środa, 19 sierpnia 2015

Miniaturka No2

Hej Czarodzieje !
Wiem, że to długa przerwa, ale na wakacjach postanowiłam się zmienić i walczę z wagą.
Poza tym nie miałam weny ostatnimi czasy, brak pomysłu na kolejną miniaturkę dla Was.
Jednak teraz już mam niewielki patent, liczę, że się Wam spodoba.
Jest to kawałek z życia Mii.


~***O~~^~~O***~

Wstałam z łóżka w Hogwarcie. Nie mogłam dalej pojąć jakim cudem trafiłam do Gryffindoru. Przecież nie miałam na to charakteru, a jednak Tiara coś we mnie zobaczyła.

Przeszłam na śniadanie, na Wielkiej Sali wśród nauczycieli lewitowały dwa duchy.
Jeden był bardziej pocięty, był to wuj Ignis - Severus Snape. Uczył o Czarnej Magii, a niedaleko niego prześwitywał profesor Binns.
Ślizgonki nie było osobiście, w końcu miała swoją pracę. 
Przypomniałam sobie jak mnie ocaliła, a potem sama leżała we krwi. Potem oddała mnie do zamku, gdzie pilnowała mnie - chyba - jej matka, choć na to nie wyglądała. 
Ale po tym wszystkim trafiłam już na swoje ścieżki, kiedy wszyscy szaleli z powodu Bitwy i jej przebiegu, i oczerniali Ignis ja wiedziałam, że to nie mogła być prawda. Nie zrobiłaby takich okropieństw. 

Profesor Snape pojawił się przed moim nosem.
- Panno Tywear, proszę za mną. - Rzucił ozięble i jakby z niesmakiem. - Na co mi przyszło ... Żeby mnie uczynić kurierem. -  Wymamrotał do siebie zły, ale prowadził mnie przez korytarze. Za moimi plecami pojawił się i Scorpius, nie miał niemal żadnych barier w Hogwarcie, praktycznie mógł robić co chciał. I to robił. - Scorpiusie, to ciebie nie dotyczy. - 
- Owszem dotyczy. - Odpowiedział i potem już w milczeniu szedł za mną. Aż do wielkich drzwi zakończonych wężami. Snape chciał coś mówić, jednak spojrzał na chłopaka i znikł. Nie rozumiałam czemu profesor nas tu zostawił. - Otworzę. - Drzwi jednak odsunęły się zanim zdążył cokolwiek zrobić. Za ścianą stała Ignis. - Mamo ... Co ty tu robisz ? - 
 
- Jestem, Scorpio. Zapominasz, że mam prawo tu być, a nawet i obowiązek. - 
- Nie rozumiem. - 
- Pewne groty w górach potrzebują zamknięcia, zrobiłam co miałam zrobić, ale po drodze chciałam zajrzeć do szkoły. - 
- A co z ojcem ? - 
- Scorpio ... Ojciec pracuje. - Teraz mnie zauważyła, jakby wyrwana z zamyślenia. - Mia, chodź. - Wyciągnęła ku mnie dłoń. - Scorpio, Severus mówił, że ta sprawa nie dotyczy ciebie. Idź na lekcje. - Odgoniła go i drzwi się zamknęły za moimi plecami. Było ciemno, tak jak wtedy. - Spokojnie, to tylko przejściowe. - Zapewniła i zabrała mnie dalej. Widziałam otwartą przestrzeń. - Mia, usiądź. - Wskazała mi fotel obity skórą. 
- O co chodzi ? Czemu mnie tu chciałaś widzieć ? - 
- Posłuchaj, wyda ci się to absurdalne, ale zajmij się Scorpio. Jesteś od niego starsza, a on niestety pcha się do Lasu. Nie mogę mu na to pozwolić. - 
- Dlaczego ? Przecież to twój syn ... -
- W tym rzecz. - Odparła spokojnie. - Moja praca przeniosła się do Zakazanego Lasu, nie mogę go tam dopuścić. - 
- Ale o co chodzi ? - 
- Pamiętasz doskonale tą bestię, która cię osierociła. - Na samo wspomnienie zaczęłam się bać. - Otóż to nie był jedyny osobnik, wywabiłam pozostałą dwójkę do Lasu. Wuj prosił, by je zabić. Więc to zrobię, ale one wyczuwają pokrewieństwo. Tak więc zemstę za moje morderstwo na nich przeniosłyby na Scorpiusa. - Wszystko jasne, teoretycznie. 
- Czyli co mam zrobić ? - 
- Zatrzymaj go. Ja muszę już teraz iść i je wykończyć. Wymyśl coś. - Poprosiła i zniknęła. 

