nawet smakowite powiedziałabym.
podeszłam od razu do tego magnesu.
- hej. - przywitałam się. spojrzał na mnie zdziwiony. - można się dosiąść czy na kogoś czekasz ?
- można. - odsunął krzesło obok siebie.  głód, siedź cicho. - co cię tu sprowadza ?
- w sumie ... mam coś do odreagowania. najlepiej jest to zrobić na parkiecie. - uśmiechnęłam się słabo i pochwaliłam się za te dni z Bonsem kiedy to gra aktorska wleciała na taki poziom. - a ciebie ?
- podobnie. - podał mi dłoń. - idziemy razem ?
popatrzyłam na niego od stóp do głowy.
ładnie ubrany, dość przystojny szatyn, dobrze zbudowany.
- wiesz, wolałabym najpierw z tobą jeszcze trochę porozmawiać.
- nie wyglądasz na taką.
- jaką ? nie zrozumiałam dobrze jego intencji.
- na taką nieśmiałą, płochliwą. wyglądasz raczej na taką która raczej poszłaby na parkiet i pozwoliła się pocałować.
- cóż mam taki charakter, ale wolałabym się podrażnić. - uśmiechnęłam się lekko. on spojrzał na mnie łobuzersko. - chodź na zewnątrz. wolałabym jednak nie pokazywać swojego kolegi bez koszuli.
- chodź. - zabrał mnie na zewnątrz. - no ...
- cierpliwości. - cofnęłam go do muru. - mam pewne zachowania kocie. jak na przykład brzydki zwyczaj drażnienia się z kolegami których chciałabym pocałować.
- no to szybko skarbie. - pociągnął mnie do siebie, zatopiłam w nim usta. przerwał buziaka. - jak ty całujesp ... widać charakterek.
- szyja. - odgięłam mu głowę i wbiłam się delikatnie pod skórę do tętnic.  miał cholernie słodką krew. zostawiłam go przy życiu i kiedy zamknęłam mu rany oraz zregenerowałam braki krwi zapisałam mu na ręce mój numer. - zadzwoń jak będziesz samotny. puściłam do niego oko i weszłam do klubu.

Raul wyjrzał nerwowo zza kontuaru baru i skinął na mnie dłonią.
- masz coś dobrego ?
- jedną przekąskę zjadłaś. - odpowiedział mi. - miejsce na wokalu, chcesz ?
- a daj. najwyżej ogłuchną. - zaśmiałam się do siebie. - druga po występie. co mam ?
- dogadaj się z DJ'em. rzucił i zniknął.

podeszłam do podwyższenia. DJ skinął na mnie głową.
- co śpiewasz ?
- hmm "Love Is Blindness" Jacka White'a. rzuciłam po namyśle.
usłyszałam muzykę i zaśpiewałam.
- co teraz ?
- "I'm Shakin'" ; a potem "Freedom at 21". odpowiedziałam. DJ tylko pokiwał głową.
potem skończyłam wokal.

zeszłam w tłum i dotarłam do drugiego słodkokrwistego za kotarą.
tyle że ten był związany jak baleron.
- Raul. - wymruczałam i puściłam chłopaka ze sznura. - przepraszam za mojego kolegę, jest brutalny. szczególnie jak proszę go żeby poznał mnie z kimś takim.
- nic się nie stało. - roztarł nadgarstki i uwolnił odrobinę zapachu swojej krwi, bo jeden ze sznurów go lekko skaleczył. - trenuję sztuki walki, coś takiego to nic.
- naprawdę ?
- trochę. - potwierdził. - a ty ? takie ramiona to nie przypadek.
- ach, sport ekstremalny. - machnęłam na to ręką. - ale jestem łagodna jak kot. dopóki się mnie nie zdenerwuje.
- podrapiesz ? - zaśmiał się. - żartuję.
- usiądźmy może, co ? - usiadłam na sofie. on obok mnie. na stoliku było jedno naczynie z krwią, drugie z winem. wzięłam to z krwią. - co tu robisz ?
- szukam. odpowiedział po łyku alkoholu.
- czego jeżeli można wiedzieć ?
nie odpowiedział. jedynie odstawił swój napój i mój na stół i pocałował.
a ja go podgryzłam i spiłam krew.
ponownie zostawiłam numer i wyszłam.

wróciłam na zewnątrz i spojrzałam na zegarek.
1 w nocy.
no fajnie.
Kastiel się denerwuje, chyba że Amber zajmuje mu czas.

usłyszałam kroki 4 osób.
- no co tu robisz ślicznotko ? spytał jeden łysy goryl.
- po co ci to wiedzieć ? odparłam bezczelnie.
- no chłopaki ostra. - otoczyli mnie. - będzie zabawa.
- jeżeli nie chcecie kłopotów radzę wam mnie zostawić i iść dalej jakbyście mnie nie widzieli.
- i co jeszcze ? - warknął jeden i wysunął nóż. - nic nam nie zrobisz chyba że chcesz zbrzydnąć na całe życie.
- dostaliście kiedyś nóż w krok ? - wyciągnęłam shurikeny i każdy dostał w klejnoty. wyciągać ich nie zamierzałam. - dlatego lepiej było puścić mnie wolno. odpowiedziałam tryumfująco i poszłam.
przywołałam broń i wyczyściłam ją w Ogniu.

wróciłam do Kastiela. w salonie na kanapie, tak jak chciałam żeby było, on lizał się w najlepsze z Amber
- hej. - przywitałam się od progu. brat odskoczył od niej jak tylko usłyszał mój głos. - ja idę spać. padam.
- zaraz, zaraz. - spojrzał na mnie - gdzie byłaś tak długo ?
- nie wolno mi iść do klubu ?
- nie ?. zasugerował.
- to cóż mówisz mi to po fakcie. - odpowiedziałam i weszłam na schody. - dobranoc.
- dobranoc.  wymruczał Kastiel a po nim Amber.

postanowiłam przesłać myśl do Draco. ^ słonko jak tam ci minął dzień ? ^
^ jakoś. ^
^ oj a bardziej w szczegółach ? ^
^ nic szczególnego. ale brakuje mi tu tego buntu, za spokojnie coś. ^
^ no cóż .. to jeszcze nie koniec. ^ odpowiedziałam mu i wpadłam na pomysł. ^ wyświadczyłbyś mi przysługę Książę ? ^
^ jaką ? ^
^ przekazałbyś mojemu bratu informacje "środa akcja kot Jordana, Weasley przeczesuje mu ogon" ^
^ jak muszę ^  wiedziałam że pewnie westchnął lub wzruszył ramionami.
^ oj zrób to dla mnie słoneczko. jak tylko wrócę idziesz na trening, a no i po kolejne Mistrzostwo, szykuj się na to.^
^ i to jest moja Ignis. ^  zaczął Draco. ^ ale szkoda że cię tu nie ma. Blaise złamał prawą rękę, ale wygraliśmy mecz ^
^ z kim ? chcę pogratulować pałkarzom. ^
usłyszałam coś na kształt rozbawienia. ^ z twoim braciszkiem. ^
^ przekaż też gratulacje ode mnie do bliźniaków. ^ cmoknęłam, wiedziałam że to słyszy.
^ prosiłabyś się o przegranie partii szachów ^ rzucił.
^ a jak z Lasem ? daje się we znaki ? ^
^ nie, o dziwo nie. jest spokojnie. ^  usłyszałam tłumiony specjalnie syk. ^ ale po meczu kilka bestii przekroczyło granice, poszarpałem się z nimi ale zabiłem je. głowy są na półce ^
^ no to jak wrócę lepiej upewnij się że nie ma wokół nikogo. ^
^ nie muszę ci chyba mówić jak to brzmi ? ^
^ świntuch. ^ skarciłam go. ^ to coś złego że lubię szukającego Ślizgonów widzieć bez koszuli ? ^
^ zależy. ^ odparł.
^ ech idź się wylecz ze spaczenia. ^ odgryzłam się. ^ ale i tak wiedz że jak wrócę to będziesz musiał nosić szalik przez kilka tygodni. ^  zagroziłam mu i usłyszałam ciche westchnienie Amber.
^ co się dzieje ? ^ spytał rzeczowo Draco.
^ wyobraź sobie że Kastiel jest teraz z Amber. i to po części dzięki mnie. ^
mój "rozmówca" chyba opanował kaszel, pewnie albo jadł jabłko albo lukrecje.
^ z tą wredną, sadystyczną od której cię wybraniał i miał ja gdzieś ? ^
^ aha. dokładnie z tą. ^ potwierdziłam. ^ sama byłam zaskoczona. dzisiaj się o tym dowiedziałam. ^
^ a nie jesteś zazdrosna ? ^
^ Draco, Kastiel to mój brat. nie jestem zazdrosna. odczepiasz od siebie Pansy ? ^
^ tak. ^ potwierdził znudzony tym tematem.
^ no dobrze, dobrze upewniam się. ^ złagodziłam. ^ a może byś tak chciał spotkać mnie we śnie ? ^
^ z wielką chęcią. ^  zapewnił mnie i zerwała się rozmowa.

położyłam się spać.
zasnęłam i oczywiście przyśnił mi się.  czułam zapach i dotyk Draco kiedy mnie przytulił.
- no i ? spytał.
pocałowałam go. był mój.
- wiesz że kiedy się obudzisz będziesz miał wrażenie że przed sekundą się całowaliśmy, prawda ?
- teraz już tak. - potwierdził i mnie przytulił. - chodź.
usiedliśmy na jakiejś ławce w mugolskim parku.
przytuliłam się do jego boku i chłonęłam świeży zapach Draco.
on oczywiście mnie pocałował.

- IGNIIIIISS !  ktoś wydarł mi się do ucha a sen zniknął.
- czego kurna !? spytałam leżąc na ziemi.
- pobudka ! - Kastiel wywlókł mnie za nogi z mojego posłania na sam środek jego pokoju. - wstawaj. nie jestem kucharzem na zawołanie, pora śniadania.
- nie denerwuj się tak. - podniosłam dość jeszcze zaspany wzrok i zobaczyłam dwie rzeczy.
pierwsza : był bez koszuli czy T-Shirtu.
druga : był cały w malinkach i śladach szminki Amber.
- widzę że miałam twardy sen. - wymamrotałam i dostałam poduszką. - co ? a niby Amber nie reaguje na twoją klatę ?
- reaguje. - wymruczał cicho. - a ty ? pokazał na moją szyję i na lusterko.
malinki ...
zabiję, jak quidditcha kocham zabiję tą pierdołę.
- co ja ?
- skąd te malinki ? wieczorem ich jeszcze nie było.
- w nocy ja śpię. - ziewnęłam. - poza tym jako neko* lubię spać. rozleniwiam się.
- aha. - potwierdził. - a teraz ubieraj się bo robię śniadanie i nie mam zamiaru na ciebie czekać.
- okeej. - rzuciłam jeszcze odrobinę zaspana. dotknęłam ust, miałam wrażenie że Draco dopiero co się odsunął. - a ciebie wredoto zabiję. wyszeptałam do niego.
usłyszałam jedynie cichy chichot. 

wymyłam i ubrałam się w tempie ekspresowym by zdążyć jeszcze na śniadanie. 
Kastiel przygotował górę mięsa. dla mnie znalazła się ryba i jabłka. 

braciszek patrzył jak się zajadam i po posiłku obwieścił mi że po południu idziemy kapelą na łyżwy. 
niezbyt mi się chciało ale stwierdziłam że od biedy pójdę, bo mugole nie doceniliby kunsztu schodów z lodu prowadzących pod sam sufit.

ubrałam się bez większych chęci, pomimo że nadal lubiłam przebywać wśród normalnych ludzi.
zabrałam dwa sztylety po jednym na but i byłam gotowa.
oczywiście wybraliśmy się zespołem. ale bez Amber.
Spade oczywiście zabrał mnie pod swoje cuchnące nikotyną ramię, więc odebrałam od niego ten smród by móc wytrzymać.
- Ignis ...
- o co chodzi ?
- Kastiel zaczął być z nią kilka dni po swoich urodzinach. - zaczął historię. dziękuję że mi to wyjaśniasz ! - oczywiście widzimy że nie jest taki jaki był z tobą. to widać, przy niej owszem są słodkie słówka i cała reszta szopki ale wyczuwamy że nie jest to dla niego to pierwsze zakochanie.
- czy ty sugerujesz dorzucenie mu Amortencji z zajobem na Amber ?
- nie. raczej nie. - odsunął mnie od tego. - on wie że nie jesteś zazdrosna ale on w głębi na to liczy.
- czyli co ? jest z nią bo myśli że rzucę wszystko co ułożyłam sobie z Draconem i wrócę do niego ?
- po części. nie mówi tego, może nie zdaje sobie z tego nawet sprawy ale tak ja to widzę. - odpowiedział mi Cień. - a mogę zapytać jakim cudem zarobiłaś malinki ?
- Słodki Sen. - rzuciłam luźno. zdziwił się, pieczęć Słodkiego Snu była trudna do wykreślenia i napełnienia dostateczną ilością Energii do jej aktywacji. Spade'a nawet nie zaskoczył fakt użycia a tego jak prosto powiedziałam nazwę. - nawet nie musiałam go używać wiesz ? - zrobił jeszcze większe oczy. - odkąd oboje nosimy tą samą pieczęć jesteśmy połączeni. sny nie są wyjątkiem, wystarczy że oboje chcemy wspólnie śnić. pieczęć Słodkiego Snu robi się sama.
- siostra Śmierci widzę wykorzystała wszystkie sekrety swojej siostry, nawet nadałaś mu postać zwierzęcą. po co ?
- sam się zgodził. ja tylko zaproponowałam.
- i teraz co ? pojawi się tu z wizytą pod postacią wilka ?
- nie ma w okolicy lasów, nie miałby gdzie się ukryć. - zaprzeczyłam jego idei. - posłuchaj Cieniu, mam dla ciebie zadanie. - zniżył głowę i miałam część plątaniny jego szopy na twarzy. - bądź moim przekaźnikiem między mną a moim bratem w Hogwarcie.
Spade pokiwał głową a ja wcisnęłam mu do ręki kawałek skóry z napisanym

"jeżeli Draco nie był miły by wam przekazać. :  środa, akcja kot Jordana, Ron czesze ogon.    
aha : jeszcze jedno :  Harry, chwilowo mieszkam u Kastiela, niedługo będę w Hogsmade. 
ufaj Spade'owi. wszystko ci wytłumaczy" 

i mój posłaniec zniknął by przekazać wiadomość.
oczywiście wykręcił się "dymkiem" by zniknąć.

zostałam na lodzie i jeździłam w kółko.
ale nie robiłam tego wolno, nie. mi się nie chciało jeździć wolno.
no bo po co ?
o tej godzinie nie było zbyt wielu ludzi, poza tym było to jedno z mniej uczęszczanych lodowisk.
mogłam spokojnie wjechać w środek i wyskoczyć w obrocie.
nie mogłam zrobić tak wysokiego skoku jakiego bym chciała, bo mugole.
dlatego ograniczyłam się do zwykłego niskiego podskoku.

zeszłam na lód i dalej sobie jeździłam.
oczywiście na dłoniach bawiłam się niewidocznym i niewyczuwalnym dla innych zestalonym Powietrzem i tworzyłam wzorki na skórze.
ale Kastiel zarządził że wracamy.
- gdzie ten Spade ? zwykle palił góra kwadrans.
- znajdzie się, spokojnie. - odpowiedziałam kiedy już reszta trupy się rozeszła. - o masz go. tam jest - pokazałam na kapelusznika opartego o słup. - jak tam ? dobry tytoń ?
- jak zawsze młoda. - chuchnął dymem w drugą stronę. - sorki ale nie lubię takich miejsc. rzucił do Kastiela.
- spoko. a co to ? wskazał na kartkę z kurtki.
- to dla młodej. lista zakupów, my jutro przecież mamy maraton.
- okej. - zgodziłam się. - dobra, co ty tu masz do uzupełnienia ...
ryba,
steki,
płatki kukurydziane,
czekolada,
" okej. dzięki siostro.  trzymasz się jakoś ?  kiedy wpadasz do Hogsmade ? mówiłaś coś że po dwóch tygodniach. "  wyściubione drobnym drukiem, pisane wyraźnie ręką Harry'ego.
jabłka,
czarne świństwo ( lukrecje dla Ignis )
warzywa

- czarne świństwo ? - klepnęłam  Kastiela w ramię. - lukrecje są ge-nia-lne.
Kastiel i Spade zaśmiali się krótko i zaczęłam ich gonić. dobiegliśmy tak do domu mojego gospodarza.
rzuciłam się razem z  nimi na sofę i doszło do bitwy na łaskotki.
- dobra, ej, stop ! - uniosłam obie ręce do góry a ci z obydwu stron mnie zaatakowali. - wy mendy ! - wrzasnęłam ale nadal się śmiałam. - bo nie zaśpiewam na kolejnej próbie !
przestali jak na komendę.
- dobra Spade, dzisiaj ten maraton czy jutro ? spytał rzeczowo Kastiel.
- możemy dzisiaj, możemy jutro.
- dzisiaj.
- to chodź. - zabrał kolegę Cień. - zrobisz zakupy ?
- jasne. to nie problem. potwierdziłam.
- kasa jest na lodówce jakby co. - rzucił Kastiel. - zamknij drzwi. wziął pęk kluczy i wyszedł porywając kurtkę.

a ja usiadłam na kanapie i poczułam się wbrew pozorom samotna.
Kastiel, Spade, Micheal, Dean i Lysander to przyjaciele, dobrzy przyjaciele.
ale mi brakowało tu i brata, i Draco, i nawet tych ich pieprzonych kłótni.
na pewno nie tęskniłam za Umbridge. nie.
od niej miałam luz i to mnie najbardziej cieszyło.

zapamiętałam listę zakupów i wyszłam do sklepu spożywczego tak jak stałam.
zebrałam kasę i zamknęłam drzwi kilkoma formułkami.
na ulicy wyłapałam kilka dawnych plotkar, które oczywiście spojrzały na mnie krytycznie i zaczęły szeptać.
- przecież miała nie wracać. zaczęła brunetka.
- co z tego ? pewnie ją wywalili.
- tylko za co ?
- za przestępstwa w ubiorze ? zasugerowała im trzecia.

^ a ja was kurwa słyszę.^ wypomniałam im w myśli.

- ej gdzie idziemy ?
- jest ten lasek. tam jest dobre miejsce na robienie zdjęć.
-ale wiesz że teraz tam pełno wilków.
^ wilki ??? ^  uśmiechnęłam się do siebie pod nosem.
- ej co ona ma zaciesz ? - syknęła brunetka. - ona je nasłała ?
- przestań pieprzyć. ona by myszy nie umiała złapać, a co dopiero wilki nasłać. to nie serial.
- ale przecież pamiętasz jak spaliła tamten sznur.
- miała pewnie zapalniczkę lub zapałki. - prychnęła tamta. - zresztą same się przekonacie. - podeszła do mnie i udusiłabym się zapachem dymu i perfum. - jak spaliłaś tamten sznur ?
- po ludzku. - odpowiedziałam i poszłam krok dalej. ale mnie otoczyły.  nie no nie mogę nożami ich potraktować. - a czemu pytasz ?
- nie jesteś żadną wiedźmą czy coś.
- a chcesz wylądować w szpitalu ? - odpowiedziałam z uśmiechem. - mi jakoś specjalnie na twoim zdrowiu nie zależy.
poszłam dalej mając je delikatnie mówiąc gdzieś.

po zakupach które poza lukrecjami odłożyłam do domu poszłam na ten lasek z wilkami.
zaywałam i przywołałam sporą watahę wilków.
- witajcie bracia. - usiadłam i podeszły do mnie kołem. - co wy tu robicie ? - zaczęłam głaskać po głowie i pysku przewodnika stada. - ech to nie wasze tereny ale ... - podniosłam jego mordkę na dłoni, nie protestował. wręcz przeciwnie, dzikie zwierze było łagodne jakby znało mnie od lat. - mam komu się wygadać. - podrapałam bestię za uchem. usiadł przy moich nogach. - jakbym widziała Dracona w postaci wilka. - zaśmiałam się. - ech ciekawe czy suka już ich połamała czy jeszcze nie. - spojrzałam w niebo. - ale o tym potem. - podniosłam się zrzucając z siebie wilka. - do zobaczenia. i nie zjedzcie nikogo.

weszłam do domu Kastiela.
tym razem byłam sama.

usiadłam na kanapie i położyłam głowę na dłoniach.
Draco, skarbie ...
popatrzyłam na odsłonięty Mroczny Znak.
przydałoby się dowiedzieć od ojca kiedy zebranie.
przywołałam go, albo może raczej on zabrał mnie do siebie. pojawiłam się w starym domu rodzinnym ojca.
- witaj ojcze. - skinęłam głową i oddalił Glizgodona. - wiadomo coś o zebraniu ?
- ta stara ropucha jednak cię wywaliła. - zaczął. - nie rozumiem jednak po co się jej stawiałaś, zamiast jak inni Ślizgoni się do niej przyłączyć.  odwrócił się od kominka ze splecionymi palcami.
- nie dam tłamsić wolności uczniów. szczególnie takiej jak Umbridge. - odpowiedziałam. - na kiedy planujesz zlot ?
- Draco nie pisał ? - ojciec zdziwił się. - miał ci przekazać że zebranie będzie w przyszłym tygodniu.
- nic do mnie nie dotarło. - zaczęłam się zastanawiać. - ta sucz musiała przejąć przesyłkę.
- pewnie tak. ale wiedz że za tydzień będzie zebranie. wyjątkowo tutaj. ta piekielna Skeeter zaczyna węszyć.
- rozumiem ojcze. - skinęłam głową. - czy to wszystko ?
- na zebraniu nie będzie Dracona, uznałem to za zbyt wielki i ponowny cios dla ciebie. - rzucił na koniec, miał po części rację, jakbym dostała Dracona raz w pocałunku byłoby mi go o wiele trudniej puścić niż przy wywaleniu. - do zobaczenia córciu. pożegnał mnie i cofnął do domu Kastiela.

usiadłam na kanapie i usłyszałam na górze Amber.
- ciekawe co ona tu chowa ...
- M zostaw. to jej rzeczy. - odpowiedział jej Kastiel. - zostaw. zabrał jej coś z ręki.
- słuchaj, nie wiesz za co została wywalona. może chodziło o dragi albo coś innego. lepiej to sprawdzić.
- wiem jaka jest Ignis. ona nawet patrzeć na prochy by nie chciała. - znowu coś odstawił na podłogę lub deski. - Amber chodź.
- zobacz - usłyszałam szelest materiału. koszula Draco. - może ona w szkole robiła za jakąś dziwkę.
^ braciszku zabierz jej to albo poparzę jej palce^ ostrzegłam Kastiela.
nic mi nie odpowiedział.
weszłam na górę i od razu podeszłam do Amber i nie obchodziło mnie czy to jego dziewczyna czy nie. dostałą w twarz.
- nigdy, nigdy przenigdy nie tykaj moich rzeczy. - wycedziłam kiedy ona rozcierała policzek. ha trafiłam w to samo miejsce w które kiedyś uderzył ją Kastiel. - szczególnie tej koszuli, i butóó - zobaczyłam glany Cirispina poza kufrem. - nie no ja ci chyba oczy wydrapię - Kastiel jednak zareagował i złapał mnie w pół. - jak śmiałaś tknąć te buty !?
- co jest w nich takiego szczególnego ? zwykłe, stare, śmierdzące glany. wzruszyła ramionami.
miałam ochotę naprawdę wydrapać jej te oczy.
- Amber to są glany jej tragicznie zmarłego przyjaciela. - uprzedził mnie Kastiel. - a koszula zgaduję że jest od jej chłopaka.
- te perfumy wydają się być strasznie drogie - pomachała materiałem przed twarzą. - na pewno nie jest to twój chłopak.
dlaczego podczas pobytu u Rady poznałam tyle genialnych pieczęci torturujących a żadnej nie mogę użyć !?
- kurwa jak ja cię zaraz ... - Kastiel ocucił mnie jednak policzkiem. tu uderzenie było na miejscu. - ichi,ni,san,yon,go,roku,nana,hachi,kyuu,jiuu.  - przeliczyłam błyskawicznie. zapaliłam oczy na zielono i wywołałam u niej hipnozę. - połóż tą koszulę na ziemi i nie truj jej zapachem swoich duszących perfum. a glany odłóż grzecznie do kufra. - Amber posłusznie wykonała polecenie. - a teraz wypierdalaj bo nie ręczę za siebie.
pożegnała Kastiela i wyszła.

- jak tknie te rzeczy jeszcze raz to jej nogi z dupy powyrywam.  wysyczałam.
- ej hamuj się młoda. - zatrzymał moje groźby Kastiel. - to bądź co bądź moja dziewczyna i ją kocham. - zaczął prosto z mostu. - rozumiem że ją trzasnęłaś, i nawet nie będę ci tego wypominał ale hamuj język.
- ona tknęła moje prywatne rzeczy. koszula od Draco teraz nią cuchnie a o glanach Cirispina które zostały równie mocno potraktowane nie wspomnę.
- słuchaj Ignis. - metal spojrzał mi twardo w oczy. - zapach wyciągniesz jestem tego pewien. ale jak jeszcze raz ją uderzysz czy obrazisz nie będzie między nami w porządku. rozumiemy się ?
odetchnęłam. - jasne jak słoneczko. - potwierdziłam. kurwa on ją naprawdę kocha. - powodzenia z nią. pożegnałam przyjaciela który zniknął goniąc swoją dziewczynę.
- dzięki. - mruknął i tyle go widziałam. jednak cofnął się na górę jakby czegoś zapomniał - tobie też powodzenia z nim. 
potem Kastiel już zniknął i zostałam sama w pokoju. 

Draco ... zamknęłam oczu i skupiłam się na jego twarzy. nikt nie powiedział że nie mogę chcieć go obserwować. jakby wyszłam z ciała i szłam po schodach Hogwartu prowadzących w dół. 
wywoływałam zmiany Energii w zamku i wiedziałam o tym, ale żaden z nauczycieli oprócz ewentualnie Terawenly by ich nie wyczuł. na pewno nie Umbridge czy Draco, chociaż on pewnie zaczynał się tego uczyć. 

zaszłam tak aż do pokoju wspólnego i zobaczyłam Blaise'a ze złamaną ręką rozmawiającego z Draco, blondyn spojrzał w miejsce gdzie "stałam" ale chyba nie wyczuł zmian. to dobrze. 
- dobranoc. pożegnał kolegów i poszedł na górę ziewając. 
"szłam" za nim po schodach i do dormitorium chłopaków. 
arystokrata nadal nie zdawał sobie sprawy z mojej obserwacji. 
z Wody której użył jako tafli lustra zabrał kilka garści i przetarł sobie twarz. nie mogłam nie zamruczeć, wiedziałam że nie robię tego w Hogwarcie a Draco nie mógł mnie usłyszeć. 
- kto tu jest ? - obejrzał się. nie zauważył mnie ani chyba nie wyczuł. - ile to już dni ... 2. jeszcze 12. - wymruczał do siebie i wrócił do swoich spraw. - dwanaście.
przeszedł obok mnie i wyszedł do łazienki.


* Kastiel * 

wróciłem do domu od Spade'a i usłyszałem ciche mruczenie. ktoś pomyślałby że to kot ale wiedziałem że to Ignis.
idąc na górę było to mruczenie coraz głośniejsze i wyraźniejsze.

wszedłem do siebie licząc że zobaczę ją na swoim łóżku pod jej chłopakiem.
ale nie. była na nim sama i to rozkopywała pościel.

- Ignis. - usłyszała mnie i opanowała się. - co to ma być ? słychać cię z dołu.
otworzyła usta ale je zamknęła i pogładziła się po karku. - hmm ... jakby ci to powiedzieć. - odetchnęła. - mój nos był "up to heaven" - spojrzałem na nią. - dobra. odwiedziłam niematerialnie Hogwart.
- a no to wszystko jasne. podglądałaś swojego chłopaka.
- nie. - odpowiedziała. - jakbym chciała go podglądać musiałabym wrócić do stanu niematerialnego i zostać w Hogwarcie.
- to co tam robiłaś skoro go nie podglądałaś ?
- chciałam po prostu zobaczyć jak się sprawy mają. - odpowiedziała. - zresztą co się tak o mnie troszczysz?
- bo boję się że cię zrani. spaliście razem ?
- w jakim sensie ? spytała prosto z mostu.
zmieszałem się. - no ... wiesz w jakim. - popatrzyła na mnie wyczekująco. - czy się pieprzyliście.
- Kastiel. - Igni wstała i położyła mi ręce na ramionach i spojrzała w oczy. - nie robimy nic złego.
- czyli jednak. jak go zobaczę ...
- baka. - zganiła mnie. - od czasu do czasu obok niego zasnę, ale to wszystko. nie śpimy ze sobą w takim sensie w jakim myślisz. - patrzyła mi w oczy poważna. - zaczynasz być jak Harry. już mi wystarczy że on go o to wszystko podejrzewa. - zdziwiło mnie że poruszyła temat swojego brata. - mam tego dosyć. Harry wiecznie się go czepia, ma pretensje o wszystko i podejrzewa go o najgorsze rzeczy. - ciągnęła - chociaż ty nie rób mi o to afer. Ignis była bliska rozłamu. 
- nie będę - zapewniłem ją i pocałowałem w policzek - idź spać i już nie mrucz. 
- dobranoc. uśmiechnęła się z ulgą i zamknęła drzwi sypialni. 

                                     * Ignis *

Kastiel, ostatnia deska ratunku i jedyna osoba która mnie jeszcze rozumiała. ale i on naskoczył na Draco choć wiedział że jakby coś mi się stało to dowiedziałby się pierwszy. 

ułożyłam się na skórze i zaczęłam myśleć ile jeszcze obiecałam Draconowi tu siedzieć, tyle ile mówił, 12 dni. 

kolejne 5 dni zlało mi się w jedno. rano śniadanie, potem próba, obiad, jakieś wyjście z zespołem czy samym Kastielem a potem spać i śnimy o szkole i dawnym stanie rzeczy. 
w sumie na tydzień przed wymknięciem się musiałam porozmawiać o tym z gospodarzem. 
- Kastiel - zaczęłam przy kolejnym śniadaniu, dzisiaj wyjątkowo bez prób. - za tydzień się pakuję i idę.
- masz dwa miesiące banicji. - zdziwił się. - przecież zamiast tracić kasę po hotelach możesz tu zostać.
- nie, nie. nie będę ci się naprzykrzać. poza tym twoja "M" mnie znienawidziła. po co mam działać jej na nerwy ? - przełknęłam kęs jajecznicy. - wiem gdzie znajdę schronienie, spoko. poza tym co za problem zamieszkać w "Ukąszeniu" ?
- o niee. do tej speluny cię nie puszczę.
- znam właściciela. - zrobił wielkie oczy. - przenocuje mnie. mam zbyt dużą siłę argumentów.
- ale po co ci się tam pchać ? to pewnie szef jakiegoś burdelu czy gangu.
- nie czuć od niego ani dziewczynek ani prochów.  jest czysty.
- ale to szef klubu.  - zapierał się dalej. - nie wiesz czym się maskuje.
- jak chcesz. - wzruszył ramionami. - ale jak ci się coś - puknął w moją głowę. - odpukać w puste stanie. to nie do mnie.
- nic mi nie będzie. - przytuliłam go. - dzięki wiesz.
- nie ma za co Ignis. - odpowiedział żartem. - dobra. co chcesz na obiad ?
- ugotuję sama. - wstałam z kanapy i zabrałam kurtkę. - idę na spacer. obwieściłam i wyszłam.

założyłam słuchawki i wcisnęłam ręce do kieszeni skóry.
szłam przed siebie i poskręcałam w kilka uliczek.
nawet sama nie wiedziałam kiedy wsiadłam do metra i byłam przy wejściu na Pokątną.
weszłam do zaułka i pstryknęłam palcami zmieniając skórę w pelerynę z długim, zakrywającym oczy kapturem.
tak wyszykowana by nie być rozpoznawalna dla dziennikarzy, a w szczególności Skeeter, weszłam do "Dziurawego Kotła" i przeszłam przez niego w ciszy.
dotarłam do muru i powtórzyłam kombinację Hagrida stukając w cegły palcem.
odsunęły się i weszłam na gwarna ulicę.
ale mnie i tak interesował raczej Noktrun.
usiadłam przy murze na którym była tabliczka z nazwą tego zakątka i wyjęłam patyk oraz scyzoryk i zaczęłam strugać.

podszedł do mnie jakiś typ o zmroczonym wzroku i zaczął coś bełkotać o ścianie gdzie uwięzili jego żonę.
potem pojawiła się kobieta, stara wiedźma ubrana w stare ubrania, zachwalająca swoje smocze wątroby i inne składniki eliksirów.
i tak jeszcze kilka mniej ciekawych postaci się wokół mnie przewinęło.

potem zobaczyłam matkę.
która chyba mnie nie poznała bo podeszła do mnie wściekła.
- co tu robisz wywłoko ? to mój teren ! - milczałam. podniosła mnie i szybkim ruchem odsłoniła mi twarz z kaptura. - córciu przepraszam - zabrała mnie do jakiegoś zacienionego rogu już bez wariatów. - co tu robisz ?
- suka mnie wywaliła ze szkoły, ale nie powiedziała że nie mogę być w tym świecie.
mama się uśmiechnęła. - sprytne. a teraz chodź. - zabrała mnie za rękę w kolejną, jeszcze ciemniejszą uliczkę. - na górze, na trzecim piętrze pod numerem 13 jest moje mieszkanie. jest co prawda pod zaklęciami ale na pewno dasz sobie z nimi radę.
- mamo. - spojrzałam jej w oczy. - ja tu nie jestem mieszkać. znajdę sobie miejsce, i to wygodne. ale to za tydzień. teraz jeszcze mam gdzie mieszkać, przenocuję to u przyjaciela.  potem idę na Hogsmade i tam się ustawię jeszcze lepiej.
- jak chcesz to zrobić ?
- nie widzę innego wyjścia jak zostać pociechą Umbridge.
Aollicep uśmiechnęła się złośliwie i patrzyła na mnie dumna. - a ona tak kocha koty ...
- że nawet będąc dla niej wredną, będę mieć wszystkiego po uszy. dokończyłam i mama popatrzyła na zegarek.
- no cóż twój ojciec nie lubi czekać. na mnie już pora - nałożyła mi kaptur i pocałowała mnie w policzek. - wpadaj częściej. kocham cię.
- będę. - zapewniłam ją. - ja ciebie też.  potem już zniknęła mi z oczu.

Noktrun był dla mnie, jak to zauważyłam, jednym z lepszych miejsc.  Śmierciożercy którzy sporadycznie się tu kręcili w labiryncie uliczek rozpoznawali mnie i informowali o zamiarach ojca. 
kątem oka, tuż przy wejściu do jednego ze sklepów zobaczyłam Lucjusza. 
podeszłam do szkła witryny i sprzedawca za kontuarem zauważył moją obecność. 
- panie Malfoy, nie chcę pana martwić ale najwyraźniej ktoś pana śledzi. 
Lucjusz obejrzał się i spotkał moje spojrzenie, jednak nie był w stanie zobaczyć moich oczu. 
- zaproś ją tu Borgin, myślę że to zwyczajna drobna złodziejka. wiesz przecież ile jest takich na Noktrunie. - mężczyzna określony Borginem wyszedł. nie był zbyt silny, ani nie był też silnym magiem. zabrał mnie za ramię i postawił przed Lucjuszem. - a teraz przyznaj się co mi ukradłaś. - wyciągał różdżkę. a ja milczałam. mój upór musiał mu o kimś przypomnieć bo cofnął zamiar potraktowania mnie jakimkolwiek urokiem. - kim jesteś ? - nadal siedziałam cicho. - Borginie bądź tak dobry i odsłoń jej twarz. jeżeli nie chce powiedzieć kim jest, ani co zostało skradzione, może twarz wiele o niej powie. - Borgin zrzucił ze mnie kaptur, a ja zasłoniłam okna sklepu. właściciel wydał stłumiony krzyk, a Lucjusz jedynie skinął głową. - Ignis, miło cię widzieć. 
- nawzajem panie Malfoy - odpowiedziałam chłodno. - takie miejsce jak Noktrun to chyba niezbyt dobre miejsce dla szefa Departamentu Tajemnic. 
- ja mam swoje sprawy do załatwienia, które nie powinny cię interesować. - odparł - Noktrun to również nie jest zbyt  dobre miejsce dla uczennicy. 
- jestem na banicji, co pewnie przekazał panu Draco. nie mam nic do stracenia, poza tym to mój teren łowiecki, że tak powiem. 
Lucjusz jedynie lekko potwierdził skinieniem głowy. - Dracon wspominał o twoim przypadku. 
- cóż, dwa miesiące to nic strasznego. - wzruszyłam ramionami - wakacje w środku roku szkolnego. 
Borgin patrzył na mnie wielkimi niczym talerze oczami. - co dla panienki Riddle ? 
- masz broń, najlepiej palną niewielkiego kalibru ? 
sprzedawca zniknął za ladą i zaczął szperać. 

- czemu po prostu nie dołączyłaś do Ligii ? Lucjusz zadawał mi to samo pytanie co ojciec i Draco. 
- to byłby dla niej znak równy z kapitulacją, nie chcę dać jej poczucia że wygrała. ta gra się jeszcze toczy. 
- masz upór swojej matki i ambicję swego ojca. widać po kim masz geny. 
- dziękuję. - odebrałam to jako komplement kiedy to Borgin wtarabanił się ze skrzynką z hebanu, wyłożoną od środka atłasem. - co to za - uchylił wieka. 
staromodny, świetnie wyglądający, niezbyt duży egzemplarz broni palnej. - cudeńko. ile chcesz ? 
- dla panienki tylko 25 galeonów. 
- 20. 
- 22. rzucił cenę Borgin. 
wzięłam broń ze szkatuły i sprawdziłam jak leży w dłoni. była warta 25 galeonów, ale nie mogłam zgodzić się na taką cenę. - 20. to moje ostatnie słowo. - sprawdziłam naładowanie. 10 kul. bardzo dobrze. wystrzeliłam w jakiś stary wazon, odpaliła bez żadnego dźwięku. - moje przedsięwzięcia są dość kosztowne.
- dobrze panienko, 20. - Borgin najwyraźniej wolał uniknąć kulki w łeb. - co kilka tygodni pojawiają się też inne rodzaje broni, jakbyś chciała zerknąć. 
- naszykuj na jutro 5 najlepszych i najładniejszych sztuk. - odparłam luźno. - zobaczę czy coś sobie wybiorę.  ubrałam kaptur i wyszłam ze sklepu.

włożyłam ręce pod pelerynę i wyszłam z Noktrunu w tłum ludzi na Pokątnej.
odetchnęłam i wróciłam do pubu skąd tu przyszłam.
wsiadłam w metro i pozbyłam się kaptura i peleryny które zmieniły się z powrotem w kurtkę.
powoli doszłam do domu Kastiela.
usiadłam na kanapie i zaczęłam objadać się lukrecjami.
Kastiel jak wrócił ze spaceru z Amber ( perfumy wyczułam jak był kilka metrów od progu )  spojrzał na mnie i dla żartu zatkał nos.
- to śmierdzi równie źle co fajki Spade'a.
- lepiej pilnuj żebyś ty nimi nie zaczął śmierdzieć. - wypomniałam mu tamto palenie. - mam nadzieję że i Amber trzyma cie do tego z daleka.
- trzyma, spokojnie. - zapewnił mnie. - a ty lepiej powiedz jak tam z tobą.
zaśmiałam się. - co mam ci powiedzieć ?
- no ... chociażby to jak się między wami układa.
- chcesz słuchać moich zwierzeń ? spytałam go myśląc że żartuje, ale nie, Kastiel patrzył na mnie równie nieugięcie co Draco proszący o buziaka.
- owszem. - zdziwiłam się. - na pewno nie jest między wami tak różowo. a braciszek cię nie wysłucha.
- zapominasz ze też jesteś moim bratem. - dźgnęłam go w bok. on odskoczył. - nadal masz łaskotki.
złapał mnie jednak za nadgarstki. - mówię serio. - znałam to poważne spojrzenie. teraz już nie lubiłam go u niego.
chociaż zawsze jak je widziałam, zapewniał mnie o swoim uczuciu. ale ja oczywiście spierdoliłam sprawę. chociaż z drugiej strony nie byłabym teraz z Draco gdyby nie tamto spierdolenie sprawy.     - możesz mi powiedzieć.
- no ... no jest okej. - nie wiedziałam co mu więcej powiedzieć. - no co chcesz usłyszeć ? 
Kastiel popatrzył na mnie. - jak wam się w tym roku układa. w końcu takie szmaty jak Umbridge nie są codziennością, nawet u nas. chociaż biorąc naszą dyrę to chyba są spokrewnione. zażartował. 
fakt, kuło mnie to. niewiele już teraz, bo wszystko Draconowi wyjaśniałam szczerze do bólu. 
Kastiel patrzył na mnie wyczekująco. 
- no dobra. - spojrzałam mu w oczy. - odkąd ona się pojawiła, to na początku było normalnie. czyli był czuły, całował mnie na korytarzu i przytulał. - myślami wróciłam do tamtego momentu. - ale obwieściła nabór do swojej Ligii Zakichanych, kusząc punktami dla domów. Draco oczywiście poszedł i przekonywał mnie do tego samego. potem ta suka zabroniła okazywania sobie uczuć na korytarzach. przeżyłam to bo Draco patrolował korytarze w poszukiwaniu łamania praw. więc było względnie. ale potem zakazała noszenia glanów. to się wkurwiłam i stwierdziłam że jak jej dopiekałam na lekcjach, to za mało. szybko znalazłam w tej sprawie porozumienie z Gryffindorem i zaczęłam tam przesiadywać. oni się zorganizowali, z moją pomocą, robili spotkania i uczyli się wzajemnie zaklęć ochronnych. - Kastiel nadal patrzył mi w oczy. - no a potem to już pojawiały się kłopoty, że niby jestem Gryffonką, trochę się pokłóciliśmy ale wszystko wróciło do normy. 
- gdyby nie to wywalenie. - wpadł mi w słowo Kastiel z miną psychologa. dziwne uczucie. - czyli jeżeli dobrze rozumiem wszystko jest okej. ale czemu on do ciebie jeszcze nie napisał ? 
- suka blokuje pocztę. chociaż ... wpadłam na genialny pomysł. 
                            
                           cz. II

^ słonko wiem jak ominąć jej blokadę ! ^
^ nie krzycz Igni, bo nie będę mówić cicho. ^
^ Draco wiem co musisz zrobić. zaadresuj przesyłkę do rodziny. matki, cioci kogo chcesz. ale sowa wyśle ją do mnie. ^ 
^ bardzo sprytne Księżniczko. ^ pochwalił mnie blondynek. 
^ mrrru wiem. ^ odparłam przymilnie. ^ gdyby nie odległość chyba byś mnie pocałował. ^ 
Draco zaśmiał się i nic mi nie powiedział, ale wiedziałam że tak by było. ja poprosiłabym o nagrodę a on by mnie pocałował. ale nie mógł. 
Draco był za daleko. a ja miałam zbyt wielką chęć na buziaka. 
przeniosłam go do szatni do quidditcha i sama się tam znalazłam. 
- Igni ale to nielega - zatopiłam w nim usta. Draco szybko mnie przyciągnął do siebie zaborczo i oddawał pocałunek. - co to robisz ? 
- za tydzień, Hogsmade, sklep ze słodyczami. - rzuciłam wrednie - i bądź pewien że możesz pozbyć się koszuli. 
- niegrzeczna z ciebie kotka. - skarcił mnie. - ale będę. zapewnił mnie ale widziałam że ciężko mu odejść, mi też było ciężko. 
- zadzwonię do Kastiela i przywołam tu bagaż. - Draci zrobił wielkie oczy. - a ty lepiej szykuj się na wezwanie Lasu. uprzedziłam go. 
- o nie - zatrzymał mnie w swoich ramionach. - nie idziesz. - pocałował mnie w szyję. - nie teraz. 
- ale Draci - ponownie mnie pocałował. miał już dość siedzenia w zamku beze mnie, przysunęłam się do niego. - och no dobrze, pocałuj mnie. 
Ślizgon wykorzystał przyzwolenie i czerpał z tego garściami, wybierał pieszczotki bardzo starannie, nie chciał wypuścić mnie od siebie bez tęsknienia do buziaka. i cholernie mu to wychodziło. 
- lekcje słonko. - przywołałam go do porządku. dzwon właśnie wybijał kolejną godzinę tortur w zamku. - leć bo Imbryk się wnerwi. odgoniłam go. 
- do zobaczenia Księżniczko. pożegnał mnie i poszedł. 
a ja narzuciłam kaptur i poszłam do Hogsmade. 
spotkałam na drodze Dumbledore'a. 
- widzę że walczysz Ignis. - zagadnął. - to dobrze, bardzo dobrze. 
- dziękuję panie dyrektorze. - odparłam. - a czy ...
- tam za rogiem jest dom, dwójka dzieci, mama i tata. chcą mieć pupila, ale nie wiedzą jakiego. - popatrzyłam na profesora. czy on nie proponował mi kamuflażu najbliżej Hogwartu jak się dało ? - dziewczynki są w wieku przed Hogwartem. dobrze się tobą zajmą. 
popatrzyłam tęsknie na mury zamku. 
- a czy Umbridge nie chce mieć kota w szkole ? 
Dumbledore zaśmiał się serdecznie. - jak wolisz Ignis, zrobisz co zechcesz. i ulotnił się. 

Imbryk, oto nadchodzę. 

                                   * Draco *

wróciłem do zamku i od razu Zabini zaczął uszczypliwe pytania. 
- czemu byłeś w szatni ? co, liczysz że ona się pojawi ? ona ma dwa miesiące w plecy. 
- co cię to interesuje ? warknąłem. 
- ej spokojnie. tylko pytam, bo w końcu nie ma ci kto wzdychać. zażartował. 
- Blaise daj mu spokój. - wtrąciła się Pansy. ona pomimo niechęci do Ignis, jednak mi współczuła. - chyba że chcesz dostać wezwanie do Umbridge. 
- a ty co adwokat ? 
wstałem i wyszedłem z sali, obiad mi zbrzydł. 

^ Draacoo skarbie. Imbryk będzie mieć nowego kota. ^
- dobrze wiedzieć. - odpowiedziałem, nie wiedziałem czemu, na głos. - tylko nie zniszcz tam wszystkiego. 
^ mrru nie zniszczę, ale najwyżej będziesz wezwany do "rozmowy" z jej pupilem ^
- cała Ignis. a jak masz zamiar ją do tego nakłonić, co ? 
^ miałeś koty, ona o tym wie. więc raczej pozwoli swojemu pupilkowi ułożyć jej kota ^
- Księżniczko ... 
^ mrru co ? ^
- kocham cię. - ^ mrr ja ciebie też słonko. ^ - idę. 
^ nieee idź. ja chcę porozmawiaaać ^
- muszę. - rzuciłem i zrobiłem krok w stronę sali - Ignis nie. 
^ no dobrze, ale wieczorem wezwie cię Las. ^ obiecała mi.

wieczorem siedziałem w dormitorium.
ale usłyszałem krzyk Hagrida.
czego ten cholerny gigant znowu nie umie ?
wstałem od stołu i przewróciłem króla w rozgrywce w szachy.
wyszedłem i zabrałem łuk.
- no nareszcie. - spojrzał na mnie wielkolud. - to dziki mroczny wampir. konkretniej mroczna wampirzyca. - zaczął nakreślać mi historię. - zabiła jakieś stworzenie.  - kolejny ryk cierpienia i maniakalny chichot. - zmiennokształtna i pikielnie sprytna bestia. - kolejny chichot i moje imię. - nie możesz dać jej poznać swoich słabości. słyszałeś kiedyś o Narcyzie ?
- tak i co ? naciągnąłem strzałę na cięciwę łuku. ręka i tak była już znieczulona na uderzenia rzemienia.
- to było tak. ona go podeszła. ale zobaczył ją pochylając się nad wodą. a bestia musi mieć świeżą krew, bo inaczej nie mogą się żywić. zmieniła kształt na jego ukochaną. wiedział że to wampirzyca a nie ona. ale zachowywał się tak jakby to była jego miłość. zabił ją ale ona jego też. Narcyz uratował się zmieniając się w kwiat po tym jak wrzucił poszatkowane ciało mrocznej wampirzycy do stawu.
- aha. potwierdziłem i usłyszałem szelest. 
zamknęły się drzewa. 
- ona chce ciebie, mnie dalej nie puści. Hagrid pożegnał mnie jakże mądrze, miał wysokość drzewa co za problem je połamać ?

odetchnąłem i znowu usłyszałem chichot.
- Draaacoo - przemknęła obok mnie - Draaacoo. - znowu śmiech i kolejny szelest drzew obok mnie. - chodź tu. - zobaczyłem Ignis. - chodź.
zbliżyłem się ale nie czułem by to była Ignis. coś mi podpowiadało inaczej.
ale trzeba skorzystać z metody Narcyza.

- Ignis. - odłożyłem łuk. - chodź do mnie. - podeszła do mnie. - pocałujesz mnie ?
wampir zatopił we mnie usta, nie gorzej niż Igni.
ale wyciągnąłem powoli nóż i wbiłem go w jej kark.
stwór zawył ale padł.
pociąłem ją i wrzuciłem do stawu dementorów.
- dobra robota. - Ignis zeskoczyła z pobliskiego drzewa. - chodź. - szarpnęła mnie. - cholernie dobra robota. - pocałowała mnie. - musisz iść.
- nigdzie nie idę. spojrzała na mnie wzrokiem który coś knuł. 
pocałowała mnie w nos. tak w nos. 
- całuj kota w nos ! odbiegła. aha czyli gramy w kotka i myszkę. potwierdziłem w myśli i pobiegłem za nią. 
drzewa które miały nisko gałęzie chlastały po twarzy, a krzaki plątały kroki. Ignis biegła niezwracając na nic uwagi i śmiała się. 
zazdrościłem jej w takiej sytuacji nie tyle szybkości co lepszego wzroku. 
ale złapałem ją. 
- i co z tego będę miał ? 
- trening. - zaśmiała się. - mówię poważnie. jesteś kapitanem, ja rezerwową drużyny. a nawet my musimy trenować, prawda ? - spojrzałem na nią nic nie rozumiejąc - ja trenowałam ciebie. ty masz prawo do przeprowadzenia mi jednego treningu. 
zamarłem ze zdziwienia, Igni była poważna i nie żartowała. 
- naprawdę ? 
- jak masz zamiar dopytywać to ktoś inny może mnie przetre - pocałowałem ją, plotła bzdury tylko po to by mnie zdenerwować. - mrru no to kiedy ? 
- jutro o świcie. szatnia. 
Ignis uśmiechnęła się pod nosem. - i to jest mój Draco. 
- do zobaczenia. 
- do zobaczenia - cmoknęła - Książę. 
Ignis zniknęła w Lesie a ja poszedłem do szkoły. 

Blaise popatrzył na mnie zdziwiony. 
- czemu masz takie czerwone usta ? kogo całowałeś ? 
- nie twoja sprawa - rzuciłem i spojrzałem w lustro. Ignis zostawiła na mnie czerwoną szminkę. - policzę się z tobą. wymamrotałem i wydawało mi się że słyszę chichot.
^ mrru juro się policzysz. ^ przypomniała mi złośliwie.

następnego dnia rano rozeszła się wieść że Umbridge przygarnęła kota.
wbrew pozorom nadal kot, a dokładniej kotka, od niej nie uciekła.
Ignis czekała chyba na to by plotki osiągnęły apogeum częstości by zniszczyć opinię profesorki.

wieczorem, oczywiście zgodnie z planem Ignis, zostałem wezwany do Umbridge.
drzwi do jej gabinetu były uchylone i widziałem całą sytuację.
- no gdzie ty leziesz !? wykrzyczała i wpełzła pod biurko.  kot syczał i prychał ale ona usilnie wyciągała Ignis za ogon.  w końcu została solidnie, bo do krwi, podrapana po twarzy.
- em pani profesor. - zapukałem do drzwi i zobaczyłem ją z wyrywającym się kotem na rękach. - chciała się pani ze mną widzieć.
- och witaj Draconie. - przygładziła spódnicę i podarty lekko żakiet. - wejdź proszę.
kot usadowił na poniszczonej, odrapanej, wygryzionej, różowej kanapie.
Ignis popatrzyła na mnie i pomachała ogonem.
- można ją pogłaskać ?
- nie radzę, drapie i gryzie. - uprzedziła mnie nauczycielka.- nic na nią nie działa. zabawki, kocimiętka, wszelkie głaskania ...  nic. ten kot jest agresywny.
usiadłem na podłodze w kucki i wyciągnąłem rękę.  kotka podeszła z mruczeniem i sama zaczęła ocierać się o moje nogi i dłoń.
- jak się nazywa ?
- Anastasia. - odpowiedziała mi zaskoczona Umbridge. - miałeś kiedyś koty, prawda ?
- tak. od dziecka. - potwierdziłem i Ignis w postaci kota się zbliżyła. - czemu pani pyta ?
- och z czystej ciekawości. ona wszystko, jak widzisz, zniszczyła i była agresywna. może niech zostanie twoim pupilem.
- no myślę że nic mi nie zniszczysz.  - spojrzałem na nią. - prawda Annie ?
w odpowiedzi usłyszałem mruczenie. to Ignis.
zabrałem ją od Umbridge, którą bardzo w swoim stylu załatwiła, i wprowadziłem do siebie.
oczywiście położyła się przy poduszce i zasnęła.
- Ignis ... cała Ignis ... - zabrałem ją na ręce. odpowiedziało mi pełne wyrzutu miałknięcie. postawiłem ją przed Pokojem Życzeń. weszła do niego już zmieniona w człowieka. - jednak jesteś.

* Ignis * 

- czy jakiś inny kot by tak ją znienawidził ? spytałam z lekką ironią.
- możliwe. - podszedł do mnie. - ale żaden z nich nie zrobiłby tego tak jak ty.
 - i teraz masz nowego kota. - uśmiechnęłam się. - wiesz że fajnie jest czasem pobyć sobie takim neko ?
- czym ? zdziwił się.
(*) - neko to kot po japońsku. ale ja go używam jako określenie właśnie siebie w postaci kota. bo nie jestem nim do końca a jako człowiek też mam pewne kocie cechy.  - przytuliłam się do niego. - pocałuuj.
Draco uśmiechnął się i przyciągnął mnie w końcu do siebie.
- jesteś tego pewna ?
- och no pocałuj mnie w końcu ! - naciągnęłam jego koszulę. - pocałuuj.
usłyszałam tylko krótki śmiech i poczułam na sobie jego usta.
poruszałam się trochę w jego ramionach. kochałam go takiego.
- no i ?
- mrru - wtuliłam się w niego. - uwielbiam twoje pocałunki. uwielbiam.
- a teraz daj mi poświętować. - odwrócił mnie do siebie plecami. - nie masz na sobie żadnych malinek.
- nie. - przytulił mnie do siebie. - nie. - poczułam pocałunek na karku. - Draacoo. zagryzł słabo zęby.
- no i masz. - odpowiedział mi wrednie. - idziemy do dormitorium ?
- nie. jeszcze nie. muszę rozruszać ręce. - spojrzałam na niego z uśmiechem i rozwiązałam jego krawat. - od razu wyglądasz bardziej ... wilczo.  - przeciągnęłam po jego schowanych uszach palcem. - a teraz - przytuliłam się do jego pleców. - mrru. - pocałowałam go w szyję - a teraz słonko zabierz mnie do dormitorium i pójdę spać a ty na obchód Lasu.
- nie śpij na poduszce. - odwrócił się mając dosyć krawata. no ale zawiązałam mu go w minutę. - a teraz idziemy.
zmieniłam się w kota i dałam zabrać się na ręce.
Draco delikatnie położył mnie na materacu i wdrapałam się niedaleko poduszki pod kołdrą.

* Draco * 

wyszedłem na obchód.
nic niezwykłego się nie zdarzyło.
jedyne co to ponownie pojawili się tu dementorzy, oznaka że Morringhan, ich pani, jest tutaj.
ale nikt kto nie znał historii Ignis, nie będzie o tym wiedział.
nikt nie był tak głupi by zapuszczać się do Lasu.

wróciłem do pokoju i zobaczyłem słodko śpiącą Ignis pod kołdrą.
było coś po północy. nic innego tylko iść spać.

rano, obudziłem się obok kota i usłyszałem mruczenie.
dostałem łapą po policzku.
- Annie.
- miau.

* Ignis * 

no i takie pobudki mogę mieć.
spojrzałam w oczy Draco i od razu musiałam zamruczeć.

podniósł mnie i zabrał na śniadanie.
dostałam łososia, tuńczyka no i kilka maków z ogórkiem.
żyć nie umierać. 

potem musiałam już tylko obwieścić bratu że już jestem, chociaż pewnie domyślił się tego po akcji z kotem.
jednak przeszłam do Gryffonów.

zaczynali ciut później niż Ślizgoni, więc miałam pewność że zastanę tu brata.
jako kot podeszłam pod drzwi ich pokoju i usłyszałam rozmowę.
- słuchaj skąd pewność że to ona ?
- czy ktokolwiek tak by załatwił opinię Umbridge ?

zaskrobałam pazurami w drzwi.
Ron je otworzył i weszłam do pokoju, zasłoniłam myślą okna i zamknęłam drzwi.
wróciłam do postaci człowieka w chodzie więc stanęłam przed Harrym i jego przyjacielem w postaci ludzkiej.
- o mnie mowa ? - brat jak i Ron mnie przytulili. - dobra. bo mnie udusicie. - odsunęłam ich. - mam niewiele czasu więc. jestem tu jako kotka, załatwiłam opinię Umbridge, obecnie jestem "na garnuszku" u Draco, więc jak chcecie coś mi przekazać to albo przez Spade'a albo przez Dracona. dodatkowo : w weekendy będę się tu pojawiać, jakby co. Ron spytaj braci jak przygotowania. tyle. ja muszę iść.
- ej czekaj ! - Harry złapał mnie za ramię. - Malfoy się tobą zajmuje ?
- znowu zaczynasz ? - spojrzałam bratu w oczy. - wiem jak się bronić.
- ale on ...  on może cię wykorzystać.
- Harry pogódź się z tym że go kocham.
- jesteście razem rok ! tylko rok.
- od końca trzeciego roku Harry. - sprostowałam. - w czwartym się to rozwinęło.
- no może mi jeszcze powiesz że ślub planujecie ?
odetchnęłam. - nigdy nic nie wiadomo Harry. - odpowiedziałam spokojnie. - nic nie planujemy.
Ron popatrzył na mnie i Harry'ego. - zaraz się zaczniecie bić o Malfoy'a. - rzucił luźno i zapobiegawczo nas rozdzielając. - powiem Fredowi i George'owi co trzeba. - zapewnił mnie rudzielec. - a jak tam na banicji ?
- luz. - odpowiedziałam uśmiechnięta. - pomyśl tylko. masz siedzieć dwa miesiące w domu, z dala od Umbridge i jej ryja.
- ha no tak. to jest spory plus banicji. - odpowiedział mi przyjaciel a brat się zaśmiał. - nie chcę cię wyganiać ale niedługo zaczynamy ...
- ach no tak. - podeszłam na środek pokoju. - do zobaczenia !
zmieniłam się w kota i wyszłam od nich.

wprost pod nogi Draco.
- miau.
- Annie - zabrał mnie na ręce. - nieładnie tak uciekać.
- miau. - spojrzałam na niego i trąciłam go łapą po policzku. - mrr.
- chodź tu uciekinierko. - zabrał mnie na lekcje do Umbridge. - przepraszam za spóźnienie pani profesor.
- nic się nie stało Draco, każdemu może się zdarzyć - wskazała mu naszą ławkę. - siadaj.
zwinęłam się w kłębek na jego kolanach i prawie bym zasnęła, ale Umbridge zbyt mocno wypachniła się swoimi perfumami i chodziła po klasie. 
^ Draacoo ja chcę spać ^ przeciągnęłam się leniwie. 
życie na banicji nie jest takie złe ...
chyba że jesteś nielegalnym kotem Draco.
dzwonek mnie podbudził, ale i tak dopiero podniesienie mnie na ręce i pokazanie do światła spowodowała moją całkowitą pobudkę.
^ Drraco. ja chcę spaać. daj mi spać. ^
- nie licz na to Annie. - skarcił mnie. - jest środek dnia, nie pora spać.
- miau. - spojrzałam na niego z wyrzutem. - miau.
- cicho. - pogłaskał mnie po głowie. zamruczałam. - no Annie, grzeczny kot.
spojrzałam na niego zadzierając głowę.
^ poczekaj kurde jeszcze ja cię będę trenować. ^
- już to widzę. - odpowiedział mi cicho. - zobaczymy.
^ mrru, jutro trening ? ^
- owszem. - potwierdził i zabrał mnie na lekcje. - minął mojego brata i spojrzał na niego. - może chcesz jeszcze kota do kolekcji Potter ?
- a co ? drapie cię ?
- chciałbyś. - pokazał mu jak mnie głaszcze. - jest grzeczna. ale może chciałbyś drugiego pupila.
- ty ... - Harry zmierzył go zaskoczonym wzrokiem. - ty chcesz mi coś dać. za darmo ?
- chcesz czy nie ?
spojrzałam na Dracona oburzona.
- daj. - Harry dostał mnie na ręce. - jak się nazywa ?
- Annie. miłej zabawy.   Draco zostawił mnie u brata.

jak quidditcha i ojca kocham zatłukę go chyba. 

Harry popatrzył mi w oczy i zabrał mnie do dormitorium Gryffonów. 
- Ignis tutaj nawet McGonnagall wie że tu będziesz, nie misisz być tu kotem. zaczął puszczając mnie z rąk. 
- świetnie - usiadłam na fotelu przed kominkiem i spojrzałam na brata. - a jak tam sprawy z Ginny ? 
- no ... dobrze ... chyba. 
przewróciłam oczami na nieśmiałość Harry'ego. - mam cię z nią umówić czy sam to zrobisz ? 
- nie zostaw to. - rzucił rozumiejąc że jestem poważna. - Ignis ja ci się do spraw z Malfoy'em nie mieszam. 
- ale ty i tak to robisz ! nic tylko chcesz mnie przekonać że Dracon jest taki a nie inny, robisz to. 
Harry popatrzył na mnie. - może lepiej do niego wróć. 
widziałam że ponawia próbę mojego wyboru, ale tym razem wyjdę do Komnaty. 

przeteleportowałam się do Komnaty Dziedzica i zajęłam się kąpielą. 
musiałam zebrać myśli no i po prostu odpocząć psychicznie. 
banicja poza Hogwartem była w tym wypadku lepsza, bo nie musiałam się przejmować kamuflażem, a tu kot.

ech trudno. cena widzenia się z Draco.

wyszłam z kąpieli i spojrzałam na dementorów.
- nie wpuszczajcie tu nikogo. informujcie mnie o każdym działaniu tej suki Umbridge.
- tak pani.

weszłam w główną odnogę labiryntu.
bez trudu znalazłam sobie dogodną sypialnię i zamknęłam drzwi pokoju.

ale zaraz ...  jestem pupilem Harry'ego. 
nie, on zrozumie tą jedną noc.
położyłam się na łóżku i wtuliłam w poduszkę.
nie mogłam zasnąć więc rozpamiętywałam wszystko.
Bones - ech tej cholery nie ma co roz ...  Harley !  Harley gamoniu !
spojrzałam w głąb sypialni. stał tam i Harley Bonesa, piaskowy, nienaruszony w żaden sposób.
i to jest piękne.

podeszłam do maszyny i przejechałam palcem po metalu.
- mówiłam Bones, że zatrzymam po tobie motor. - zaśmiałam się do siebie. - a teraz ta ładna maszyna jest moja. - popatrzyłam na łóżko. - idę spać.

jednak ktoś otworzył główne drzwi do Komnaty.
dementorzy.
- Expecto Patronum !  wychwyciłam głos brata.
- nie strasz ich. - spojrzałam na dementorów. - nic mi nie robią.
- ale ... co ty tu robisz ? co to - pokazał na moje ramię. - jest ?
- tatuaż. - skłamałam. - zrobiłam go na początku wakacji.
- jak mogłaś !? to nie zejdzie !
- wiem Harry. ale ... ale chciałam taki od kilku lat no i ... postanowiłam go zrobić.
brat przejechał dłonią po twarzy. - dobra. twoje ciało. - odpowiedział mi. - nawet ładny.
- dzięki. - rzuciłam. - zostajesz tutaj czy mam iść z tobą do dormitorium ? - Harry spojrzał na łóżko i na mnie.  a ja na niego. - ej, śpimy w ciasnej klitce od lat. jak byliśmy młodsi to spaliśmy w jednym łóżku. - brat najwyraźniej się speszył. - naprawdę ? ty też masz pstro w głowie ? - zalamentowałam żartem. - ja idę spać. - położyłam się na materacu. - jak chcesz.
Harry położył się za mną i zamknął oczy. - dobranoc siostrzyczko.
- dobranoc. odpowiedziałam i wtuliłam się w poduszkę.

śnił mi się Draco.
widziałam go w Lesie, siedział nad jeziorkiem dementorów, jakby na mnie czekał. kiedy mnie zobaczył podniósł się i podał mi czarną różę.  potem przeszliśmy na spacer.
jednak ten Draco był trochę zbyt uległy jak na niego.

obudziłam się o świcie i zobaczyłam za sobą, przytulonego do mnie brata.
- Harry. - szturchnęłam go i się obudził. - wstawaj. niedługo wyjdzie na to że możesz się spóźnić.
- Ignis - zszokowany Harry podniósł się jak oparzony i zaczął się szykować. - jak się spało ?
- dobrze. zadziwiająco dobrze. odpowiedziałam i poszłam pod prysznic.
wykąpałam się błyskawicznie i przebrałam się.
w sumie po co ale lepiej tak.

- Harry - spojrzałam na niego. - chcesz mieć jakiego pupila ? kota, psa, fretkę ...
- psa.
- jaki kolor ?
- burego. - rzucił. - wiesz że nie chcę czarnego.
- okej. - pokiwałam głową i zmieniłam postać na chwilę. Harry stał zdziwiony ale i chyba zadowolony. - może być ?
brat przytulił mnie. - chodź. będę wołał na ciebie Sairy.
zmieniłam się w kundla o kolorze beżowym.  jedyne co wyróżniało mnie od innych psów to oczy.  jedno ciemne, drugie zasłonięte na srebrno-szaro, jakby zaćmą. ale widziałam idealnie.

Harry zabrał mnie za sobą i przeszedł przez korytarz niedaleko Dracona.
- hau. szczeknęłam na Ślizgona przyjaźnie.
Draco popatrzył na mnie i na Harry'ego. - widzę że kot ci uciekł.
- uciekła. ale po już rano przypałętała się ona. - pogłaskał mnie po głowie. - grzeczny pies.
spojrzałam Draconowi w oczy.  blondyn jedynie pokiwał lekko głową i poszedł dalej.

brat zabrał mnie do swojego dormitorium.
pokazał mi swoje łóżko i wskoczyłam na nie. - spać możesz w dzień jako człowiek. - zasugerował mi brat. - i tak ... wampiry to raczej nocne ... stworzenia.
zmieniłam się w człowieka. - ładnie wybrnąłeś. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem. - dobranoc.
- śpij dobrze.  pożegnał mnie Harry i zamknął cicho drzwi.

* Harry * 

widziałem jak Ignis zwija się pod kołdrę i kładzie się na poduszce.
byłem szczęśliwy że siostra wróciła, że nie mieszka u Malfoy'a.
ona chyba też była z tego powodu szczęśliwa.

wszedłem na lekcje.  Malfoy wchodząc do klasy położył mi kartkę na biurko.
" powiedz siostrze że czekam na nią wieczorem w Zakazanym Lesie " 
spojrzałem na niego kpiąco i napisałem " a co ? chcesz ją zranić że nie chcesz świadków ? "
Malfoy prychnął z wyższością - jasne że nie. - odburknął. - należy się jej pieszczota.
na ostatnie słowo robiło mi się wręcz niedobrze. to brzmiało tak jakby chciał ją co najmniej przelecieć.
ale musiałem zaufać siostrze, ona nie dałaby się wziąć aż tak poważnie w ramiona Malfoy'a.

usiadł przed nauczycielem i siedział cicho.
no prawie, nie brał udziału w lekcjach, wiecznie snuł się po korytarzach z jakimś notesem i mamrotał pod nosem.
- Igni ... poczekaj do wieczora. - kiedy mijałem go na korytarzu to to usłyszałem. - no nie - odgonił coś od siebie. ale w powietrzu nic nie było. - nie.

spojrzałem na Hermionę i Rona. - a temu to co odpieprza ?
- on tak mamrocze odkąd wyjechała Ignis.  - odpowiedział mi przyjaciel. - a co cię to interesuje ?
- mamrocze o Ignis.
Hermiona popatrzyła na mnie i na Malfoy'a. - no ... on jest w niej zakochany tak ?
- no niby tak. - wzruszyłem ramionami. - ale co to ma do rzeczy ?
- no - Hermiona zaczęła się rumienić. - no bo czasami jest tak że człowiek nie dopuszcza do siebie straty. a wiecie ...
- wystarczy go spytać. - rozstrzygnął Ron. - Malfoy ! - Ślizgon odwrócił głowę zaskoczony wyraźnie ze go wołamy. - czemu wiecznie coś mamroczesz ?
- nie wolno mi Weasley ? - odpowiedział jadowicie, ale zaraz po tym zachował się jakby ktoś sprawił mu przyjemność. - potem słonko.

Ron spojrzał na niego wielkimi oczami a kiedy Malfoy się odwrócił Hermiona narysowała spirale przy skroniach. - rozdwojenie jaźni.
-słyszałem szlamo ! odwarknął Malfoy i poszedł dalej.

reszta dnia minęła spokojnie a Malfoy nadal świrował.
na jednej z przerw miotał się na korytarzu.
- nie. - spojrzał twardo w powietrze przed sobą. - nie. - powietrze musiało wydać mu się słodkie - no dobra. chodź.   zaczął iść na wieżę, do gabinetu Slytherina.

poszedłem za nim.
wszedł przez drzwi, ale ich nie domknął, więc miałem idealny wgląd na to co się tam dzieje.
- czego chcesz ? - spojrzał na Ignis. - posądzają mnie o schizofrenię.
- och przeżyjesz. - siostra usiadła w starym fotelu. - chodź. - poklepała miejsce obok siebie. - chyba że mam siąść ci na kolanach.
- mogłabyś od razu przejść do rzeczy ?
- trening. masz moje klucze, jutro o świcie. (?) - zasugerowała mu siostra. Malfoy pokiwał głową. - a powiedz coś od siebie. jak się czujesz ?
- świetnie. - spojrzał na nią. - wręcz genialnie. - Ignis zbliżyła się do niego. - no chodź.
- nie mogę zepsuć krawata. - siostra jakby siebie samą napomniała. - mogę ? spojrzała na niego takim wzrokiem że równocześnie nie wierzyłem i chciałem wymiotować.
- radzę się pośpieszyć. Umbridge ma zebranie.
- och a ty jak zawsze jak piesek. - siostra stała pochylona nad nim. pocałowała go w policzek. - no leć.
- nie. - Malfoy ściągnął ją na swoje kolana. - jedno zebranie mnie nie będzie, nic się nie stanie.
w oku siostry pojawił się błysk. - skąd u ciebie ta postawa ? jesteś chory słonko ?
- zdrowy. - Malfoy złapał ją w tali. - a ty niecałowana.
- zebranie ci ucieknie.
- nic się nie stanie. - pocałował ją.  wszedłem do nich bo Malfoy powoli chciał dobierać się do ubrań siostry. rozdzieliłem ich wściekły. - co tu robisz Potter !?
- ratuję siostrę przed takimi jak ty. - odwarknąłem. - nie jesteś dla niej, wiedziałem to od zawsze.
Ignis stała jak wryta w ziemię. - Draco ... - odetchnęła. - powiesz mojemu bratu że nic się tu nie działo ?
- sama mu to wyklarowałaś. - słowa do niej były spokojne i wręcz przesłodzone. - a ty Potter masz uszy i rozum. nigdy bym jej nie chciał skrzywdzić, poza tym sama ci powiedziała.
- odsuń się od niej ! - osłoniłem Ignis. - nie dostaniesz jej.
siostra westchnęła. - Harry puść mnie ! - wyszła zza moich pleców. - on mi nic nie zrobi !  jesteś już przewrażliwiony !
- ja ? - spojrzałem na Ignis nie rozumiejąc. chciałem żeby znalazła sobie kogoś lepszego niż Malfoy. - to ty dasz mu się zranić a potem będzie chciał żebyś go prosiła o to żebyś mogła wrócić.
siostra do niego podeszła. - niedoczekanie Potter ! - warknął  na mnie Malfoy. - ona nigdy nie będzie musiała się prosić o przyjęcie z powrotem. - laluś pocałował ją w policzek. - nie mam zamiaru jej puszczać od siebie.  moja kotka.
- ale drapie. - upomniała go lekko klepiąc go w brzuch. - i podgryza.
- ale nie teraz. - upomniał ją Malfoy. - chyba że chcesz pochwalić się bratu że mnie rozbierasz.
- co !? - stałem jak wryty. podszedłem do Malfoy'a. - co !?
- no twoja siostrzyczka kocha mnie rozbierać. - wziąłem do ręki różdżkę. - z koszuli. Ignis ...
spojrzałem na siostrę. - em ... - ona spuściła wzrok. - no ... no lubię jego klatę, brzuch. - popatrzyła na niego. - jesteś genialnie zbudowany. - chyba o mnie zapomniała, lub mnie olała bo przytuliła się do niego i pocałowała go w brodę. - mrru.
- Potter idź na lekcje czy coś. - wygonił mnie Malfoy. - a ty Księżniczko - przyciągnął ją do siebie. - zostajesz tutaj.
- wieczorem. - odgoniła go. - przeżyjesz kolejny dzień.
- nie. - Malfoy oplótł ją ramionami jak anakonda swoją ofiarę. - zostaniesz.
- w takim razie - Ignis spojrzała na mnie. - musimy zmienić miejsce.
- o nie. - Ślizgon przejechał po jej szyi palcem. - za bardzo mnie namawiałaś.
siostra zamruczała i spojrzała na swojego rozmówcę.  - no to chodź.
Malfoy od razu rozluźnił krawat i go ostrożnie położył na biurku.
ale koszulę siostra potraktowała zdecydowanie ostrzej,  nie dała jej minuty.
miałem ochotę tam wejść, a z drugiej strony miałem ochotę przekonania się czy aby na pewno Malfoy jej nie krzywdzi.  to drugie gwarantowało mi pewność.

Ignis wczepiła się w jego usta. Malfoy, zadowolony jak świnia w błocie, gładził ją po plecach i miął materiał jej koszuli. 
- leć już. siostra go odgoniła. 
- nie. - Malfoy się zapierał byle tylko od niej nie iść. - oj no Ignis nie zbywaj mnie. 
Ślizgon ją prztyulił tak że dłonie miał na jej brzuchu. 
- no ale zebranie ... Ignis szukała punktu który go odeśle. 
- mijają jego 3/4. sprostował. 
- no to w takim razie bądź tak dobry i załatw mi fiolkę krwi. - Malfoy podwijał rękaw. - nie twojej gamoniu - zaśmiała się siostra - znajdź mi proszę ... jeny nie pamiętam jego imienia ... chłopak to Krukon, mugolak. pachnie takimi słodkimi perfumami. 
- a jak wygląda ? Malfoy oczywiście podejrzewał Igni o zdradę. 
- czarne włosy do ramion, pociągła twarz, jasne oczy. 
- mam ci go przysłać czy sam zabrać krew ? 
- jak wolisz. odprawiła go Ignis.

wszedłem do gabinetu jak tylko wyszedł z niego ten laluś.
- Ignis do jasnej cholery co to miało być ? on jest nikim !
- co przepraszam do tego ma twoje zdanie !? - zaatakowała Ignis. - nie ty masz się z nim całować, przytulać go ! nie jest to twoja sprawa z kim się spotykam !  a zresztą - machnęła ręką. - czego ja się mam spodziewać ? przy Kastielu tj. jakieś dobre 4-5 lat temu robiłeś dokładnie to samo ! zatrzymałeś się na tym samym poziomie.
nie wiedziałem co odpowiedzieć siostrze.  - chcę twojego dobra.
- chcesz, chcesz a i tak próbujesz je zniszczyć jak je mam ! - rzuciła roztrzęsiona. - jestem z Draco szczęśliwa Harry. zrozum to. po prostu zrozum. - patrzyła na mnie poważna i zdawała się pewna tego co mówi. - musisz to po prostu przeżyć.
wyszedłem z gabinetu.
jak zawsze miała rację - muszę to po prostu przeżyć ...