Stałam na korytarzu, obok Scorpiusa.
On stał i patrzył na mnie.
- Co ? - Spytałam zaskoczona tym jego gapieniem się.
- Nic. Idę do Lasu. - Stwierdził, ale złapałam go za rękaw szat. - Co ? -
- Nie idź. One cię zabiją. Jak moich rodziców. -
- Jesteś sierotą ? -
- Tak. Twoja mama ocaliła mi życie, ubijając bestię, która zabiła moich rodziców w Lesie. Potem wzięła mnie pod opiekę. -
- Wow. - Był zaskoczony moją historią. - Czyli ... -
- Mam u niej dług. Prosiła by cię nie puszczać teraz do Zakazanego Lasu, bo bestie cię zabiją w zemście. -
- No tak. Prawo dżungli ... - Westchnął i wbił ręce w kieszenie. Przez korytarz przetoczyła się zakrwawiona Ignis. Ciągnęła za sobą cztery masywne łby na długich ścięgnach, zostawiając za sobą krwawe tory. - Mamo ... - Scorpio rzucił się do matki, która go odgoniła.
- Zapominasz, że mnie ciężko zabić. - Uśmiechnęła się, a na jej twarzy pojawiła się kolejna szrama od walk. Oparła się o ścianę. Pojawił się Severus i jej mąż, ojciec Scorpio. - Daj mi po prostu oczyścić rany i ... -
Położył jej palec na ustach. - Nie w tym stanie. Idziesz ze mną. Uleczę cię w szpitalu. - Zabrał ją pod ramię, objął ją i zniknęli.

Scorpius stał i patrzył na to zszokowany. Czerepy bestii zabrał Snape, jednocześnie je oczyszczając.
A on stał zaskoczony, jak wmurowany.

- To ... To musiało być wielkie skoro ... -
- Taka sama zabiła mi rodziców. - Potwierdziłam. - Chodźmy do dormitoriów, inaczej zaczną się kłopoty ... - Zaproponowałam. Scorpio pokiwał głową i poszliśmy korytarzem.
- W sumie to jak to się stało ? - Spytał, jednocześnie przerywając ciszę.
- Jak co się stało ? -
- No, jak się tu znalazłaś. - Ujął to bardziej dyplomatycznie.
- Byłam z rodzicami na wycieczce, zaszliśmy do lasu. Rozbiliśmy obóz, a oni coś usłyszeli. Najpierw tata poszedł to sprawdzić, ale po krzykach pobiegła moja mama prosząc mnie, bym została w obozie choćby nie wiem co. Posłuchałam, ale strasznie się bałam. Wtedy ... Po jakimś czasie ... To coś przyszło do obozowiska no i ... Zaczęłam krzyczeć. Potem twoja mama ... Przecięła go na pół, od środka. Dosłownie wyrwała mu serce wypalając w nim dziurę. No i ... Poprosiła, żebym zawołała twojego ojca, bo on ją ocali. No i poszłam po omacku przez Las, znalazłam go no ... Po tym wszystkim trafiłam do Aollicep, pod opiekę Korony. Po kilku latach odeszłam, a po Bitwie trafiłam tu, na naukę. I jestem. -
Scorpio był wbity w ziemię. Wielkie zaskoczenie, oraz współczucie i szacunek malowały się na jego twarzy. Nie mówił nic, po prostu na mnie patrzył.

- Jesteś w cholernie dobrym domu. - Rzucił w końcu. - Przeszłaś tyle, a nadal masz pogodę ducha. Wielu by się załamało. -
- Jakoś trzeba żyć. - Odpowiedziałam a on niepewnie podszedł na krok i pocałował mnie w policzek.
- Nie mów mojej matce ... - Rzucił i zniknął.

Stałam jak wmurowana. Przecież ... Przecież praktycznie się nie znaliśmy, nawet się nie przyjaźniliśmy. A on ...

Najwyraźniej tak musiało być. Za rogiem widziałam lekko uśmiechniętą Ignis, która widząc mnie położyła palec na ustach i deportowała się.
W miejscu gdzie stała pojawił się motyl, który usiadł mi na ramieniu.
Potem towarzyszył mi w drodze aż do dormitorium, gdzie się rozpłynął jak kamfora.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz